Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wyścig Stwórców cz. 2 (ostatnia)


Rekomendowane odpowiedzi

Zaprosił ją na wycieczkę rowerową nad rzekę, z parą znajomych i kuzunem. To przynajmniej kojarzyło się z koleżeństwem. Na miejscu okazało się, że - dwudniową, z nocowaniem pod namiotem. W zasadzie, to żaden problem - gdy wychodziła gdzieś z Krystianem, jej rodziców nie interesował termin powrotu.
Na wycieczce jedynym jej rozmówcą okazał się właśnie brat stryjeczny Krystiana, chociaż pił wino tak samo jak niemotna para, chichocząca nad próbami, podejmowanymi przez cały wieczór przy ognisku, wydobycia wielkich cyców z bluzki dziewczyny.
Krystian prezentował zainteresowanie tym samym, w czym wygłądał mało przekonywująco - może dlatego, że nie pił, podobnie jak Bay, a może dlatego, że nie miała do niego już żadnych uczuć współczulnych, więc było jej obojętne czym on potrafi się podniecać.
Autorem całej imprezy wydawał się sam kuzynek, przezywany jak kwiatek - Fiołek. Na wycieczce urządzał Bay psychoanalizę na temat jej relacji z Krystianem. Był starszy od Krystka, ale tak samo szczupły i delikatny, tylko wyższy - może powinni go nazywać mniej przyziemnie - Dziewanna?
Bay łatwo było ujmować mądrością, a Fiołek był mądry i miał wzrok podszyty bujną wyobraźnią, rozpalającą ogniki w jego oczach. Ale podjęcie przez niego stręczenia Krystiana, nawet "usprawiedliwionego" braterstwem w trosce o jego życie, nie przydawało mu szacowności. Kojarzył się tylko z tym, z czym dało się go kojarzyć...
Gdy na dyskusji zastała ich noc w namiocie, zdesperowany, bądź już nadmiernie upity, spokojnie zaproponował Bay rozmiękczenie jej serca bronią ostateczną, podczas gdy reszta podtrzymywała taniec rozpalenia przy ogniu. Argument ku takiej konieczności wytoczył iście egzystencjalny - starał się ją przekonać, iż oto stanęła przed niepowtarzalną okazją znaturalizowania się, gdyż on potrafi zrobić z niej prawdziwą kobietę...
Wybrała pozostanie taką kobietą jaką się czuła i... Fijołek natychmiast padł w taktownym zamroczeniu.
Bay zaczęła się obawiać, że wszyscy faceci cierpią na tworzenie Teorii do tego co chcą robić z kobietami, bądź są w stanie to robić jedynie z kolegami lub braćmi pospołu?

Krystian jeszcze kilka razy woził Bay (autobusami) na spotkania z Brajdakiem - jak się nawzajem nazywali - do jego pracy (drukarni) lub domu. Bay była podminowana rolą eksponatu do zespołowego przerabiania na kobietę Pełnowartościową, niemniej odwzajemnione poczucie (zupełnie bezwiedne) poruszania się wśród bezpłciowych hybryd, prowokowało ją do obserwacji przebiegu wydarzeń.
Raz Krystian zostawił ją samą na wizycie u Brajdaka... Te zawirowania - który z nich nakłania ją do którego, wywoływały w niej jedynie mordercze nastroje, nie do przeskoczenia dla takich Wyczekujących, aż się którymś uraczy. Bay przypominało to wczesne dziecińswo z dwójką pewnych chłopaków na podwórku, którzy najbardziej pragnęli równego policzkowania od niej i widoku wielkiej dupy małej sąsiadki - Reginy, która odsłaniała pośladki za przynoszone jej przez nich cukierki. Było coś w tym zbiżaniu do niej zawsze par chłopaków... Teraz masochistom nie chciała sprawiać przyjemności nawet obelgą, a co dopiero waleniem po gębach.

Poradnictwo rodzinne dla Krystiana w zakresie sposobów na powrót Bay kwitło.
Kolejny kuzyn, z którym Krystian ją zapoznał był żonaty.
Zaprosił Krystiana z Bay do siebie do domu na weekend.
Pomysł położenia ich na noc w jednym łóżku Krystian usprawiedliwił przyjaciółce zachowaniem pozorów przed żoną brata, poinformowanej ponoć o ich narzeczeństwie.
Bay powinna była wykazywać więcej litości nad sobą - litość nad Krystianem biła w nią. Nie potrafiła odwzajemniać domownikom porozumiewawczych uśmiechów nad tym, co to się będzie działo w nocy... Ale była w zbyt odległym miasteczku by próbować sama wrócić bez własnych funduszy na podróż. Nie obawiała się wspólnego łóżka z Krystianem. Tyle razy spali na stacji, albo nie spali razem. Tylko to uwikłanie z nim w fałszywy układ przed otoczeniem zmieniało go w jej oczach w karalucha, z którym brzydziła się położyć.
Pod pierzyną, kiedy wydawało się że wszyscy śpią, dotknął ją lekko w pośladek i zapytał cicho:
- Mogę?
- Nie! - nie chciała sprawdzać czym jest ten palec... Chciała tylko, żeby jakaś siła rozdzieliła go od niej, bo nawet koleżeństwa z nim nie była w stanie znieść.
Posłusznie odwrócił się tyłem i zasnęli.

