Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

nie jestem mile widziana z uśmiechem
na ulicy ludzie prześlizgują się ku lewej stronie
z zasiłkiem w kieszeniach szczerzą sztucznie gęby

snują się leniwie refleksje świetlne
na niebie północnym ktoś stworzył pochmurną drogę
na południe chyba

prawda jest zbyt oczywista by w nią wierzyć
a im bliżej do oświecenia tym bardziej oporne mózgi

Opublikowano

ja bym widziała "sztuczne gęby" ( analogia do sztucznych zębów, a jak sztuczne - to i sztucznie - choć to moze być juz nadinterpretacja moja;)

pozwoliłam sobie pobałaganić;)

nie jestem mile widziana
z uśmiechem na ulicy
ludzie prześlizgują się ku lewej stronie
z zasiłkiem w kieszeniach szczerzą

sztuczne gęby snują się leniwie
refleksje świetlne
na niebie północnym ktoś stworzył pochmurną drogę
na południe chyba

prawda jest zbyt oczywista by w nią wierzyć
a im bliżej do oświecenia tym bardziej oporne mózgi

pozdru

Opublikowano
ot i anka: wersyfikacji nie zmienię, bo nie ma sensu :) Twoje sie inaczej czyta i tutaj:[quote]
z zasiłkiem w kieszeniach szczerzą

sztuczne gęby snują się leniwie
nie podoba misie to "szczerzą" na końcu wersu :)

"sztuczne gęby" mnie kusiły, ale sie oparłam
u mnie gęby sie snują leniwie, u Ciebie te sztuczne :)
ale zostanę przy swojej wersjic:))
dzięki ;)

Stasiu, były premierze, równiez dzięki :))

pozdrawiam, frrr ;))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




zdecydowanie pierwotna wersyfikacja lepsza, nie ma sensu zapisywać poszczególnych fraz
w osobne wersiki, tu szczególnie, imho, imho;)


Ja za to jestem za wersją Anki, tekst nabrał dzięki niej dynamiki.
biorę wszystko oprócz puenty( moim zdaniem sztuczna i patetyczna)
Opublikowano

Ja powinienem czuc się obrażony - sam mam sztuczne zęby (nie ze starości, a ze spotkaniem z tzw. ciężkim sprzętem bojowym), a w dodatku pobieram zasiłek państwowy (nie jako bezrobotny, choc i taki brałem, a co?)
A tutaj podmiot mi wytyka, że szczerze do niej zebiska - no a czemu nie? Przecież nie będe się szczerzył do panów. I to jest dowód na to, że mam oporny mózg?
Tak pół żartem, ale jakieś takie mam odczucie,ze podmiot się po prostu wywyższa ;)
Ale się czytało.
Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia Ojejku, jak miło :))))  Ale mi niestety natchnienie ostatnio nie służy,  za późno chyba :)))   Umykam do spania :)   Dobrej nocy :)))   Deo 
    • @Deonix_  Dzięki za lekturę. Podziel się próbką swojego wiersza, który trzymasz w zanadrzu... a ozłocę Cię pogodą ducha...
    • @Berenika97 Pewnie będzie cd. Ciekawe co było dalej :)
    • @infelia No wybacz, zapomniała ja...  Oprawa muzyczna również oczywiście wskazana :)   D.
    • To było w pierwszej klasie. Święta - nie pamiętam już, czy Wielkanoc, czy Boże Narodzenie - ale wiem, że jechaliśmy do dziadków. Mama, tata, moi bracia i ja - całą rodziną, nocnym pociągiem, tym sypialnym. Ach, jaka to była atrakcja! Przedziały z łóżkami, wszystko pachniało inaczej niż zwykle. Spałam na górnym łóżku, cicho słysząc stukot kół i rozmowy zza ściany. Dziadkowie mieszkali w Łodzi, na Piotrkowskiej, w starym piętrowym domu. Klatka schodowa była ciemna i pachniała kurzem - trochę się jej bałam, a trochę lubiłam ten dreszczyk. Dziadkowie mieli piec kaflowy, starą kredensową kuchnię i mnóstwo zakamarków, w których można było buszować. I właśnie tam, w jednym z zakamarków, trafiłam na skarb. To nie były zwykłe koraliki. Nie takie z plastiku, sklepowe. Te były... inne. Koraliki zrobione z wysuszonych ziaren ogórka, zafarbowane - chyba atramentem - i nawleczone na nitkę. Niby byle co, a dla mnie to było coś absolutnie wyjątkowego. Takie korale, jakie mogły mieć tylko lalki z baśni, albo bardzo eleganckie panie. Zapytałam babcię, czy mogę je sobie zabrać. - Ależ dziecko, to przecież byle co… Ale jak ci się podobają, to bierz - powiedziała, machając ręką. Więc je wzięłam. Zawinęłam w papier i schowałam do kieszonki. I już wiedziałam, co z nimi zrobię. Dam je pani Bogusi - mojej wychowawczyni. Ona była taka ciepła, elegancka, mówiła do nas miękko i z uśmiechem. Bardzo ją lubiłam. Dam jej w prezencie. Następnego dnia w szkole podeszłam do niej i wręczyłam zawiniątko. - To dla pani - powiedziałam dumnie. Pani Bogusia rozwinęła papier, spojrzała na moje korale i… uśmiechnęła się. - Ojej, jakie śliczne! - powiedziała. - Dziękuję, Alu - i pogłaskała mnie po głowie. Byłam przeszczęśliwa. Tylko... przez następne dni wypatrywałam ich na jej szyi. No bo jak to - skoro śliczne, skoro prezent - to przecież powinna nosić, prawda? Ale nie nosiła. Mijały dni. Mijały tygodnie. A ja codziennie patrzyłam. Aż w końcu, któregoś dnia nie wytrzymałam i... zapytałam. Przy całej klasie. - Proszę pani, a dlaczego pani jeszcze nigdy nie ubrała moich korali? Zapadła cisza, wszyscy spojrzeli na panią Bogusię. A ona się tylko uśmiechnęła - tak jak to tylko ona potrafiła  - i odpowiedziała: - Wiesz, Alu… nie mam jeszcze sukienki do nich. Ale jak kupię, to od razu założę. Uśmiechnęłam się. I z jakiegoś powodu - bardzo się wtedy ucieszyłam. Dzisiaj, kiedy sobie to przypominam, robi mi się ciepło na sercu. I trochę wstyd. Nie wiedziałam wtedy, co to znaczy „wstyd”. Dopiero po latach zrozumiałam, że ta sukienka - to było najpiękniejsze wyjście z sytuacji, jakie mogła mi dać. I do dziś, kiedy patrzę na dzieci, które wręczają komuś coś zrobionego z miłości - zawsze widzę te moje ogórkowe korale. I uśmiech pani Bogusi.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...