Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

List, lub pajęczyna w szafie


Rekomendowane odpowiedzi

Dnia są brzydkie, coraz brzydsze aż w końcu pękają sypiąc śniegiem. Śródmiejskie sklepy brzęczą, stukają drepcząc w pośpiechu. Kościelne dzwony nawołują ostatnich romantyków, którzy zbłądzili w wierszach. Wieczory już nie oczekują mnie przy drzwiach, światła zwyczajnie zasypiają na progu, potrzeby tracą ochotę, kiedy odjeżdżasz ostatnim tramwajem. Siedzę i wszystko dokoła stygnie. Papier gniecie się z niechcenia.
Przecież nawet miłość trzeba jakoś udokumentować a taki list zajmuje miejsce w szufladzie a kurz zbiera tak, że chronologicznie można go ułożyć. Bywa ciepły, chłodny, niezauważalny oraz wszelako pachnący. Pozwala wrócić stąd i stamtąd albo wyjść. Lub, dla przykładu odetchnąć, gdy zapytasz siebie za dni ileś, czy kocham? Nieśmiało spojrzysz, aby się upewnić, że wciąż chowam dla ciebie gwiazdy, jak wtedy, gdy miało się na ulewę. A może to okna nieszczelne? Może już dzień za krótki? – Cóż z tego, że tam jesteś? – pytam księżyca, gdy przesłania przedmieścia. – Wracajmy do niej – mówię. – Przestaliśmy kaszleć.– Lecz, co gdyby mleko rozpuściło się pierwsze? – pyta, przez co mylę tekst z muzyką.
Przy zdrowych zmysłach jestem w stanie odstawić żądze na bok, po czym godzinami patrzeć jak gaśnie żarówka, ściany płowieją aż po dach zagracone spojrzeniami. Pokój sypie się rozpaczliwie, by uciec przed czynszem. Światło, włączone czy zgaszone pozostaje obojętne na brak długonogich brunetek, nieczułe na powolny, trzydniowy zarost wyrastający z kanapy. Ostatecznie prawo jazdy straci ważność, materac zmieni się w jeża a klamka odpadnie. Jest jeszcze wycieraczka, jakby zawsze była gotowa, ale nigdy nie spyta, która godzina. – Tracimy wiarę, lecz nie to nas gryzie – szepczą kroki spod drzwi. Jednak nigdy nie powiesz, czy cieplej by ci było, gdybym usiadł cichy, ledwie spoglądający gdzieś w pobliżu. Więc nie wiem a na domysły jest o wiele za zimno. Świat za oknem wydaje się mały, a śnieg kruchy i nieistotny, kiedy patrzę na twoje ciało. Dotykam twych ud oraz piersi uśmiechając się pod nosem, niczym umarły bez butów. Dziwnie myśleć o sobie w ten sposób, więc wracam do tego co jakiś filozof powiedział o wietrze, nim nadszedł deszcz.
Zostawiam usta na twoim brzuchu, ponieważ to najwspanialszy dla mnie sposób okazywania dotyku. Lecz to zarazem to rytm, rytm, rytm, a spodnie biegiem do szafy, mimo iż spóźnione do knajpy. Otwieram cię śladami bieli na piersiach, czerwieni na udzie, gdzie wszystko jest i w ogóle, w ogóle, w ogóle. Wybija północ. Zabijając wielu dawnych idoli próbuję utrzymać cię w ramionach. Serce targa mnie i świat dokoła rozsypuje się delikatnym, białym puchem. Niezależnie od następnego pocałunku podziękuję ci za to, że pozwoliłaś wybrzmieć każdemu zdaniu. Łóżko znów się kołysze, serce rozkłada na kanapie, podczas gdy wieczór pojaśniał i zamilkł. – Góry nie są wyższe od morza, a miłość głębsza od depresji - ale na szczęście jest twój uśmiech, jak Boże Narodzenie.
Prawie, niemal, już za chwilę świta, więc jednym ruchem odcinam noc od nieba. Kocham, tak bardzo, etcetera mocno, że tylko głową pokiwam i się ze sobą zgodzę na dobranoc. Wspaniała zima, gdy chodniki, niczym ceramika ze śniegu. Zadymka niewielka zawieruszy się tu bądź ówdzie albo pomyślę o tobie czule, jakbym leżał na tapczanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Patrząc przez okno, tym patrzeniem raczej smutnym. Sponad parapetu w typie lastriko, w którym wyłupało się kilka drobnych kawałków w czasach mojego dzieciństwa. Podczas zabaw z młotkiem i śrubokrętem. W wojnę…   Testowane były wybuchy jądrowe na pacyficznych atolach czy na płaskich terenach Kazachstanu… Jeden z okruszków trafił mnie wtedy w oko. Łzawiłem.   Ojciec zezował na mnie gniewnym wzrokiem jak na przegraną walkę Goliata na polu bitwy. Nie było łatwo w czasie próby odzyskania prestiżu.   Ale szedłem w górę z mozołem.   Wspinałem się po obsypujących kamieniach.   Kilka razy obsunąłem się na stoku. Skrwawiłem sobie boleśnie kolano.   Pies wesoło szczekał, merdał ogonem. Ojciec kazał wyjść z nim na spacer.   I szedłem wtedy. I idę nadal w te czasy napełnione szczenięcym śmiechem.   Uciekałem od siebie.   Uciekając w świat pustych otchłani, w których ciszą napełniał się każdy oddech.   I każde ciężkie westchnienie.   I wszystko oddychało w dalekich gongach stojącego zegara.   Kiedy pewnego razu, wyrwany ze snu wołałem, przestępując próg drugiego pokoju… — nikt nie odpowiedział.   Nie było nikogo.   Szukałem długo wśród mżących w powietrzu pikseli znajomej twarzy ojca albo matki…   Lecz tylko wgniecenia na fotelach świadczyły o ich niedawnej obecności.   Podchodziłem ostrożnie do drzwi, próbując się porozumieć ze skulanym za nimi głosem. Pełen nadziei…   Kiedy je otworzyłem, chłód owiał moje skronie tym chłodem idącym ze schodowej klatki, piwnicznej głębi.   Na drewnianej poręczy odłupana drzazga, promień zachodzącego słońca. Falujące na ścianach pajęczyny… W ogromnym przeciągu trzask zamykanych drzwi.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-06)    
    • @agfka bywa i tak:)
    • Nie mam ostatnio motywacji do pisania, więcej czytam. Dziękuję za komentarz  :)
    • @Leszczym Po co Tobie ta polityka, nie słuchaj idiotów
    • @Marcin Sztelak Dobre pisanie, mała uwaga, wszechświat raczej nas przeżyje, przetrwa
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...