Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Twarz miał przystojną, nie dotkniętą żadnymi zmianami. Wyraźny kwadratowy podbródek, szerokie koście policzkowe, proporcjonalny nos. Zwieńczeniem jego urody były piwne oczy, co stanowiło, że samicom podobał się bez słowa zaprzeczenia. Mongl prócz wyraźnej urody posiadał jeszcze jedną charakterystyczną cechę, był chamem. I nie o to chodzi, że większość mutaków z manierami ma na bakier. Nawet można przemilczeć kwestię wyzywającego drapania się po dupie trzecią ręką, tą tak praktycznie wyrastającą z pomiędzy łopatek. Ubiór i higiena osobista też go nie wyróżniały, normalny gangster niższego szczebla w tym mieście. Odzienie standardowe jak na lata siedemdziesiąte XXI wieku. Lniana koszula, mocne płócienne spodnie, wyróżniały go jedynie buty z lepszej skóry, kamizela z podobnego materiału i miecz krótki, szeroki dobrze wykłuty. To co sprawiało, że Mongl był nazywany świnią wśród knajpianych kumpli? Poczucie humoru. Szczególnie dowcipy o jego byłych samicach ich siostrach i matkach. Dziś, prawie dwumetrowy trzyłap czuł się wyśmienicie. Nic nie mówiąc wstał od stolika. Bar „Im więcej, tym lepiej” był wybudowany od podstaw jak większość budynków w centrum, nie nosił żadnych oznak budownictwa początku XXI wieku. Ściany z kamienia wznosiły się na wysokość trochę ponad metra, reszta wraz z dachem drewniana. Znaczy prawda jest taka, że „Im więcej, tym lepiej” został wybudowany na miejscu dziesięciopiętrowca i pod knajpą są solidnie utrzymane piwnice tamtego gmachu. Wróćmy jednak do Mongla, a tajemnice brać Kraks zostawmy na później. Mongl stanął na wolnej przestrzeni między barem a stołami, tyłem do dwóch barmanów i jedynego użytkownika, jednego z sześciu stołków barowych. Nabrał powietrza w płuca, znaczy chmurę tytoniu, konopi i całą tą pijacką aurę. Wiedział, że w drugiej sali nikt go nie usłyszy, ale osiem zapełnionych stołów w pierwszej, też może być niezłą widownią.
- Uwaga, Uwaga!- można było ulec wrażeniu, że ogień ściennych pochodni lekko uchylił się pod siłą jego głosu- Mam do przekazania komunikat. Jaśnie nam panujący – nawet Mongl wiedział by głośno nie wymawiać imion kapłanów – wydał dziś komunikat, by ulżyć wszystkim przedstawicielom braków i zjebów w ich ułomności i coś tam dodać na ich mordy gładkie, parszywe.
Odwrócił się w stronę baru. Na stołku siedział niespełna dwudziestoletni mężczyzna, w typowym zielonym płóciennym stroju charakterystycznym dla myśliwych. Nie miał jednak żadnej widocznej broni łowczych, tylko duży myśliwski nóż przy pasie.
– Gadaj ofermo jesteś zjebem i coś poczciwego chowasz pod odzieniem, czy jednak jesteś nędznym brakiem bez miłosiernego namaszczenia na ciele przez Pana naszego jedynego!?
– Mo zostaw go, niech wypije zapali i idzie. Dziś nam nie trzeba awantur z brudasami – odezwał się ktoś z głębi sali, jednak Mongl słuchał już tylko siebie.
Chłopak wstał, był teraz pięć metrów przed Monglem. Ten na to czekał, wiedział, że ludzi można równie łatwo sprowokować jak mutaków.
– No gadaj, kim jesteś? – mimo nonszalanckiej postawy, był czujny, wiedział że jego przewaga to przegubowy łokieć, nadgarstek oraz dobrej jakości nóż do rzucania, którego ostrze teraz pieścił trzecim kciukiem.
Nie patrzył na niego, planował drogę ucieczki i bieg po dwóch najbliższych stołach w stronę otwartego okna, wydał się wcale nie taki głupi. W tym czasie gdy zbliżył się na odległość półtora kroku od mutanta, wyszarpał zza pasa na plecach zakazany artefakt. Jaki on szybki pomyślał mutak, któremu mina mocno zrzedła. Co on kurwa trzyma w ręku, żelazną klamkę? Nie kurwa to nie klamka, te nie są zbudowane z cienkiej długiej rurki, za którą jest walec z otworami, a to wszystko zwieńczone wygodną rękojeścią. Mongl się szybko poprawił, ten dziwny przedmiot zwieńczony był parą dzikich oczu. W tym niewielkim ładunku czasu o wartości najwyżej dwóch mrugnięć, Mongl pomyślał jeszcze jedno, dwa razy pomyślę nim kogoś zaczepi...



