Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

"Kondom a sprawa polska "


Rekomendowane odpowiedzi

III nagroda w konkursie "Black Pen" 2006r



Dwaj młodzi młodzi ludzie stojący przy tej obskurnej bramie wyraźnie kontrastowali

otoczeniem. Ubrani w sportowe koszulki i nowiutkie adidaski dodawali blasku poskręcanym tynkom wiszącym na odrapanej ścianie.

- Mówię ci Konrad, to strzał w dziesiątkę – wysoki, przystojny brunet z zarzuconą torbą na ramię tłumaczył coś blondynowi.

- A co z tamtym pomysłem ? – blondyn kończył palić papierosa.

- Stary, tamto to lipa w porównaniu z tym – brunet był wyraźnie podniecony.

- Kamil, a on wie…co będzie reklamował – Konrad był bardziej sceptyczny do oferty bruneta.

- Jasne, chodź…nie marudź !- pociągnął kolegę w stronę bramy.



* * * * *



Stolik na którym stały dwie szklanki herbaty chybotał się niemiłosiernie, przy każdym dotyku. Herbata od czasu do czasu wylewała się z nich. Stary obrus przyjmował te plamy, jak spragniona ziemia deszczu.

Ściany w pokoju czuły chyba smak farby wiele lat temu, a telewizor stał na czymś co kiedyś było stolikiem. Resztę widoku uzupełniały obrazy i zdjęcia jak z muzeum. Istny skansen.

- To co panie Józefie jesteśmy umówieni na piątek ? –Konrad przytrzymywał jedną ręką stolik. Staruszek pochylony koło telewizora grzebał coś przy uchu.

-Mało słodka ? Dam cukru ,zara,zara – dalej coś majstrował przy aparacie słuchowym.

-Nie, jest dobra. Tylko mówię, że przyjedzie po pana samochód w piątek – młodzieniec podniósł głos. Kamil spoglądał na to z lekkim zażenowaniem.

- Kurwysyn, kurwy..syn, jak on mi to naprawił - mamrotał pod nosem dziadek.-Nic nie słyszę. Cholera jasna! – zaklął na koniec.

- Tylko niech pan weźmie dowód…no i mundur !- zakończył wyraźnie zmęczony tą rozmową.

- A pewnie, pewnie wyprasuje jak trzeba – Staruszek stanął przy wstających właśnie z krzeseł młodzieńcach.

- Bo pieniążki wypłacimy panu, jak będzie miał pan dowód, proszę pamiętać - zarzucił torbę na ramię.

- A pewnie pieniążki się przydadzą….Panie pewnie, pewnie- Dziadek otwierał gościom drzwi od pokoju - A herbatka dobra, co?- jego twarz wyrażała radość małego dziecka.

- Zajebista, zajebista – Kamil uśmiechnął się do Konrada. Ten nie odwzajemnił mu się.

- Perlista ? …może i perlista, cholera ją tam wie. Wczoraj przywieźli panie…- dziadek mówił już sam do siebie.



* * * * * * * *



- A zakąski te same ?- nachylona kelnerka trzymała notes w ręku. Z wyciętego dekoltu w jej bluzce spoglądały zalotnie ogromne piersi.

- Zawsze te same pani Lucynko! Tylko meksykańskie – posłał swój czarowny uśmiech odchodzącej kobiecie.

- To co Konradku….za największego hiciora reklamowego jaki powstał w tym kraju!

Blondynek trzymał w ręku szkło z drinkiem i spoglądał raz na szklanicę, a raz na Kamila.

- Co jest malutki ?. Nie szwarcuj się, tylko pij za naszą Vic…

- Mówiłeś mu co będzie reklamował ?- Konrad nie dał mu dokończyć.

- Kurwa ty znowu zaczynasz tą swoją gadkę. O co ci chodzi? A co mu za różnica co on będzie trzymał przez 5 sekund? Narty czy kotlet schabowy?

Konrad nadal nie przechylał szklaneczki z drinkiem.

- Albo prezerwatywy?!- spojrzał z wyrzutem na kolegę.

