Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Przecięta kopniakiem opowieść
zaległa ogryzkiem w zagłębieniu
Z dziewczyną rozjaśniającą wylot
przepiłem definitywnie smak
Tunel jak to tunel musi mieć wylot
Banany wyprostowały się same
a drzewa pochyłe jak zawsze
Wychodzę z knajpy na
billboardową ulicę
Gdy szarość była kolorem
może i Wojaczek tu pijał
kolekcjonując milicyjne pałki
Więc chleję efekciarsko
z Ratoniem jako mentorem
Możecie nie wierzyć ale
nawet go pamiętam
Po raz kolejny jestem jaki bywam
nie schlebiając niedowidzącym
koniunktywu

Opublikowano

Witam.

A cóż to za pseudoprzerzutnia z przyimkiem "na"? Chwila truzimów: a) przerzutnia ma być przeskokiem płynnym b) dobrze, jeśli w jakiś sposób zaskakuje czytelnika. Nie mówię o wywoływaniu szoku czy innych mało przyjemnych wrażeniach, no ale po to ją poeci stosują, bo chcą wyszczególnić coś, co ich zdaniem zasługuje na uwagę. I robią to w sposób najmniej oczekiwany dla czytelnika. A tu? Nagłe złamanie zdania w miejscu, w którym powinno ciągnąć się dalej (fakt, nie oczekiwałem tego ;p). Przechodzi Pan na raperkę? Tam tak niektórzy mają. Łamią zdania, wyszczególniając "i", "ale" itp. Ciekaw jestem jeszcze, dlaczego niby ta "billboardowa ulica" taka ważna jest, że podarował jej Pan wers cały? Ani odkrywcza ani żadna. Ot jest, bo tak właśnie w miastach jest, że billboardy je "przyzodabiają".

Z "poety wyklętego" podoba mi się tylko moment arogancji, kiedy peel zwraca się do moralizatorów. To jest ciekawe i wers z bananami na bardzo duży plus za wysokiej jakości humor. Po wersie z bananami, jest wers z drzewami: niestety, nieoryginalny tak, że głowa mała. Ile to już razy słyszałem o drzewach pochyłych po spożyciu napojów wyskokowych? Takimi wersami nie tworzy się poezji, ale powiela kicz. Jeśli już ma tak zostać, to chociaż dodać "są" w środek, bo wers ten jest równoważnikiem zdania, a jak się nie umie dobrze posługiwać równoważnikami, to wychodzą takie "kwiatki" jak tu. Proszę spojrzeć: "banany wyprostowały się same, a drzewa pochyłe jak zawsze". To oznacza, że banany wyprostowały się same i drzewa, które zwykle są pochyłe, też wyprostowały się same. Ale o co chodzi w takim razie poecie?

Nawiązanie do Wojaczka, bo zalicza się go do grona "poetów wyklętych". Zastanawiam się tylko, czy udało się Panu pociągnąć główną myśl przez cały wiersz, czy nagle zgubił się Pan i spuentował zupełnie nie na temat? Widzę to tak: peel mówi o samym sobie, ble, ble, ble, nagle pojawia się w końcówce Wojaczek i zamyka treść. Może ja nie rozumiem czegoś do końca, ale, wg mnie, zrobiły się dwie zupełnie różne myśli. Po co peel zwierza się nam przez tyle wersów, by w końcu uraczyć nas uwagą, że Wojaczek też kiedyś bywał w tej knajpie? Peel w jakiś sposób przyrównuje się do legendy. I niby wszystko w porządku, ale nie widzę związku pomiędzy pointą a resztą tekstu. Że niby Wojaczkowi też prostował się banan, ups, znaczy się, że niby Wojaczkowi po spożyciu też prostowały się banany, też miał "estetyczny brak smaku", itd.? Ta pointa jest z kosmosu i mówi o kimś innym niż reszta wiersza.

Ja na NIE.

Pozdrawiam.

