Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Sen nocy jesiennej


D.L.N

Rekomendowane odpowiedzi

To musiała być sobota. Mimo późnej godziny siedziałem przy komputerze pochłonięty moim hobby. Za oknem ulice były pokryte częściowym mrokiem, mimo iż niebo rozświetlone było blaskiem warszawskich latarni. Pokój wypełniony był dymem papierosowym, który niekiedy dostawał się do moich oczu i drażnił je substancjami smolistymi.

Pamiętam, że to był jeden z tych wieczorów, kiedy uczucie samotności jest tak silne, że ma się wrażenie pustki w głowie. Ja byłem już oswojony z moją pustką. Bywają dni, kiedy czekam na tę pustkę, żeby nie być kompletnie osamotnionym w tym szarym mieście.

Kiedy tak siedziałem z Moją Pustką, dymem i wirtualną kartką papieru rozległ się dzwonek do drzwi. Cyfrowy zegar stojący na moim biurku wskazywał godzinę pierwszą, z minutami. Kto prócz złodziei lub śmierci może pukać do moich drzwi o tak niegrzecznej porze? Tylko ciekawość popchnęła mnie do drzwi wejściowych, bo ochoty na spotkanie ze śmiercią ani z bandytami nie miałem. Bardzo się zdziwiłem, kiedy przez zniekształcone oko judasza zobaczyłem Ją. Wcale nie wyglądała na kryminalistkę, ani tym bardziej na kostuchę.

Drzwi otworzyłem ostrożnie, nie byłem pewien, czy dobrze rozpoznałem twarz osoby, znajdującej się po drugiej stronie. Jednak się nie myliłem, to była Ona – "Biznes woman spod 30-tki". Tak nazywała ją moja podeszła wiekiem sąsiadka. Gdy wychyliłem głowę z mieszkania, na jej twarzy zagościł uśmiech.

Przyszła po cukier. W ręku trzymała niebiesko-biały kubek we wzorki. Zastanawiałem się, po co komuś cukier o pierwszej w nocy – "Nie mogę zasnąć. A jak nie mogę zasnąć, to piję dużo herbaty."– wyjaśniła. Zaproponowałem Jej, że skoro obydwoje nie śpimy o tej porze, to może razem się napijemy. Zgodziła się bez wahania, więc wstawiłem wodę i przygotowałem kubki.

Nagle przypomniały mi się wszystkie wymarzone sytuacje – tak podobne i tak różne od tej obecnej. Wielokrotnie odwiedzały mnie w snach sąsiadki prosząc o cukier, a dostawały najsłodszy z możliwych nektarów. Ale teraz było inaczej. Teraz było realnie. Ponieważ herbata się już zaparzyła usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy rozmawiać.

Cała ta sytuacja wydała mi się jeszcze bardziej dziwna, kiedy przypomniałem sobie wszystkie nasze wcześniejsze – windowe – rozmowy. Najczęściej spotykaliśmy się rano. Ona – zawsze elegancko ubrana, ze swoimi pięknymi, długimi włosami spiętymi w kok, lub związanymi w kucyk – wychodziła do pracy. Ja – niechlujnie ubrany, nieuczesany, niewyspany – wychodziłem do sklepu po pieczywo. Pamiętam, że raz podczas naszej trzypiętrowej rozmowy ośmieliłem się do niej powiedzieć "Pięknie Pani dzisiaj wygląda, tak kwitnąco..." – nie dopowiedziała wtedy nic, tylko się zarumieniła i nieznacznie uśmiechnęła. Teraz była zupełnie inna. Rozpuszczone włosy opadały jej luźno na ramiona, garsonkę zastąpiły luźne jeansy i przyduża bluza. Nie jestem pewien, chyba miała wtedy inny kolor oczu, bardziej zielony. Było coś pociągającego w tej „biznes woman spod 30-tki” w cywilu. Ona chyba czuła się swobodniej. Podczas rozmowy patrzyła mi prosto w oczy. W windzie nigdy to się nie zdarzało.

