Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

"Sobota"


Sephora Home

Rekomendowane odpowiedzi

Leżałam na kanapie w przestronnym salonie naszego gniazdka. Robiłam sobie kompres z lodu, bo głowa chciała mi pęknąć. Chwilę wcześniej wzięłam cudowną kąpiel z mnóstwem piany i olejkami, ale głowa nie przestała mnie boleć. Miałam na sobie jedynie szlafrok od Issey Mijake i stringi z koronki od Triumf.
Oliwia kręciła się między kuchnią a salonem. Ubrana była w dżinsy z rozszerzanymi nogawkami od Arcadiusa i T-shirt Levisa. Włosy spętała niedbale, a na twarzy miała maseczkę w odcieniu przypominającym gówno. Nie miała w ogóle kaca, dlatego dopisywał jej humor i nuciła pod nosem jakąś piosenkę z repertuary J&S.
-Bądź tak dobra i się zamknij. Łeb mi pęka.- bąknęłam zmieniając stronę woreczka z lodem.
-Nie trzeba było tyle pić. Odpadłaś jak pestka.- mówiła nie przestając nucić.
-Miałam kiepski dzień.
Postawiła na stoliku obok (wiklinowym ze szklanym blatem od Ikei) wysoką szklankę z zielonkawym, mętnym płynem, filiżankę mocnej kawy, kubek kefiru i szklankę z musującym Alca Selzerem. Odstawiła na bok tacę i czekała na moją reakcję. Tymczasem nie miałam nawet siły by się ruszyć.
-Popatrz jak o ciebie dbam.- powiedziała.
-Coś ty tu naznosiła?- burknęłam i próbowałam opanować beknięcie.
-Jak to co? Woda z ogórków kwaszonych, kawa, kefir i Alca Selzer. Jak to wszystko wypijesz kac zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.- ćwierkała.
-Wiesz dobrze, że jestem sceptykiem. W cudowne terapie nie wierzę. Przecież porzygam się, gdy wleję w siebie to wszystko, jeszcze zanim cokolwiek zacznie działać.
-Zaufaj mi. Wiesz, że zależy mi tylko na twoim zdrowiu. Poza tym przecież jesteśmy umówione na kolację.- rzuciła mimochodem wręczając mi wodę z ogórków.
Leniwie przyjęłam pozycję siedzącą. Kręciło mi się w głowie jak cholera. Niechętnie wzięłam szklankę od Oliwii, która uśmiechała się do mnie słodko.
-Wiedziałam, że gdzieś jest haczyk. Z kim się umówiłyśmy?- spytałam.
-Jak to z kim?!- obruszyła się.
-No... Z kim? Bo nie pamiętam.- wzruszyłam ramionami i wychyliłam szklankę zielonej cieczy.
-Oh, jesteś okropna!- tupnęła nogą i podała mi Alca Selzer.
Wypiłam. Nie miałam pojęcia, o co jej chodzi. Poczekałam aż mi się odbije i tym razem sama sięgnęłam po kefir. Piłam go z przerwami, bo coś zaczęło mi się przewracać w żołądku.
Oliwia padła na fotel z beżowej skóry, który wchodził w skład zestawu wypoczynkowego salonu.
-Jesteś pewna, że nie rozchoruję się po tym wszystkim?- spytałam nie bez obaw o moje zdrowie.
Łaskawie spojrzała na mnie.
-Ale masz głupią minę. Nic ci nie będzie. Przecież wszystko jest jadalne. Zostaw mi trochę kefiru.
Od razu oddałam jej plastikowy kubek, w którym było mniej niż połowa płynu.
-Dzięki. Na pewno już nie chcesz?
-Tak, na pewno.
Sięgnęłam po kawę. Miałam dziwne przeczucia, że gdy ją wypiję, będę zmuszona skorzystać z toalety. Z ust wymknęło mi się przeciągłe beknięcie. Skrzywiłam się z niesmaku.
-Sorki.- bąknęłam podnosząc sobie pod nos filiżankę kawy.
-Nie ma sprawy. Na zdrowie.- rzekła Oliwia patrząc na mnie wzrokiem pełnym obrzydzenia.
Miałam wszystko i wszystkich w dupie! Chciałam się tylko lepiej poczuć. Oliwia robiła miny oburzonej księżniczki.
