Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

„ Sztuką jest rozegrać karty po mistrzowsku, kiedy w kieszeniach wokół stolika wiercą się lufy czterech stygnących jeszcze Smith & Wesson”

Papa Georgio

Staruszek nasunął wytarty, farmerski kapelusz na czoło i nie przerywając mruczącego monologu splunął soczyście nie zauważywszy nawet jak żółta, gęsta plama rozpływa się po skórzanym bucie. Zgrabnie obracał między palcami zredukowany do ostatnich granic bytu ołówek, na którym odznaczał się barwny wachlarz czyichś zębów. Konwulsyjny grymas wykrzywił ocienioną olbrzymimi brwiami twarz, rozciągnął szerokie bruzdy czoła, odsłonił biel szkliwa i tylko wprawny pokerzysta doszukałby się w tym spektaklu napięć, pełnego satysfakcji uśmiechu.
Z obrotowych drzwi po drugiej stronie ulicy wystrzeliła smukła, ciemna postać w krzykliwym, cętkowanym na wzór geparda szlafroku. Bezbłędnie zatoczyła wymyślny piruet, po czym ,wytrącając zakupy przypadkowej ofierze, ruszyła cwaniacko w stronę czerwonego Mustanga nie zauważywszy nawet turlających się pomidorów i brzoskwiń. Zanim wysuszona, urzędnicza głowa Edwarda S. uniosła się leniwie by wypluć z siebie czarujący bukiet nakreślonych naprędce epitetów, rozmyta czerwień samochodu znikała na ostatnim widocznym skrzyżowaniu.
Staruszek w skupieniu odprowadził wzrokiem pędzącą plamę, po czym błyskawicznie ocenił sytuację przed drzwiami hotelu. Pełzający na czworaka Edward S. wywołał na jego porysowanej twarzy nową falę radosnych grymasów. Poirytowany urzędnik ścigał swoje zakupy trącane butami przechodniów i według zaleceń swego nowego mistrza Swami Brahmy IV oddychał głęboko miejskim powietrzem.
„Boże pobłogosław ten dzień” wyszeptał staruszek. Nasunąwszy farmerski kapelusz na czoło usadowił się wygodnie pod rozgrzanym murem przyległym do budynku Centralnego Banku Nasienia Dzielnicy Wschodniej, po czym splunął soczyście nie zauważywszy nawet jak żółta, gęsta plama rozpływa się po skórzanym bucie.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Waldemar_Talar_Talar dzięki   jesień owszem zadowoli jeśli ładna jest i młoda słodko może cię ukoić ale kasy potem szkoda :)))       @violetta od czego jest kobietka tego nie wie sam Bóg raz wściekła raz kokietka nieobliczalna i już :)))  
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      To przepiękna zwrotka warta najlepszych poetów ! I ostatnia też złota warta. Gdyby udało się dotrzymać kroku pozostałym ... 
    • @Poezja to życie Dobrze prawisz i rym jest...  
    • @Jacek_Suchowicz Piękny wiersz o zbliżającej się jesieni. Pozdrawiam serdecznie

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • W koszulce pirackiej i mycce z czaszką, Pochylony nad balią z praniem, Pianę wzbijałem ku niebu – chlup, chlup, Wiosłem szarpałem ocean zbyt spokojny.   Wichry w koszulę łapałem na kiju, Kurs obierałem – ahojj! – wołałem. Ster trzymał mój język, nie ręce, Żagiel inspiracją: tam, gdzie wiatr dmie!   Świat zmierzyłem bez lunety i bez map, Z oceanem biłem się z tupotem i krzykiem. Gwiazdom nie wierzyłem, bo mrugają okiem. Ja wam dam, wy żartownisie, dranie!   Na Nilu mętnym, wezbranym i groźnym, Szczerzyłem kły z krokodylem rozeźlonym. Ocean zamarł, gdy dryfem szedłem – skarpetki prałem, Rekin ludojad nad tonie morskie skoczył i zbladł.   Na prerii mustang czarny jak moje pięty, Ogonem zamiótł mi pod nosem – szast! Wierzgnął, kopytem zabębnił, z nozdrzy prychnął, Oko puścił i w cwał – patataj, patataj!   Na safari gołymi przebierałem piętami – plac, plac! Słoń zatrąbił, nie uciekłem, w miejscu trwałem. W ucho dostał, ot tak – i odstąpił: papam, papam. Został po nim tylko w piasku ślad i swąd.   Lew zaryczał – też nie pękłem, no nie ja! W pierś bębniłem – bim, bam, bom – uciekł w dal. Ciekawskiej żyrafie, mej postury chwata, W oczy zaglądałem – z dumy aż pękałem.   A na kontynencie płaskim i gołym, Jak cerata w domu na stole świątecznym, I strusia na setkę przegoniłem – he, he! Bo o medal z kartofla to był bieg.   Aż tu nagle: buch, trach, jęk – strachem zapachniało! Coś zatrzęsło, coś tu pękło – to nie guma w gaciach... Łup! okrętem zakręciło, bryzg mi wodą w oko, Flagę z masztu zwiało i na tyłku cumowałem.   Po tsunami pranie w błocie legło, Znikły skarby i trofea farbą plakatową malowane, Z lampy Aladyna duch też nawiał – łotr i tchórz, Kieł mamuta poszedł w proch, złoto Inków trafił szlag.   Matka w krzyk „Ola Boga!” – ścierą w plecy chlast! Portki rózgą przetrzepała jak to dywan. Aj, aj, aj, aj! chlip, chlip! to nie jaaaa... Smark, smark, łeee – nawyki to z przedszkola.   Z domku, skrytym w kniejach dębu, ot kontrola lotów. Słyszę łańcuch jak klekoce, rama trzeszczy. Dzwonek – dzyń! błotnik – dryń! szprychy aż pękają. Kłęby kurzu w dali widzę – nie, to nie Indianie.   To nie szeryf z gwiazdą pędzi na rumaku, To nie szalik śwista (z klamrą...? e tam) Ojciec w drodze z wywiadówki – coś mu śpieszno. Aż mnie ucho swędzi, no to klapa, koniec pieśni...  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...