Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

wchodzę i już środek mnogość dialektów jazz na klawesynie
ale nie w chicago tylko mieście dymu i blachy gdzie zawsze
wadzi jakiś zaimek gdzie są jeszcze tkanki w stanie
nienaruszonym a kałuże reagują tylko na podczerwień

o czwartej mają przyjść wszyscy moi bohaterowie z tej to okazji
położyłem na stół nową ceratę i umyłem naczynia ale będziesz
zmuszona wyjść to ma odbyć się w ciszy tak żółtej jak trzeci peron
bo my musimy bo my nie chcemy nasze twarze ciężkie purpurowe

obradować trzy dni i trzy noce w kuchni kartotece wątków
przedawnionych ze słoikiem śledzi chlebem nożem i żyletką
przecież nie można tak wciąż o tym samym

(5 IV 2008)

Opublikowano

Pan posiada swój własny, precyzyjny styl. Nie mam czasu wnikać (a szkoda), w każdym razie już ostatnie pańskie wiersze zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. A potrzeba nam świeżej, fachowej krwii.
Na tak.
Pozdrawiam.

Opublikowano

Rozumiem że twoi bohaterowie to poeci przeklęci polskiej poezji.To będą długie rozmowy i mocno w dół,i świat zewnętrzny w zasadzie do niczego nie będzie wam potrzebny...I to jest chyba jedyny zarzut.Ten mit jest już trochę zwietrzały ale próbuj.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



osobiście miałem raczej na myśli postraci, które PeeL sam powołał uprzednio do życia, choćby w innych wierszach. a że mają często wiele wspólnego z przeklętymi to już inna sprawa=). co oczywiście nie znaczy, że tylko w ten sposób można to rozumieć:).
pozdrawiam
Opublikowano

Rzeczywiście styl konsekwentny, przemyślany.
Szkoda tylko, że mi nie odpowiada :)

Mam trochę inne oczekiwania co do poezji: więcej tropów, więcej liryczności, klasycznego piękna.
Tutaj mamy długie zdania, które choć podzielone na wersy, moim zdaniem bardziej są prozatorskie niż poetyckie.
o czwartej mają przyjść wszyscy moi bohaterowie z tej to okazji
położyłem na stół nową ceratę i umyłem naczynia


Myślałem że będzie tu kontrast słownictwa naukowego (tauryna - zw. chem uważany za aminokwas, którego funkcją biochemiczną tauryny jest sprzęganie kwasów żółciowych przed wydaleniem ich z wątroby - tak mi wujek Google powiedział :) z lirycznym.
Zwroty potoczne będą zestawione z tymi oryginalnymi. Tego mi tutaj zabrakło.

Pozdrawiam ciepło
Coolt

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



szkoda=). tauryna to obok kofeiny główny skłaqdnik energy drinków wszelakich, stąd tak a nie inaczej=). cóż, we współczesnej literaturze wyraźny podział na prozę i poezję coraz częściej traci sens. tropów tu jest dużo wbrew pozorom, a lirycznośc może być bardzo różna;). tylko co to konkretnie jest słownictwo 'liryczne'?:).
pozdrawiam
Opublikowano

mnogość dialektów - uprościj to, oraz to:

"o czwartej mają przyjść wszyscy moi bohaterowie z tej to okazji"

to wg mnie sio:

"to ma odbyć się w ciszy tak żółtej jak trzeci peron"

poza tym - świetnie

:)

mirka

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @lena2_ prawda
    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...