Rozmowa trwała już dość długo. Wtedy nieśmiało poruszyła temat związków – "Nawet sobie nie wyobrażasz, jak trudno kobiecie aktywnej zawodowo znaleźć sobie faceta, któremu nie będzie to przeszkadzało. Poczęstujesz mnie może papierosem?" - to pytanie wyrwało mnie z magicznego potoku jej słów. Zacząłem chaotycznie przeszukiwać wszystkie kieszenie. Ona się tylko uśmiechnęła – rozbawiło Ją moje roztargnienie.

Rozmowa trwała w najlepsze. Było już mocno po drugiej, a my gadaliśmy już niczym starzy znajomi. Przerobiliśmy już na wszystkie strony temat związków, byłych, itp. Na koniec dodała – "Wy to się jednak nie potraficie całować" – nie wiem, co się stało. Czy to była reakcja na podrażnienie mojego męskiego ego? Nie mam pojęcia, ale te słowa podziałały na mnie, tak, jak uderzenie ostrogami działa na konia – poderwałem się do galopu. Pocałowałem Ją. Nie protestowała. Położyła swoje delikatne, małe dłonie na mojej twarzy i wyszeptała do ucha – "Czekałam dwie godziny aż to zrobisz..." – w jej oczach tańczyły iskierki namiętności.

Nie przeszkadzał jej bałagan w mojej sypialni. Nie przeszkadzał jej dym papierosowy wyczuwalny w powietrzu. Nie przeszkadzało jej nic. Zaczęliśmy tańczyć odwieczny taniec miłości... Z początku ostrożnie, badając się wzajemnie z wielką uwagą. Byliśmy jak przestraszone dzieci wsadzone razem do jednej piaskownicy. Z każdą chwilą czuliśmy się coraz pewniej. Jej aksamitna skóra pokryła się potem. Tańczyliśmy coraz szybciej, coraz gwałtowniej, coraz głośniej, coraz namiętniej. Aż przyszedł... La Grande Final. Wydała z siebie okrzyk, któremu dorównać by mógł tylko śpiew chóru anielskiego. Najpiękniejszy śpiew, jaki w życiu słyszałem. Tańczyliśmy do świtu, póki nie zmorzył nas sen. Zasnęliśmy wtuleni w siebie, połączeni czymś magicznym. Czułem się wtedy naprawdę szczęśliwy, byłem nie-samotny pierwszy raz od dłuższego czasu.

Obudziłem się późnym popołudniem. Jej już nie było. Jedyną pamiątką po jej obecności był niebiesko-biały kubek we wzorki. Kiedy go zobaczyłem, wiedziałem, że to nie był sen. Zapragnąłem się z Nią zobaczyć. Wbiegłem po schodach na siódme piętro i zapukałem do drzwi nr 30. Otworzyły się inne drzwi na piętrze – "Tam jej sąsiad nie znajdzie. Wyprowadziła się." – "Co? Kiedy?" – "Dziś rano." – "Nie wie Pani, gdzie się przeprowadziła?" – "A gdzie tam! W ogóle żeśmy nie gadały. Tyle, co dzień dobry i dobry wieczór."

Poczułem się podle jak nigdy w życiu, a Pustka znowu się ze mną przywitała. Podziękowałem starszej sąsiadce i wróciłem do domu. Niebiesko-biały kubek patrzył na mnie swoim jednym okiem.

Mój sen spełnił się jednej jesiennej nocy, ale wcale nie czułem się spełniony. Myśli gryzły się w mojej głowie – "Jeżeli to było pożegnanie – to trzeba jej przyznać – to było cholernie dobre pożegnanie." – "Czym się tak przejmujesz brachu, nawet nie wiesz jak miała na nazwisko". Kilka tygodni później dostałem list bez adresu nadawcy:

"Przepraszam za wszystko. Kocham cię.
Monika."

Po tym liście uspokoiłem się. Mimo, że znów zostałem sam, to odeszła Pustka. Teraz wiem, że gdzieś tam jest ktoś, kto mnie kocha i jak będzie mogła, to wróci – taką mam nadzieję. Na pamiątkę tej nocy mam niebiesko-biały kubek we wzorki, z którego herbata smakuje mi, jak z żadnego innego. A gdy siedzę wieczorem przed elektroniczną kartką papieru, czekam, aż Ona znów zadzwoni do moich drzwi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...