Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wiśnie


Rekomendowane odpowiedzi

Dwie miniaturki. Jeśli odzew będzie pozytywny zamieszczę więcej.
Z góry dziękuję za komentarze, opinie, sugestie.





'Wiśnie'

Woda kapała dostojnie do garnka ustawionego w zlewie babcia oszczędzała na wodzie, gdyż jak twierdziła liczniki coś oszukiwały. Za oknem brytyjska pogoda, nieoczekiwana
w styczniu - to podobno wina Diesel'a, aerozolu i Ameryki. Osobiście preferuję każdą pogodę bardziej niż śnieg zwiewany z dachów, zabłocone nogawki, lub mróz kłujący aż do bólu w kościach. Ale babcia wolała mróz. W taką ciapę nie miała zwykle najlepszego samopoczucia. Moja wizyta poprawiła jej nastrój, - a już samo to dawało mi trudną do opisania satysfakcję chociaż nie wiem, czy jej uśmiech nie był dla mnie, abym się nie martwił. Zaproponowała herbaty, po czym musiałem ją przekonywać żeby usiadła przy stoliku pod oknem, a ja tymczasem się tym zajmę.
Siedzieliśmy rozmawiając o wszystkim i o niczym. O moich studiach, życiu uczuciowym mojej siostry, czy też sprawach zdecydowanie ogólnych. Kiedy byliśmy przy stanie naszego państwa stwierdziłem, iż byłoby lepiej, gdyby Polacy mieli niemiecką dyscyplinę we krwi. Wtedy odparła.

- To prawda. Za Niemców to był porządek. Chociaż tyle dobrego - zawiesiła głos. W myślach wróciły wspomnienia i emocje, które starała się ułożyć w spójną całość. - Gdy nadjeżdżali - kontynuowała próbując uspokoić ton wypowiedzi - uciekaliśmy z rodzeństwem na pola. Leżeliśmy z twarzami w ziemi, w błocie, czasem aż do zmierzchu. Jeśli nie zdążyliśmy to brali do kopania rowów, okopów, czy innej pracy - zacisnęła dłonie na filiżance z herbatą. Miałam trzynaście lat i zawieźli mnie do pracy przy rowie. Dali łopatę i kazali kopać. Przynosili wody, ale wlewali do niej bimber, żeby mężczyznom lepiej się pracowało - uśmiechnęła się nerwowo. - Ale mnie przez to szybko zabrakło sił. Dłonie miałam zdarte do krwi - spojrzała na nie, jakby chciała się upewnić, że już się zagoiły. - Krew lepiła się do łopaty, to było straszne. Do dziś pamiętam ten lepki dotyk drewna i odrętwiały ból - napiła się herbaty. - Pilnowali nas Polacy, byli gorsi od Niemców, jakby chcieli im się w ten sposób podlizać. Słaniałam się na nogach, kiedy przyjechał jakiś generał, w każdym razie ważny Niemiec, na inspekcję. Przechodził obok każdego, przyglądał się, oceniał postępy w pracy. Gdy doszedł do mnie dostrzegł moje zakrwawione ręce. Ochrzanił pilnujących nas Polaków, kazał przynieść mi wody, po czym zdjął swoje eleganckie, skórzane rękawiczki i mi je wręczył. Do dziś pamiętam jego twarz. Wyglądał na dobrego człowieka - herbata ostygła. Babcia odstawiła szklankę, do której dolałem trochę ciepłej wody z czajnika. - To były fest rękawiczki.

*************************************************************

Świt nadszedł innego dnia. Zima marszczyła brwi. Neurony w rękach powoli wracały do siebie. Zamknąłem drzwi za moją siostrą, po czym udałem się do pokoju gościnnego. W zakamarkach kuchennej szafki znalazłem ostatnią talię kart po dziadku (babcia zdążyła już rozdać pozostałe, większość przypadła mnie i mojej matce). Karty, chińskiej produkcji, były obrzydliwie plastykowe. Tasowanie ich przysporzyło mi nie lada trudności. Już w trakcie gry objawiły kolejną swoją charakterystykę, gdy notorycznie ślizgając się po powierzchni stołu lądowały na dywanie.
Jak zwykle graliśmy z babcią w durnia, była to gra lekka i przyjemna. Poza tym moje umiejętności karciane były zawsze skromne. Na różnych etapach swojego życia grałem w pokera, makao, tysiąca, etc. jednak zwykle wystarczało mi to na daną chwilę, taką jak kolonie, ferie zimowe, czy rodzinne spotkania. Miałem niespotykany talent to zapominania reguł. Jednak dureń piątkowy to osobny rozdział. Babcia nie miała już głowy do tysiąca (kiedyś z moją kuzynką potrafiły grywać godzinami), więc dureń zdawał się idealnym rozwiązaniem. Gra prosta i przyjemna dawała możliwość spędzenia popołudnia z babcią w jej mieszkaniu, które zawsze było dla mnie synonimem słowa przytulne.

Kolejne partie szły gładko, w większości rozdań staraliśmy się grać na remis, co kiedyś zirytowałoby mnie potwornie, gdyż jako brzdąc uwielbiałem rozstrzygnięcia jednoznaczne, ale co ważniejsze kochałem wygrywać. Teraz nie miało to znaczenia i bawiłem się świetnie. Dobierałem kolejną kartę, a gdy ta okazała się być dwójką kier (w danej partii bez żadnej siły rażenia), skrzywiłem twarz w geście zdegustowania i poczułem, jakby skóra na twarzy była na mnie zbyt mała. Babcia dostrzegła moje cierpienie, po czym zaaplikowała mi maść nagietkową, którą stosowała na wszystkie niemal dolegliwości. Był to wynalazek medycyny godny jedynie ziół Bittnera, równie wysoko przez nią cenionych. Smarowałem twarz czerwona od mrozu, słońca oraz wiatru.

