Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Anastazja Nibek

Użytkownicy
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Anastazja Nibek

  1. ogólnie podoba mi się pomysł, ale jest błąd rzeczowy. ksiądz nie nosi habitu.
  2. to już mi się bardziej podoba :] nawet jest wzruszające ;] pozdrawiam
  3. nie rozumiem trochę tego "zboczenia" z liczbą dziesięć, ale zawsze się może za tym kryć coś ważnego. Nieco matematycznie, ale mi się podoba ;] pozdrawiam
  4. Spotkali się w niemym kinie Na długo w nim zostali Z delikatnego puszku wzajemnie korzystali Ona do zadręczenia On do życia zmęczenia Po ptasim mleczku Po opium Po gwiazdce z nieba Po gorczycy Po ścieżce jasnej szli dalej Znienawidzeni i zmęczeni Niemym kinem Ukrzyżowani cichym stękiem Świeca zgasła i skończył się świat Tylko na płycie pozostało: „Miała piętnaście lat”
  5. "Johan zamilkł się." dziwne określenie, pierwszy raz słyszę... być może o to właśnie chodzi. ogólnie ciekawie. kojarzy mi sie z pianistą. pozdrawiam :]
  6. Nic nie poprawiałam, zachowałam oryginał. Pisałam to jak miałam.... 10 lat ? *** Podczas pewnej słonecznej nocy wydarzyło się coś rzecz niesłychanie pospolita. Była to upalna zima i wszystkie drzewa oraz kwiaty były w pełnym rozkwicie. Wszędzie roztaczała się paleta różnokolorowych, czarno –białych barw. Najlepszy czas na tak niezwykłe zwyczajne rzeczy. Otóż nad brzegiem suchej rzeki stała większa połowa uczciwych złodziei pewnego kraju. Wśród cichych wrzasków, wyłaniał się jeden stanowczy, wystraszony głos. Na przód wyszedł gigantyczny karzeł i zaczął przemowę: -Drodzy przyjaciele ! Nie mam żadnej przyjemności w patrzeniu na wasze piękne mordy i pewnie dla was również patrzenie na moją nie jest niczym miłym. Jak najbardziej przedłużając szybko zakończmy ten poważny cyrk. Zebraliśmy się tutaj aby ustalić jak bardzo absurdalne jest to mądre i rzeczowe zgromadzenie. Po drugiej stronie, ale prawie tej samej, stał stary przedszkolak i wcale nie patrząc obserwował całe zdarzenie. Nic nie mówiąc zwrócił się do ołowianego misia pluszowego: - Chyba znalazłem wyspy Bergamuta….
  7. przyznaję się całkiem szczerze, że to opowiadanie było moim wypracowaniem. na napisanie miałam 45 minut i nie bardzo miałam czas i miejsce się rozwjać. wiem, że te wszystkie opisy mogłyby i powinny być dłuższe i pracuję nad tym wsyzstkim :] pozdrawiam
  8. dzięki wielkie za ocenę :] szczerze się przyznam, że pisałam to w takiej sytuacji, że miałam ograniczone miejsce i czas, chociaż również chętnie bym to rozbudowała
  9. wreszcie coś luźniejszego ^^ dobre, nawet bardzo ;]
  10. ja mieszkam we Wrocku, ale nie wiem jak to wyjdzie. bo w sumie nie ode mnie to zależy ;]
  11. jakieś to takie...bez sensu...nie chcę Cię oczywiście obrazić, bo każda twórczość jest dobra, ale ten tkest jest taki trudny.... i bez przekazu?
  12. takie zbyt pospolite... teraz każdy pisze z masą przekleństw i z nadzieją, że będzie postrzegany jako oryginalny.
