Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

1
- Białe gówno… – warknął Matt i otarł śnieg z brody.
Zuber kiwnął nieznacznie głową i skwitował to z właściwym sobie entuzjazmem:
- Ta…
- Od dwóch tygodni pada…
- Nie pierdol, tylko ciągnij sanki.
Powoli zapadał zmierzch. Było zimno. Brnęli po kolana w śniegu, mocując się z pokaźnymi saniami. Na saniach zaś spoczywał świeżo upolowany biały niedźwiedź, podstawowy suplement diety wszystkich mieszkańców Zastruża od kilkudziesięciu lat. Jak było w innych rejonach – nie mieli pojęcia. Dawno stracili z nimi łączność, ostatnie listy dotarły tu przed blisko trzydziestoma laty. Mieszkańcy osady mieli poważniejsze problemy niż stosunki z innymi społecznościami. Na przykład przetrwanie w tych parszywych czasach.
- Biały syf…
- Zamknij się i ciągnij.
Po upływie niecałych dwudziestu minut, na horyzoncie zaczęły nieśmiało pojawiać się drewniane mury Zastruża i górujące nad nimi wieże obserwacyjne. Wreszcie wracali do domu. Po całym dniu polowania.
- Wyobraź sobie – zaczął Matt – że żyjemy sto lat temu…
- I co?
- Jeśli wierzyć temu, co mówił Stary, to zanim to wszystko się zaczęło… to mieli fajnie…
- No. I już nie mają.
- Pomyśl Zuber, wracasz do ogrzewanego domu, siadasz w fotelu, czytasz książkę… palisz fajkę z normalnym tytoniem, a nie tym zastrużańskim badziewiem…
- A skąd wiesz, że inny jest lepszy?
- Nie wiem. Domyślam się.
- Poza tym ja nie palę.
Zuber chuchnął w dłonie. Matt wpadł w zaspę i zaklął siarczyście.
- Jesz coś innego niż ten tutaj – wskazał na zawartość sań.
- Wczoraj miałeś chwasty z naszej szklarni.
Śnieg padał coraz mocniej.
- Zresztą – zaczął Zuber po chwili milczenia – daj mi spokój. I ciągnij te sanie do kurwy nędzy!

Zastruże było umiarkowanych rozmiarów osadą z własną szklarnią, kapliczką, łaźnią i gorzelnią. I generatorem prądu, wykorzystującym energię stale wiejącego tu wiatru. Wystarczająco dużym, by ogrzać szklarnię i ważniejsze budynki, zbyt małym na całą resztę. Zwykłe domy ogrzewano drewnem, szmatami i wszystkim, co nie było już potrzebne.
Nazwa wioski pochodziła od płynącej przez nią małej rzeczki – Strugi. Teraz jednak rzeczka była wiecznie zamarznięta, lód zaś pokrywała gruba warstwa śniegu.
W centrum wznosiło się coś na wzór ratusza, który spośród innych budowli wyróżniał się tym, że miał kamienną podmurówkę, zaś wzniesione z bali ściany uszczelniono ziemią, nie zaś kocami, papierem czy skórami zwierząt. Gdzieniegdzie z ziemi wystawały tu też pozostałości dawnej cywilizacji – ruiny kamiennych domów. Większość z nich w możliwy sposób „odrestaurowano” i aktualnie wykorzystywano głównie jako magazyny.

Matt i Zuber wtoczyli się do stojącego zaraz pod murami domu. Od razu uderzyło ich przyjemne ciepło. I zapach paleniska. Avik i Tot siedzieli po turecku przy zaimprowizowanym z kawałka złomu stoliku i grali w karty. Stary jak zwykle drzemał przy ogniu, obok niego leżała otwarta książka. Relikt przeszłości.
- Avik! – krzyknął Matt - Weź Zubera i wnieście misia do spiżarni. Potem go oprawię.
- Znowu niedźwiedź? – skrzywił się Tot. – Nie możecie upolować czegoś innego?
- Nie – uciął Zuber.
Avik podniósł się niechętnie, burknął coś pod nosem i założył zszytą z kawałków futra i skóry kurtkę. Już mieli wychodzić, gdy do drzwi wpadła Keira. Trzymała nieznanego im człowieka, na oko mógł mieć może ze czternaście lat. Nieznajomy trząsł się ze strachu i miał rozbity nos. Dziewczyna rzuciła go na ziemię.
- Wy macie mózgi?! – ryknęła w kierunku Matta. – Nie zostawia się żarcia bez opieki na zewnątrz!
Stary obudził się i odruchowo chwycił książkę. Zuber i Avik profilaktycznie wyszli. Keira zaś kontynuowała:
- Nie zamierzam głodować przez dwóch imbecyli!
- Co z nim? – Matt ruchem głowy wskazał na niedoszłego rabusia.
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko poczęstowała nieznajomego serią siarczystych kopniaków, sądząc z odgłosów łamiąc mu kilka żeber.
- Won – syknęła po chwili.

