Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Aleksandra (z Taśm)


Rekomendowane odpowiedzi

Smaruję się samoopalaczem. Jak w tej piosence… właśnie, kto to śpiewał? Rockowy zespół, jakiś. Stoję w łazience przed lustrem i nie mogę sobie przypomnieć. Nic dziwnego, takiej muzyki nie słuchałam od… liceum? Dokładnie to może od wakacji po czwartej klasie. Wtedy jeszcze były cztery klasy. Smaruje się samoopalaczem… nanana… co dalej, albo przed tym było? Patrzę w lustro – no i przytyło mi się od wtedy. Ale mam męża, mieszkam dalej w tej małej mojej mieścinie, dobrze mi tu. Grabów. Grabów nad Prosną. Nie udało się. Mąż ma stałą pracę. Ja też. Nie śpiewa Whisky, moja żono. To pamiętam. Dżem! Mój ulubiony zespół. Kiedyś modne było mieć ulubiony zespół… Kiedy? Z sześć, siedem lat temu. Boże, jak ten czas leci. Prawa noga. Skąd ten tekst z samoopalaczem? Nosiłam dzwony, różne koszulki z nadrukami pacyfistycznymi. Kupowało się je z Oficyny Agrafka – ciekawe, czy jeszcze istnieje – zawsze w kilka osób, żeby mało dać za przesyłkę. I kasety magnetofonowe.
Teraz to już prawie relikt. Do użytku w samochodzie, chociaż tam też coraz częściej CD. Muzyka zajmowała dużo realnej przestrzeni. Specjalnie przeznaczone do tego celu półki zapychałam kasetami w opakowaniach i bez. Przegrywane i oryginalne, z wytwórni znanych na cały świat i te z niezależnych oficyn. Lewa noga.
Mąż pracuje na rusztowaniach. Montuje je. Ukończył technikum jako mechanik samochodowy, czy jakoś tak. W tej samej szkole co ja liceum: Zespół Szkół Zawodowych nr 2 w Ostrzeszowie. Ale on nie uwieńczył swojej edukacji egzaminem dojrzałości. Szkoda, że wówczas nie robili jeszcze amnestii. Poznaliśmy się trzy lata temu – już po szkole. Na dyskotece. On nie kupował nic w Agrafce, nie jeździł na koncerty, nie słuchał Dżemu, a już na pewno nie będzie wiedział, z jakiej piosenki jest ten tekst z samoopalaczem. Tak wyszło, takiego sobie znalazłam męża. Może jest pracownikiem fizycznym, ale na rusztowaniach naprawdę nieźle się zarabia. Najgorzej, gdy wraca z delegacji zmęczony. Wszystko go wkurwia. Jak wczoraj, zupa za słona, makaron za miękki, pies na kanapie, kurz pod kanapą. Tyle praca męża – ja wylądowałam w okienku bankowym. Jak moja mama. Po znajomości zresztą. Czego teraz nie osiąga się po znajomości – tłumaczy mój ojciec – znać ludzi, którzy mogą ci coś załatwić to podstawa.
Mam dwadzieścia cztery lata.
Jak u Różewicza… Ocalony! Co oprócz Ocalonego napisał Różewicz? Kartoteka! Ale coś nowszego? Nie pamiętam, albo nie wiem po prostu. Tworzy jeszcze – chyba! Jakoś w klasie maturalnej jak byłam, to dostał nagrodę literacką Nike. Albo miał dostać. Za co? Moja koleżanka otrzymała jego tomik jako wyróżnienie za osiągnięcia w nauce. Czarna okładka z białą opaską i napisem Nike – tytuł mi umknął. Ja dostałam… jakąś niebieską książkę. Na sali gimnastycznej w ładnych strojach wyjściowych. Nawet chłopacy. Dumnie odbieraliśmy świadectwa maturalne. Obiecaliśmy sobie częste spotkania. Imprezy… czy wymieniałabym wszystkich chociaż z imienia? O nazwisku nie pomnę. Mówili o nas zgrana klasa. Trzydzieści bliskich mi osób. I dupa. Mam innych znajomych i przez pół dnia siedzę sobie w okienku bankowym, które wydawało mi się dużo ciekawszym miejscem, niż się okazało. Panienka z okienka po znajomości. Ale w końcu ukończyłam zaocznie Zarządzanie Biznesem, więc jestem odpowiednią osobą na to stanowisko. Przepraszam, proszę, dziękuję, nie, nie udzielimy panu/pani kredytu. A zaraz po LO zdawałam na polonistykę do Wrocławia. Ponad połowa mojej klasy tam chciała studiować, wiązaliśmy plany życiowe z tym miastem. Wyłożyłam się jednak już na egzaminach wstępnych. Zdarza się. Zresztą: mało kto z nas się dostał do Wrocławia. Brzuch.