jest to szkic, zarys, pierwszego rozdziału, jak słońce da wstęp do większej całości. prozy nie pisałem od czasów matury, a na polski to zawsze daleko było, w porównaniu z rzeką. czekam na wszelkie opinie. rozdziały mają być krótkie. w drugim ma być wprowadzenie drugiego bohatera. w trzecim przedstawienie fragmentów historii tego świata przez wprowadzenie trzeciej postaci. w czwartym ucieczka z baru i połączenie "drużyny". to tak w kwestii wyjaśnienia

pozdrawiam

Opublikowano

Mam troche mieszane uczucia. Brakuje mi ekspresji i wyczekiwania, co sie dalej zdarzy. Ale to subiektywne, zobaczymy co na to inni. Gdzieś tam brakuje przecinka, literówka też sie pojawiła, ale to mniej istotne. Podoba mi się, że rozdziały mają być krótkie. Poza tym jest dość charakterystycznie - wyraźnie zaznaczone tło, czasy i miejsce. Jak Ci sie skończy limit to wklej coś jeszcze, potrzebuje więcej, żeby ocenić bardziej szczegółowo. Pozdrawiam ciepło

Opublikowano

Jako szkic, w dodatku napisany po dłuższej przerwie, ten rozdział wydaje mi się całkiem dobry. Choć ja nie przepadam za takimi opowieściami, z pewnością wiele osób zaciekawi. Sądzę, że trzeba by jeszcze poświęcić sporo czasu żeby tekst wygładzić, ale jak sam piszesz, to dopiero zarys, więc się na razie nie czepiam.
Ogólnie jest naprawdę nieźle, nakreślony zgrubnie plan całości brzmi też sensownie - koniecznie pisz dalej a równolegle za jakiś czas wróć do tego rozdziału i popraw usterki, które sam zauważysz. Jeśli będziesz chciał to wklej go wtedy ponownie - chętnie przeczytam i skomentuję - pozdrawiam - Ania

