Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Sonia trzymała w dłoniach najpiękniejsze jabłko świata.
- Więc dzisiaj nie śpię sama - pomyślała.
Śniła jej się babcia, siedziała przed lustrem i czesała długie, czarne włosy. Oto Helena zamyślona, smutna i nieobecna. Kobieta, która jest, a jednocześnie jej nie ma. Przyszłość śmieje się z chwili obecnej. Trudno powiedzieć dlaczego i czy ma do tego prawo. W snach dzieją się dziwne rzeczy, Sonia to czuje, ale nie umie nazwać. Widzi babcię, która wcale nie wygląda jak babcia. Nie z takimi piersiami, nie nie z ustami czerwonymi jak dojrzałe wiśnie, które same proszą się o zerwanie. Trudno byłoby znaleźć piękniejszy obraz kobiety. W oczach Soni istniał tylko jeden - obraz Heleny. Za nią stał wiklinowy kosz wypełniony po brzegi jabłkami. Helena wstała i wysypała wszystkie owoce, zrobiła to tak lekko jakby sypała w powietrzu mąkę. Na dnie kosza znalazła białą, tetrową pieluszkę, a w niej było zawinięte maleńkie dziecko. Wyglądało jak lalka, wpatrzona nieruchomo w oczy babci nie mogła nic powiedzieć, chociaż chciała. A jabłka leżały rozrzucone po całej podłodze, ogonki pieściły stopy smutnej kobiety, która próbowała obudzić dziecko. Ale ono było lalką i stawało się coraz mniejsze i mniejsze, aż zniknęło w przestrzeni. Potem padał śnieg, w pokoju Heleny zrobiło się zimno. Nie było sufitu i wiał wiatr. Helena leżała na swoich jabłkach, a płatki śniegu przykrywały jej bladą twarz. Dziewczynka poczuła chłód.
Szara myszka wskoczyła na łóżko i obgryzała najpiękniejsze jabłko świata, które za sprawą babci stało się własnością Soni. Krzyk obudził cały dom. Sonia nie wiedziała czy to mysz, czy zimny śnieg na twarzy Heleny otworzył jej usta, poruszył powieki i kazał przestać śnić. Usiadła, wyrzuciła z łóżka małe zwierzątko i z przerażeniem stwierdziła, że jej nieskalane, dziewicze jabłko jest poobgryzane. W tym momencie do pokoju wbiegła Helena, zobaczyła mysz i uderzając w nią z precyzyjną dokładnością, zabiła. Kuchenny rondel w ręku babci okazał się niezastapionym narzędziem zbrodni.
- Nic Ci nie jest kochanie? - pytała zatroskana Helena.
- Boję się babciu.
- Czego się boisz moje dziecko? Zabiłam, zobacz, już leży martwy ten zły duch, będzie mi tu straszył dziecko - sapała Helena.
- Ale to nie to - szepnęła dziewczynka.
- A co? Może jeszcze druga mysz? - babcia rozglądała się po pokoju - a mówiłam, żeby dziadek wpuścił na noc kota, ale nie, on woli pułapki na myszy, a one omijaja je z daleka, już się nauczyły, złe duchy.
- Babciu coś mi się śniło.
- Zły sen? - Helena położyła się obok Soni i przytuliła ją mocno - wiesz, czasami śni mi się dawny właściciel tego domu, taki stary Niemiec. Mówili, że zakopał pieniądze w ogrodzie jak uciekał. Bo Niemcy wyjeżdżali i wszystko zostawiali, a ten żyrandol to też po nich, ładny co? Szafa w dużym pokoju i kredens w kuchni, były nawet łyżki i widelce, kubki i talerze i dwie monety ze znakiem Hitlera, oj było tego, było... - babcia mówiła i mówiła, a dziewczynka zasypiała wtulona w jej ciepłe piersi, słyszała z daleka miękki głos Heleny.
Widziała starą, dębową szafę. Wydawało jej się, że wchodzi do niej coraz głębiej i głębiej. Wpada do piwnicy, gdzie leżą poukładane stosy drewna, siekiera wbita w pieniek, w kącie stoją zniszczone buty dziadka. Pachnie ziemniakami, żywicą i naftą - oto zapachy Soni, ktore zabierze ze sobą wszędzie, na całe życie. Nie olejek różany czy drogie perfumy XXZ (babcia używała zawsze tych z kiosku ruchu - Być może..., a puste buteleczki oddawała swojej wnuczce). Istnieją przecież zapachy dzieciństwa bez szklanych opakowań, bez zbędnych wstążeczek i etykiet. Zawsze żywe w pamięci, może uśpione, drzemią z głową lekko przechyloną na bok, żeby obudzić się w odpowiednim czasie i opowiedzieć wszystko od nowa.

Opublikowano

kaju-maju
dziękuję, że zawsze do mnie zaglądasz i komentujesz. A sny rzeczywiście
- bywają i takie, które sprawdzają się lub coś znaczą, trzeba umieć je
odpowiednio interpretować - podobnie jak wiersze. Myślę, że sny są jak
wiersze. Trudno oddać ich atmosferę w realnym świecie. Może w tym
wirtualnym jest nieco łatwiej? Świat wirtualny jest jakby do tego stworzony...
czasami mam takie wrażenie.
kaju-maju to nie jest ostatnia część tej dziwnej opowieści, bo jakoś dziwnie
dobrze mi się to pisze i dlatego przerywać nie zamierzam. A Ty jesteś dla
mnie zachętą do dalszego pisania :)
"Nawet można to wziąć za bajkę." - to może trochę urealnić tę bajkę?
Co o tym myślisz? Pozdrawiam ciepło, dziękuję i zapraszam dalej wierna
czytelniczko.
Pozdrawiam również wszystkich, cichych czytelników. Dzięki :)

Opublikowano

jak coś przyjemnie się czyta to miło jest tak czytać.Nawet dałam dzisiaj znajomym do przeczytania,też im się bardzo podobało i się nie myliłam jeśli nazwałam to bajką.Bo naprawdę taką babcie to tylko w bajce może spotkać.
Czekam na dalszą część.
Pozdrawiam milutko

Opublikowano

kaju-maju
jesteś niezawodna, dziękuję :)
Wkrótce część 4 (i nie ostatnia)
postaram się, żeby czytało się
przyjemnie, chociaż myślę o tym,
aby atmosfera była nie tylko
bajkowa. Serdecznie pozdrawiam
(również Twoich znajomych)

  • 1 miesiąc temu...
Opublikowano

1) „nie nie z ustami czerwonymi„
2) „jak dojrzałe wiśnie, które same proszą się o zerwanie.” – chyba lepiej bez „same”.
3) „Na dnie kosza znalazła białą, tetrową pieluszkę, a w niej było zawinięte maleńkie dziecko.” – jak to? Na dnie kosza znalazła pieluszkę, rozwinęła ją, i co się okazało? Ano okazało się, że nie ma tam jakichś okruszków po śniadaniu, ale maleńkie dziecko. Ciekaw jestem, czy mnie rozumiesz w czym upatruję twój błąd.
4) „Wyglądało jak lalka,” „ono było lalką” – to czym w końcu było?

Niby tekst poprawny, ale jakoś mnie nie wciągnął. Pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...