Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie zgadzam się z głosem js.
Zapewne do tego opisu posłużyła autentyczna sytuacja. Od strony czysto powierzchownej zacznę, od samej sytuacji i jej opisu. Myślę, że niemal każdemu zdarzało się paść "ofiarą" niezwykle familiarnego rzęcha. Patrząc ze strony "ofiary", mamy wszystko, co wypisał autor: obrzydzenie związane z wrażeniami sensorycznymi, złość ("spierdalaj"), zmieszanie wywołane nienaturalnym zmniejszeniem strefy intymnej ("i tak ramię w ramię
jak autor i narrator"). Nie ma może tylko współczucia/litości, ale ono nie w każdym człowieku się pojawia. Nie musi. I autor nie jest od tego, żeby przedstawiać rzewne i stające w gardle scenki społeczne - w tym świetni są dziennikarze, ale raczej powierzchownie. I co w tym złego? Jeśli wydźwięk jest pogardliwy, to co? Nie wolno? Czy mamy z tego tytułu potępiać autora, bo nie wykazał "słusznej wrażliwości"? Nie o to chodzi. Nie od tego jest autor, żeby pokazywać, co jest słuszne. Być może są poeci pretendujący do bycia czyimś sumieniem, ale ja takim z gruntu nie dowierzam.
Dalej mamy pomieszanie, o którym napisałeś, Jacku. Ponownie się nie zgodzę, nie widzę tego pomieszania, tak samo jak nie widzę uzasadnienia dla jednej jedynej optyki w poezji, którą zdajesz się lansować. W tym wypadku kłócę się co do zasady, bo inna to rzecz, czy autorowi wielowymiarowe spojrzenie wyszło. Ale nie o tym chciałem. Fragment "i tak ramię w ramię
jak autor i narrator" moim zdaniem wskazuje na zbytnią familiarność nieznajomego. Wykazuje on nadmierną poufałość. W imię czego? Zwykle raczej nie w imię miłości do bliźnich, lecz w imię partykularnego interesu, którym są symboliczne dwa złote. To budzi niechęć i sprzeciw: jakim prawem? I stąd odpór być może: spierdalaj. Peel właściwy mógłby powiedzieć: "idź sobie". Lecz nie jest Chrystusem. Jest człowiekiem, któremu czasem puszczają nerwy.
Mówi, że jest jego podmiotem lirycznym: podlizuje się, bo wiadomo, czego chce. Do mnie zwykle mówią "kierowniku", widocznie wyglądam na takiego, na którego to wystarcza.
Moim zdaniem ten wiersz porusza tematykę ludzkiej słabości, która jest główną przeszkodą w osiągnięciu wszechpanującej miłości do bliźniego, bez względu na to, jaki jest.
Co do schematyzmu. Prawdopodobnie tak. Tyle że sytuacja będąca rdzeniem konceptu jest sama w sobie schematyczna. To inna dyskusja, czy warto pisać opierając się na schematach życia codziennego. Ten rzęch jest schematyczny, choć wzniósł się na wyżyny swojej inwencji, to też swego rodzaju dramat;). Moim zdaniem peel właściwy nie przyjmuje tutaj wielu ról, to jest tylko manipulacja pojęciami, przy wczytaniu się w tekst widać, że służą one jedynie metaforyce i grom słownym.
To były uwagi ogólne, mk się już wypowiedział szczegółowo odnośnie warsztatu, chyba nie ma co tutaj dodawać. Na koniec napiszę, że chciało mi się ten wiersz przeczytać kilka razy. Tak samo, jak chciało mi się nieraz przeczytać twój wiersz, Jacku. Różnicie się, ale jesteście ludźmi. Dogadujcie się.;)

dzieki za komentarz :)
zupełnie inne spojrzenie niż się spodziewałem - cenne

pzd !
  • Odpowiedzi 47
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Jeśli wcinasz się na żywca w komentarz, to bolduj, bo nieczytelne się robi.