Opublikowano

Nieźle. Mam nadzieję, że jedynka przy tytule ma jakieś znaczenie. Kilka niezgrabnych sformułowań (no patrz - sam pisze koślawo, jak cholera, a u bliźniego doszukuję się błędow) nie psuje przyjemności cvzytania.
drewniane mury - jak sama nazwa wskazuje, mury są murowane, a więc nie mogą być drewniane. Może jakaś palisada, częstokół, albo podobne określenie.
P.S. Czy to nie jest jakiś niezwykły zbieg okoliczności, że akcje naszych - wklejonych obok siebie historii - lokalizujemy w podobnym srdowisku?

Opublikowano

Miło Cię widzieć Leszku:)

tak, jedynka wybitnie ma znaczenie, zamierzam to kontynuować. tylko nie wiem jeszcze kiedy:]. drewniane mury wychwyciłem już wcześniej, tylko z reguły nie nanoszę już tutaj na forum poprawek, bo polskie znaki zmieniają się w dziwne niewiadomocosie. podobnie, sofmułowań owych niezgrabnych też parę sam już odnalazłem. i u siebie na dysku poprawiłem:).

ad P.S.
no faktycznie, ciekawie się złożyło:D. u mnie owo środowisko wynika stąd, że jak patrzę na ten cyrk za oknem, to odechciewa mi się cokolwiek umieszczać w tym realnym, współczesnym nam świecie:].

