Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Balkon


Rekomendowane odpowiedzi

To już były czasy, gdy w sklepach przestało brakować towaru, nadal jednak byłam małą dziewczynką. Była zima, późno skończyłam lekcje, w dodatku zasiedziałam się na ślizgawce i zrobiło się ciemno. Wracałam do domu szybkim krokiem, pełna obaw. Śnieg trzeszczał pod stopami, w butach przebierałam skostniałymi palcami, łzy od wiatru ciekły po twarzy…
Ale długo się bawiłam, nawet nie zauważyłam, kiedy tak zmarzłam… Mówiłam do siebie w myślach… mama będzie zła jak diabli. Ciężko oddychając rozglądałam się po drodze, czy już mnie ktoś nie szuka. Wreszcie most, jak tylko na niego wejdę to dopiero będzie wiało…
O! Ta stara pijaczka… W zasadzie nie była stara… tylko dzieci tak za nią wołały… No ale młoda to na pewno nie była! Pomyślałam dziecięcą główką nawet z obrzydzeniem!
Auuu co jest?!!! Krzyknęłam nagle gdy tabun rozpędzonych chłopaków strącił mnie z dróżki, pchając w zlodowaciałe wysokie bruzdy… Rozwydrzone bachory z nowego osiedla! A kogo oni się uważają? Czy to rodzice ich tak nauczyli, że do wszystkiego mają prawo. Nawet nauczyciele ich inaczej traktują – myślałam z wielkim żalem… I to tylko dlatego, że ich rodzice mają kasę! Patrzyłam jak gonią się i rzucają śnieżnymi kulkami pełna nienawiści, na tyle, że zapomniałam o moim strachu.
- Jezuś malusieńki!!!
O! Teraz to przesadzili… Popchnęli w biegu starszą panią, rower siatka i kilka zakupów wylądowało na ziemi. Po co komu rower w zimie? Wariatka. Wszędzie chodzi z tym rowerem… W zasadzie to większa z niej dziwaczka niż pijaczka, bo zachowywała się czasem tak dziwnie, jakby się spiła. Nie miałam czasu o tym myśleć, bo mi się nagle przypomniało, że sama mam kłopoty.

Zauważyłam jeszcze, jak by od niechcenia, że jeden chłopiec na chwilkę przystanął. Stał. Może sekundę lub dwie. Było to takie dziwne… Jakby świat się zatrzymał między nimi dwoma. Chłopiec ze zgaszoną miną wpatrywał się jeszcze chwilkę i zwiał. Pijaczka dalej zbierała zakupy, ściskając w ręce zbite butelki mleka, zawodząc cichuteńko kilka razy: Jezuś malusieńki, Jezuś malusieńki. Jakoś nagle zrobiło mi się jej żal przez chwile. W sumie jednak po co tak rozpacza, jeszcze się skaleczy…
W domu jak zwykle dostałam lanie. Było słychać mój krzyk na całej długości ulicy. W tej dzielnicy echo daleko niesie…

Wyszedł na balkon. Stary jak zwykle kłócił się z matką o pieniądze. Dziwne, tyle ich mają, po co więcej sobie życie komplikować? Ojciec zaraz trzaśnie drzwiami a mama zamknie się w pokoju i tylko czasem wyrwie jej się głośniejsze chlipanie. Siostra starsza w drugim pokoju, zajęta czytaniem. Jak zwykle nie chce, albo nic nie widzi. Zerknął jeszcze przez szybę, paliło się światło w jego pokoju, słychać przytłumione głosy z kuchni. Serce mu szybciej zabiło, wyciągnął papierosa, nie wiedział czemu ale miał ochotę zajarać… Zapalił zapałkę, płomyk oświetlił jeszcze bardzo dziecięcą twarzyczkę. Hmmmm… co za smak, nawet się nie zakrztusił, rozkoszował się dymem w płucach i wokół zimowym zapachem. Powoli wracał do rzeczywistości. W uszach znowu zaczęły pojawiać się dźwięki. Jakiś płacz niedaleko, krzyki na lodowisku w oddali, kłótnie przyciszonym głosem… (jakby on nic nie wiedział). Przypomniał mu się wypadek na moście. Wpadł jak tornado na tą starą…
Bach! Trzask butów na śnieżnej pokrywie. Klip. Cicho przymknięte drzwi ich pokoju. Nie on tu dłużej nie wytrzyma! Już słychać ciche chlipanie mamy. O co staremu znowu tym razem!!! Miał ochotę trzasnąć, ale wyszedł cichutko z domu. Nie wiedział czemu, ale nie wolno mu trzaskać! Szedł po cichu, po czyichś śladach, przeszedł na drugą stronę ulicy. Tu było słychać płacz wyraźniej- widział przez okno jak stara pijaczka nosi dziecko na rękach… Późno już było dla niego, ciemno… Co ona tam jeszcze szeptała?... (Jezuś malusieńki… ostatnie 2 złote). Rozejrzał się, przeskoczył barierkę od ulicy, wpadł do budynku jak bomba.
- Co nie ma już mleka?!!! Powiedział z takim impetem i złością, że sprzedawczyni przez chwilę zmieszana nie zdołała odpowiedzieć.
- Grzeczniej proszę!
- Przepraszam. No nie ma już wcale?
- Może się coś i znajdzie… ale…
- Ja potrzebuję bardzo… dla dziecka, małego.
Uśmiechnęła się dziwacz. Poszła na zaplecze. Przyniosła 3 butelki.
- Pan ile sobie życzy? Szły do zwrotu. I niech się pośpieszy, bo już zamykam!
- Te trzy biorę. Wyjął portfel, 50 zł.
- Drobniej nie będzie, co ja tu poczta, czy bank?
- Nie, ale to całe moje kieszonkowe.
- Dobre, niektórzy tyle zarabiają…
Butelki wziął pod pachę. Jakoś droga w tą stronę dłuższa. Na Boga, jak na tym moście wieje. Stał pod oknem, chwilę sparaliżowany. Za oknem cień śmigał po suficie.
- Już dobrze… ciii… nic ci teraz nie poradzę… Wycie dziecka było żałosne. Z klatki schodowej wyszedł mężczyzna. Ględził brzydkie słowa pod nosem. Strach wejść w to miejsce, ale co tam! Wbiegł szybko po schodach, drzwi chyba czwarte. Mleko położył, wyjął pieniądze z kieszeni. Bam bam bam, zastukał z całych sił i w nogi.

Siedział potem na balkonie całkiem spokojny.

Nie potrzebował już palić. Świecił księżyc, noc była całkiem spokojna.

Wcale się nie bał. Nie rozumiał tego, ale nagle miał siły słuchać kolejnych kłótni w domu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...