Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Matka i syn


Rekomendowane odpowiedzi

Emilia Binder ostatnie lata swojego życia spędzała w samotności. Jej mąż – Stanisław Binder – zmarł młodo. Kobieta pozostała wtedy sama z dwuletnim wówczas synkiem – Jackiem. Kochała go najbardziej na świecie. Dla niego mogła poświęcić wszystko. Ze względu na Jacusia zrezygnowała z kariery malarki, o której marzyła od zawsze. Zatrudniła się jako praczka, aby móc poświęcić jak najwięcej czasu swemu jedynemu dziecku.
Tak było dawniej. Teraz Emilia została sama, gdyż jej najbliższa osoba – Jacek – wyjechał wraz z żoną do Hiszpanii. Nie miała mu tego za złe. Wiedziała, że tam czeka go lepsze życie i chociaż bardzo chciałaby spędzać z nim święta, wakacje i być przy narodzinach wnuków, nie czuła żalu. Sama o sobie myślała jako o „starej, uciążliwej babie”, a jedyne, czego by nie zniosła, to bycie dla kogoś ciężarem. A zwłaszcza dla najukochańszej osoby. Dlatego teraz samotnie przeżywała ostatnie dni, bardzo cierpiąc – chorowała na raka w wątrobie. Dama nie wie, czy bardziej dokuczał jej nowotwór, czy nieznośna samotność. Modli się o jak najszybszą śmierć. Nie ma ochoty poddać się leczeniu – w końcu jest już stara i pogodzona ze śmiercią. Zresztą życie w samotności, bez drugiej osoby to najgorsze piekło, jakie człowiek może przeżyć. Emilia nie zadzwoni do syna. Nie chce go denerwować. Zresztą dla niej świat zatrzymał się w 1945 roku. Nigdy nie kupiła telefonu. Telewizor ma czarno-biały. Niezwykle cieszyło ją to, że nic nie przerywa, nie na zakłóceń, prezenterzy nie występują w mundurach i nie ma cenzury. Kiedy mogła wychodzić, szła najdalej do kościoła. Zawsze modliła się o szczęście i powodzenie dla syna i wolną Polskę. Teraz modliła się sama w domu.
Jacek jest w Hiszpanii. Wysyła matce pieniądze. „Jakoś sobie poradzi” – myśli – „gdyby coś się działo, przecież by zadzwoniła”. Nie widział się z rodzicielką przeszło osiem lat. Zapomniał, że ona nie ma telefonu, że nie wie, gdzie i jak go kupić. Tkwi w przekonaniu, że zadzwonić można tylko z poczty. Ale Jacek nie pamięta o tym. Kocha matkę i wydaje mu się, że ona o tym wie – w końcu wysyła jej pieniądze. Nie wie o tym, że ona nie jest w stanie wyjść z domu, aby coś za nie kupić
Do domu wraca jego żona – Ewa. Piękna, młoda, beztroska dziewczyna. Jest cała w skowronkach. Dźwięcznym głosikiem oznajmia, że jest w ciąży. Oboje nie posiadają się ze szczęścia . Jacek od razu podejmuje decyzje – jeżeli urodzi się dziewczynka, nazwą ją Emilia. Oboje uznają, że to doskonała okazja do odwiedzenia swoich rodzin w Polsce.
