Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Starcie o talent


Rekomendowane odpowiedzi

Franciszek Bujda mieszkał w blokowisku na peryferiach miasta. „Osiedle zimnej kostuchy”, tak nazywali to miejsce ludzie nie identyfikujący się z dzielnicą, o której tylko śmierć pamięta.
Kobieta ubrana na czarno z kosą w ręce bywała tam często, zbyt często. Zabierała zwykle ludzi, którzy „utopili się” w alkoholu.
-Zapewne Bóg tam nie bywa.
-Bóg? Czy też sąsiadka na głowę upadła?
Dyskutowały porządne kumy spod osiedlowego sklepu.
Ogromnym falstartem było przyjść na świat, na tym osiedlu.
Jednak Franek był inny, nie chciał skończyć jak jego sąsiedzi, którzy po kolei żegnali się ze swoim ziemskim żywotem. Czasem życie wymyka się spod kontroli, a na tysiące nękających problemów jest tylko jedno, fałszywe lekarstwo, alkohol.
Franek nie wierzył w Boga, być może dlatego, że go nie znał.
Słyszał tylko, że z Nim to jak z szamponem trzy w jednym: Ojciec, Syn i Duch Święty, a to wszystko to ta sama Osoba.
Nie mógł tego pojąć w żaden sposób, aż do dnia kiedy matka kupiła szampon do włosów trzy w jednym, a właściwie dwa w jednym. Szampon i odżywka w szamponie pozwoliły mu w jakimś stopniu zrozumieć troistość Boga.
12 maja
Niebo jak nigdy rozświetlał blask księżyca. Patrząc przez okno starej kamienicy walory nocy wydawały się być bardziej wydatne, aniżeli były w rzeczywistości.
- Aura sprzyjająca poetom. Zamyślił się Franek.
Franciszek Bujda miał dopiero czternaście lat, ale wierzył, że któregoś dnia zawojuje w świecie literatury.
Tego wieczoru ojciec Franka świętował dzień wolny od pracy. Uchwalenie Konstytucji Trzeciego Maja było kolejnym, pozornym powodem popijawy osiedlowych tatusiów.
Wszystko zaczęło się o północy. Ojciec wyglądał jak zjawa, jak pijane widmo.
Zdejmując z nóg kamasze, przewrócił się na zimną posadzkę. Wcześniej jednak zahaczył ręką o zeszyt z wierszami syna, leżący na stoliku.
- Co to ma być ?! No co, pytam się ?!
Ojciec przeraźliwie wrzeszczał. Jego twarz wyglądała tak, jakby zaraz miała oderwać się od całej konstrukcji ciała.
Tej nocy poezja Franka zginęła śmiercią tragiczną. Została brutalnie zdeptana, podarta i wciśnięta w ziemię, w doniczce, gdzie swój zwyczajny żywot prowadziła samotna paprotka.
-Nie będzie mi tu dzieciuch domu zaśmiecał! Spróbuj jeszcze raz, a ci nogi u kostek ukręcę!
- Tato zlituj się! Franek prosił go jak mógł, ale ojciec tylko warczał i darł kartki, znacząc każda swoja śliną.
Cała wartość życia chłopca, została zakopana w ziemi, wraz z kartkami papieru, na których wypisane były gelpenem kolejne wersety wierszy.
13 maja
Matka obudziła chłopca o szóstej trzydzieści. Pobudki były miłe, piękne, cudowne…Wszystko dlatego, że matka była dobrą kobietą, taką co to dla syna wszystko, a dla siebie nic. Czasem wystarczy tylko źle ulokować uczucia, a potem już nic nie idzie ja trzeba.
Franek zaczynał zajęcia drugą godziną lekcyjną. Usadowił się wygodnie pod klasą języka polskiego i rozmyślał nad wydarzeniem ubiegłej nocy. Niedługo potem obok niego zjawił się nieznajomy mężczyzna. Długa broda, ciemne oczy i dziwny wyraz twarzy budziły odrazę. Brodacz szperał w kieszeniach starego płaszcza, aby zaraz potem podarować Frankowi naderwaną miarę.
-Ktoś pan? Spytał podnosząc się z ubłoconego gumolitu.
-Ja?
-Nie, ja! Panie kimże jesteście?
Mężczyzna wziął głęboki, nienaturalny oddech, wyprostował zgarbione plecy i oznajmił grubym basem.
-Upadły, patologiczny poeta, ale mniejsza o to.
Płakałeś Franku, prawda?
Franciszek kilka godzin wcześniej wylał całe morze łez.
Jednak był pewien, że w oczach od urodzenia szklistych, nikt nie zauważy utraconego szczęścia.
- Jeśli nawet, to co?
Brodacz gapił się na chłopca jak sroka w gnat. Wyglądało to tak jakby chciał mu coś powiedzieć, lecz jakaś siła nie pozwalała mu wydusić z siebie ani słowa. Mógł to być tzw. „zjadacz słów”, lub inny twór ludzkiej wyobraźni. Mężczyzna poratował się cukierkiem, który uprzednio podniósł ze szkolnej podłogi. Magnez poruszył jego szare komórki i przypomniał sobie co właściwie miał mu powiedzieć.
-Jestem lirycznym prorokiem, odpowiednikiem upadłego Anioła.
Spotykamy się czasem w twoich wierszach, kiedy piszesz o złu tego świata.
- Pan jest psychi…
-Nie przerywaj mi zdania w pół zdaniu! Twarz mężczyzny przybrała barwy tęczy.
-Powiem ci tylko jedno, mądre zdanko chłopku małorolny.