  13. Emilia Binder ostatnie lata swojego życia spędzała w samotności. Jej mąż – Stanisław Binder – zmarł młodo. Kobieta pozostała wtedy sama z dwuletnim wówczas synkiem – Jackiem. Kochała go najbardziej na świecie. Dla niego mogła poświęcić wszystko. Ze względu na Jacusia zrezygnowała z kariery malarki, o której marzyła od zawsze. Zatrudniła się jako praczka, aby móc poświęcić jak najwięcej czasu swemu jedynemu dziecku. Tak było dawniej. Teraz Emilia została sama, gdyż jej najbliższa osoba – Jacek – wyjechał wraz z żoną do Hiszpanii. Nie miała mu tego za złe. Wiedziała, że tam czeka go lepsze życie i chociaż bardzo chciałaby spędzać z nim święta, wakacje i być przy narodzinach wnuków, nie czuła żalu. Sama o sobie myślała jako o „starej, uciążliwej babie”, a jedyne, czego by nie zniosła, to bycie dla kogoś ciężarem. A zwłaszcza dla najukochańszej osoby. Dlatego teraz samotnie przeżywała ostatnie dni, bardzo cierpiąc – chorowała na raka w wątrobie. Dama nie wie, czy bardziej dokuczał jej nowotwór, czy nieznośna samotność. Modli się o jak najszybszą śmierć. Nie ma ochoty poddać się leczeniu – w końcu jest już stara i pogodzona ze śmiercią. Zresztą życie w samotności, bez drugiej osoby to najgorsze piekło, jakie człowiek może przeżyć. Emilia nie zadzwoni do syna. Nie chce go denerwować. Zresztą dla niej świat zatrzymał się w 1945 roku. Nigdy nie kupiła telefonu. Telewizor ma czarno-biały. Niezwykle cieszyło ją to, że nic nie przerywa, nie na zakłóceń, prezenterzy nie występują w mundurach i nie ma cenzury. Kiedy mogła wychodzić, szła najdalej do kościoła. Zawsze modliła się o szczęście i powodzenie dla syna i wolną Polskę. Teraz modliła się sama w domu. Jacek jest w Hiszpanii. Wysyła matce pieniądze. „Jakoś sobie poradzi” – myśli – „gdyby coś się działo, przecież by zadzwoniła”. Nie widział się z rodzicielką przeszło osiem lat. Zapomniał, że ona nie ma telefonu, że nie wie, gdzie i jak go kupić. Tkwi w przekonaniu, że zadzwonić można tylko z poczty. Ale Jacek nie pamięta o tym. Kocha matkę i wydaje mu się, że ona o tym wie – w końcu wysyła jej pieniądze. Nie wie o tym, że ona nie jest w stanie wyjść z domu, aby coś za nie kupić Do domu wraca jego żona – Ewa. Piękna, młoda, beztroska dziewczyna. Jest cała w skowronkach. Dźwięcznym głosikiem oznajmia, że jest w ciąży. Oboje nie posiadają się ze szczęścia . Jacek od razu podejmuje decyzje – jeżeli urodzi się dziewczynka, nazwą ją Emilia. Oboje uznają, że to doskonała okazja do odwiedzenia swoich rodzin w Polsce. Emilia ma coraz mniej siły. Chce umrzeć, ale nie popełni samobójstwa – przecież to grzech śmiertelny. Przeczuwa, że to już koniec. Nagle uderza ją mocne, jasne światło. Trwa to tylko chwilkę. W drzwiach kuchennych widzi ducha swego zmarłego męża. - Stanisławie ! Mój kochany ! Tak tęskniłam. Dlaczego nie przyszedłeś wcześniej ? Czemu nigdy mnie nie odwiedziłeś ? Pozwoliłeś, żebym była tu całkiem sama? - Emilio, wiesz, że zawsze byłaś jedyną, która kochałem. Nie mogłem cię odwiedzać. To nie jest zezwolono. Teraz też jestem tu po to, aby cię zabrać. Ja pójdę, ale ty niedługo podążysz za mną. Stanisław znika. Emilia jest bardzo szczęśliwa – wszak właśnie została wyrwana z najgorszych męczarni. Przebiera się w czarną, żałobną suknię i odmawia różaniec. Słyszy dzwonek do drzwi. Jest pewna, że tym razem to ktoś żywy. Jest rozczarowana, że ktoś jej przeszkadza w takiej chwili. Otwiera i nie może uwierzyć własnym oczom. Jej syn – jedyny, ukochany, najwspanialszy na świecie – przyjeżdża w momencie jej śmierci. Jakby wiedział, jakby specjalnie chciał się pożegnać. -Jacek! To naprawdę ty! Mój kochany synku, nie mogę uwierzyć. Takie szczęście w godzinie śmierci ! - Mamo nie przesadzaj. Wspaniale wyglądasz, zresztą nie wypada w takiej chwili umierać. - Ale ja umrę i to jeszcze dziś. Umrę na raka w wątrobie. Nie chciałam cię nigdy tym martwić, ale wiedziałam o tym. Odziedziczyłam to po rodzinie od strony matki. Dobra szlachta, ale wszyscy zmarli na raka. - Mamusiu najukochańsza ! Jak mogłaś mi nie powiedzieć ? Przecież ja bym cię leczył! Żyłabyś jeszcze długo. Ty nie możesz umrzeć. Ja cię kocham. - Ach, Jacuś. Zawsze wiedziałam, że ty jesteś dobry chłopiec, ale to naprawdę bez sensu. Nie chcę żyć dalej sama. Odkąd ciebie nie ma, o tym tylko marzę. Ponieważ kocham cię najbardziej na świecie, nie chcę być dla ciebie utrapieniem. Pozwól mi umrzeć, jeżeli mnie kochasz. Po tych słowach Emilia umarła. Jacek nie mógł tego znieść. Dopiero wtedy uświadomił sobie ja bardzo kochał matkę. Pozwolił jej umrzeć i sam żył dalej. Wiedział dobrze, czego chce jego mama, obserwująca go z nieba. Wie, że już jest za późno na naprawianie błędów, lecz wedle testamentu wypełnił ostatnią wolę mamy. Czasami łamią prawa nieba i ziemi i spotykają się. Jacek wie, że w niebie wynagrodzi mamie swoje zaniedbanie. To opowiadanie nie ma końca. Może skończyć się dopiero po śmierci Jacka. Więc takie je na razie zostawmy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...