Wypiłam kawę jednym haustem i opadłam bez siły na oparcie kanapy. W żołądku zaczęło mi się niebezpiecznie kotłować. Sięgnęłam po papierosa i odpaliłam go. Wzięłam raptem trzy machy i pędem ruszyłam w stronę łazienki. Wydawało mi się przez moment, że umieram... Siedziałam na sedesie z plastikową miską na kolanach i mamrotałam, że już nigdy więcej nie doprowadzę się do podobnego stanu.
-Żyjesz?!- krzyczała Oliwia zza drzwi.
-Ledwo...- odpowiedziałam słabym głosem.
-Zaparzę ci mocnej mięty.- zaproponowała.
-YHM...- zgodziłam się.
Po długim kwadransie wypełzłam z łazienki. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, oparłam się ręką o ścianę i oznajmiłam:
-Teraz jest to strefa skażenia. Lepiej nie wchodzić.
Oliwia zaczęła się śmiać.
-A otworzyłaś chociaż okno?- spytała.
-No pewnie.
Poczułam kolejny skurcz jelit, który unieruchomił mnie na sekundę. Chwiejnym krokiem podeszłam do kuchennego blatu, na którym stała moja mięta. O dziwo czułam się naprawdę dobrze, no, gdyby nie ta biegunka. Oliwia znalazła mi tabletkę Stoperanu, popiłam ją ziółkami i z błogością rozsiadłam się na taborecie.
-No więc z kim idziemy na obiad?- podjęłam.
-Z Danielem i Pawłem.- odpowiedziała nie przestając polerować zlewu z inoksu.
-Aaaa... Zbyt dawno ich nie widziałam więc pewnie dlatego o nich nie pomyślałam. Na którą ten obiad?
-Na szesnastą.
-Co?! Czemu tak wcześnie? Nie zdążę dojść do siebie.
-Damy radę. Przecież już się lepiej czujesz.
-No...tak, ale... Gdzie jemy?- zmieniłam tok myślenia, bo zapomniałam co chciałam powiedzieć wcześniej.
-W Sfinksie.
-Znowu tam? Nudy.
-Wiem, ale nie chcieli słuchać, gdy próbowałam im zasugerować inny lokal. Dopij ziółka i zacznij się przygotowywać.
Pewnie miała na myśli kolejną kąpiel, a że nie miałam ochoty wylegiwać się w wannie, wzięłam szybki prysznic.
Moja szafa wypchana była stertą markowych ciuchów. Wszystko zachowane miałam w najlepszym porządku. Uwielbiam piękne rzeczy, ale dopiero odkąd przyjaźnię się z Oliwią, mogę sobie na nie pozwolić. Tym razem założyłam krótką, błękitną sukienkę z cienkiej wełny od Chanel, samonośne pończochy z wzorkiem od Calvina Kleina i czarne kozaczki z lakierowanej skóry z ostrymi czubkami i na wysokiej szpilce od Gucci’ego. Zrobiłam sobie porządny makijaż i związałam włosy.
Oliwia ma na sobie seksowną, pół-długą sukienkę z jakiejś żorżety od Chloe w kolorze miodowym. Na stopach- wspaniałe szpilki od Versace. Włosy spięła grawerowaną klamrą z kości słoniowej. Wygląda bardzo dobrze, a i sobie nie mam nic do zarzucenia.
W przedpokoju włożyłyśmy na siebie: Oliwia- beżowy, kaszmirowy, prosty płaszczyk do kolan od Armaniego, a ja kurtkę podszytą srebrnym lisem od Fendi. Obie miałyśmy założone okulary z delikatnie koloryzowanymi szkłami od Diora.
-Ładnie wyglądasz.- stwierdziła Oliwia.
-Dzięki i vice versa. Gotowa?
-Tak, a ty?
-Yhm.
-Taksówka już czeka na dole.
-Oj nie...- jęknęłam.
Oliwia zamykała drzwi.
-O co chodzi?- zdziwiła się chowając klucze do torby.
-No, bo gdyby po nas przyjechali, miałabym chociaż złudną nadzieję, że ktoś pozostanie trzeźwy. Otwórz jeszcze na moment.
-Po co? Schowałam już klucze.
-To wyjmij je i idź do taksówki. Ja zaraz przyjdę.