Emilia ma coraz mniej siły. Chce umrzeć, ale nie popełni samobójstwa – przecież to grzech śmiertelny. Przeczuwa, że to już koniec. Nagle uderza ją mocne, jasne światło. Trwa to tylko chwilkę. W drzwiach kuchennych widzi ducha swego zmarłego męża.
- Stanisławie ! Mój kochany ! Tak tęskniłam. Dlaczego nie przyszedłeś wcześniej ? Czemu nigdy mnie nie odwiedziłeś ? Pozwoliłeś, żebym była tu całkiem sama?
- Emilio, wiesz, że zawsze byłaś jedyną, która kochałem. Nie mogłem cię odwiedzać. To nie jest zezwolono. Teraz też jestem tu po to, aby cię zabrać. Ja pójdę, ale ty niedługo podążysz za mną.
Stanisław znika. Emilia jest bardzo szczęśliwa – wszak właśnie została wyrwana z najgorszych męczarni. Przebiera się w czarną, żałobną suknię i odmawia różaniec. Słyszy dzwonek do drzwi. Jest pewna, że tym razem to ktoś żywy. Jest rozczarowana, że ktoś jej przeszkadza w takiej chwili. Otwiera i nie może uwierzyć własnym oczom. Jej syn – jedyny, ukochany, najwspanialszy na świecie – przyjeżdża w momencie jej śmierci. Jakby wiedział, jakby specjalnie chciał się pożegnać.
-Jacek! To naprawdę ty! Mój kochany synku, nie mogę uwierzyć. Takie szczęście w godzinie śmierci !
- Mamo nie przesadzaj. Wspaniale wyglądasz, zresztą nie wypada w takiej chwili umierać.
- Ale ja umrę i to jeszcze dziś. Umrę na raka w wątrobie. Nie chciałam cię nigdy tym martwić, ale wiedziałam o tym. Odziedziczyłam to po rodzinie od strony matki. Dobra szlachta, ale wszyscy zmarli na raka.
- Mamusiu najukochańsza ! Jak mogłaś mi nie powiedzieć ? Przecież ja bym cię leczył! Żyłabyś jeszcze długo. Ty nie możesz umrzeć. Ja cię kocham.
- Ach, Jacuś. Zawsze wiedziałam, że ty jesteś dobry chłopiec, ale to naprawdę bez sensu. Nie chcę żyć dalej sama. Odkąd ciebie nie ma, o tym tylko marzę. Ponieważ kocham cię najbardziej na świecie, nie chcę być dla ciebie utrapieniem. Pozwól mi umrzeć, jeżeli mnie kochasz.
Po tych słowach Emilia umarła. Jacek nie mógł tego znieść. Dopiero wtedy uświadomił sobie ja bardzo kochał matkę. Pozwolił jej umrzeć i sam żył dalej. Wiedział dobrze, czego chce jego mama, obserwująca go z nieba. Wie, że już jest za późno na naprawianie błędów, lecz wedle testamentu wypełnił ostatnią wolę mamy. Czasami łamią prawa nieba i ziemi i spotykają się. Jacek wie, że w niebie wynagrodzi mamie swoje zaniedbanie.
To opowiadanie nie ma końca. Może skończyć się dopiero po śmierci Jacka. Więc takie je na razie zostawmy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"chorowała na raka w wątrobie"? chyba na raka wątroby
Wyłapałam też kilka literówek, ale całość niestandardowa, zdecydowanie na dłuższy tekst. Troszkę miesza się punkt widzenia Jacka z punktem widzenia matki (zmienna narracja), aczkolwiek całość przyjemna w odbiorze.
Plus za pomysł.
Pozdrawiam
Kasia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



