Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Mroczne cienie przedzierające się między promykami Księżyca zawładnęły całą półkulą. Cichy śpiew świerszczy zakłóca pieśń zagubionego psa, który wyje do ogromnej kuli na niebie. Gdzieś w oddali jesteś Ty. Przestraszony, niemy i bezsilny Ty.
To moja wina... Mea Culpa...

Coraz szybsze i bardziej energiczne stukanie rządzi Twoim ciałem. Nie potrafisz go w żaden sposób powstrzymać. Serce bije jak oszalałe w nierównym i chaotycznym tańcu. Każdy szelest i szmer przyprawia Cię o ciarki na całym ciele. Logiczne myślenie zanika gdzieś w tej nieprzeniknionej ciemności.
Toczysz ciągłą walkę ze strachem, lecz to on ciągle wygrywa. Poddasz się?
To moja wina... Mea Culpa...

Bez ran na skórze wbijają się w Ciebie setki ostrzy. To zimny ból, przypominający przenikliwy wiatr. Chłód wdarł się do Twojego wnętrza, mrożąc każdą jego część. Nic go już nie stopi. Słychać tylko pustkę. Dla innych niewidoczna, nie dająca się słyszeć, a dla Ciebie jakże wyraźna nicość.
To moja wina... Mea Culpa...

Zza horyzontu z trudem wydostaje się mała kula. To tak upragnione i długo wyczekiwane Słońce. Zaczęło oświetlać las, który Cię otacza. Niewyraźne zarysy drzew zatapiają się w półmroku. Przed Tobą kręta ścieżka, prowadząca w nieznanym kierunku. Idziesz, niepewnie stawiając każdy krok. Widzisz wszystko wyraźnie, ale dalej nie wiesz w którą stronę iść.
To moja wina... Mea Culpa...

Błądząc wśród zarośli, zastanawiasz się po co czekałeś na Słońce. W jasności, czy ciemności to żadna różnica. I tak nie wiesz jak iść. Możesz ślepo błądzić wśród nieznanych dróg. Bez niczyjej pomocy nigdzie nie dojdziesz. Niedługo zniechęcenie weźmie górę nad nadzieją.
To moja wina... Mea Culpa...

Cichutko szepczę, że Ci pomogę i wyciągam w Twoją stronę dłoń. Staram się wyprowadzić Cię z tej czeluści, ale Ty odwracasz się i za wszelką cenę chcesz poradzić sobie sam. Będziesz dalej błąkał się w ciemności, bo przecież sam tego chcesz.
To już nie moja wina...

Opublikowano

1) "To zimny ból, przypominający przenikliwy wiatr." - ból przypomina wiatr? zdaje się że zamysł autora był inny.
2) "Słychać tylko pustkę. Dla innych niewidoczna, nie dająca się słyszeć," - to słychać czy nie słychać?

Wielkie twoje starania urodziły zwykłą mysz. Napisz zwyczajnie o facecie, jakie ma on problemy i jak starasz się mu pomóc. Napisz zwyczajnie, po ludzku, po co silić się na poezję. Niech poezja wyłania się ze zwykłego opisu prozatorskiego, to dopiero jest sztuka.
Pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...