-Ale co ty planujesz?- spytała przeszywając mnie podejrzliwym wzrokiem.
-Powiem ci po drodze. No daj te klucze.- nalegałam.
Rozległo się trąbienie i Oliwia poszła zatrzymać taksówkę. Ja tymczasem pobiegłam do kuchni, wyjęłam z szafki kieliszek 50ml. I nalałam do niego octu. Ktoś mi kiedyś powiedział, że po tym zabiegu nie upiję się.
-Mam tylko nadzieję, że mi nie zaszkodzi.- zrobiłam niepewną minę, ale wychyliłam kieliszek i zaraz wpakowałam do ust garść mentosów.- Brr...- wzdrygnęłam się i wybiegłam z mieszkania.
Wpadłam do taksówki jak strzała.
Dochodziła szesnasta. Powoli zapadał zmrok. Była końcówka listopada i pogoda pozostawiała wiele do życzenia. Miałam serdecznie dosyć ciągłego zimna, opadów śniegu z deszczem i lodowatego, przeszywającego do szpiku kości wiatru. Nienawidziłam tej pory roku. Ponura aura nastrajała mnie przygnębiająco. Najchętniej całe dnie spędzałabym w domu i nigdzie nie ruszała się. Nawet Oliwii ostatnio nie dopisywał humor. Jebana pogoda pod psem! Jebana zima! Jebany śnieg i deszcz! Jebany wiatr! Jebane zimno!!!
-Po coś się wracała do domu?- spytała bez zainteresowania.
Nie odwracała twarzy od krajobrazu za oknem. Ja zresztą też miałam wzrok wlepiony w szybę.
-Potrzebowałam się zabezpieczyć na wypadek, gdybym coś piła.- bąknęłam obojętnie.
-Aha...- mruknęła bez zapału.
Sięgnęłam do mojej torebki (tym razem Barakuda za 450zł.) po lusterko, żeby upewnić się, czy z moim makijażem jest wszystko w porządku.
Daniel i Paweł czekali już w restauracji. Zanim przeszliśmy do stolika oddaliśmy okrycia do szatni.
-Piękne jak zawsze.- uśmiechnął się Daniel.
-W rzeczy samej.- zgodził się Paweł.
Oliwia coś odpowiedziała, ale nie dosłyszałam.
Zajęliśmy miejsca przy stoliku. Zdziwiłam się, że jest aż tak dużo ludzi. Praktycznie nie było pustych krzeseł. Rozejrzałam się trochę po twarzach, po strojach, po wystroju wnętrza. Przejadły już mi się te egipskie klimaty. Widok hieroglifów i papirusu odbierał mi apetyt. Brakowało tylko tego, żeby kelnerzy poprzebierali się za mumie.
Paweł i Daniel byli naszymi pseudo-facetami. Ja byłam panienką Pawła, a Oliwia Daniela. Widywałyśmy się z nimi dwa, trzy razy w tygodniu, spędzaliśmy razem trochę czasu, szliśmy ze sobą do łóżka i na tym koniec. Poza tym każde z nas miało własne życie i granicę prywatności, której nikt nie przekraczał. Było mi wszystko jedno co dzieje się z Pawłem, bo nawet mi na nim nie zależało. Starałam się nie traktować go jak powietrza, ale przychodziło mi to niewymownie ciężko.
Obaj prowadzili firmę zajmującą się logistyką i mieli okrąglutkie pensje. Można było z nimi porozmawiać na każdy temat, mieli swoje ambicje, do których starali się dążyć. Mogli godzinami opowiadać o jakimś nowo obejrzanym filmie lub prototypie jakiegoś auta i byli uprzejmi do obrzydzenia.
Jak dla mnie i dla Oliwii najważniejsze było, że posiadali własne mieszkania, dobre samochody, byli zadbani i wiedzieli jak zadowolić kobietę. Obie miałyśmy chwilami podobny problem, bo musiałyśmy całą siłą woli opanować nasze krwawe żądze. Gdy kochałyśmy się z nimi zajmowałyśmy myśli czymś banalnym, aby naraz nie rzucić się na nich i nie zrobić im krzywdy. Ja myślałam wtedy o zajęciach w siłowni, o tym co tego dnia zjadłam i wypiłam, o nowej kolekcji Diora itp. Słowem, bardzo zajmujące dla kobiety sprawy.