- No i co z tego? A pomyślałeś co dla niego znaczą te pieniądze? Za ten szmal będzie mógł kupić farby, tapety, może stolik? A może…. ten pieprzony aparat !

-Tylko, że będzie je trzymał w…mundurze Wojska Polskiego !

- Ale przedwojennego !!!!

- Ale duża różnica. Pieprzysz jak połamany – Konrad przechylił w końcu drinka. Wyjął Marlboro z paczki i przypalił sobie.

- Zdajesz sobie sprawę jaki zrobi się szum ?! Ułan w mundurze z medalami….reklamuje kondomy !!! – zaciągnął się głęboko papierosem.

- No i właśnie o to chodzi ! Stary tylko o to. To są żelazne zasady reklamy !!! Wbij sobie to do głowy raz na zawsze jak chcesz pracować w tej branży. Musisz prowokować, szokować, wkładać kij w mrowisko jeśli chcesz być najlepszy. Inaczej możesz filmować ..chrzciny w kościele parafialnym – skończył i przechylił szklankę z drinkiem.

- A mnie się zdaje, że za długo uczyłeś się na zachodzie i za bardzo przeniknąłeś ich sposobem myślenia. A tu jest stary Polska i są pewne zasady, które są świętością dla wszystkich i możesz się…sparzyć!

- Gówno prawda! Zasady są takie same na całym świecie! Show biznes ustala te zasady, a tobie się zdaje, że ty…..palisz te fajki, bo je lubisz?.- Konrad właśnie gasił papierosa.

- Palisz te, BO TACY JAK JA wmówili ci , że ty je lubisz ! - nachylił się do twarzy Konrada i tak przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy. Konrad pierwszy raz zobaczył zupełnie inny wyraz jego oczu. Wyglądały jakby ktoś rozpalił w nich pochodnie. Kamil odsunął się po chwili od jego twarzy i opadł na fotel. Dojrzał kelnerkę w głębi sali.

- Można prosić ? – podniósł do góry rękę. Kobieta ruszyła w jego stronę.

Konrad odsunął fotel i podniósł się do góry. Wziął papierosy do ręki i poprawił sobie spodnie.

- Co świrujesz? Siadaj, nie wygłupiaj się- Kamil podniósł się też.

- Chcesz to rób ten clip. Twoja sprawa stary, ale na mnie raczej nie licz ! Ja mam takie zasady…chyba je nie zmienię. Ale życzę ci powodzenia ! Zresztą będę wpadał podczas kręcenia w studio. Nara- wyciągnął rękę do Kamila.

-Kim ty chcesz w końcu zostać? Konrad!- podał rękę bardzo powoli Konradowi. Konrad odszedł szybko od stolika w stronę drzwi.

- Wallenrodem ???- powiedział do siebie samego.

- To samo? – głos kelnerki wyrwał go z zadumy.

- Tak. Oczywiście niezmiennie, od wielu lat – patrzył jeszcze chwilę za nim a po chwili rozsiadł się wygodnie na skórzanym fotelu.



* * * * * * * *



Na korytarzu było widać większy ruch niż zwykle. Ciągle ktoś przebiegał albo szedł przyśpieszonym krokiem z papierami w ręku. Wyraźnie było czuć, że coś ważnego wydarzy się zaraz. Przy metalowej popielniczce w samym rogu korytarzu stało kilka osób. Opary dymu przesuwały się powoli w kierunku otwartego okna. Do tej grupki podszedł Konrad.

- Co jest grane panowie? – wyciągnął z katany paczkę Goldenów i przypalił od czyjegoś papierosa.

- To nic nie wiesz? – Okularnik w białym sweterku spojrzał z wyrzutem na niego.

- No właśnie chcę się dowiedzieć czy nas wyprowadzają czy też może przyjeżdża jakaś gwiazda z Hollywood? – spojrzał po wszystkich kumplach.

- Stary, jeszcze gorzej! Odwiedzi nas szef wszystkich szefów czyli….właściciel naszej firmy!!! Przystojny Francuz. – Brodaty chudzielec zaakcentował końcówkę zdania.

- Nie fisiujcie!? Który Francuz? - Kamil nie dowierzał.