Podtrzymuję wniosek o niedomyśleniu - sorry, potwierdzasz moje wnioski uważając, że je podważasz (wymieniasz stereo-typowe atrybuty kloszarda mówiąc, ze one właśnie mają stereotyp złamać, mowisz, że sytuacja zarysowana jest bez znaczenia, a dalej interpretujesz tekst analizując właśnie kontekst sytuacyjny - vide: porównanie etc.).
Jeśli "pod" ma być sygnałem "głębi" - to nie jest (dla mnie), ta gra słowna jest tylko figurą retoryczną.
Litryka powiadasz? Liryka to nie ptaszki i pipulki - to całą osobowość peela. A o tym, że istnieje coś takiego jak głód emocji (w tym świecie) chyba nie muszę Cię przekonywać.
Olać to - to oddać pole serialom i harlequinom.
Piszę w biegu, więc może nieskładnie, ale już pora na obiad między 11 a 13 (moją K. ;)
b

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



zaraz zaraz Panie Bezet, proszę mi nie wkładać w klawiaturę słów, których nie napisałem ;p

1. nie napisałem nic o chęci złamania stereotypu, ale pisałem o tym, że doprecyzowanie kloszarda przez podanie pewnych cech nie jest zabiegiem czczym, bo kloszard wcale taki jak w moim wierszu być nie musi
2. nie napisałem, że sytuacja zarysowana jest bez znaczenia, tylko, że względem myśli, którą starałem się przekazać stoi na drugim planie - a tak być powinno, żeby uniknąć tego o czym pisałeś - że więcej formy się wkrada niż życiowości.
3. nie wiem jaką figurą retoryczną miałoby być "pod danie" - chyba miałaby polegać na zmianie znaczenia przez rozbicie (w relacji z tytułem) - tyle Mam wrażenie, że pisząć "figura retoryczna" - myslisz sobie, że to jest coś ot tak, a przecież każda figura ma swój cel. (bo co to znaczy, że coś jest TYLKO f.r. - to nie znaczy, że nie ma w tym treści przecież, semantyka to jedno, estetyka -powiedzmy- to drugie)
4. "Litryka powiadasz? Liryka to nie ptaszki i pipulki - to całą osobowość peela" - zgadzam się w 100 % i na to chciałem zwórcic uwagę. O liryce myśli się własnie w kontekście ptaszków, pipulków ( ? ;) ) gwiazd, patosu, który na wskroś przenika każdą płaszczyznę życia itp. Nawet terminologia dziwnie "zmusza" nas do myslenia w tych smiesznych, archaicznych (choć to nie najlepsze słowo) kategoriach, każąc nazywac tego kto mówi w wierszu, dla odróznienia od autora - podmiotem LIRYCZNYM, a liryczny wg. słownika to - uczuciowy, nastrojowy.
A jak pisałem wcześniej - liryka w tym znaczeniu umarła (umiera?) - wynik obserwacji, nie pogląd.

Dzięki Bogdanie, że znajdujesz czas na dyskusję, pozdrawiam ciepło :)