Co do pocałunków, które starał się nadrobić w okresie ich przyjaźni, to zdarzyło mu się całowanie jej dłoni i pożegnalne muśnięcie ust w autobusie z dołożeniem życzeń...
Dłonie zaczął jej całować, kiedy wybrali się zwiedzić pracowniczy ogródek jej ojca. Działka miała maleńki domek. Całował od ich wnętrza, gdzie Jezusowi wbito gwoździe, i dopóki nie zaczął wjeżdżać rozpłaszczonymi ustami na przedramiona realizując jakiś zamysł, żeby się podniecała, to była podekscytowana. Wyrwała ręce przez odrazę, którą poczuła. Niemniej pogrążyła się w ambiwalencji, bo udane krótkie sekundy wystarczyły do pobudzania w niej tęsknoty za bliskością.
Pożegnalny pocałunek złożył w autobusie, kiedy Bay jechała do szkoły. Powiedział:
- Życzę ci mężczyzny godnego ciebie - i przytknął się niespodziewanie, lekko, ustami do jej ust, gdy drzwi autobusu były już otwarte na jego przystanku. Wcześniej jeszcze zdążył powiedzieć, że odebrała mu wiarę w ludzi...
Wysiadł bez oglądania za siebie, dzięki temu nie wiedział, że Bay nie była wniebowzięta - ze wszystkiego potrafił zrobić występ - odbębnił swoje, perkusista!

Który wysyłał wiersze:
"Dzień bez ciebie jest jak drzewo bez kory
zeszyt bez okładki
człowiek obłożnie chory.
Jednak gdy jesteśmy razem
normalnemu wydajemy się jak dwie brzozy
cichutko szumiące krokami w pochodzie.
Rozpędzeni codziennością życia myślimy.
Brak nam określeń
i tylko nieustająca monotonia kroków
czasem krzyk.
Ogłupianie.
Wmawianie.
"Ty mnie odrażasz" - "Ja się ciebie boję"
Kocham!
Nie!
To nie my - to tylko szumią dwie brzozy
wrośnięte w miejsce porodu.
Przy pomocy wiatru próbują się
objąć i pocałować.

Dzień bez ciebie jest jak serce bez krwi
zamknięte okno
człowiek nagi.
Jednak gdy jesteś przy mnie
moje myśli pełzają wężem obok.
Język chowa się w mózgu, którego nie ma.
Ręce szukają miejsca w problemach
codzienności.
Nogi schowane w spodniach są jak
kołki spróchniałe.
Zwątpienia.
Nadzieje.
"My się nie zrozumiemy" - "Podniecająco wyglądasz"
Przyjdź.
Nie!
Umiemy dobrze okłamywać siebie samych,
bać się głębokiego uczucia,
kontaktu fizycznego i słów.
To nas zgubiło!!!

E R R A T A

Jesteś

Jesteś - wiem !
ale czy jesteś moją ?
kto mi to powiedzieć może ,
komu mogę zaufać...
czy mogę wierzyć, że będzie nam dobrze razem, we wspólnym
szcześciu
Chcę być z Tobą, widzieć Cię, rozmawiać;
pragnę Twej bliskości, uczucia oddechu,
kocham miejsca, po których stąpasz
kocham wszystko czego dotykasz
kocham słowa, które wymawiasz
kocham zapacz, który zostawiasz
kocham aksamit Twych dłoni, Twego ciała...
wiem, że nigdy go nie dotknę;

Jesteś bliska, choć tak daleka

Nazwałaś mnie swoją przyzwoitką
bardzo się ubawiłem;
ale chcę być Twoim sługą
chcę nosić cię na rękach
chcę dać ci to, co mam najlepszego
chcę z Tobą iść na spacer
chcę mówić czułe słowa
chcę prawdy o Tobie, o sobie, o nas.
Bądź ze mną w każdej chwili swą myślą,
a jeżeli nie chcesz - kłam mi w żywe oczy
niech mam tą nadzieję, że może kiedyś...
...jesteś

Bay generalnie nie lubiła poezji, nawet tej dla niej. Życie tworzyło mocniejsze. Kiedyś, kiedy jeszcze było dobrze, Krystian przysłał jej w liście "najdłuższy włos z mojej brody" w prezencie, przyklejony taśmą. A jej teraz zaczął wyrastać upierdliwie taki sam włos na brodzie... Chyba dla nauczki za przechowywanie - że takie stygmaty nie są z zasługi człowieka? Czy zwyczajnie - żeby miała się czym zrewanżować, że nie jest od niego gorsza i też może dać mu swój włos z brody? Sprawiedliwość przecież musi być...

Gigant, to słowo które stało się oklepane pokolenie później. No - pół pokolenia później.
Kiedy Bay uciekła z domu, wcale takiego nie znała.
Najpierw jeździła zwykłymi autobusami, dopóki nie przestały kursować (miała bilet miesięczny), potem - nocnymi.
Ich coraz upiorniejsi pasażerowie, przy braku choćby jednej nienaćpanej lub nieobłąkanej twarzy, wywołali w końcu w Bay potrzebę wyjścia na powietrze. Ze strachu - że za chwilę przestanie wierzyć własnym zmysłom, iż widzi ludzi, a nie upiory.
Znalazła się na zupełnie nieznanym sobie blokowisku z wielkiej płyty. W oddali widać było jakąś jedyną postać, ale wolała nie zbliżać się w jej stronę, żeby nie przeżyć powtórki z autobusu.
Zastanowiła się nad planem działania dla siebie: nie wie gdzie jest konkretnie, nie chce nikogo pytać o drogę, jest w Warszawie; Warszawa to Pałac Kultury, który rozpozna bezbłędnie, musi tylko wypatrzeć Pałac, dojść do niego i... na razie przespać się - na Śródmieściu. To prawie u siebie - przez pierwszy rok nauki jeździła do szkoły pociągiem, więc podziemia dworca Śródmieście i Centralnego, były jej drogami Dojścia.