- O ile mi wiadomo to tylko jeden Francuz jest właścicielem naszego studia – zironizował intelektualista w okularach. Spojrzał z litością na Konrada.

- Ty zawsze musisz coś pier…- nie zdążył dokończyć zdania, bo ktoś mu przerwał.

- Hallo, Boys! What’s going on? – usłyszał głos Kamila, który wyrósł przed nimi jak spod ziemi. Przywitał się z wszystkimi, również z Konradem. Wyciągnął papierosa i wkładając sobie do ust rzucił w jego stronę.

- Daj ognia! – Konrad przystawił swojego tlącego się peta do jego papierosa.

- O! Zmieniłeś fajki? – spojrzał z lekkim zdziwieniem.

- Palę takie na jakie mam ochotę w …danej chwili – odpowiedział mu. Kamil uśmiechnął się dyskretnie.

- Nie ma sprawy. To co chłopaki…sądny dzień. Naczelny z Francuzem u mnie na robocie. Ale jazda bez trzymanki! – cisza tylko potwierdziła piorunujące wrażenie, jakie zrobiła jego wypowiedź. Konrad pierwszy przywrócił rzeczywistość.

- Nie masz cykora? – patrzył na niego z niedowierzaniem.

- A do czego mam mieć? Trochę reklamówek już się nakręciło. – nie zabrzmiało to zbyt pewnie. – Najwyżej mnie …wywalą! – Odszedł w stronę Naczelnego, który zbliżał się w ich kierunku. Obok niego szła ładna blondynka z jakimiś papierami w ręku.

- No witam, witam panie kolego – Korpulentny grubasek wystawił swoją spoconą rękę w stronę Kamila.

- Wie pan już jaki pana zaszczyt spotkał. Zaraz na próbie będzie nasz właściciel z Fran…To znaczy właściciel naszej firmy, Pan Jean….O, przepraszam zapomniałem o pani tłumaczce. Podali sobie ręce i wymienili imiona. Naczelny zdjął okulary i przetarł czoło chusteczką.

- Pani już trafi dalej, tak? – Gruby spojrzał na kobietę. Ta skinęła głową i oddaliła się w stronę studia. Grupa palaczy przypatrywała się z daleka całej sytuacji.

- Pan, panie Kolego Damianie. Tak? – Gruby wziął go pod rękę i podszedł z nim do okna.

- Nie. Jestem Kamil. – czuł, że głos ma trochę cieńszy.

- No właśnie, właśnie. Wszystko jest przygotowane, ma się rozumieć na ostatni guzik. Nieprawdaż? – Znowu się przetarł chusteczką.

- No jasne. Będzie just ok. – Kamil spojrzał na niego trochę przestraszony.

- Kiedyś kręcił pan …trochę wstawiony. Wiem o tym. – Kamil otworzył szeroko oczy.

- Ale to teraz nie jest istotne…- zamyślił się patrząc w podłogę.

- W końcu to jest tylko..próba! – powiedział to takim tonem jakby coś odkrył.- Nie ma się co stresować, pełny luz i do przodu, panie Damianie! - Wytarł tym razem okulary i poszedł w tym samym kierunku co tłumaczka.

- Kurwa, jestem Kamil – popatrzył w stronę swojego szefa, a za chwilę otworzył czarne drzwi i wszedł do środka.



* * * * * * * *



W sali na malutkiej widowni panował lekki półmrok. Tylko w górnej części, tam gdzie siedział przystojny, szpakowaty mężczyzna i tłumaczka świeciły się malutkie lampki. Obok tłumaczki siedział spocony niemiłosiernie niski człowieczek. Główna scena była oświetlona

lampami, ustawionymi z boku. Na środku stał ogromny płaski ekran. Na fotelikach siedziało jeszcze kilka osób, wśród nich Konrad i brodacz z korytarza. Tłumaczka nachylona do Francuza co pewien czas tłumaczyła mu coś, zerkając na konspekty trzymane na stoliku. Na głównej scenie Kamil ustawiał właśnie starszego pana, ubranego w wojskowy mundur. Do munduru staruszek miał poprzypinane medale. Z boku wystawała mu szabla. Wyglądał bardzo szykownie.