i idę ja z kolei jeść popcorn, który mi Mamusia przywiozła z okazji Walentynek
życie jest takie smutne ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nie zaraz, tylko teraz ;P
1. No właśnie, to nie jest doprecyzowanie - użyłeś atrybutów "schematu" (żeby nie powiedzieć: typu literackiego), uważasz, że to indywidualizuje tę personę (co innego gdybyś wspomniał o jakimś fąflu ... ;D
2. Skoro sytuacja jest drugoplanowa, to dlaczego jej opisywanie zajmuje ponad 50% tekstu? VF napisał, że grasz tą schematyczną sytuacją, ale dla mnie ona jest obciążeniem, znaczenia są w tym co mówi menel i czego możemy się domyślać oraz w dialogizowaniu; albo pójdź w schemat (literacki), wtedy cały utwór będzie gotowaniem poetyckiego bogisu (wiersz w wierszu o wierszu).
3. Użyłem przenośnie szerszego znaczenia FR - też jako zabiegu poetyckiego (własnie gry słownej); FR może być funkcjonalna, kiedy przenosi znaczenie i wywołuje efekt u odbiorcy, tu: nie rozumiem tej "głębi" (pod), dlatego gra jest grą (sam staram się rozważyc zawsze, czy multiplikowanie sensów służy tekstowi - jego przesłaniu (po szkolnemu mówiąc), optuję za zaniechaniem takich zabaw jeśli są tylko ozdóbką, popisem, a więc zabiegiem nieuzasadnionym wczesniej w utworze).
4. Tak: uczuciowy i nastrojowy, mozna dodać: klimatyczny - ale to nie są pejoratywy. Sposób, w jaki nasi rodacy mówią o "miłości" (w każdym ze znaczeń tego słowa) - woła o pomstę. Poezja to przede wszystkim żywioł liryczny, jej język odnowiony przez Skamandrytów (tu dołaczę też Gałczyńskiego) funkcjonuje do dziś w potoczności (często zdominowany niestety przez pogrobową odmianę romantyczności), ale przeciez potem było wielu poetów piszących "lirycznie" - choćby Grochowiak, Nowak, Stachura (wymieniam przypadkowo) - ja nie widzę znaczących śladów z ich języka lirycznego w użyciu powszechnym, wystarczy posłuchać piosenek (nawet nie tych pop) traktujących o uczuciach - widać stare schematy jak na dłoni; osobne zagadnienie to wpływ tekstów śpiewanych na mentalność językową twojego pokolenia, ja niestety nie kumam po angielski, więc sorry ;)
Zatem, Kochany, liryka nie umarła, tak jak nie umarła poezja. Coś się "przejadło" (prażonki kukurydziane? ;P) - to nie znaczy, że trzeba w łeb i w kosmos; marzy "misie", że Wy (z Misiem) - napiszecie tak rewelacyjne miłosnie teksty, nieważne czy do chłopców, czy do dziewczynek, ale Waszym lirycznym językiem, nowym, oryginalnym, oczyszczonym z nalciałości i schematów literackich - na pohybel kiczom, grafomanom, harlequinom i polskim piosenkom popularnym.
Hough!
;)
Opublikowano

nie zgadzam się z głosem js.
Zapewne do tego opisu posłużyła autentyczna sytuacja. Od strony czysto powierzchownej zacznę, od samej sytuacji i jej opisu. Myślę, że niemal każdemu zdarzało się paść "ofiarą" niezwykle familiarnego rzęcha. Patrząc ze strony "ofiary", mamy wszystko, co wypisał autor: obrzydzenie związane z wrażeniami sensorycznymi, złość ("spierdalaj"), zmieszanie wywołane nienaturalnym zmniejszeniem strefy intymnej ("i tak ramię w ramię
jak autor i narrator"). Nie ma może tylko współczucia/litości, ale ono nie w każdym człowieku się pojawia. Nie musi. I autor nie jest od tego, żeby przedstawiać rzewne i stające w gardle scenki społeczne - w tym świetni są dziennikarze, ale raczej powierzchownie. I co w tym złego? Jeśli wydźwięk jest pogardliwy, to co? Nie wolno? Czy mamy z tego tytułu potępiać autora, bo nie wykazał "słusznej wrażliwości"? Nie o to chodzi. Nie od tego jest autor, żeby pokazywać, co jest słuszne. Być może są poeci pretendujący do bycia czyimś sumieniem, ale ja takim z gruntu nie dowierzam.
Dalej mamy pomieszanie, o którym napisałeś, Jacku. Ponownie się nie zgodzę, nie widzę tego pomieszania, tak samo jak nie widzę uzasadnienia dla jednej jedynej optyki w poezji, którą zdajesz się lansować. W tym wypadku kłócę się co do zasady, bo inna to rzecz, czy autorowi wielowymiarowe spojrzenie wyszło. Ale nie o tym chciałem. Fragment "i tak ramię w ramię
jak autor i narrator" moim zdaniem wskazuje na zbytnią familiarność nieznajomego. Wykazuje on nadmierną poufałość. W imię czego? Zwykle raczej nie w imię miłości do bliźnich, lecz w imię partykularnego interesu, którym są symboliczne dwa złote. To budzi niechęć i sprzeciw: jakim prawem? I stąd odpór być może: spierdalaj. Peel właściwy mógłby powiedzieć: "idź sobie". Lecz nie jest Chrystusem. Jest człowiekiem, któremu czasem puszczają nerwy.
Mówi, że jest jego podmiotem lirycznym: podlizuje się, bo wiadomo, czego chce. Do mnie zwykle mówią "kierowniku", widocznie wyglądam na takiego, na którego to wystarcza.
Moim zdaniem ten wiersz porusza tematykę ludzkiej słabości, która jest główną przeszkodą w osiągnięciu wszechpanującej miłości do bliźniego, bez względu na to, jaki jest.
Co do schematyzmu. Prawdopodobnie tak. Tyle że sytuacja będąca rdzeniem konceptu jest sama w sobie schematyczna. To inna dyskusja, czy warto pisać opierając się na schematach życia codziennego. Ten rzęch jest schematyczny, choć wzniósł się na wyżyny swojej inwencji, to też swego rodzaju dramat;). Moim zdaniem peel właściwy nie przyjmuje tutaj wielu ról, to jest tylko manipulacja pojęciami, przy wczytaniu się w tekst widać, że służą one jedynie metaforyce i grom słownym.
To były uwagi ogólne, mk się już wypowiedział szczegółowo odnośnie warsztatu, chyba nie ma co tutaj dodawać. Na koniec napiszę, że chciało mi się ten wiersz przeczytać kilka razy. Tak samo, jak chciało mi się nieraz przeczytać twój wiersz, Jacku. Różnicie się, ale jesteście ludźmi. Dogadujcie się.;)