przyznaję się całkiem szczerze, że to opowiadanie było moim wypracowaniem. na napisanie miałam 45 minut i nie bardzo miałam czas i miejsce się rozwjać. wiem, że te wszystkie opisy mogłyby i powinny być dłuższe i pracuję nad tym wsyzstkim :]
pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"To opowiadanie nie ma końca. Może skończyć się dopiero po śmierci Jacka. Więc takie je na razie zostawmy."

tylko to zdanie jakoś mnie poruszyło.

Masz historię, tylko nie zabardzo ją opowiedziałaś. Streściłaś ją. W scenopisarstwie to się nazywa fachowo story out line, to powinno tobie posłużyć jako plan do napisania opowiadania. To nie jest opowiadanie. Literacko jest bardzo kiepsko, a to dlatego, że nie napisałaś nic oprócz planu, ale sie powtarzam..wiec koncze...

narka i pozdro, jak to mawiają na ulicy moi młodsi sąsiedzi.

p.s dialogi to jakaś farsa

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @poezja.tanczy Zatrzymanie - wskazane.  Dziękuję. Pozdrawiam. 
    • Żył kiedyś bóbr se w kraju nad Wisłą. Zdolne, poczciwe, stare bobrzysko. Lecz przyszedł rozkaz z zachodu, nie chronić więcej już bobrów, więc teraz winią go już o wszystko.
    • ziemniaki moje drogie chcę was przeprosić wybaczcie mi że byłem wczoraj taki nieostrożny że musiałyście patrzeć na mnie w dziwnym szale nie tak to miało być wierzcie mi   trochę się już znamy obierałem Was już wcześniej i starałem się dla Was i starałem się dla siebie wczoraj chciałem pójść krok dalej postanowiłem dorosnąć do tego by móc zalewać Was wodą solić i gotować zalałem osoliłem zapaliłem gaz zrobiłem co trzeba wróciłem do pokoju wyczekuję Was kończąc kiepski film   odwiedzam Was po raz pierwszy prawie już dochodzicie ale zanim ogień zgasł nie wiem czemu "kurwa" krzyczę do sufitu rozpalam pod Wami ogień na nowo dobrze już dobrze wszystko w porządku wyczekuję Was kończąc kiepski film   odwiedzam Was po raz drugi już wszystkie doszłyście ale ogień płonie a woda sobie leży leży na kuchni wykipiała wyciskam siłę ze szczęk wściekły na siebie wycieram to i odlewam Wam wodę głos z góry mówi mi "ale zostaw jeszcze niech woda odparuje z nich" nic nie mówię skłaniam głowę zostawiam garnek wodo paruj jest już po filmie był tak bardzo bez sensu że chce mi się cicho płakać   głos z góry mnie wzywa "dlaczego nie zgasiłeś ognia ja pierdolę po prostu nie wierzę" idę do Was po raz trzeci bijąc w podłogę piętami jak młoty Jezus Maria co ja zrobiłem przecież mogłem-- gaszę ogień pod Wami patrzę w szoku oczami jak gwoździe patrzę jak przegrywam   nie mogę znieść wbiegam do łazienki staję przed lustrem dobywam nożyczek napięta na mostku rozcinana skóra brzmi dokładnie tak jak wyobrażasz sobie brzmienie rozcinanej na stole skórzanej kurtki krew wita się ze mną mówi "a dzień dobry" czy tak to miało być nie jestem pewien Jezus Maria co ja zrobiłem przecież mogłem-- obmywam się zaraz zimną wodą i mydłem przykładam papier toaletowy już już wszystko już dobrze wyprosiłem krwiarza zanim zdjął buty wystawiłem go perfidnie ale co miałem zrobić od dziś umiem już nagotować sobie ziemniaków ale na te dzisiaj nie chcę patrzeć a rozcinać sobie skóry nie mam więcej zamiaru nie nie spodobało mi się nie to nie jest w ogóle dla mnie   oto było moje małe hara-kiri pierwsze i raczej ostatnie w życiu chciałem Ci się z niego wyspowiadać a Ciebie ciekawi co tam jeszcze u mnie nie patrz tak na mnie i się nie bój nie rozgważdżaj mnie przejętym wzrokiem bo ja już wyzdrowiałem wyleczyłem ducha z przelotnej gorączki zimną wodą i mydłem około godziny temu zanim poszedłem na nasz pociąg   a Was ziemniaki jak już pisałem szczerze przepraszam wybaczcie mi pewnie gdyby nie głos z góry to i tak byśmy sobie poradzili odwiedziłbym Was tylko parę minut później tylko chwilę później i zgasiłbym gaz wydaje mi się że tylko bym Was sparzył że tylko syknęlibyście długo z bólu nie spaliłbym Was żywcem no i w końcu Wy żyjecie i cieszymy się sobą wzajemnie jesteście już u mnie i nam razem miło i wybaczcie mi jeszcze tylko że chwyciłem wtedy za nożyczki no i wiecie same co dalej to było niepotrzebne to w ogóle nie Wasza wina   gdyby tak się stało ze bym Was spalił wówczas naprawdę dotknąłbym dna wydaje mi się że każdy tak ma czasem że prawie dotyka dna ale przeważnie coś cokolwiek go ratuje i dopóki się odważam nurzać się w głębinie i dopóki ratuje mnie jakakolwiek siła czy własny prąd w moim nerwie czy broni mnie czyjaś dobrotliwa ręka dopóty nie jestem jeszcze stracony dopóty nie jestem w sumie żałosny na pewno nie jakoś bardziej niż Ty czy on czy tamten i wciąż nie daję się sobie sprzeniewierzyć    
    • @Amber Właśnie, prawda to, gdybyś chociaż mogła wybrać...
    • @Leszczym To nie jest wybór to konieczność w danym czasie.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...