Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Był smutny październikowy poranek. Powietrze wilgotne i zimne wciskało się pod kuse palto pana Konrada. Jak każdego ranka o tej porze wyprowadzał Krokusa na krótki spacer. Mały, śmieszny kundelek, wesoło baraszkował wśród kęp pożółkłej trawy na wyłysiałym osiedlowym trawniku. Biały, z brązowymi uszkami, żywy psiak, ostro kontrastował z szarzyzną ziemi i wil-gotnego chodnika. Pan Konrad był szczęśliwy. Nie jest już sam i ma, dla kogo żyć. Prawdziwy przyjaciel, który kocha szczerze i bezgranicznie. Nie dostrzegając smutnego poranka, pan Konrad z rozbawieniem i wielką uwagą, oglądał harce swojego pupila. Było, na co popatrzeć. Skoki, ósemki, figle ze znalezionym patykiem. Biegi i walka z niewidzialnym wrogiem. Piski rozbryka-nego psiaka, brzmiały mu niby piękna muzyka. Są razem od miesiąca. Wyszedł tamtego ranka wyrzucić śmieci do osiedlowego śmietnika, gdy usłyszał pisk. Początkowo nie zwrócił na to uwagi, choć głos usłyszał wyraźnie. Był przekonany, że pisk dochodzi gdzieś z ulicy, lub z któ-regoś mieszkania. Dopiero powtórny słabiutki dźwięk zaostrzył jego czujność i wówczas począł rozglądać się za miejscem, z którego dobiegał. Zlokalizował je po chwili. Głos dochodził z trze-ciego kontenera. Podszedł do blaszaka, pochylił się by dostrzec to piszczące coś. Po chwili ostrożnie spośród odpadków wyciągnął pakunek. Plastikową kolorową, reklamówkę. Położył delikatnie na ziemi i rozwinął, a raczej rozdarł stary plastik. W środku zawinięte w brudną szma-tę, leżały trzy szczeniaki. Dwa ciałka już zimne i sztywne, tylko to trzecie maleństwo dawało oznaki życia, popiskując mysim głosem. Pan Konrad delikatnie umieścił znalezisko w swoim wiaderku na śmieci i wrócił do mieszkania. Wyjął żywe maleństwo. Oczyścił wilgotną ściereczką brudną, cuchnącą sierść malucha. Potem giętką rurką z tworzywa wkroplił w mały bezwładny pyszczek odrobinę ciepłego mleka. Szczeniak przełykał. Robił to bardzo słabo, lecz ciepłe mleko powędrowało do małego brzuszka. Pan Konrad nabrał nadziei. Owinął szczenię kocykiem i uło-żył na swoim łóżku. Po chwili ubrany w wysłużone palto, poszedł w stronę podmiejskiego lasku. W zawiniątku pod pachą niósł dwa martwe szczeniaki, w drugiej ręce, trzymał składaną łopatkę.