PS. Biorę od uwagę moją niewiedzę i może bredzę z tym Wojaczkiem, ale na usprawiedliwienie dodam, że muszę już lecieć i szybko kończę komentarz. Miałem już nic nie komentować, ale skoro już tyle napisałem, niech idzie w eter, znaczy się w Internet. ;-)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • I.         Nadpalonej świecy migocący płomień, Budzi rzewne odległego dzieciństwa wspomnienie, Niedosięgłe jak drugi wielkiej rzeki brzeg, Niewyraźne i rozmyte jak sen,   Chodząc w życiu różnymi drogami, Potykając się o losu przeciwności, Wspominamy barwne z dzieciństwa obrazy, Czasem próbując się nimi pokrzepić,   Zapamiętany w dzieciństwie babci śmiech, Czasem wlewa w duszę otuchę, Gdy nocami huragany szalejące, Do snu nie pozwalają zmrużyć powiek…   A gdy wokoło druty pozrywane, Od uderzeń piorunów żarówki popalone, Roztrzęsioną dłonią dzierżąc zapałkę, Czasem strwożeni zapalimy świecę.   I jak przed laty nasi dziadowie, Niewielką choć świeczkę postawimy w oknie, By swym blaskiem odbijając się w szybie, Nikły na twarzy zarysowała uśmiech,   Wtedy blask maleńkiego świecy płomyka, Zdaje się samotnie stawiać czoła, Srogim piorunom przeszywającym czerń nieba, Wichurom uderzającym o trzeszczący dach….   II.   Spalającej się świecy migocący płomień, Na wszystkie strony łagodnie chyboce, Niczym zatroskany, zmartwiony człowiek, Podejmujący w życiu decyzje niepewnie.   Bo te zawiłe losu koleje, Milionów ludzi na całym świecie, Są jak te tajemnicze świec płomienie, Z czasem wszystkie gasnące.   Ten tańczącego płomyka nikły blask, Na tle mroku nocnego nieba, Jest jak odmierzony ludzkiego życia czas, Na tle nieskończonego niepojętego wszechświata.   Te gorącego wosku krople, Spływające wzdłuż palących się świec, Są jak naszego życia lata kolejne, Biegnące nieśpiesznie aż po jego kres.   A ten gorący roztopiony wosk, Zdaje się kłaniać minionym wiekom, Pełnym wyrzeczeń, trudów i trosk, Spowitym mgłą niepamięci zamierzchłym tysiącleciom.   I jak ten maleńki świecy płomyk, Sami niegdyś zagaśniemy, Na wieki zamkną się nasze powieki, Ku wieczności nieśpiesznie odpłyniemy…   III.   Dogasającej świecy migocący płomień, Gdy zamigoce życia już kres, Ozłoci nikłym blaskiem włosy srebrne, I spływającą po policzku łzę,   A gdy zmęczeni życiem na starość, Wspomnimy z rozrzewnieniem odległe dzieciństwo, Czapkujmy naszym bezcennym wspomnieniom, Migocącym za niepamięci zasłoną,   Gdy będąc roześmianymi dziećmi, Pełni radosnej beztroski, Byliśmy jak te migocące świec płomyki, Nie lękając się odległej przyszłości,   Wciąż tylko na zabawach, Spędzaliśmy cały swój czas I tak płynęły kolejne lata, Pośród radości bez żadnych obaw,   Aż dorosłość naszą beztroską zwabiona, Za rogiem niepostrzeżenie się zaczaiła, By pochwycić nas w swe sidła, Pełnego trosk i problemów dorosłego życia,   Aż za pełną problemów dorosłością, Przykuśtyka niebawem już starość, By twarz zarysować niejedną zmarszczką I uprzykrzyć końcówkę życia niejedną chorobą…   IV.   Wypalonej świecy gasnący już płomień, Nim ulotni się z sykiem, Przerażony gwałtownie zamigoce, Nim już na wieki zagaśnie…   Podobnie i niejeden człowiek, Wydając w życiu ostatnie już tchnienie, Duszę swą gwałtownym strachem przeszyje, Nim ku wieczności nieśpiesznie odpłynie,   A czasem z wolna poruszając wargą Pokrzepi się jeszcze cichuteńką modlitwą, Nim w gardle uwięźnie już głos, Nie dając kształtu kolejnym słowom.   I jak z wypalonej świecy delikatny dym, Tak dusza z schorowanego ciała się ulotni By po przekroczeniu progów Wieczności, Stanąć wkrótce przed Stwórcą Wszechmocnym…   A wtedy Bóg Litościwy, Spyta ją głosem łagodnym, Czy pośród ziemskiego życia kolei, Była jak ten maleńki świecy płomyk…   Czy odbiciem Bożej Dobroci, Jaśniała w grzesznym człowieku ułomnym, Czy zanieczyszczona szpetnymi grzechami, Była jak czarny z smolnego łuczywa dym…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Berenika97    Dziękuję Ci wielce za uważne czytanie. I za uznanie oraz oczywiście za komentarz.     Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę spokojnego week-end'u.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Marek.zak1 no tak wybór to nie trudny - mądrość. 
    • @Marek.zak1 to racja większość facetów mówi że tylko oni zarabiają. A ja na to mam swoją teorię niech wynajmą służącą na godziny ciekawe czy wystarczy im do pierwszego . Postawcie się takim don juanom drogie Panie.       
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...