Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Sen

Pierwszy raz od bardzo dawna miałam znów ten sam sen. Zaczął się zwykły dzień, powinnam wreszcie pozbierać myśli. Ale nie mogę, nie potrafię, nie chcę, nie wiem.

Czemu po tylu latach to wciąż powraca? Bo kocha się tylko raz? Prawdziwie, szalenie, bez zahamowań, tylko raz? Dziesięć lat. Okrągła rocznica. Wciąż i wciąż, coraz rzadziej świadomie, ale w tych snach, skojarzeniach pozornie odległych, ciągle powracam. Nie chcę tego. Złości mnie to. Przeszkadza. Że pozwalam, że nigdy nie wiem, kiedy znów się zdarzy, że mój spokój i równowaga okażą się takie kruche.

Pojawił się nie wiadomo skąd. Potrzebował mnie. Chciał ze mną rozmawiać. Chciał mnie dotykać. Czułam go tak jak dawniej. Chciał do mnie wrócić. Wyrzuciłam go. Nie byłam delikatna. Wykrzyczałam wszystkie żale i pretensje. Nie pomogło. Wciąż coś czułam. Obudziłam się z ulgą.

Kiedyś, dawno temu, pokochałam i rozczarowałam się. Nic nadzwyczajnego. Zdarza się. Może był tchórzem. Może był niedojrzały. Może nie kochał tak mocno a może wcale. Nie łatwo to przyjąć. I ciągle boli. Przed dwoma laty spotkałam go przypadkiem. Przestraszyłam się. Że mogłabym chcieć znowu? Ja? Szczęśliwa żona i matka? Czy raczej, dlatego, że powiedziałby - wcale tego nie potrzebuję?

No właśnie. Ta moja cholerna ambicja. Jak on mógł pokochać kogoś tak jak chciałam żeby kochał tylko mnie? Dziesięć lat to za mało żeby zrozumieć taką prostą rzecz. To stąd ten sen? I co to ma wspólnego z czystym i bezinteresownym uczuciem zwanym prawdziwą miłością? Prawdziwa może być tylko ta spełniona i odwzajemniona?

Dlatego irracjonalnie i kompletnie bez sensu przychodziłam tam potem wiele razy. Teraz zadbana, efektowna, dojrzała kobieta, tak różna od szarej myszki, którą kiedyś odrzucił. Chciałam zobaczyć podziw. Pamiętam jedno spojrzenie z tamtego spotkania. To jedno przeznaczone tylko dla mnie. Było w nim porozumienie i cień przeszłości. Naszej wspólnej. Która była. Była. Raz na zawsze. Kiedy się z tym pogodzę?

Listy

Z ostatniej szuflady wyjęłam wciśnięte w najdalszy kąt Twoje listy związane czerwoną aksamitną wstążeczką. Jak pensjonarka. Starannie ułożone, koperty ponumerowane, ostatnia kartka z wakacji, całe archiwum. Brak tylko zasuszonych kwiatków i złamanego serca. Są zdjęcia, ale jeszcze nie czas. Może kiedyś.

To nie były listy z daleka. Rozstawaliśmy się zaledwie kilka razy. Na dni liczone niecierpliwie na palcach. Listy niespodzianki. Z tego samego miasta. W niebieskich kopertach.

Pamiętasz pierwszy? Łatwiej było mi pisać niż wykręcić numer. Nie znoszę telefonów. Są jakieś publiczne i sztuczne. Wolałam pisanie. Kameralne i intymne, choć może nieco infantylne i pretensjonalne. Pisanie do Ciebie i dla Ciebie. Do swoich myśli.

Twoje były na początku wzruszająco nieporadne. Kiczowate jak z kiepskiego filmu. Znałam je na pamięć. Usypiałam z kartką pod poduszką. Tamto łomotanie serca i kluchy w gardle, kiedy rozrywałam kopertę. Szybko, byle szybciej. Pamiętam; raz przyszły dwa jednocześnie. Twoje listy.