Pan weźmie na smycz tego kundla. Nieprzyjemny kobiecy głos rozległ się tuż za nim. Jeszcze mi dziecko ugryzie, dodała otyła kobieta trzymająca pyzatą dziewczynkę za rękę. Nie czekając na odpowiedź, minęła go wyniośle. Zaskoczony pan Konrad osłupiał. Nie mógł wydo-być z siebie głosu. Pomału sięgnął do kieszeni palta, wyciągnął chusteczkę i przetarł zroszone czoło. Zrobiło mu się gorąco i duszno. Sięgnął dłonią pod palto i odpiął górny guzik koszuli. Krokus, zawołał słabo. Na dźwięk swego imienia szczeniak przerwał zabawę, lecz rozbrykany, nie zdradzał ochoty by podejść do pana. Pan Konrad ruszył w jego kierunku i wziął urwisa na ręce. Skierował się do domu, gdy drogę zastąpiło mu dwóch mundurowych. Dzień dobry. Ode-zwał się wyższy ze strażników miejskich. Pański dowód poproszę. Pan Konrad poczuł, że robi mu się sucho w ustach. Trzymając szczeniaka jedną ręką sięgnął do wewnętrznej kieszeni palta i wyciągnął podniszczony portfel. Po krótkiej chwili strażnik trzymał dowód w dłoni. Jestem zmu-szony nałożyć na pana mandat wysokości dwustu złotych, za wyprowadzanie psa bez smyczy i kagańca. Czy przyjmuje pan mandat? Zapytał. Ale..., za co? Czemu? Próbował bronić się pan Konrad. Przecież to maleństwo. Nie jest w stanie zrobić nikomu nic złego. To jeszcze szczenię. Przepis jest przepisem, odpowiedział mundurowy. Przyjmuje pan mandat? Zapytał ponownie. Pan Konrad kiwnął głową i opuścił ją na pierś. Chciał jeszcze dodać, że jego emerytura to osiem-set złotych, lecz głos odmówił posłuszeństwa i uwiązł w ściśniętym gardle. Strażnik wypisał mandat i podał mu w raz z dowodem osobistym. Od kilku dni dzwoni do nas któryś z pańskich sąsiadów, odezwał się niższy ze strażników. Niektórzy boją się zwierząt, a miasto jest dla ludzi, dodał. Przykro mi, ale musimy w takich wypadkach reagować. To nasz obowiązek. Strażnicy zasalutowali i odeszli mocnym krokiem.

Przez długi jeszcze czas, pan Konrad stał bez ruchu na środku chodnika i tulił wiercącego się Krokusa do piersi.

Opublikowano

W niektórych miejscach są zbędne przecinki, może jeszcze wróce i wypisze. Poza tym nie rozumiem czemu mają służyć słowa z myślnikiem, mnie się to z jąkaniem kojarzy. No i w zasadzie czytało się płynnie i nawet bym powiedziała przyjemnie tylko jakby urwane nie w tym miejscu co trzeba, chyba że bedzie dalszy ciąg. Temat chyba troche dziwny, żeby poświęcić mu osobne opowiadanie. Ja oczywiście mam psa, którego uwielbiam, przepisy w tym względzie są chore, nie wspominając o zostawianiu przez ludzi szczeniaków i nie tylko w różnych miejscach byle sie ich pozbyć (wsadzałabym za to do więzienia;p). No nie wiem, napisz coś jeszcze, właściwie poza paroma 'ale' nieźle Ci idzie. Pozdrowienia

Opublikowano

Bardzo zgrabne opowiadanie, psychologicznie wiarygodne, obrazowe, nie nadmiernie ckliwe. Dosłownie, w kilku tylko wypadkach, poprawiłabym technicznie niektóre zdania (poza przecinkami, o których mowa wyżej). Słowa z myślnikiem istotnie przeszkadzają ale sądzę, że winę ponosi opcja w Word "dziel wyrazy przy przenoszeniu do następnego wiersza" w pierwotnym tekście. Przed wklejeniem tekstu na forum trzeba ja wyłączyć i już po kłopocie.
Akurat wczoraj w Wiadomościach była informacja o akcji adopcyjnej psiaków z jakiegoś schroniska dla zwierząt; nawet przelotnie pomyślałam, że sporo ludzi się lituje ale mało tak naprawdę z sercem reaguje. A potem wchodzę na forum i proszę na co sie natykam. Jak tu nie wierzyć w ZNAKI?