Już od dłuższej chwili miałam wzrok wbity w kartę dań, a kelner z ołówkiem i notesem w ręku czekał na moje zamówienie. W żołądku ciągle mi się kotłowało, a od octu piekło mnie w przełyku i jelitach, które kurczyły się pulsująco. Miałam wciągnięty brzuch, by zagłuszyć denerwujące burczenie i bulgotanie.
-Skarbie, na co masz ochotę?- zwrócił się do mnie Paweł nachylając się nad stolikiem.
-Na to, żeby ci przyjebać.- burknęłam pod nosem, ale niedosłyszalnie dla niego.
-Co powiedziałaś? Nie zrozumiałem.
-Nic takiego, kochanie.- odparłam przesłodzonym głosikiem, co sprawiło, że Oliwia skrzywiła się z niesmakiem.- Poproszę sałatkę z sałaty, pomidorów i białego mięsa, ziemniaki w śmietanie i kieliszek czerwonego wina.- podyktowałam kelnerowi.
-Jakie wino?- spytał.
-Drogie. Wytrawne... Albo nie! Lepiej półsłodkie.- nie mogłam się zdecydować.
Kelner już miał odchodzić, gdy zawołałam za nim:
-Jednak poproszę wytrawne.
-To już pani ostateczna decyzja?
-Tak. Dziękuję.- powiedziałam sucho.
Dopiero teraz spostrzegłam kieliszki z aperitifem na stoliku. Spróbowałam: jakiś sikacz o rozwodnionym smaku. Ble!
-Kto to zamawiał?- spytałam groźnie.
-Ja.- odparła obojętnie Oliwia.- Myślałam, że będzie lepsze.
-Ohyda.
-Wiem, wiem. Będę miała nauczkę na przyszłość.
-Ja myślę.- powiedziałam złośliwie.
Oliwia na pół poważnie wywalił na mnie język. Jej spojrzenie pełne było wesołych ogników i gdy tylko znalazła sposobność robiła jakieś miny na Daniela, a w momencie, gdy na nią patrzył stawała się słodka jak cukierek. Ta beznadziejna sytuacja rozbawiła mnie i dzięki temu poprawił się mój ponury nastrój.
Popatrzyłam krytycznie na Pawła, ale ku mojemu rozczarowaniu nie mogłam mu niczego zarzucić. Miał na sobie beżowy, sztruksowy garnitur od Karla Lagerfelda i czarną, atłasową koszulę od Vistuli, w której dwa guziki od góry były nie zapięte. Włosy miał ciemne i króciutkie. Zarost wokół ust był idealnie zadbany. Cerę miał czystą i gładką, spojrzenie wyraziste. Wokół niego unosił się zapach jakichś perfum od Dolche&Gabbana, który bardzo mi się spodobał.
Daniel także wyglądał bez zarzutu: jasne spodnie na kant i granatowa, lniana koszula z długim rękawem rozpięta od góry i wpuszczona w spodnie. Do tego jasna kurteczka. Całość od Iceberg. Jasna włosy miał delikatnie nażelowane. Błękitne spojrzenie zdradzało usposobienie epikurejczyka. Kiedyś nosił kolczyk w nosie, ale usunął go , odkąd zaczął pracować.
Zamówiony obiad jadłam bez apetytu. Wmuszałam w siebie kolejne kęsy i za każdym razem wyobrażałam sobie, jak pogryzione kawałki przesuwają się w przełyku i trafiają do żołądka. Dzisiaj wymęczyłam mój brzuch jak nigdy dotąd. Za poranne sensacje mogłam obwiniać wyłącznie siebie i moje picie na umór.
Oliwia jadła drobnymi kęsami. Przeżuwała z miną, jakby miała w ustach najgorsze świństwo pod słońcem. Spoglądała na mnie i przewracała oczami robiąc gest w kierunku Daniela. Rozbolały mnie policzki od powstrzymywania śmiechu. Chyba próbowała mi dać do zrozumienia, że Daniel znowu pachnie tymi perfumami, których ona nie znosi.
Zamówiliśmy desery.
-Co chcesz dzisiaj robić, kochanie?