Ławki peronowe były zajęte pojedyńczymi osobami. Dosiadka do każdej z nich mogłaby ją narazić na znajomość trudną do zbycia, a szpetność twarzy tych ludzi - głównie ich tępe wyrazy, podpowiadały nieuniknioność takiej przeprawy.
W bocznej poczekalni było kilka niezajętych ławek. Tu się zatrzymała. Zaśnięcie nie było proste. Jakieś niezamierzone pilnowanie się przed pozornie Niezwracającymi na nią uwagi, a nawet tymi Śpiącymi, uniemożliwiało odprężenie.
Dopiero Zwyczajny chłopak - jedyna młoda osoba poza nią - który wszedł na poczekalnię pod koniec nocy, wywołał w niej oczekiwaną senność. A to właśnie on, a nie żaden z dworcowych lokatorów, po pewnym czasie obserwacji namyślił się przenieść na jej ławkę i zagadał:
- Czekasz na pierwszy pociąg?
W Bay czasem uruchamiał się odruch nieodpowiadania Obcym, nieznanym sobie. Nie stosowała w tym względzie reguł. Choćby zwykłe ustępowanie miejsc w autobusie wiązało się z wymianą niezobowiązujących zdań z nieznajomymi, a już wspólne czekanie na środki komunikacji często przyciągało do niej Pytających o trasy, czy samotne staruszki. To znaczy - o staruszki nikt nie pytał, tylko podchodziły do Bay. Trudno, żeby się wszystkich bała z automatu - że ich nie zna. Bo kogo człowiek znowuż zna tak napewno? Na tych wszystkich swoich można się najbardziej zawieść...
W obecnej sytuacji nie widziała żadnych znaków do zastosowania odpychającego milczenia. W chłopaku nie było głupich uśmiechów, zagadkowych spojrzeń do kolegi (kolegi też nie było). Chłopak jak chłopak, chyba ze wsi, bo jakoś zaciągał swoistą melodyką.
- Nie czekam na żaden pociąg - powiedziała, uważnie wyczekując na reakcję.
- Nie masz gdzie mieszkać? - jego ździwienie było dziecięce, więc uznała, że może z nim spokojnie rozmawiać - i tak ze spania nici.
- Uciekłam z domu.
- I co teraz zrobisz? - zapytał rzeczowo o coś, o czym dotąd nie chciało się jej myśleć.
Musiała wykazać się jakimś przejawem rozsądku, albo odprawić rozmówcę.
- Mam jedną znajomą w Warszawie.
- Pójdziesz do niej?
Jego dokładność i chęć zrozumienia, co zamierza uczynić obca mu osoba wiały wścibstwem, niemniej nie były do potępienia - szczere zaciekawienie było słyszalne, więc pytanie: "Co to cię obchodzi?" byłoby jednoznaczne z powiedzeniem: "Nie interesuj się!", a do chamstwa Bay nie widziała okoliczności - chłopak niczym jej nie zawinił.
- Właściwie to ona o niczym nie wie, musiałabym jej najpierw o tym napisać, a nie mam na znaczek... Nie mogę zwalić się komuś na głowę - uznała, że zakończyła temat, ale dla pewności go zmieniła:
- A ty na pociąg czekasz?
- Tak. Jadę do jednostki. Ale pociąg mam dopiero za dwie godziny - takie połączenie! - mówienie o sobie uświadomiło mu, że rozmawiają anonimowo. - Jak masz na imię? - zaczął prezentację na opak, ale z całą pewnością tak jak wypadało w jego stronach.
Bay ze dwa razy w życiu była na dyskotekach wiejskich z jedną z koleżanek klasowych zabierającą ją w wakacje do swoich dziadków, tam nikt się nie przedstawiał, tylko nawzajem pytali o imiona. Kto się nie zapytał, to nawet ujawniając swoje, rewanżu się nie doczekał.
- Bay. A ty?
- Krystian.
Boże - jak to jest możliwe, że coś tak oczywistego, iż Krystianów jest wielu na świecie, może być odkrywcze?
- Masz chłopaka? - kontynuował.
Tempo odkryć było jak dla niej za szybkie.
- Nie mam...
- Ja też nie mam dziewczyny. W wojsku to do wszystkich przyjeżdżają dziewczyny, piszą...
Bez przesady - jeszcze czego, żeby to był powód związania się z przed chwilą poznanym czlowiekiem!
- Możesz mi dać swój adres? - nie ustawał.
Dużo pytał, a Bay nabierała wrażenia, że o jakimś najważniejszym pytaniu i tak zapomniał... Chyba nie wyobrażał sobie, że została jego dziewczyną od tego, że nie miała innego chłopaka? Z tymi wiejskimi obyczajami nie wiadomo w jakim miejscu się stoi!
- Mój adres jest nieaktualny - wybrnęła.
- Ja mogę zanieść twój list do znajomej! - chłopak był zadziwiająco praktyczny. - Mam jeszcze dwie godziny do pociagu!
Wyszło na to, że - kapitał!
Plecak z zeszytami i dlugopisem miała przy sobie...

Bay zamieszkała u Marioli Jagielończyk zwanej Balbiną, a Nowy Krystian słał na jej adres listy zaczynające się od słów:
"Kochana Bay!
W pierwszych słowach mego listu chciałem (...)"