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Witaj - lubię takie klimaty -  smakuje mi ten wiersz -                                                                                                 Pzdr.
    • Ciekawe, co - szanowny mój Czytelniku - pomyślałeś w pierwszej chwili po przeczytaniu znajdującego się powyżej tytułu. Może odebrałeś stanowiące go słowa poważnie i zacząłeś dobierać umysłem kolejne doń wyrazy? A może przyjąłeś je lekko i postanowiłeś żartobliwie spytać, kim jest ów "powinn"? Kto zacz, cóż za osobnik kryje się za określeniem, użytym - zdawać mogłoby się - w dopełniaczu liczby pojedynczej? Tak czy inaczej - pozwól mi kontynuować. I przyjąć postawę pierwszą z wymienionych.    Kultura powinna przede wszystkim być. Istnieć. I jako będąca czy też istniejąca być rozpowszechniana. Zresztą: czy można - da się w ogóle rozpowszechniać coś, czego nie ma? Innymi słowy: rozkrzewiać brak czegoś konkretnego? Kończąc ten wątek stwierdzę, że można szerzyć brak jako taki - przykładowo, wycinając drzewa w lesie. Który to brak, powodowany wycinką, stanowi, spojrzawszy z drugiej strony, wkraczanie w podrzewną sferę przestrzeni. Wracam do kultury.     Mamy ją. Jest. Istnieje. Co dalej?     Poziomy - kultura niższa i kultura wyższa. Podział stworzony - a jakże! - przez reprezentantów tej drugiej. Z, nie tylko teoretycznym, założeniem pewnego szacunku; żywionego i okazywanego przynajmniej do momentu, gdy jest go za co żywić i za co okazywać reprezentantom tej pierwszej. Dlaczego wymieniłem je w takiej kolejności? Bo czy nie jest tak, że kultura wyższa wyrasta z niższej? Ot, gdzieś - w odległej mniej albo bardziej przestrzeni od tu i kiedyś - w odległym mniej albo bardziej od teraz - egzystujący przedstawiciel tejże pomyślał i uznał: Czas na zmianę postawy. Na zaprzestanie pewnych zachowań. Od teraz to a to będę - będziemy - robić inaczej. Lepiej, czyli bardziej kulturalnie. Poczynając od staranności w mowie. I w piśmie, jeżeli wspomniany właśnie przedstawiciel kultury niższej piśmiennym był. Czy jednak fakt ten czyni kulturę niższą ważniejszą od wyższej? Bynajmniej.     Dzieje się także wpływ kultury wyższej na niższą, a dokładniej przedstawicieli - tu odwróciłem uprzednią kolejność - pierwszej na przedstawicieli drugiej. Wpływ rozwijający. Tym samym swoista ważniejszość  apostrzeżenie przenosi się do sfery osób wyższego poziomu. Przy okazji "słowne", dosłownie i nie - zwrócenie uwagi na fakt nieistnienia w polszczyźnie wysokokulturowego odpowiednika słowa "prostak".  Z wyrazem "cham" sytuacja jest przeciwstawna: tu na przysłowiową drugą szalę język polski położył swoim użytkownikom "pana". Który to wyraz oczywiście istotowo związany jest także ze majątkowym statusem obu przed chwilą przeciwstawionych.    Co jeszcze kultura powinna? Łączyć, co czyni tak zwany "międzykulturowy dialog" wskazanym, ba! pożądanym - z poziomu wzajemnych zrozumienia i szacunku. A przynajmniej z poziomu tolerancji, chociaż akceptacja byłaby jeszcze milej widzianą. Pytanie o rzeczywistą możliwość tegoż jest pytaniem o poziom - niższy bądź wyższy - osób do owego dialogu stających lub też osób ów dialog podejmujących. Pominę tu oczywistość konieczności reprezentowania wyższego przez obie te osoby.    A skoro podjąłem już temat stawianych - ogólnie pojętej kulturze - wymagań,  zaznaczę, że połączenia materialnych przejawów kultur konkretnych narodów mogą znajdować uznanie. A może nawet sprawiać interesujące wrażenie...       Kartuzy, 17. Listopada 2025

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Witaj - w domu w którym mieszkam jest strych gdzie żona zimową porą wiesza pościel - twój wiersz to prawda oczywista o tym miejscu -                                                                                       Pzdr. serdecznie.
    • Ile pan, Iga, wie, że i wagina Peli? Atoli pan, Iga, wie, że i ...
    • @Rafael Marius Przypuszczam, że Młodzi za bardzo chcą być fajni i jacyś, a to nie po drodze z carpe diem i afirmacją.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...