Pytanie Pawła rozbudziło moją wyobraźnię. Oparłam podbródek na złożonych dłoniach, wydęłam usta, a intrygujące spojrzenie wbiłam w mężczyznę siedzącego kilka stolików dalej. Wyglądał na apetyczny kąsek, ale był do granic możliwości wpatrzony w babę, z którą siedział. Gdybym miała pod ręką pistolet, z zimną krwią wypaliłabym mu prosto w łeb za ignorowanie MNIE.
-Hmmm... Chcę... napić się w jakimś klubie z głośną muzyką pierwszorzędnej tequli z lodem, wziąć działkę amfy, tańczyć dopóki strużki potu nie zaczną mi spływać po plecach, koncentrować na sobie spojrzenia napalonych facetów, przelizać się z jakąś panną w kabinie damskiej toalety... A na zakończenie rozszarpać jakiemuś fiutowi tętnicę i upić się jego krwią, w której będę cała skąpana...
-... spijać każdą kroplę krwi z jego rozciętych żył.- włączyła się Oliwia.- Uprawiać seks na jego oczach osnutych przedśmiertną mgiełką. Rozkoszować się strachem, przerażeniem i bólem, które przesiąkają powietrze na wskroś....
Jej spojrzenie było wygłodniałe. Co chwila oblizywała usta, zupełnie jakby opisywała nieziemsko dobry deser z trzema rodzajami polewy: czekoladową, toffi i waniliową. Mogłam się założyć, że wizja, o której mówi dokładnie rysuję się przed jej oczami. Nic ani nikt nie mógł jej teraz przeszkodzić. Przyglądałam się jej w wzrastającym podnieceniu. Miałam ochotę odsunąć stół i rzucić się na nią. Widziałam już tylko jej pąsowe, rozkoszne usta, które otwierały się i zamykały. Obliznęłam się nieznacznie i...
-Ha, ha, ha!!!- usłyszałam czyjś śmiech, wręcz chichot i ocknęłam się.
Ogłupiałym wzrokiem spojrzałam na chłopaków, którzy skręcali się na krzesłach. Daniel schował twarz w dłoniach i trząsł się chorobliwie. Paweł ręką zakrywał sobie usta i mrużył załzawione oczy. Poczułam jak moje dłonie w jednej sekundzie stały się mokre. Szybko sięgnęłam po serwetkę, a następnie nerwowo wychyliłam kieliszek wina. (Ten kelner myślał, że będzie zabawnie, jeżeli zamiast wytrawnego poda mi jednak półsłodkie, ale już ja szykowałam dla niego odpowiednie podziękowanie.)
-Uwielbiam wasze specyficzne poczucie humoru.- rżał Paweł.- Jesteście naprawdę cudowne.
-Cha, cha, cha, cha...- przedrzeźniała go złośliwie Oliwia, ale nawet nie zwrócił na nią uwagi.
Miałam ochotę wydłubać mu oczy łyżeczką od lodów.
-Gdyby oni wiedzieli...- westchnęłam ciężko.
Minęła nużąca chwila zanim się uspokoili na dobre. Patrzyłyśmy na nich z politowaniem, a nasze spojrzenia wyrażałoby zdanie:
-Pierdolić niedorobionych imbecyli.
Daniel poprosił o rachunek.
Nasz „drogi” kelnerzyna przyszedł z karteczką na srebrnej tacce. Mieliśmy do zapłacenia trochę ponad trzysta złotych, przy czym samo moje wino kosztowało 50zł.
-A co to za wino?- spytałam.
-Kochanie, przecież ty je zamawiałaś.- powiedział miękko Paweł.
-Oh, ale tu jest napisane półsłodkie, a ja zamawiałam wytrawne, prawda?- mój głos był coraz niższy, chłodniejszy, syczący.
Przeszywałam nienawistnym wzrokiem kelnera, który przestał się już głupkowato uśmiechać.
-Tak. Sara zamawiała wytrawne.- poparła mnie Oliwia.- Jeszcze specjalnie zatrzymywała pana, żeby zmienić zamówienie.
-A co to za różnica?- bąknął Daniel wyjmując całą sumę.
-Jest różnica i to duża!- warknęłam wściekle, aż Daniel z powrotem schował banknoty do portfela.- Chłopak nie potraktował mnie poważnie, a tego nie lubię. Nie rozumiem po co taka niekompetentna osoba tu pracuje. Nie pozwolę się lekceważyć.