Bay przyzwyczajona była do podobnego zwrotu z pamiątkowych listów z wojny - po mężu babci. Tylko tamten w swoich "pierwszych słowach" niczego nie chciał, a - chwalił Jezusa Chrystusa...

Mieszkanie Balbiny było maleńką przybudówką na szczycie siedmiopiętrowej, przeciwpożarowej klatki schodowej, używanej pierwotnie tylko dzięki lokatorom niższych pięter, niekorzystających z windy właściwej klatki. W jedynym pokoju umieszczone było łóżko i biórko z wiklinowym fotelem na biegunach, mającym podkreślać zamiłowanie właścicielki do literatury. Podczas dostawiania na noc polówki do spania dla Bay był on szczelnie wypełniony. Ubikacja nie zajmowała jednego metra kwadratowego, a kuchnia, jeżeli miała ponad dwa metry, to niewiele. Klatka schodowa siłą rzeczy, dokładnie - ustawionej na niej biblioteki z książkami i nieokreślonych z przeznaczenia pojemniczków - była przedłużeniem mieszkania Balbiny, zyskującego tym orginalność nachalnie samonarzucającą, wymykającą się inwencji własnej. Najdłuższa widoczność wyzywająco konkurowała z przygnębiającą - okienną. Z jednego okna widać było kawałek nieba z podstawką zapapowanych obskurnych dachów zabierających dalszą perspektywę, a z drugiego niby piękny biurowiec z pomarańczowymi szybami, ale zasłaniający cały świat w szerz i w zwyż swoim za bliskim, z pewnością nieprzepisowym wybudowaniem. Ta najdłuższa widoczność, do oglądania w mieszkaniu, przebiegała pionowo w dół, jak propozycja dla straceńca, gdyż schody mające konstrukcję węża oplatały swoistą obszerną świetlną studnię - z oknem między schodami na każdej kondygnacji. Całości Dzieła dopełniał alarmistyczny pogos i widzialność każdego zbliżającego się przez kilka minut gościa (dzwonek był tylko na dole w drzwiach klatki). A z nadchodzącymi nawet pasowało zaczynać rozmowę z odległości nieużywanych przez lokatorów siedmiu pięter. Używali innej klatki schodowej.
Być może ten kogel-mogel zagrożenia klaustrofobią z lękiem wysokości miał zbawienne działanie dla ratowania równowagi psychicznej, o ile architekturze można przypisywać aż tak daleką moc sprawczą, za to każdego artystę, co się w duszy tlił, wyrywał z korzeniami z pewnością, a w każdym razie taka była Balbina - cóż z tego że natchniona, skoro stęskniona za banalnością, a nie tymi dziwnościami na które była napatrzona.

Żaden z listów (dwóch) Nowego Krystiana nie dotarł do Bay podczas jej zamieszkiwania z Balbiną. Ta, szybko namówiła ją na powrót do domu podejmując się roli mediatora z rodzicami. Listy dowiozła.
Nowy Krystian po otrzymaniu od Bay odpowiedzi, iż źle rozumie ich znajomość, bo ona nie może być jego dziewczyną, niezależnie od nieposiadania chłopaka - nie pasują do siebie - zjawił się na przepustce u Balbiny w poszukiwaniu adresu domowego Bay.
Balbina była zmartwiona, obawiając się, że to Bay daje dwuznaczne sygnły nie umiejąc sobie dobrać kogoś nadającego na tej samej częstotliwości. Zawsze wyczuwała w niej kompleksy i nie chciała, żeby przy tym jeszcze dziewczyna zakpiła z własnego intelektu - natury.
Bay wpadła na pomysł, że najlepiej uspokoi przyjaciółkę, gdy pokaże jej jak inny był jej były, i jedyny dotąd, chłopak. A miała pu temu okazję, bo ostatnio Krystian znowu się z nią umówił. Podobno odwiedził jej babcię na rozmowę (nie tłumaczył z czyjej inicjatywy) i dowiedział się "strasznych rzeczy" o tym co się dzieje z "jej szkołą". Potrzebował zapewnień, że nie jest Temu winien... Przecież właściwie nie znał jej rodziców. Nie znał tak, jak ona.

U Balbiny Krystian wypadł nijako, jak tylko Krystian potrafił wypadać nie chwytając za pióro.
Dla odmiany Krystek był pod zasłużonym wrażeniem gospodyni - miała dar spontanicznej oracji w dziedzinie odtwarzania wasnych motywacji działania i stanów emocjonalnych, bez względu na gadatliwość (brak takowej) słuchaczy. Latwo ulegało się identyfikowaniu z nią, że jest się kimś równie mądrym.
Po wizycie był ochydnie zadowolony, że Balbina okazała się rzeczywistą postacią... Bay miała go dosyć do kwadratu - jeszcze tego doczekała, żeby się dowiedzieć, że brał ją za osobę z urojeniami? Od początku, czy po rozmowie z babcią? Gdyby wiedziała wcześniej, to w życiu by nie doszło do tego spotkania! Co miałoby ją obchodzić przekonywanie Krystiana do istnienia kogokolwiek czy czegokolwiek? Może to on lubował się w kłamstwach, albo nawet ich nie zauważał?
Balbina nawet nie słysząc jego konkluzji ze spotkania - że sprawiła mu ulgę swoim istnieniem, bo już "wątpił" - oceniła go sceptycznie.
Bay domyślała się jednak, że nie mógł to być efekt aż takiej przenikliwości przyjaciółki - widziała jakiego faceta Balbina potrafiła dobrać sama sobie, bynajmniej - nie "męskiego" i odpowiedzialnego, jedynie - brodatego i rosłego.
Uprzedzenie Balbiny do Krystka musiało wynikać ze starań matki Bay - wskazania na inne źródło ucieczki córki, niż dom.
Kto sam nie musiał się bać nieobliczalności swoich rodziców, nie był w stanie rozumieć uciekania.
Po rozmowie z matką Bay, Balbina miała do powiedzenia tylko tyle, że współczuje jej rodzicom i pochwaliła ją za dobry gust, jeżeli chodzi o tapetę w jej pokoju...
Nie miała za co, bo w pokoju Bay tylko dlatego na ścianach nie było już naklejonych szczelnie gazet, że zgodziła się ona na tapetę, kupioną przez babcię, w jednobarwne - zielone kwiatki na białym tle. Zastanawianie nad własnym gustem co do wnętrz do tej pory (mowy Balbiny) nie przyszło Bay do głowy. Była zdziwiona jak dziwne miary potrafią przykładać ludzie do badania uciążliwości obcowania. A może Balbina nie była aż tak mądra jak Bay przypuszczała?