Drugie dziecko w drodze. A tamta pociecha, to pięcioletni wrzód na tyłku. Tyle trzeba było dla niego poświęcić, a on… Zresztą małe to, to głupie. Trzy lata ma zaledwie. Pewnie teraz trzymając dwa ludziki-żołnierzyki biega po pokoju i udaje, że się biją. Plastikowe pamperki. Nasłuchuję. miałam racje, słyszę te odgłosy: DU, DU! DŻY! A jak przyjdzie szkoła? Podręczniki, zeszyciki, tornistry, mundurki – nie daj Boże. Coś mi jednak zostało w głowie z idei, którymi faszerowałam swój młodzieńczy umysł. Ten strach przed uniformizacją. Wszystkich do jednego poziomu wyglądu sprowadzić, a może i zachowanie jeszcze wszystkim jednakowe zaszczepić? To wydaje mi się gorsze niż te zbrodnie małolatów. Jak ja chodziłam do pierwszych klas podstawówki również nosiłam mundurek. Się nosiło mundurki. Do drugiej, albo trzeciej. Parami spacerowaliśmy po korytarzu w trakcie przerwy, ustawialiśmy się równiutko pod salą. Poza tym: strasznie drogie mają być te stroje. Wolałabym kupić jakieś firmowe kino domowe. Będziemy oglądać Dirty dancing, bo mój mąż wmówił sobie, że każda kobieta namawia na ten film swojego faceta. Ja wolę obejrzeć Imię Róży, chociaż oba te filmy już mnie nużą. Jeżeli nie mam na czym myśli i uwagi zawiesić to zasypiam. Jak podczas Podwójnego życia Weroniki.
Gdy byłam w liceum wszyscy z moich znajomych zaczęli chwalić Kieślowskiego. O ile Dekalogi potrafiłam jeszcze zmęczyć, tak Weronika była nie do przerobienia. Zasypiałam przeważnie w okolicach sceny pogrzebu. Oczywiście i ja twierdziłam, że to świetne filmy, że je lubię itd. itd. Tak się po prostu robi. Nikt nie chciał wylecieć poza grupę, więc byliśmy zbiorczo ekologami, anarchistami, pacyfistami… Zresztą podkochiwałam się w chłopaku, który grał w zespole punkowym. Potem poderwał mnie jego kolega – z kimś trzeba było chodzić. Jeździłam na koncerty, na festiwale: Krotoszyn, Koźminek, Woodstock. Miłość, Wolność, Pokój – zawsze z dużych liter.
Fajnie było. Wszyscy ludzie byli braćmi. Widzę w lustrze swój zadumany uśmiech do przeszłości, zamyślone oczy. Wracam do tej sceny: lipiec chyba. Siedzimy na jakimś koncercie, grają reggae, jest ciepło, dwójka kolesi dosiadła się do nas. My to ja i moja koleżanka Paulina. Właściwie rozmawiamy tak bez ładu i składu. Palimy papierosy, marihuanę, pijemy piwo. Ważne żeby tu być i po powrocie poopowiadać jaki był niezły klimat. Wszystko faktycznie jest dobrze do momentu, kiedy Paulina ląduje z tym jednym pancurem w namiocie. Jakoś mi tak to w niesmak właściwie. Ona na poważnie widać brała te brednie o wolnej miłości, czy jak to tam było. Ciekawe, czy chociaż zabezpieczyli się. Ale to taki brudas był. Żadnej higieny. Już nigdy tych facetów nie spotkałam, Paulina zresztą też nie. Myślę często o tej scenie, ale jakoś mało konkretnie, jak o moim obecnym życiu seksualnym z moim mężem, które jest takie… ‘normalne’? Odkładam samoopalacz na miejsce.
Kto to śpiewał? I czy tam było smaruję czy smaruje? Po co mi to właściwie wiedzieć? W niedzielne popołudnie. Pewnie nic ciekawego nie leci w telewizji wieczorem. Same powtórki ostatnio. Od kilku lat właściwie. Otwieram drzwi i słyszę z radia w kuchni tę piosenkę o odgłosach potłuczonego szkła. Na ESCE dobre utwory grają…

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...