- Nie wygląda to źle - stwierdziła. - I tak najbardziej widoczna jest ta blizna - wskazała na czoło, na którym miałem bliznę z dzieciństwa, kiedy to szalejąc w mieszkaniu (pod okiem taty i babci zresztą) zakończyłem ów dzień na kaloryferze. Rana nie była poważna, ani szczególnie bolesna, jednak ślad pozostał do dziś. Najbardziej widoczny i charakterystyczny na facjacie zdaje się być wielkim bannerem reklamowym. Jeszcze nie poznałem osoby, która przy spotkaniu ze mną nie spytałaby o tę bliznę właśnie. Na szczęście przywykłem do tego już w podstawówce. Tym bardziej, autentycznie, rozbawiła mnie jej uwaga - Pamiętam, jak żeś wtedy grzmotnął - kręciła głową, niedowierzając, że skończyło się w sumie dość wesołą anegdotą na lata. - Twój tata też miał podobną. Gdy był mały szalał po całej izbie - mieszkali wtedy na wsi, bodajże w Polanowie -
któregoś razu wbiegł do obory, nie pamiętam, czy gonili się z Jurkiem - brat ojca -, czy wbiegł tak sam z siebie. W każdym razie potknął się i rozciął sobie skórę na brodzie - uśmiechnęła się - nie mogłam mu tego opatrzyć, nie pozwalał. Gdy tylko minął pierwszy ból chciał się dalej bawić. Twój tata to był miglanc - uwielbiałem anachronizmy babci. - Kiedyś wołałam; Michałek! Obiad! Ale nie mogłam go znaleźć. Spytałam Jurka - Gdzie Michał? - Jak to gdzie?! - odparł, po czym rozradowany wskazał na wiśnię. - Michał wdrapywał się na drzewo, objadał wiśniami i czytał - mieliśmy strych pełen książek. Różnych, nie wiem, o czym opowiadały - dodała. Zawsze brał którąś i czytał z nogami zwisającymi z gałęzi.
Babcia zawsze opowiada różne historie o ojcu. Wplata je w rozmowę tak naturalnie, iż zdają się być oczywistym elementem krajobrazu. Ale ze wszystkich tę pierwszą naprawdę usłyszałem. Widziałem go na tamtym drzewie, miałem wrażenie, że jestem obok. Emocje ton jej głosu przywoływał zapach wiśni. Być może dostrzegłem nawet tytuł jednej z książek. Tymczasem babcia opowiadała dalej, a ja coraz wyraźniej słyszałem melodię tej historii.
- Siedział tam i czytał. Te wszystkie książki - jej spojrzenie zawędrowało ku bliżej nie określonemu miejscu. Jestem pewien, że w tamtej chwili ona też była z nim na tej gałęzi. Wiem, iż to wspomnienie ojca należy do babci, ale musiałem je wziąć. Wydaję mi się bliższe niż jakiekolwiek z tych, które sam zgromadziłem.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Domysły Monika   Tak przy okazji: odebrałbym prawa kobietom - nadużywają własną wolność i to właśnie przeciwko mężczyznom - różne oskarżenia padają wobec mnie: iż jestem zboczeńcem, chodzę po ulicy i zaczepiam ludzi, a najgorsze jest to - kwiaty, kwiaty i kwiaty - to wy szukacie słabego punktu, aby dobić i wykorzystać mężczyznę.   Łukasz Jasiński 
    • @Domysły Monika   Nie, moja droga Moniko, poezja jest bardzo trudna, otóż to: poezja to mało słów i dużo myśli, proza: dużo słów i mało myśli, dlatego niektórzy chcą, abym pisał, pisał i pisał - bez sensu, zresztą: samo pisanie bez sensu jest grafomanią.   Łukasz Jasiński 
    • Ja jestem z początku grudnia :) może to jeszcze przedgrudzie. Oddałeś ten klimat. Wiecznej nie dokończonej albo nawet nie zacz3tej rozmowy, bo kurczy się dzień i jak nigdy, wtedy słupy stoją dostatecznie blisko owinięte w dziurawy jak sié okazuje sweter :)
    • Ja już płaczę. Bardzo wiele wierszy, które czytasz, są z udziałem Ala. Tak czuję, ale obym się myliła.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Dziękuję.   Jako dziecko cz3sto tak sobie pisałam do siebie. Teraz jest inaczej, każdy może się odnieść, sam wiesz. Może to taka symboliczna pani, bo trochę ich się uzbierało :)  To takie dziś były pierwsze łzy, bo bał się iść do szkoły. I tak możnaby powiedzieć , dopiero dzisiaj. Mój chłopak nie dosłyszy.   Dziękuję za wizytę :)             Nie wyszło mi to jednak do dziecka :) Może właśnie nie nienawiść, cz3sto wiele bierzemy zbyt bardzo do siebie. Dziękuję:) Dziękuję :) Proszę nie dręczyć mojego gościa pod tekstem :) Komentarz to coś znacznie więcej niż nawet pierwsze miejsce w rankingu, tak wg mnie :) Ale świat się chyba zmienia i pod tym wzgl3dem ;)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...