Jeśli będziesz sztafirował się ze swoimi bazgrołami, to cały talent uleci nim zdążysz okiem mrugnąć. Ja na tym nie wyszedłem dobrze ,wiec tobie radze-zakop talent głęboko w ziemi, tak żeby nikt nigdy go nie odkrył. Dzięki temu pozostanie on zawsze w twoim posiadaniu.
Moje zdolności wywęszyli i teraz mam z tego wszystkiego figę z makiem.
- A ten centymetr to po co mi? Franek przyglądał się niesfornemu podarkowi.
- Miara ta mierzy długość i szerokość talentu.
- Skąd ja mam wiedzieć jak z niej zrobić pożytek?
To pytanie na zawsze pozostało pytaniem. Brodacz bowiem uciekł przez dziurkę od klucza drzwi ewakuacyjnych.
20 maja
Minął tydzień. Franek całe dnie spędzał w parku, gdyż tylko tam czuł się bezpiecznie. Wśród drzew i kwiatów życie nabierało barw. Chłopiec choć na krótką chwile mógł oderwać się od szarej rzeczywistości. Wydarzenie sprzed tygodnia zasiało w niej wszechogarniający lęk i niepokój.
Chłopiec nieustannie zastanawiał się czy upadły poeta nie był, aby snem na jawie? Jednak mimo niepewności Franek posłuchał Brodacza. Talent ukrył w najodleglejszych zakamarkach swojego umysłu.
Była godzina trzynasta. Franek pałaszował kluski z rosołem, aż mu się uszy trzęsły.
- Dryn, dryn! Kapeć nie słyszysz jak telefon daje, aż mi się atomy w cząsteczkach przewracają. No odbierz jak ojciec do ciebie mówi! Gówniarzu ty…
Franek zebrał się do kupy i poczłapał odebrać.
-Halo?! Warknął.
-Witam pana, chciałabym rozmawiać z Franciszkiem Bujdą.
-Przy telefonie.
-Nazywam się Elżbieta Kozakiewicz.
-Do rzeczy proszę, bezcenny czas nas goni.
-Czy to pan jest autorem wiersza „Wypociny”?
-Tak.
Franek nie miał pojęcia o co chodzi tej dziwnej kobiecie o dykcji lokomotywy.
Tymczasem kobieta podtrzymywała wzajemny dialog.
-Dzwonie, żeby poinformować pana o gali rozdania nagród w Warszawie.
-Jakie nagrody? Jaka Warszawa? O czym pani w ogóle mówi?
-O ogólnopolskim konkursie poetyckim jednego wiersza im. Andrzeja Bursy, w którym zajął pan pierwsze miejsce.
Pierwsze miejsce, pierwsze miejsce, pierwsze, pierwsze…
Te dwa słowa przewijały się w głowie Franka jak taśma magnetofonowa, której nie dało rady zatrzymać w żaden sposób.
W jednej chwili wszystko zawirowało, ziemia osunęła mu się spod nóg. Rodzice Franka jakby zniknęli nagle z powierzchni ziemi. Jak się później okazało matka poszła zrobić zakupy na obiad, a ojciec zasnął kamiennym snem.
Chłopiec leżał na zimnej podłodze dobrą godzinę. Może leżałby i dłużej gdyby nie zjawili się oni…
-Franiu, Franiu ! Chłopiec czuł jak jakieś wielkie, silne łapska walą go po twarzy. Jednak mimo bólu nie mógł powrócić do pełnej świadomości.
Potem był szpital, zimny, biały. Nad łóżkiem Franka pochylał się poeta, Andrzej Bursa, który zasilał szeregi dobrych Aniołów. Jego ubranie miało kolor szpitalnych ścian, a w dłoni trzymał tom poezji. Otworzył i czytał:
- Ja chciałbym być poetą
bo dobrze jest poecie
bo u poety nowy sweter
zamszowe buty piesek seter
i dobrze żyć na świecie…
-Tak ja chciałbym być poetą! Franek ożywiony pragnieniem kariery wierszokleki, otworzył zmęczone oczy.
Obok nie było Andrzeja, stała tylko matka i dwaj mężczyźni. To zapewne byli ci, którzy o mały włos nie urwali mu głowy próbując go ocucić.
- Synku przebudziłeś się, o jak dobrze!
Matka Franka nie była taka, jak inne matki, które tulą swoje dzieci każdego dnia. Atmosfera szpitala podziałała na sferę uczuciową kobiety. W sali było chłodno. On i ona, dziecko i matka w objęciu wyrażającym troskę i miłość. „Oby ta chwila nigdy nie ustała, oby trwała wiecznie! Może teraz będzie inaczej?”. Ich marzenia jakby zderzały się ze sobą, mimo że nigdy potem nie dowiedzieli się o czym w tej chwili wzajemnie myśleli.
Mężczyźni o gigantycznych dłoniach podali mu książkę.
-Twoje wiersze chłopcze. Uśmiechnął się ten ze srebrnymi koronkami na zębach.
-Jakie wiersze? Franek czekał na odpowiedź, która nie wydostała się z ust giganta z koronkami.
Drugi pogłaskał chłopca po czuprynie, śmiejąc się swoim zwyczajnym uśmiechem.
-To ja.
Matka gwałtownie wstała. Rąbek spódnicy niedbale opadł na kolana.
-Przepisałam twoje wiersze synu, zanim ojciec zrobił z nich nawóz do kwiatów. Panowie są ze stowarzyszenia LGRDA ( Liryczni Geniusze Rodzin Dotkniętych Alkoholizmem). Wysłałam twoje „Wypociny” na konkurs i wygrałeś synku. Panowie Zygmuś i Romek docenili twój talent i postanowili wydać twoje bazgrołki.
- Mamo! Oburzył się Franek.
-Dziękuję. Powiedział już łagodniej, wycierając rękawem spływającą po twarzy łzę.