Dnia: Wczoraj 20:04:30, napisał(a): vacker flickan
Czytelnik

Karolu, twoją dysertację nie bardzo rozumiem, z czym się nie zgadzasz, a odniosłem wrażenie, że zupełnie na opak zinterpretowałeś moją o utworze wypowiedź;
ta odnosiła sie głównie do wyrażenia: "spierdalaj podmiocie spierdalaj";
ujmując rzecz na płaszczyźnie filozoficznej, podmiot to umysł poznający w przeciwieństwie do przedmiotu, który jest poznawany; w sensie czysto praktycznym podmiot czynności jest jej autorem, jest odpowiedzialny za czyn - odniosłem się więc do tej niemożliwej ucieczki od odpowiedzialności za słowo...fakt, rozróżnienie pomiędzy podmiotem, autorem jakiegoś czynu (tym jest tu utwór literacki) a treścią tego czynu, zakłada jakąś refleksję, ale w poznaniu naturalnym podmiot i przedmiot są głęboko ze sobą zespolone (widzę przedmiot i w tym samym czasie mam świadomość, że go widzę; a tak to przedstawia i Kant i Husserl) - zgłębienie "aktu" poznania, czyli sama aktywność myślowa w akcie woli prowadzi do idealizmu bądź spirytyzmu, bo jest to "tylko" aktywność konstytutywna dla natury duchowej, a jako taka pozostaje teorią poznania ( w opozycji do realizmu działania); "poddanie się liryczności" będzie zawsze i ucieczką w podświadomość ( aby sobie uświadomić, co sami rozumiemy z podjętego tematu) i niezależnie od zewnętrzności skazani jesteśmy tylko na interpretację tej zewnętrzności; tyle...na tym zbudowana jest cała twórczość, w tym także poetycka;
i żeby było jaśniej - ja nie negowałem wiersza,; odniosłem się tylko do dyskursu, jakim się w nim toczy, jaki w nim toczy peel-autor; J.S

Opublikowano

didaskalia i choreografia - dobrze się czujesz? :)
kloszard wcale nie musi śmierdzieć i być pijany
(to jest w ogóle problem drugorzędny - ale te perfumy to przechodzenie w skrajność - b. powszechny i niezwykle mało wyszukany zabieg retoryczny)
ja w wierszu nie stoję pożadnej stronie
a pomieszania z poplątaniem nie ma
piszę z JEDNEJ perspektywy

cóż, zupełnie nie czujesz tego wiersza Jacku
i nie chcesz czuć
trudno

pozdrawiam

Dnia: Dzisiaj 12:39:20, napisał(a): wesoły grabarz
Czytelnik

Ty Kamilu "piszesz z JEDNEJ perspektywy" a ja c z y t a m po swojemu, i dlatego - w odpowiedzi do vackera flickana podkreśliłem daremność ucieczki od własnej podmiotowości (w ł a s n e j - bo widzę w wierszu wyraźną relację między peelem-autorem a innymi postaciami - postacią, czyli tematem);
i dziękuję za troskę, czuję się jak zawsze znakomicie, wino mi służy (nie nadużywam!); J.S