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • A do psot i wina Hani Witos poda
    • @m1234 Dziękuję za odwiedziny i refleksje. Pozdrawiam. @Nata_Kruk Dziękuję za uwagę, pozdrawiam.
    • Pod koniec dnia, Zosia jak zwykle nie spieszyła się z powrotem do domu. Przycupnęła rozmarzona na nawłoci, zachwycając się bogatą paletą jesiennych kolorów. Była niezwykle sympatyczną, choć nie zawsze pracowitą pszczółką. W czasie pracy, zdarzało jej się zamyślić, zapatrzeć, pomarzyć... - Och, zapomniałam! Dzisiaj zamykają drzwi przed zimną..- Zerwała się nagle przebudzona tą myślą. Za późno. Kiedy przyfrunęła, wszystkie ule były już zamknięte, do wiosny. - Trudno, może jakoś przetrwam. - Pomyślała naiwnie, podlatując do pożółkłego drzewa jesionu. - Panie jesionie dostojny i jasny, może byś mnie trochę ogrzał. Nie jesteś kuzynem słońca...? - Mruknęła na małej gałązce. Jesion nic nie odpowiedział, a na miejsce ciepła, nadchodzący wieczór owiał ją przejmującym chłodem. Instynktownie sfrunęła z drzewa, szukając schronienia między opadłymi na ziemi liśćmi. Drżąca, schowała się pod tymi, które wydawały się najbardziej suche. - Co ty tutaj robisz maleństwo ? - Na krótko zbudowaną kryjówkę, zburzył swoim nosem jeżyk. - "Cudownie, skończę jako przekąska jeża.." Pomyślała wystraszona, wpatrując się w czarne oczka przybysza. - Czemu nic nie mówisz? Nie będziesz moją kolacją. - Uśmiechnął się jeżyk, jakby jej myśli usłyszał. Bardzo podziwiam i szanuję pszczoły. Bez Twojej pilnej pracy, nie miałbym teraz tylu przepysznych jabłuszek. A muszę ci się przyznać, że jest to mój ulubiony przysmak. - Dodał pogodny, i sądząc po głosie, nieco starszy jeżyk. - Poza tym, lekarz mnie męczy, że powinienem przejść na dietę....Jak wiadomo, ciężkostrawne jest żądło pszczoły...- Próbował żartować, na co w końcu, uśmiechnęła się Zosia. Kiedy opowiedziała mu co się stało, jeżyk wyznał, że wcale jej się nie dziwi, bowiem jesień była jego ulubioną porą roku, więc i on na jej miejscu pewnie by się spóźnił do domu. - Zaraz coś wymyślimy. - Pocieszał ją, widząc jak coraz bardziej drży z zimna. - Tutaj, w naszym ogrodzie, kiedy jest już po słońca zachodzie, mamy małą tajemnicę. Obiecaj, że nikomu jej nie zdradzisz..?- Zaciekawiona Zosia pokiwała znacząco główką. Jeżyk mocniej chrząknął, po czym z suchej trawy i patyczków w ogrodzie wznieciło się małe ognisko. Ożywione liście zaczęły tańczyć wokół niego, zarobiło się gwarnie od śmiechu i cichych rozmów. - Ojej! - Wydobyła z siebie zaskoczona pszczółka. - A te liście się nie spalą? - - Większość z nich trafi do stajni, gdzie staną się nawozem. Niektóre jednak, z ogniem wolą przytulić przestrzeń ostatnim powiewem ciepła. Przyjemnie ogrzana, Zosia z ulgą zatrzepotała skrzydełkami. Zadumana przy ognisku, zadawała sobie pytanie, jak przetrwa następne coraz chłodniejsze dni. . - Zanim zaśniesz, pamiętaj: O świcie polecisz do pasieki. Wtedy, kiedy człowiek koło kur się kręci. - Wyrwał ją z zadumy jeżyk, jakby znowu czytał w jej myślach. - Po co? - - Zaufaj, zobaczysz rano. - Jeżyk okrył ją troskliwie liściem i oddalił się na drugą stronę ogrodu. W pachnącym i wygodnym kokonie, pszczółka zasnęła, zmęczona po całym dniu silnych emocji. Poranny chłód, bez trudu ją obudził. Mimo że w zimnym powietrzu, ciężko jej było rozprostować skrzydła, dzielnie wzbiła się w górę i pofrunęła w stronę pasieki, tak jak radził jej przyjaciel. Z daleka ujrzała przy ulu człowieka. Ul leżał przewrócony. Zosi mocniej zabiło serce. Pofrunęła szybciej, z bliska dostrzegła, że ul był otwarty. Być może to była jej jedyna szansa, aby wlecieć do środka. Gdy już się zbliżała do drzwi, pod ulem zobaczyła rannego jeża. - Co się stało?!- Wzruszona, natychmiast do niego podfrunęła. W tym samym czasie, człowiek podniósł go i włożył do małego koszyka. -Nie martw się o mnie. Ten człowiek ma dobre serce. Na pewno mi pomoże. Szybko uciekaj do domu. Niebawem, na nowo będziesz bardzo potrzebna. - Wyszeptał z uśmiechem jeżyk. Było za mało czasu aby wszystko jej wyjaśnić. Przed świtem, przydreptał tutaj w towarzystwie krecika. Razem przewrócili ul, tak aby drzwi mogły się otworzyć. Niestety w tym samym czasie zakradł się przy kurniku lis. Zaatakował i lekko go zranił. - Do zobaczenia przyjacielu. - Szepnęła Zosia, ufając że właściciel pasieki dobrze się nim zaopiekuje. - Do zobaczenia kruszynko, dziękuję za jabłuszka. Wiosną Ci wszystko opowiem. - Jeżyk zawinął się wygodnie na dnie koszyka w kłębek i zasnął. Wiosną, zazwyczaj rozproszona Zosia, tym razem była niezwykle pilna. - Zwolnij, mamy czas siostrzyczko- Upominała ją rodzina. - Nie wolno zmarnować ani jednego kwiatuszka. Jeże uwielbiają jabłuszka. - Odpowiedziała pszczółka, uśmiechając się na myśl o wieczornym spotkaniu z miłośnikiem jabłek.
    • Ej, do psot! A na Togo kiwi kogo Tanatos podje?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...