pozdrawiam, dzięki za komentarz.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Mnie proszę nie liczyć. Policzcie sobie nawet psa, kota czy świnkę morską. Ale beze mnie… Że co? Że co się ma wydarzyć? Nie. Nie wydarzy się nic ciekawego tak jak i nie wydarzy się nic na płaskiej i ciągłej linii kardiomonitora podłączonego do sztywnego już nieboszczyka.   I po co ten udawany szloch? Przecież to tylko kawał zimnego mięsa. Za życia kpiarsko-knajpiane docinki, głupoty, a teraz, co? Było minęło. Jedynie, co należy zrobić, to wyłączyć ten nieustanny piskliwy w uszach szum. Ten szum wtłaczanego przez respirator powietrza. Po co płacić wysoki rachunek za prąd? Wyłączyć i już. A jak wyłączyć? Po prostu… Jednym strzałem w skroń.   Dymiący jeszcze rewolwer potoczy się w kąt, gdzieś pod szafę czy regał z książkami. I tyle. Więcej nic… Zabójstwo? Jakie tam zabójstwo. Raczej samobójstwo. Nieistotne z punktu widzenia rozradowanych gówniano-parcianą zabawą mas. Szukać nikt nie będzie. W TV pokazują najnowszy seans telewizji intymnej, najnowszy pokaz mody. Na wybiegu maszerują wieszaki, szczudła i stojaki na kroplówki… Nienaganną aż do wyrzygania rodzinkę upakowaną w najnowszym modelu Infiniti, aby tylko się pokazać: patrzcie na nas! Czy w innym zmotoryzowanym kuble na śmieci. Jadą, diabli wiedzą, gdzie. Może mąż do kochanki a żona do kochanka... I te ich uśmieszki fałszywe, że niby nic. I wszystko jak należy. Jak w podręczniku dla zdewociałych kucht. I leżących na plaży kochanków. Jak Lancaster i Kerr z filmu „Stąd do wieczności”? A gdzie tam. Zwykły ordynarny seks muskularnego kretyna i plastikowej kretynki. I nie ważne, że to plaża Eniwetok. Z zastygłymi śladami nuklearnych testów sprzed lat. Z zasklepionymi otworami w ziemi… Kto o tym teraz pamięta… Jedynie czarno białe stronice starych gazet. Informujące o najnowszych zdobyczach nauki. O nowej bombie kobaltowej hamującej nieskończony rozrost… Kto to pamięta… Spogląda na mnie z wielkiego plakatu uśmiechnięty Ray Charles w czarnych okularach i zębach białych jak śnieg...   A więc mnie już nie liczcie. Idźcie beze mnie. Dokąd.? A dokąd chcecie. Na kolejne pokazy niezrównanych lingwistów i speców od socjologicznych wynurzeń. Na bazgranie kredą po tablicy matematyczno-fizycznych esów-floresów, egipskich hieroglifów dowodzących nowej teorii Wielkiego Wybuchu, którego, jak się okazuje, wcale nie było. A skąd ta śmiała teza? Ano stąd. Kilka dni temu jakiś baran ględził na cały autobus, że był w filharmonii na koncercie z utworami Johanna Straussa. (syna). Ględził do telefonu. A z telefonu odpowiadał mu na głośnomówiącym niejaki Mariusz. I wiedzieliśmy, że dzwonił ktoś do niego z Austrii. I że mówi trochę po niemiecku. I że… - jest bardzo mądry…   Ja wysiadam. Nie. Ja nawet nie wsiadłem do tego statku do gwiazd. Wsiadajcie. Prędzej! Bo już odpala silniki! Ja zostaję na tym padole. Tu mi dobrze. Adieu! Poprzytulam się do tego marynarza z etykiety Tom of Finland. Spogląda na mnie zalotnie, a ja na niego. Pocałuj, kochany. No, pocałuj… Chcesz? No, proszę, weź… - na pamiątkę. Poczuj ten niebiański smak… Inni zdążyli się już przepoczwarzyć w cudowne motyle albo zrzucić z siebie kolejną pajęczą wylinkę. I dalej być… W przytuleniu, w świecidełkach, w gorących uściskach aksamitnego tańca bardzo wielu drżących odnóży… Mnie proszę nie liczyć. Rzekłem.   Przechadzam się po korytarzach pustego domu. Jak ten zdziwaczały książę. Ten dziwoląg w jedwabnych pantalonach, który po wielu latach oczekiwania zszedł niebacznie z zakurzonej półki w lombardzie. Przechadzam się po pokojach pełnych płonących świec. To jest cudowne. To jest niemalże boskie. Aż kapią łzy z oczu okrytych kurzem, pyłem skrą…   Jesteś? Nie. I tam nie. Bo nie. Dobra. Dosyć już tych wygłupów. Nie, to nie. Widzisz? Właśnie dotarłem do mety swojego własnego nieistnienia, w którym moje słowa tak zabawnie brzęczą i stukoczą w otchłani nocy, w tym ogromnie pustym domu. Jak klocki układane przez niedorozwinięte dziecko. Co ono układa? Jakąś wieżę, most, mur… W płomieniach świec migoczące na ścianach cienie. Rozedrgane palce… Za oknem jedynie deszcz…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-03)    
    • @m1234wiedzialem, że nie zrozumiesz, szkoda mojego czasu. Dziękuję za niezrozumienie i pozdrawiam fana.   PS Żarcik etymologiczny od AI       Etymologia słowa "fun" nie jest w pełni jasna, ale prawdopodobnie wywodzi się ze średnioangielskiego, gdzie mogło oznaczać "oszukiwanie" lub "żart" (od XVI wieku). Z czasem znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki", które są obecnie głównymi znaczeniami tego słowa.  Początkowe znaczenie: W XVI wieku angielskie słowo "fun" oznaczało "oszukiwanie" lub "żart". Ewolucja znaczenia: W XVIII wieku jego znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki". Inne teorie: Istnieją spekulacje, że słowo "fun" mogło pochodzić od średnioangielskich słów "fonne" (głupiec) i "fonnen" (jeden oszukuje drugiego). 
    • Po drugiej stronie Cienie upadają    Tak jak my  I nasze łzy    Bo w oceanie nieskończoności  Wciąż topimy się    A potem wracamy  Bez śladu obrażeń    I patrzymy w niebo  Wszyscy pochodzimy z gwiazd 
    • na listopad nie liczę a chciałbym się przeliczyć tym razem
    • Dziś dzień Wszystkich Świętych: Na płótnach ponurych I tych uśmiechniętych, Ale wspomnij zmarłych, Nie tych, co tu karły, – Co drzwi nieb otwarli! Choć w spisach nie ma, Bo jakieś problema... – Na dziś modlitw temat!?   Ilustrował „Grok” (pod moje dyktando) „Nierozpoznany święty”.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...