Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Miły...

Zamknij mnie całą, Miły,
W swoich dobrych dłoniach,
Muśnij ciepłem oddechu,
Ucałuj na skroniach.

A potem zdmuchnij lekko,
Niczym płatki kwiatów,
Otulę Cię lśnieniem gwiazdy,
Śpiewem rajskich ptaków,

Nenufary przywołam
Wnet pod stopy Twoje,
Orchideami wyścielę
Prześcieradeł zwoje.

Tiulowym kobiercem
Ogarnę przestworza,
Upachnię atmosferę
Słodkim wina morzem.

Twoje palce zamienię
W zachłanne stworzenia,
Nienasycone wiecznie
Jak senne marzenia...

Aż wreszcie wtulę ciało
W spokojność Twą błogą,
Zamknę oczy na chwilę
Przed kolejna trwogą.

Lecz trwoga już nie powróci,
Bo jasność Twa złota,
Pochłonie mnie całą,
Uchyliwszy wrota.

Opublikowano

Nie bardzo, niestety. Największy zarzut: to wszystko (poza paroma udziwnieniami) było. Te wszystkie muśnięcia, ciepłe oddechy, nienasycenia niezliczoną ilość razy się już przewinęły. Proszę poczytać najlepszych na tym forum i zrezygnować z rymowania na razie, bo to moim zdaniem dla takich dyletantów jak ja czy Pani zła droga. Pozdrowienia,
Pancolek ;)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Pancolek, kiedy ja nie zrezygnuję, bo to właśnie "moje rymowanie", a nie poezja. Pewnie i dyletanckie, ale nikomu nie robi krzywdy. Piszę nie dla wielkiej stylistyki, czy zawikłanych treści - to tylko zapis jakiegoś stanu ducha, przesadzony bardziej lub mniej...;-)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Przesłodzone maksymalnie? Pewnie i tak.
Gdyby adresat tej "rymowanki" przeczytał, też by go zapewne zemdliło. Ale nie przeczyta!:-)

A nenufary? Krótko mówiąc lilie wodne.

A w WIKIPEDIA: "Grzybienie białe (nenufar, lilia wodna, Nymphaea alba L.) – gatunek byliny z rodziny grzybieniowatych Nymphaeaceae. Jeden z około 50 gatunków z rodzaju Nymphaea. W stanie dzikim występuje w niemal całej Europie aż po Ural, w północnej Afryce i na Kaukazie, na Bliskim Wschodzie i dalej w kierunku wschodnim po Kaszmir. Uprawiany w innych częściach świata o klimacie umiarkowanym, zdziczały w Australii i Nowej Zelandii. W Polsce pospolity na niżu w naturze, nierzadki także w uprawie; w stawach i oczkach wodnych".
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Czy adresat byłby zaszczycony? Może troszkę, ale raczej nie chcę się o tym przekonywać.
Po reakcjach niektórych mężczyzn widzę, że mogłoby go raczej zemdlić, cóż... Chyba nie zaryzykuję;-)

Dziękuję za komentarz - wszystkie cenne!
S.
Opublikowano

Wychodząc z założenia "to moje pisanie, podoba mi się takie jakie jest i już"
będzie się Pani musiała w niedługiej przyszłości przyzwyczaić do minimalnej ilości
komentarzy i ignorowania Pani tekstów przez forumowiczów lub ostrą krytykę
pod tekstami. Ja doradzałbym spokojnie podejść do problemu i jednak postawić
na rozwój - w tym celu istnieje to forum.

Jeśli wybrała Pani na początek tworzenie wierszy rymowanych, to trzeba pogłębić
swoją wiedzę o technice ich pisania - uporządkować metrum, liczyć sylaby, trzymać
w ryzach średniówkę, a przede wszystkim poszukać mniej banalnych rymów.
To trudne. A więc może jednak poezja biała? Tak czy inaczej musi Pani popracować
też nad doborem słów i szukać nowych, ciekawych sformułowań, lepszych metafor,
w ogóle poszerzyć wachlarz środków poetyckich.

Życzę powodzenia i cierpliwości, pozdrawiam:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
    • @Dagna tym się nie stresuj. Dobry psychiatra wyprowadzi cię z tego. Jeżeli nie.......to już Tworki. Bay, bay.     A tak w ogóle to po co mnie prowokujesz? Nie znamy się, za emocjonalne słowa przeprosiłem, a ty ciągle swoje. Dlaczego ?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...