Krystek napisał list po zerwaniu przez nią "przyjaźni":
"Bayeczko!
Zamiast pisać to, co jest nieprawdą, może lepiej będzie, jeżeli w ogóle nie bedę otrzymywał od Ciebie odpowiedzi na moje listy.
Co to w ogóle znaczy, że się nie zrozumiemy! Gdybyś zawsze mówiła to co myślisz, a nie to co nakazuje Ci rozsądek lub coś innego (ewentualnie ktoś inny!), nie byłoby żadnych problemów i porozumienie byłoby obopólne. Zawsze lubiłaś (z tego, co wiem) mówić przeciwnie do swoich myśli i to było powodem wszelkich zawiłości i komplikacji, a także konfliktów. Wtedy nie wyobrażałem sobie życia bez Ciebie, chciałem z Tobą żyć jak ludzie dorośli. Teraz mogę latwiej to sobie wyobrazić. Byłaś dla mnie osobą najdroższą i wszystko mogłem dla Ciebie poświęcić. Teraz trzeźwo patrzę na świat i nadal tak mi się wydaje.
Jeśli nie chcesz mnie zobaczyć, ja nie będę nalegał. Nic mi się z tego powodu chyba nie stanie. Jeżeli nie chcesz to trudno. Jednak ciagle odnoszę wrażenie, że twoje pisemne oświadczenie jest odwrotnie proporcjonalne do tego, co myślisz. Twoja urażona poniekąd ambicja nie pozwala Ci na spotkanie ze mną.
Proszę Cię o jedno, żebyś mi wyłumaczyła fakt powyższy: dlaczego to, co mogę przeczytać w Twoich listach jest odwrotnością Twoich myśli. Czy to przez przekorę, czy to jakiś nieustający kaprys? Jesteś najdziwniejszą kobietą na tej, mimo wszystko szarej planecie.
Życzę Ci, aby nikt nie zmienił Twojej osobowości, Twojego "Ja", żebyś właśnie pod tym względem była zawsze nieskalana

+tian
Wiosna...
Ptaki...
Kwiaty...
My...?

Dla Bayeczki N. w dowód nienawiści za kłamstewka i herezje - poświęcam

Parę słów

Ach, jak chciałbym zobaczyć Cię znowu.
Nie! dostać Twój list
krótki, choć zwięzły...
... parę slów

Jakże chciałbym z Tobą być blisko.
Na odległość oddechu
Móc zamienić z Tobą...
... parę słów

Jakże chciałbym nie myśleć o Tobie!
Lecz nie z tego powodu
kreślę dla Ciebie tych...
... parę słów

Niedługo po napisaniu tego listu z wierszem, Krystian miał wypadek samochodowy. O którym Bay dowiedziała się od Jurka - to Jurek przyjechał do niej jako posłaniec upraszający jej wizyty w szpitalu dla kolegi. I to musiało być coś poważnego, bo to był ten sam Jurek, który o Krystianie nie miał ostatnio nic do powiedzenia poza omawianiem jego mrocznych stron charakteru.
A jednak nie było to nic poważnego - Krystian wyszedł na widzenie z Bay na dwór (w piżamie i szlafroku) i bez oznak ograniczonej sprawności. Ponoć był na obserwacji, czy nie uległ wstrząsowi mózgu. Szpital musiał mieć wielkie luzy, skoro lekarz nie mógł zrobić takiego wykluczenia ambulatoryjnie.
Dopóki byli sami spotkanie było umiarkowanie nieprzyjemne - Bay czuła się wciągnięta w miłosierność nieadekwatną do sytuacji; mogli ją zwyczajnie zapytać, czy nie chciałaby odwiedzić Krystiana w szpitalu, a nie robić z tego ostatnią wolę od Niepewnego swego losu (konającego?)? Niesmaczne! Ani Bay nie miała nic do powiedzenia Poszkodowanemu, ani Krystian nie miał czym przemóc jej niezadowolenia.
Kolejni odwiedzający, którzy się pojawili u Krystka, okazali się gwoździem do trumny. No, nie do szklanej, o ktorej Krystian lubił kiedyś opowiadać, że właśnie w takiej pochowa Bay, gdy zostanie po niej sam... Zjawiła się Wiesia w towarzystwie swojego mena i Krystek popadł w oszołomienie.
Początkowo wpadł na pomysł, że powinien podjąć nowoprzybyłych na dziedzińcu szpitalnym, zastępując im drogę do ławki z Bay. Nie udało mu się, bo goście chcieli stać tylko przez tą chwilę, dopóki Wiesia nie wycałowała pacjenta. Krystek oblany pąsami uczepił się jeszcze opowieści o swoim samopoczuciu, na grzecznościowe wezwanie do tego od kolegi z zespołu. Przestępować z nogi na nogę dało się jeszcze krócej, po czym rad-nierad dokonał prezentacji.
Natomiast strategią, która mu wypaliła, było stworzenie płotka swoim ciałem w poprzek ławki. Wedle obserwacji jego dziwnego skrętu tułowiem, moża było podejrzewać u niego nie tylko wstrząs mózgu, ale i atak wątrobowy z przemieszczeniem na przeciwległy bok, gdyby tego typu przypadłość nie odbierała mowy. Małomówny na ogół Krystuś miał co mówić Wiesi. I ambicja Bay, cokolwiek to znaczyło w ostatnim jego liście, została urażona zupełnie nie poniekąd. To było widać, że Krystian wstydził się jej przed inną kobietą, nawet jako koleżanki... Jaką rolę jej przypisywał, gdy była jego dziewczyną? Wprawki, szczebla do zdobycia Ołtarza z drugiej strony ławki? Odpowiedź nasuwała się jasno niezależnie od tego, czy Krystian ją sobie uświadamiał.
Nie była zdecydowana, czy brać sobie za złe odwiedzenie chorego. Zjawienie się Wiesi w tym samym czasie co jej, było sprawką zadowolonego teraz Jurka. To było widać. Musiał jej bardzo nienawidzieć, skoro nie mógł jej tego odpóścić, pomimo jej ugruntowanej już niechęci do Krystiana.