ps.; ostatnią wypowiedź Bogdana o emocjach traktuję jako wsparcie mojej pierwszej wypowiedzi ( i proszę, nie traktuj mnie protekcjonalnie, bo z lekceważenia sobie rozmówców może wynikać tylko jedno - że któryś z nich "wie wszystko", podczas gdy ten drugi jest idiotą...to uniemożliwia dyskusję; pisząc "didaskalia - choreografia" na skróty odniosłem się do przedstawionej tam sytuacji: ów autobus, sąsiedztwo...cel podróży, dywagacje...jest to taka teatralna przestrzeń na monolog wewnętrzny peela - wolno mi chyba, jako czytelnikowi zobaczyć tę chwilę jako swoisty teatr JEDNEGO aktora, bo to peel prezentuje swój wewnętrzny świat myśli...czyżbym popełnił jakieś nadużycie? zbłaźnił się aż tak tragicznie? a to właśnie sugerujesz...oj! nieładnie);
pozdrawiam; Jacek S.

Opublikowano

...bo to takie chodzenie z trąbą, kiedy nie wiadomo - kto tą trąbą, czy to dwie trąby...J.S

przypuszczenie, że metafora "trąby" będzie interpretowana jako inwektywa, a nie przerysowany żart służący do zilustrowania takiej intencyjnej postawy, która zagłusza (jak trąba) wszystkie , kulturowej natury wątpliwości dotyczące użytego języka ("spierdalaj") wprawia mnie w zakłopotanie, bo wydawało mi się, iż mój interlokutor dysponuje takim poczuciem humoru, dzięki któremu przejdzie ponad...to dobra nauczka dla mnie, a adresata niefortunnego w formie komentarza przepraszam;

wesoły grabarzu.; w drugim odnośniku nie ma żadnej sprzeczności, choć próbujesz mi to imputować; w teatrze Jednego Aktora nie można grać roli jednocześnie rozpisanej na 3-4 postaci (!;co za idiotyczna moda na formę tego wyrazu) bo to już nie będzie teatr Jednego; a przecież o tym pisałem, że próba zagrania Wszystkich Postaci tamtej chwili nie pozwoli samemu peelowi się określić wyraziście, i że taka próba skazana jest na klęskę; a taką próbę odczytałem z tekstu...

co do Gombrowicza;
w książeczce wydaną przez Znak w 1995 pt.: "Witold Gombrowicz - Przeciw poetom" - Miłosz w rozdziale "Pięćdziesiąt lat później" usiłuje odnieść się do zarzutów stawianych poetom: "Można rzec nawet, że trudno o lepszy przykład rozdwojenia niż sam Gombrowicz, który ze swojej słabości, urazów i obsesji lepił swoje dzieło, nieskończenie górujące nad nim, próżnym szlachcicem znad Niewiaży..." i dalej : " Był to przede wszystkim problem istnienia świata "obiektywnego" niezależnie od naszych percepcji. Zapalał się, twierdząc, że nie posiadamy żadnych danych, zeby orzec o jego istnieniu gdzie indziej niż w naszej głowie. Po czym wygłaszał filipkę przeciwko Kartezjuszowi....Jego taktyka polegała na zastraszeniu, a jeśli to nie skutkowało, na natychmiastowej przemianie w kogoś innego, tak że nie mogły udać sie próby schwytania go w sieć definicji. Wierny swojej zasadzie, że za wszelką cenę trzeba zachować swoją podmiotowość, to znaczy nie pozwolić, żeby taksowało nas i unieruchamiało cudze spojrznie, zaatakowany, przybierał inny kształt, znikał i gdześ z najmniej spodziewanej strony wołal: "Tu jestem, a kuku!"."
A więc, reasumując, jego (Gombrowicza) walka z Formą generowała nowe formy wcieleń, które mimo złudzeń wyzwolenia - okazywały sie kolejnym więzieniem. Innym zarzucał masochistyczną przyjemność siedzenia w więzieniu ( w formie dzieła artystycznego), a sam - wyłamując kratę za kratą stwierdzał, że nadal jest wewnątrz, sam ze sobą, ze swoją miną grymaśną i zawsze niezadowoloną. Skazany nie tylko na siebie, swoją podmiotowość, ale także - wobec innych - na manifestację podmiotowości w formie, od której nie da się uciec...Zawsze jest jakaś "gęba" przed inną "gębą", bo taka jest racja stanu rzeczy tego świata...
Mam wrażenie, odnosząc sie do tego, co wiem o Gombrowiczu, że zza niejednego wersu słychać Twoje Kamilu "a kuku!", a mnie typowa dla Gombrowicza prowokacja i zabawa w ciuciubabkę nie bawi. Nie bawi i nie zachwyca. Qrczę! J.S