Chłopak przełknął ciężko ślinę.
-Skarbie, nie ma powodu, żeby się tak bulwersować. Najnormalniej zaistniała pomyłka...- próbował mnie udobruchać Paweł.
-Stul pysk.- rzuciłam mu prosto w twarz ze słodkim uśmieszkiem.
-Zatem jak załatwimy ten kłopot?- zwróciła się do kelnera Oliwia, przewiercając go na wylot spojrzeniem.
-To ja...- zająknął się chłopak.
-Doskonale!- zakrzyknęłam.- To doskonały pomysł, że sam pan zapłaci za to wino.
Mówiłam na tyle głośno, żeby usłyszeli mnie prawie wszyscy obecni.
-Wybaczam panu tą pomyłkę.- egzaltowałam się.- I ciesz się, że nie kazałam ci zapłacić całego rachunku, dziobku.- dodałam ciszej głosem przepojonym fałszywą słodyczą.
Dochodziła dwudziesta.
Z restauracji przenieśliśmy się do mojego i Oliwii ulubionego klubu, gdzie grano rewelacyjny hause oraz drum’n’bass. Pub nosił nazwę Nokturia i usytuowany był w podziemiach kolosalnego magazynu. Stroboskopy robiły właściwy nastrój. W lampach ultrafioletowych spod sukienki przebijała moja jasna bielizna.
Czułam się tutaj jak w raju. Po ścianach płynęła woda, która pod wpływem światła przybierała bajeczne barwy, a następnie rozpływała się kanałami po całym pubie. W lożach podlegających rezerwacjom podłoga była wykonana ze szkła, pod którym kotłował się rwący, wielobarwny potok. Wielokondygnacyjna struktura lokalu czyniła go na swój sposób odrębnym i wspaniałym.
Uśmiechałam się promiennie sycąc oczy tym widokiem. Zajęliśmy jedną z „magicznych lóż” (dobrze, że Paweł wcześniej pomyślał o rezerwacji). Na razie nie było jeszcze zbyt wielu ludzi, ale i tak było ekstra. Oliwia siedziała obok mnie i także wyglądała na zadowoloną.
-Pójdę po napoje.- oznajmił Paweł.- Co chcecie?
-Ja już kochanie mówiłam na co mam ochotę.- wrzasnęłam mu do ucha, a następnie wpakowałam do środka język.
Paweł drgnął jakby coś go ugryzło i nagle przyssał się do moich ust pakując mi język do samego gardła. Odsunęłam go od siebie gwałtownie, ale starałam się, żeby nie wyglądało to szorstko.
-Później.- rzuciłam chłodno w odpowiedzi na jego pytające spojrzenie.
Daniel przypatrywał się mi dziwnie przenikliwie. Poczułam, że dreszcz przebiegł mi po plecach. Coś mnie zaniepokoiło.
-Ja poproszę Velvet Hammer.- odezwała się Oliwia.
-Pójdę z tobą,- zwrócił się do Pawła Daniel- bo sam nie dasz rady tego wszystkiego przynieść.
-A my skorzystamy z toalety, póki nie ma ludzi.- oznajmiłam.
Wyrwałam się ze stolika jak oparzona. Oliwia chwyciła mnie silnie za ramię i przyciągnęła do siebie. Dopiero teraz zostałyśmy same i mogłyśmy spokojnie porozmawiać.
-Daniel znowu śmierdzi tym gównem.- powiedziała z żałością.
-Wiem, czuję. Za to Paweł pachnie dzisiaj wyjątkowo przyjemnie.- odparłam bez egzaltacji.
-Wiem...- zaczęła Oliwia.
-... czuję.- ryknęłyśmy razem i zaczęłyśmy się śmiać.
Zaszyłyśmy się w jednej kabinie. Błyskawicznie rozsypałam dwie działki na kryształowym lusterku od Diora. Oliwia w tym czasie zwinęła w rulonik nowiutki banknot stuzłotowy. Łapczywie wciągnęłam swoją kreskę. Oliwia zrobiła to samo. Przez moment pociągałyśmy nerwowo nosami, żeby dobrze zaaplikować amfę. Następnie wypadłyśmy z kabiny jak szalone i zaczęłyśmy pić wodę z kranu, aby uporać się ze straszną goryczą w gardle.