Bay odesłana przez Balbinę do życia dla rodziców i tak nie potrafiła z niego korzystać. Trwało ono w fałszywym przesłaniu nie mającym nic wspólnego z prawdą o niej. Jej nauka mająca dawać satysfakcję ojcu przeciwko matce nie miała sensu. Od sprawiania satysfakcji jest żona, a nie córka. Ojciec pysznił się Bay jak by chciał nią matkę zabić.
A jakie widział swoje zasługi w tym jaka była? Nie pozwalał jej ani czytać, ani pisać, poza tym co zadane, bo zaraz dostawał furii, że matka obróci to przeciwko niemu jako przejaw odziedziczenia jego nienormalności. Bay używała długopisu do pisania listów nocami pod kołdrą, a i w takiej sytuacji potrafił wypatrzyć nikłe światełko i wpaść z awanturą o to. Przy nim bez stresu mogła tylko oglądać telewizję, bo potrzebował towarzystwa do wysłuchiwania tego, co on z niej rozumie.
Życie dziecka powinno się toczyć poza wojną rodziców i Bay postanowiła to sobie wyegzekwować. Nie miała powodu ani uczyć dla tatusia, ani być niedostosowaną społecznie dla mamusi. Intuicja podpowiadała jej, żeby rzucić szkołę dopiero jako dorosła...

- Masz konflikty z koleżankami w klasie? - młodziutka, szkolna pani pedagog (chyba młodsza od Balbiny, tylko tęga) odpytywała Bay na okoliczność ustalenia przyczyny jej wielotygodniowych wagarów, a dokładnie z powodu jej żądania w sekretariacie o wydanie papierów, gdy osiągnęła pełnoletność i wyrobiła dowód osobisty.
- Nie mam.
Bay nie była w nastroju dyskusyjnym. To co postanowiła było przesądzone. Nie potrafiłaby tlumaczyć tego co robi, skoro nawet ci co byli bardzo blisko nie potrafili rozumieć; widocznie rozumiała to tylko ona - że postępuje słusznie.
- Masz jakąś bliską koleżankę w klasie?
- Mam.
- Też chodzi na wagary? Odciąga cię od nauki?
- Felicja jest najlepszą uczennicą.
Według Bay wagary w tym kontekście nie były istotne, czego pani pedagog z pewnością by nie zrozumiała.
- To dlaczego nie chcesz chodzić do szkoły?
- Widocznie to taki okres... - Bay była oczytana w "Jestem" - piśmie dydaktyzującym młodzież, gdzie wypisywali niemal w każdym numerze, że okres buntu przechodzą wszyscy przedstawiciele młodzieży. "Co Ta jakaś niedouczona - na wagary chodziła, zamiast na wykłady?" - myślała na razie bez irytacji.
- Jaki okres? Jesteś w ciąży? - pani pedagog pomyślała o miesiączce.
"Ewidentna tumanica.":
- W okresie dojrzewania, bunt jest typowy dla młodzieży... - Bay wymądrzyła się, ale zaraz dostrzegła, że wpakowała się w uczenie pani pedagog, więc się ugryzła w język, i na tym zakończyła wykład.
- Kto ci to powiedział?
"Jakieś pranie mózgu zrobili dziewczynie na studiach, że wszyscy rzucają szkoły za namową!" - Bay była pewna. I na dodatek, kto pozwolił jej mówić do Bay na "ty"? Skoro ją wezwała do siebie prawem kaduka - pomimo dorośłości uczennicy - to jakąś kulturą mogłaby to nadrabiać.
- Masz jakiegoś chłopaka?
- Nie mam - "Zwykła chamica! Pewnie dlatego, że dokuczali jej za tuszę - dorwała się do patyczaka, to się wyżywa..."
Ileż to zła zagrażającego nauce potrafi wynaleźć pedagog. Ciekawe jakby wytłumaczyła Bay to zjawisko, że kiedy miała chłopaka, chodziła do szkoły? Ignorantka kompletna! I po co ci wszyscy ludzie się uczą? Od razu przydzielać im pensje - z losowania mogłaby wypadać lepsza obsada, jak takie etaty są do czegoś potrzebne...
- To gdzie chodzisz na wagary? Włóczysz się?
- Śpię!
Tak wagarowała najczęściej. Kawiarnia z Felicją nie miała nic do rzeczy w tropieniu winnych. Wyglądało na to, że odpowiedzi Bay coraz bardziej nie pasowały pani pedagog.
- Coś masz z tego?
"Ze spania? To co każdy - bezgrzeszność! Baba ma obsesję..." Zdecydowanie pani pedagog brała ją za nie Tą z klasowych koleżanek. Należało jej wytłumaczyć, że istnieją też inne kręgi zainteresowań. Chociaż, jeżeli mierzyła swoją miarą to mogło być trudne. Wobec takiego dziwoląga - tak nisko ceniącego dziewczyny - należało podepszeć się jakimś wykształconym autorytetem...
- Mam znajomą redaktorkę, polonistkę, z którą dużo rozmawiałam...
- Przyprowadza ci mężczyzn? Zapoznaje z kimś? - pedagog weszła w pół zdania.
"Beznadziejny przypadek myślenia o jednym - nimfomanka!" Jeszcze czego, żeby Takiej mówiła, iż miała okazję poznać znajomych Balbiny, przecież Ta zaraz dośpiewa sobie cały scenariusz i zrobi kobiecie kipisz z życia. A Bay wyjdzie na konfidentkę, szukającą linii obrony nie wiadomo przed czym. Przecież nie poszukuje obrońcy przed rzuceniem szkoły. Nie ma już czego Takiej tłumaczyć.
- Czy pani nie ma żadnych przyjaciół? - Bay zainteresowała się przyczyną monotematyczności niebrzydkiej dziewczyny.
- Moi przyjaciele nie mają tu nic do rzeczy! - obraziła się.
"Moi też; a z powodu ukończenia uczelni jeszcze nikt nie zamienił się w inny gatunek czlowieka - szkoda, że nie ma komu tego uczyć na pedagogice."
- Żeby dostać papiery, musisz najpierw iść do pani Zalak z rejonowej poradni szkolno-zawodowej. Nasza szkoła podlega pod nią. Tu masz adres! - dalsza dociekliwość całkowicie odeszła pani pedagog.