Człowiek jest godny marzeń. Nie wolno rezygnować z dążenia do celu. Nie należy poddać swoich zdolności patronatowi upadłych Aniołów. Talent to łaska, której nie można ukryć głęboko w ziemi.
Uzdolnienia są po to, aby je rozwijać, aby przekazywać przez nie cząstkę samego siebie. Własne talenty można zmierzyć miarą braku skromności. Umiejętności bez pokory tracą swoja wartość i siłę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

„Osiedle zimnej kostuchy”

proponowałbym

„Osiedle kostuchy”

ona przeważnie obniża temperaturę

"Uchwalenie Konstytucji Trzeciego Maja było kolejnym, pozornym powodem popijawy osiedlowych tatusiów."

proponuję

Uchwalenie Konstytucji Trzeciego Maja było kolejnym powodem popijawy osiedlowych tatusiów.

wg mnie powód starczy

"-Nie przerywaj mi zdania w pół zdaniu!"

tak bym

-Nie przerywaj mi!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakoś dobrnąłem do końca, a łatwo nie było. Tekst w dużej mierze oparty o utarte schematy, które żeby się nie rozpisywać nazwę po prostu banałami.
Jeśli nie wierzysz, oto dowody:
- Wśród drzew i kwiatów życie nabierało barw.
-Kobieta ubrana na czarno z kosą w ręce bywała tam często, zbyt często. Zabierała zwykle ludzi, którzy „utopili się” w alkoholu.
- Jednak Franek był inny, nie chciał skończyć jak jego sąsiedzi
Itd. Itp.
Zostawmy już panią z kosą w spokoju – ileż to można. Nie lepiej wysilić trochę ( nie mówię, że jakoś zbyt mocno, tak tylko żeby coś drgnęło) szare komórki i wymyślić coś innego.

"Człowiek jest godny marzeń..." - no proszę Cię. Cały ten akapit prosi się o usunięcie.

Nie każdy ma talent i nie każdy musi go rozwijać. Czasem to sprawia innym ból. Auć.

Pozdrawiam ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...