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Dekaos Dondi „Czy bywa tak, że to, co zasłania światło, jest ważniejsze od blasku, który może oślepić”. Światło oglądane przez pryzmat ciemności ciekawy tekst w naszej paranoi przed światłem.
    • Pozwolę sobie odnieść się do faktów historycznych, bo w dyskusji pojawiły się stwierdzenia, które nie są zgodne z źródłami. Polowania na czarownice oraz skala przemocy religijnej była głównie domeną sądów świeckich w Europie (XVI–XVII w.), nie Inkwizycji. Szacunki współczesnych historyków są następujące: – polowania na czarownice: ok. 40–60 tysięcy zabitych (głównie sądy świeckie) – Inkwizycja (łączna skala): ok. kilkanaście do 50 tysięcy egzekucji – krucjaty: ok. 1–3 miliony ofiar (wszystkie strony konfliktów łącznie) Powyższe liczby nie są “opinią”, tylko konsensusem badań historycznych (XX/XXI w.). Jeżeli w wierszu pojawiają się zdania: „tylko ubodzy dostąpili spotkania z Nim” to to również stoi w sprzeczności z Ewangelią i faktami historycznymi — bo Jezus rozmawiał również z bogatymi, faryzeuszami oraz elitą. W dyskusji pojawił się także wątek współczesnej polityki. Tu także warto zostać przy faktach: – Kościół jako instytucja nie zawsze opowiadał się po stronie wolności – sojusze z władzami autorytarnymi występowały wielokrotnie w historii Dlatego proponuję rozdzielić: wiarę osobistą → może być autentyczna, głęboka narrację instytucjonalną → bywała w historii sprzeczna z etyką To jest jedynie przypomnienie, że: fakty są weryfikowalne — opinie nie muszą być.
    • W kruchości malutkie myśli  Podziwiają rozrost sił odwagi  Rozświetla umysł ich liczba  Nieskończona, rozwibrowana Wielka moc nagich liści  W której Bóg żył drzewa pradawne    Wpuszczone w korzeń  Znaczenie chwil wraz z wzrastaniem Zmienne jakby edytowane Odkrywamy koronę na tej suchej drodze  Czasami w zabawie  Czasami poważnie  Proste rymy tworzą bajkę    Przepastne głębie wydarzeń  Przez nas nie zrozumiane  Boskie wobec nas pragnienia  Trudne zadanie  Wydobyć potencjał nasienia    W refleksji ubieramy się uważnie  Wkraczając wprost do wnętrza ukrytego celu  Zabierając te wglądy w podróż doświadczenia  Wiemy już  Bezruch dni w centrum istnienia    Zamykając przeróżne drzwi  Zawsze od relacji w kontemplację samotną  Zwykłe działanie  Cierpienie znoszone codzienną godnością    I tu słychać nasze piosenki  Echa wzruszeń i wydarzeń  Słychać podziw  Ból ujety  Zajęte przestrzenie ego przeklętym    Naprawianie złego  Od głębokiego lasu Do poczucia zwykłego  Że umrze gdyż się narodziło  Było jest i będzie  Łóżko ogień drewno  Troska posiłek sedno    Blisko niewiedzy  Tkwi sen i spotykam miłość    Puszczam dłoń młodości zżytą z wiecznością       
    • @Berenika97 Dla Fizyki nasz nowy partner z Mechaniki Kwantowej jest bardzo niewygodny.:)) Udany wiersz.
    • Ojciec Orest podszedł do Myszki i ku powszechnemu zdziwieniu, przytulił ją ramieniem i okrył na powrót jej wdzięki. Uśmiechnęła się do niego ni to z wdzięcznością ni to ze zmieszaniem po czym upadła mu do stóp i całując je, gorliwie się żegnała. Zakonnik szybko uniósł jej ciało wątłe i patrząc z delikatnym współczuciem odrzekł.   - Dziękuję Ci Biała Myszko. Niejeden rycerz gubi na polu bitwy i w godzinie próby swój honor i dumę - I patrzył w jej oczy z dumą - A Ty jesteś skrzywdzoną i kruchą istotą, która jednak odnalazła w sobie siłę by przyjść tu i pod twardą i zimną domeną trybunału, złorzeczyć i bluźnić na dostojnika kościoła świętego. Lecz nie po to by nieboszczyka zrównać z cuchnącym błotem Loivre a po to by prawdę okazać nam ślepcom doczesnym. Idź w pokoju boże dziecię. Za odwagę Twą ja Ci wszelkich łask i pokuty rozgrzeszenia udzielam. Niech Bóg w trójcy jedyny, zdejmie z Ciebie plamy grzechu i do zbawienia duszy powoła. Idź i nie grzesz więcej.   Myszka, ujęła dłoń ojca Oresta i ucałowała z czcią najwyższą jego pierścień. A ten po chwili pobłogosławił jej znakiem krzyża na czole i ucałował jeszcze czule miejsce postawienia znaku Pana. Dwaj franciszkanie, nadal w idealnym milczeniu odprowadzili ladacznice na powrót w tłum. Tymczasem dla ojca Nérée to już było za wiele.   - Nie macie prawa! - Jak wściekły pies rzucił się przez dzielący ich stół i ucapił habit ojca Oresta za materiał na plecach. Ten od razu zerwał się z uchwytu i oddalił się na bezpieczną odległość aż pod szafot. - Murwy i wszetecznice rozgrzeszacie, choć one plują jadem na nasz stan duchowny i kardynałów i świętych a nawet samego Boga za nic mają. Jak śmiesz! Psi synu, kochanku bladiugi, kurwysynu parchaty! - złapał za to co miał pod ręką i rzucał na oślep w szale. W stronę ojca Oresta poleciała i złota patera z owocami i kielichy i wreszcie księga z liścikami i nazwiskami alfonsów i murew z całej okolicy - Bies z Was prawdziwy a nie zakonnik i brat mój! Myślisz, że ojcem świętym jesteś czy świętym Piotrem samym!? Koniec tej farsy dla plebsu. Inaczej straży każe wszystkich tu dziś powiesić i na ostrzach roznieść!   Ojciec Orest uniknął zgrabnie wszystkich przedmiotów i wszedł na szafot. Podszedł do Orlona i jego także objął jak brat. Zdjął mu pętle i oddał zdziwionego skazańca pod kuratele franciszkanów, którzy momentalnie stanęli na deskach szubienicy i tworząc krag cichy i tajemniczy, chronili swymi ciałami oblicze świętego i alfonsa.   - Nie chowaj się za plecami braci mniejszych - Nérée podążył z wściekłością ku schodom szubienicy - Szelmo! Ty się z motłochem bratasz i stronę morderców bierzesz - wycelował oskarżający palec w Orlona i nadal w szale obrażał - Nie stójcie braciszkowie jak picze zatrwożone, tylko pojmijcie tego uzurpatora i dawnego szulera i zbójcę. Bo nikim on więcej jak szczurem, grzechem jak dżumą wypełnionym od stóp po łysy łeb zdradliwy. Pojmać zdrajcę, kto w Zbawiciela krew i ciało wierzy!     Próbował wspiąć się na deski szafotu, lecz franciszkanie zamiast usłuchać jego wezwania, to wzięli widać stronę Oresta i po krótkiej szarpaninie, zepchnęli wspólnie ciało Nérée ze schodów. Niechybnie dominikanin, skręcił by kark swój wysoko podgolony gdyby nie kolejna szybka interwencja generała d’Aubignác. W ostatniej chwili podtrzymał starca pod ręce i z wyrzutem spojrzał ku postaciom na szubienicy. Lecz nie rzekł ni słowa.     Za to ojciec Orest przeszedł do oratorskiej ofensywy. I grzmiał i ciskał słownymi piorunami jak pogańskie bóstwo karzące swych wyznawców.     - Zawrzyj pysk swój wężowy gadzie w habicie, który o dziwo nie pali twej plugawej skóry, ogniem piekielnym - spokój jego oczu I rysów był jednak nad wyraz boski w tej chwili - Nie dzierżę kluczy do bram niebios ani nie kroczę w świętości wśród aniołów I świętych, bo jak słusznie zauważyłeś do kapłaństwa i dróg Boga doszedłem przez bagna i pustynie występku i grzechu. Nie wstydzę się matki murwy i ojca rzemieślnika. A grzechy swe wobec bliźnich odpokutowałem z nawiązką. Lecz mam poparcie papieża i króla i legatem ich się zwać mogę. Więc daj sąd ten ukończyć w zgodzie i godności jemu właściwej i nie wyrywaj się tak ku objęciom drewnianej oblubienicy bo kto wie czy i Tobie stryczka kat nasz nie wyrychtuję za to co tu przyszło nam słyszeć.   Odpowiedział mu dziś po raz pierwszy d'Aubignác, który widać dążył do rychłej ugody a nie wątpliwie wyglądającego na forum całego miasta sporu   - Ojcze Oreście, zawsze Wam byłem przyjacielem i doradcą i zawsze byłem Wam rad. Nie kłóćmy się przed majestatem miejskich radców i królewskich doradców. I nie przed oczyma Boga naszego. Pozwolimy Wam dokończyć to co rzecz Wam nakazano. Mówcie dalej w imię boże.   I o dziwo zeszli razem z Nérée spowrotem na swoje miejsca, wśród całkowicie zszokowanym i poruszonych tym nagłym zajściem rajców. Franciszkanie zluzowali, zwarty dotąd szyk wokół Oresta i Orlona, jeden z nich wręczył dominikaninowi cudem ocalony chyba od gniewu Nérée dokument królewski. Ten ujął go z czcią i odnalazł w tekście właściwą frazę.   - Miejscami uprawiania grzechu I sodomii była kamienica w dzielnicy Gayet należąca do szelmy Orlona de Villargent, którego to dziewczęta i alkohol jak Diabeł kusiły kardynała. Kardynał oddał swój żywot jak ostatni frant i nędzną szumowina. Gnijąc w rynsztoku ulicy uciech, bez odzienia i resztek świątobliwej godności. Sztylet, który w jego piersi spoczywał był karą właściwą dla jego jestestwa bez różnicy kto go w jego ciało wymierzył. De Villargent czy jego nierządnice. Co więcej szelma w celi zamknięty, na ostatniej swej spowiedzi, wyjawił innych prowodyrów występku i cudzołóstwa, którzy w jego domu uciech, zabaw zepsutych używali. Członek i główny oskarżyciel trybunału. Ojciec Nérée ,który z całą żarliwością domaga się powieszenia Orlona de Villargent sam był gościem jego domu w Gayet. Miał swój pokój na poddaszu. Gdy nie było go w klasztorze przez czterdzieści dni, twierdził, że przebywał na rekolekcjach. Prawda, przeżywał rekolekcje ciała z młodą dziewczyną o imieniu Pluie. Ponoć śpiewała mu pieśni z psalmów… gdy nie miała zajętych ust czymś innym.   W tłumie wybuchł śmiech, choć niektórzy zadrżeli na myśl o bluźnierstwie.   - Z kolei brat Célestin d'Aubignác, obecny tu i również siedzący w loży sędziowskiej, przyjmował miesięczną daninę od alfonsa de Villargent za ochronę przed rewizją. Gdy dziewki płakały na widok swego chlebodawcy, nie czyniły tego tylko z tęsknoty. Czyniły to z lęku, że razem z nim zniknie ich ostatnia nadzieja, że zostaną tylko pod opieką duchownych... którzy nie raz, i nie dwa, okazali się gorsi od klientów.   Ojciec Orest opuścił dokument, odetchnął głęboko i rzekł powoli:   - Nie żądam uniewinnienia Orlona de Villargent. Żądam, by został wysłuchany. A potem, być może, osądzony... przez kogoś, kto nie zhańbił swego sumienia dotykiem tej samej rynsztokowej wody, w której pływał skazany. Tak z bożej woli ogłaszam. Niechaj zapis ten zostanie przeczytany w obecności ludności Lanoire, duchowieństwa i zakonników, oraz w obliczu śmierci, której stryczek już czeka.   Taka była wola najwyższego króla Francji Karola. Tłum w ciszy jedynie zwiesił głowę a Orlon odetchnął z wyraźna ulgą.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...