Pani psycholog w Poradni Szkolno-Zawodowej była starą pracownicą, nie - starą kobietą. Rozmów na temat motywacji Bay do opuszczenia szkoły w ogóle nie urządzała, nie na tym polegała jej praca, chociaż dziewczyna musiała do niej jeździć cztery razy. A to nie bylo pani Zalak w ogóle, a to nie było umówionego terminu wizyty, żeby mogła ją przyjąć, a gdy już doszło do samych "wizyt", polegały one na rozwiązywaniu pisemnych testów przez dwa dni.
Jeden test był bardzo długi - autorstwa jakiegoś uznanego psychologa z Zachodu i polegał na dokonywaniu właściwych uzupełnień w lukach ciągów - figurowych i liczbowych. Bay wydawało się, że zrobiła go genialnie, ale o ocenie się nie dowiedziała.
Jakby na dokładkę dostała bardzo króciutki test polski. Ten dla odmiany nie uzyskał od niej więcej jak jedną prawidłową odpowiedź. Polegał głównie na znajomości złóż mineralnych kraju, które zaznaczało się na mapkach konturowych.
Pani Zalak mogła wskazywać dowolny z nich jako wynik Bay. Na rozmowę o tym wyniku zaprosiła matkę testowanej - takiego rodzica sobie zażyczyła.

Z rozmowy z panią Zalak matka Bay wrociła zdenerwowana, a na pytanie córki, co pani psycholog powiedziała na jej temat, zrobiła się tak czerwona, że trudno było wywnioskować, czy od wspomnień, czy z powodu tego co było do przekazania:
- Powiedziała, że jesteś wyjątkowo mało zdolna i nie należy cię zmuszać do szkoły! Nadajesz się tylko do pracy!
Jakkolwiek wyglądały tematy poruszane przez matkę i panią psycholog, ta ostatnia najwyraźniej obroniła decyzję Bay i jeszcze zgasiła apetyt matki na leczenie córki, poradziwszy sobie z heterą chyba jako pierwszy człowiek dotąd. Innego takiego przypadku Bay nie potrafiła sobie przypomnieć. Aczkolwiek długo jeszcze była zła na Zalakową, że posunęła się aż do nieuczciwości z tego powodu - Bay nie uważała się za "wyjątkowo" mało zdolną! Baba musiała mieć kompleks zdobycia wykształcenia wbrew sobie... To mogła nie pracować w zawodzie! Najwygodniej odreagowywać własne urazy dezawuowaniem innych.

W szkole Bay nie urządzała pożegnania z koleżankami, chociaż sekretarka odesłała ją jeszcze do wychowawczyni. Znalazła nauczycielkę na przerwie.
- Co powiedziała pani Zalak?
- Pozwoliła mi się wypisać...
Sytuacja, w której dorosły obywatel potrzebuje zgody na wypisanie ze szkoły, wydawała się Bay dosyć mętna, niezrozumiała. Jakby instytucja państwa potrzebowała do czegoś przestawić kota ogonem, czyja wola w tym względzie jest realizowana - Bay, czy państwowa? Wyszło, że tak zarządziło państwo... Może nie powinna była się na taką lipę godzić, ale nie przychodziło jej do głowy - jak właściwie... Był rok 1981.
Wychowawczyni umiała pokazać własne rozumianie kto kogo rzuca:
- Wracaj do szkoły jak najszybciej. Choćby do wieczorowej...
Gdy Bay zaczynała naukę w szkole średniej, jedyne co zwróciło jej uwagę w niziutkiej zabieganej kobiecie, to było jej niezwykle orginalne imię - pierwszy raz w życiu takie słyszała - śmieszne. Teraz tak nie uważała. Jeżeli miałaby dzieci nadawałaby im wyłącznie rzadkie imiona. Co to za przejaw inwencji dumać nad wymyśleniem imienia niezauważalnego? Imię nie jest w stanie ośmieszać...