- To co panie Józefie, powtórzy pan to jeszcze tylko raz. Ostatni raz …pamięta pan? – Kamil był lekko podenerwowany. Staruszek patrzył się dziwnym wzrokiem na Kamila.

- Walczyłem na wojnie, walczyłem po wojnie, ale dożyłem dzisiejszego dnia bo zawsze byłem ostrożny. Bo zawsze miałem …TO ! – Kamil cedził każdy wyraz powoli.

- I teraz pokazuje pan to. – wskazał na paczkę prezerwatyw, leżących na stoliku obok.

- Ok. Wszystko jasne? – wyglądał na bardziej wystraszonego od staruszka. Dziewczyna od oświetlenia przekręciła głowę staruszka lekko w bok, poprawiła medale wiszące na jego mundurze i odeszła na bok.

- Wszystko będzie dobrze,panie Józefie. Zaraz pan dostanie pieniądze…zaraz po tym wszystkim…..tylko niech pan nie zapomni…to ważne – Kamil cofał się do tyłu patrząc cały czas na niego. Staruszek wzrok miał skierowany na stolik, na którym leżały porozrzucane prezerwatywy.

Kamil usiadł w pierwszym rzędzie fotelików.



- Uwaga! Wszyscy gotowi ? To zaczynamy! START



Na dużym ekranie ukazał się obraz. Ułani na koniach machając szablami pędzili w stronę czołgów, za chwilę partyzanci maszerowali przez las z karabinami na ramieniu. Teraz na tym tle stanął p a n J ó z e f .

Poprawił szablę w pochwie i głośno powiedział :

- Walczyłem na wojnie, walczyłem po wojnie, ale dożyłem dzisiejszego dnia bo…

bo…- głos staruszka wzburzył się - …bo nigdy tego… cholerstwa nie używałem ! Tfu!

- Kurwysyństwo jedno – mrucząc pod nosem zszedł ze sceny.

Cisza jaka teraz zapanowała mogłaby służyć do kontemplacji mnichów buddyjskich.

Nikt się nie odzywał. Tylko tłumaczka nerwowo przeglądała kartki na stoliku. Francuz zaczął robić do niej zdziwione miny. Malutki grubasek siedzący koło niej zrobił się tak mały, że właściwie nie było go już widać nad fotelem. Tylko mignięcie ręki z biała chusteczką wskazywało, że pozostał na swoim miejscu. Konrad oparł głowę na rękach i masował sobie czoło.

Kamil z papierosem w ustach podniósł się i wolnym krokiem wyszedł na korytarz. Francuz zaczął coś gestykulować i tłumaczyć zdezorientowanej dziewczynie. Za chwilę wyszli na środek sali. Dziewczyna wysłuchała go i za chwilę zabrała głos.

- Pan Barthez chciałby dokończyć tą scenkę takim zdaniem :



- Ale TY żyjesz już w XXI wieku…i musisz używać!- przeczytała z kartki.



W drzwiach stanął Kamil. Podszedł do fotelika, zarzucił sobie torbę na ramię i odwrócił się w stronę wyjścia. Na twarzy Bartheza rozlał się szeroki uśmiech.

- Wonderful!, wonderful!,- głos Francuza zabrzmiał donośnie. Zaczął klaskać i potakiwać głową. Z sali zaczęły dołączać pojedyncze a za chwilę grupowe oklaski. Mały grubasek podszedł do Kamila, a za chwilę zrobili to samo następni. Wśród nich również Konrad.

Spojrzeli obaj na siebie …i zaśmiali się.





Wrocław 31.10.2006 „ John Maria S.”

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1) "Herbata od czasu do czasu wylewała się z nich" - bez "nich"
2) "Stary obrus przyjmował te plamy, jak spragniona ziemia deszczu." - przyjmował kolor herbaty tworząc plamy - plam się nie przyjmuje. Ponadto jeśli wyszuszona ziemia przyjmuje - to przyjmuje deszcz, a nie deszczu

Treść opowiadania podobała mi się, Jednak styl nie bardzo, wydaje mi się niedopracowany.
Pozdrawiam i zapraszam do swoich tekstów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...