Czemu zachowałam je tak starannie? Czemu właśnie dzisiaj odważyłam się sięgnąć do tej szuflady? Chciałam poczuć się tamtą dziewczyną? Poczuć tamte emocje? Skąd wiedziałam, że już nie będzie bolało?

Ostre słowa, gorzkie i bezradne przyszły dopiero potem. Ale wtedy nie pisywaliśmy już listów. Ile razy próbowałam dociec, czemu się nam nie udało. Podobno najtrudniej przyjąć najprostsze odpowiedzi. Szukam ich w Twoich listach. Tego pierwszego alarmowego dzwonka. Zniecierpliwienia, znużenia, obojętności. Nie ma. Nie może być.

Pieczołowicie składam rozrzucone kartki. Zawiązuję czerwoną aksamitną wstążeczkę.

Spotkanie

Zupełnie jakbym oglądała film, który kiedyś już widziałam.

Szłyśmy zagadane, kiedy raptem Anka powiedziała- chodź, musisz to koniecznie zobaczyć. Mała galeria, jeszcze pustawa o tej porze. Coś opowiadałam gestykulując, nie pamiętam dobrze. Sięgnęłam po papierosa i mimowolnie przejechałam wzrokiem szukając popielniczki.

Szok. Patrzył na mnie. Nie w moją stronę, na mnie. Panika. Nie radość, nawet nie zaskoczenie. Panika. Jak wyglądam? Chyba OK. Dobrze. Tylko spokojnie. Już wie, że go widzę. Idzie.

Koleżeńskie powitanie. Uciekam z oczami, chowam ręce żeby nie było widać jak drżą. Wymuszona swoboda. Ani słowa o rodzinie. Bezwładne informacje o wspólnych znajomych. Idiotyczne uwagi na temat. Dowcip. Nie klei się. Anka patrzy z namysłem. Nie wiem, czy dobrze czy źle, ze nie jesteśmy sami.

Ukradkiem zapamiętuję wyostrzone rysy, wychudzone policzki, zbyt szczupłe dłonie. Takie inne. Oczy jakby większe. Możliwe żeby był niższy? Nie, to ja mam obcasy. Kiedyś nie nosiłam. Kiedyś. Czuję coś w gardle. Jeszcze jeden papieros. Kiedy podaje mi ogień niechcący dotykamy się palcami. On też mi się przygląda. Co myśli?

Wreszcie żegnamy się. Nie ma powodu przedłużać. Nie wymieniamy adresów. Nie wymieniamy telefonów. Jedno długie spojrzenie jest jak cienka niteczka. Nie ma o czym mówić. Idziemy kawałek w tę samą stronę.

Opublikowano

Dzięki, że napisałaś; to mój pierwszy tekst na forum i już na serio się bałam, że wygłupiłam się okropnie zamieszczając go bo jest tak beznadziejny, że nikogo nie zainteresuje (uwierz mi - to nie jest żadna kokieteria!).
Nie, ciągu dalszego tej historii nie będzie. To nie może być bajka z happy endem, a bardziej dramatycznego zakończenia nie umiem już wymyślić. Przyznam, że próbowałam sobie wyobrazić (na moją miarę oczywiście) współczesną wersję Barbary Niechcic. Zawsze mnie intrygowała.
pozdrawiam ciepło

Opublikowano

Napiszę tak: na początku nie podobało mi sie za bardzo. Końcówka lepsza niż początek. Po przeczytaniu całości dopiero mam wrażenie, że nie jest źle, a to już jakiś plus. Czasami za bardzo wiało banałem, ale każdemu to sie w pisaniu może zdarzyć. Nie wiem, czy piszesz dużo, czy niewiele. Myślę, że jak bedziesz trenować będzie ok, bo niektóre zdania są naprawde w porządku, ogólny obraz też nie najgorszy. Pozdrawiam serdecznie
P.S. nie masz powodu, żeby uważać, że sie wygłupiłaś wklejając tekst. Po pierwsze, po to jest forum, po drugie nie jest tak źle, żebyś miała sie tak czuć;)