W nocy przyśniła się Bay bestia. Uniknęła zostania jej ofiarą wybudzając się. Najwyraźniej w sprawie rezygnacji z nauki nie przysługiwało wsparcie z góry? Postanowiła to pamiętać. I mogła sypiać spokojnie. W związku z tym, albo i bez związku. Krystek kiedyś martwil się o jej naukę, albo tylko tak to wyglądało w pierwszym liście:
"Bayeczku mój najdroższy!
Mija właśnie 13 godzin, od momentu gdy się rozstaliśmy. Od dwóch godzin próbuję się czegoś nauczyć, ale nie mogę oderwać myśli od Ciebie.
Słusznie wczoraj zauważyłaś, że szybko zasnę. Faktycznie, wróciłem do domu po 24, bo kolejka była dopiero o 23:44. Zasnąłem około 0:30. Jednak ani na chwilę mój sen nie zmieniał się. Cały czas przed moimi oczami stałaś Ty. Obudziłem się o 5 i żeby nie wierzyć, że to był sen próbowałem znowu zasnąć. Ale budziłem się co parę minut i wierzyłem, że to co zobaczyłemm we śnie jest możliwe do zrealizowania (przynajmniej z mojej strony). Nie znasz tych snów, ale było tam m. in. Świnoujście (wycieczka do NRD), Twój i mój pokój, nasi rodzice i jeszcze wiele innych bardzo fajnych wątków. Bardzo żałuję, że dopiero jest maj, a tak bym chciał już końca roku szkolnego, bo chyba wtedy będziemy się częściej spotykać, oczywiście, jeżeli Ty też będziesz chciała. Mówiłaś, że nie wolno mieć nadzieji, więc chcę abyśmy spotykali się częściej. Wiem, i zdaję sobie w pełni sprawę z tego, że teraz jest to w zasadzie niemożliwe, bo oboje mamy ciężką sytuację w szkole.
O 13:30 przyszedł Jurek i opowiadał mi o swoim wczorajszych przeżyciach. Byli wspólnie z Piotrem (tym czarnym, moim sąsiadem) i z jego klasą na zabawie we Włochach w ekonomiku. Juruś, jak można było przewidzieć wypił troszkę więcej niż należy. Gdy spytałem się go, po co pije, odpowiedział mi , że w alkoholu znajduje ucieczkę od własnych trosk i zmartwień.
Po dalszej rozmowie (oczywiście żarliwej dyskusji), dowiedziałem się, że wcale wbrew pozorom nie ma zamiaru ani ochoty zobaczyć się z Tobą, co mnie zresztą bardzo zdziwiło. Zawsze przecież bardzo chciał się z Toba widzieć, a teraz taka nagła zmiana? Dlaczego? Jeśli znasz na to odpowiedź, proszę, napisz mi, co o tym sądzisz.
Dopiero jest niedziela, a ja nie mogę się doczekać tego 31 maja, piątku, kiedy znowu Cię zobaczę: Coś mi podpowiada, "jedź dzisiaj" ale staram się odpędzić tę myśl, bo wiem; że przeszkodziłbym Ci w nauce.
Wybacz mi, że się tak rozpisałem, ale tęsknota mnie rozpiera, że nie wiem, co ze sobą zrobić. Leżę na dachu, na materacu i teoretycznie się uczę, ale praktycznie cały czas myślę, co zrobić, aby np. poniedziałek stał się piątkiem. Wiem, że to niemożliwe, ale nie mogę odpędzić od siebie myśli, że to jeszcze prawie tydzień, a to przecież tak długo.
Wczoraj, gdy powiedziałaś, że zobaczymy się dopiero w wakacje, myślałem, że padnę trupem, ale nie warto chyba wspominać gorzkich przeżyć (jeśli można to tak nazwać).
Jeszcze raz przepraszam za tyle banialuków, które napewno wydają Ci się głupie i dziecinne (szczególnie sam nagłówek), ale pozostawiam to Tobie i proszę, jeśli sprawiło Ci to przykrość, nie miej do mnie żalu. BŁAGAM!!!
Łączę wyrazy szacunku i pozdrowienia dla Rodziców i Brata
Krystuś
P.S. Jeżeli będziesz miała chwilę czasu aby napisać do mnie parę słów to bardzo proszę.
(...)"

Balbina na wieść o rzuceniu szkoły przez Bay przestała pisać. Teraz Bay miała zostać już tylko nikim, a nie Kimś z kim korespondowanie przejdzie do historii świata...Ich wzajemne zaufanie zaczęło zamierać. O zwrot kluczy do mieszkania Balbiny, z których Bay mogła korzystać w każdej chwili, pani Jagielończyk upomniała się telegramem...

Nadała pełne zdanie przed wyłączeniem komputera, nie wątpiąc, że dla jej korespondenta to będzie za trudne do pojęcia:
- Od urodzenia jestem kobietą, baranie!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...