Opublikowano

Powiem szczerze, że mnie samej też koniec wydaje się lepszy niż początek. Myślę sobie teraz, że może skoczyłam na początek na zbyt głęboką wodę mierząc się z tak wyglansowanym tematem jak miłość. Ale skusiło mnie. Lubię oszczędność formy opisowej i w przypadku tego tekstu chciałam sprawdzić czy takie podejście wystarczająco "poniesie" emocje. Dzięki za Twoje uwagi, zachętę i dobre słowo. Dotąd pisałam sporo ale tylko "do szuflady". Na forum trafiłam zupełnie przypadkiem a teraz, po paru dniach, jak dzieciak, który dostał pierwszy komputer, nie mogę się już doczekać końca limitu. Z góry dziękuję za wytknięcie błędów i jakieś wskazówki.
Pozdrawiam - Ania

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • "Nie żyjesz,           dopóki nie spłoniesz.           A miłość to jedyny                                              płomień,            który nigdy nie gaśnie".   Ona miała włosy jak ogień, a on śmiał się jak benzyna. Skradli motor z dachu motelu i pojechali tam, gdzie kończy się mapa. W ustach mieli wiatr i smak spalonej drogi, a między nogami - lato, które jęczało jak silnik na czerwonym. Ich cienie ścigały się po asfalcie jak wilki Apollina - głodne światła i krwi. Lizał jej serce jak rosę z łez nocy, ona wgryzała się w jego sny jak dzika winorośl, aż krzyk nocy pękał na pół. Ich krew śpiewała w ciemności, jakby sama chciała się narodzić. Brat i siostra krwi, kochankowie bez metryki, bez prawa jazdy, bez przyszłości - tylko dzikie oczy i skóra jak napięty żagiel. Zamiast walizek - oddechy. Zamiast celu — język świata. Plaża nie miała granic - oni też nie. Śmiali się w twarz księżycowi, rozbierali się z rozsądku jak z ciuchów. Słońce pieściło ich językiem, a potem spali w cieniu wydm, jak dzikie wilki - syci miłością, głodni jutra. Noc drżała nad nimi jak skrzydło anioła, który zapomniał, po co spadł. Aż we śnie cień losu przeciął ich jak błysk noża - i przez mgnienie zniknęli: bez siebie, bez tchnienia, tylko z echem, co w pustce się kruszyło. Lecz gdy świt dotknął rzęs, mówili sobie „na zawsze” - z winem na ustach i piaskiem w zębach. Nikt ich nie rozumiał - i dobrze. Miłość była dzika. A dzikie nie musi się troszczyć o jutro. Na mapie zostali jak cień bez ciała - piach we włosach, płonące serce, błękit wolności, który nie zna granic, i słońce miłości, które nigdy nie gaśnie.          
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Zdaje się, że Marek Kondrat w ten zamierzony sposób przeszedł na swoją aktorską emeryturę. Kto dziś już wierzy bankom ofe czy innym takim? A słynna wypowiedź pani Szczepkowskiej w dzienniku - kto wierzył, a zapomniał, że jest aktorką? Młode pokolenie chyba jest już mniej naiwne jak my. Pozdrawiam Iwonko.  
    • Kiedyś bywały zbiorki harcerskie albo takie przedpierwszomajowe, dziś są to zwykle zbiorki pieniędzy, ogólnie - podmiot liryczny jest mocno podejrzany - i żeby się z tym ogłaszać :-)   zbieramy makulaturę, zbieramy kasztany dla dzików, zbieramy na kaucję, zbieramy, a nie dla jakichś ów?  ;-)
    • @violetta tylko chyba nie w stylu Trzaska
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...