-Wow.- jęknęła Oliwia.- Bomba.
-Jak myślisz, skapną się, że coś wciągałyśmy?- spytałam bez emocji.
-Wali mnie to.- odrzuciła głowę do tyłu i wciągnęła powietrze nosem.- Daniel kurewsko zwolnił tempo. Robi się nudny jak oliwa z oliwek.
-Rzucisz go?- wzięłam łyk mojej Nałęczowianki i podałam prawie pustą butelkę Oliwii.
-Weź ode mnie to gówno. Ta woda śmierdzi.
-Jak nie to nie. Mnie smakuje.
-Twoja wola...- zawiesiła głos.- Przywykłam do niego. Na razie jeszcze się z nim pobujam. Dobrze mi z nim w łóżku. A Paweł jaki jest?
-Hmmm... Początkowo niewinny, a w miarę wzrastania podniecenia zamienia się w bestię. Ale to zawsze on jest podrapany i ponadgryzany. Nic specjalnego.- wzruszyłam ramionami.
Moje usta nieznacznie ucierpiały po pocałunku Pawła, dlatego musiałam ponownie nałożyć na nie błyszczyk. Popatrzyłam w lustro: moja źrenice były już rozszerzone do rozmiarów właściwych po amfetaminie. Szybko nałożyłam na powieki ciemnoszary cień i obrysowałam oczy czarną konturówką (tym razem wszystko marki Lancome), aby moje źrenice nie zwracały na siebie zbyt wielkiej uwagi. Oliwii poradziłam to samo.
-Nie chce mi się. Wracajmy do stolika.- oznajmiła.
Szłam za nią jak cień, a energia rozpierała mnie od środka. Przy naszym stoliku stały jakieś dwa długie i chude chujociągi i śmiały się kokieteryjnie wyginając się przy Pawle i Danielu. Zrównałam się z Oliwią, która szła pewnym, sztywnym krokiem.
-Cha, cha, cha...- zaczęła się śmiać przedrzeźniająco.- Słyszałaś Sara? Cha, cha, cha...
Lalunie spojrzały na nią nie rozumiejąc o co chodzi. (Paweł miał niesamowicie głupią minę.)
-Coś się nie podoba?- spytała niewinnie Oliwia kładąc jedną rękę na biodrze.
-Tak. Ty mi się nie podobasz.- odpowiedziała zaczepnie czarnowłosa lalunia.
-O! A to nowość: laskojad potrafi mówić?- ciągnęła Oliwia tonem, jakby usłyszała gdakającą żyrafę.
Wyobraziłam to sobie i parsknęłam krótkim chichotem. Niestety, nikomu poza mną do śmiechu nie było.
-A ty czego rżysz, idiotko?- syknęła do mnie druga panna.
Obejrzałam się za siebie, aby upewnić się, czy mówi do mnie.
-Tak. Do ciebie mówię, suko.- pospieszyła z zapewnieniami.
Swędziła mnie ręka. Nagle zobaczyłam tą lalunię z wyprutymi bebechami, jak nie może zdechnąć i zrobiło mi się szkoda, że tutaj nie mogę jej nic zrobić. No, prawie nic. Ręka mnie świerzbiła więc wymierzyłam jej jedyny cios w szczękę. Upadała prosto na Pawła, ale on odsunął się więc wylądowała jak długa na szklanej podłodze. Oliwia zaś rąbnęła tamtej zewnętrzną stroną dłoni. Aż się boję pomyśleć jak to zabolało.
Nie trzeba być jasnowidzem, żeby się domyślić, co było później. Siksy nasłały na nas ochronę i zostaliśmy wyproszeni. Obiecałam sobie, że gdy następnym razem spotkam te suki, to nie potraktuję ich tak lightowo. To pewnie przez mój wibrujący żołądek i jelita nie sponiewierałam bardziej tego chujociąga, ani nie użerałam się z ochroną, aby pozwolili nam zostać. Ale za żadne skarby nie chciałam wracać do domu. Była dopiero 22.!Najlepsza zabawa dopiero się zaczyna, a ja chciałam się bawić!
-Byłaś cudowna.- zachwycał się Paweł.- Jestem pod wrażeniem.
-Phi, przez tą sceną wywalili nas z klubu.- prychnęłam.
Daniel dzwonił po taksówkę.
-A ty, głupi fiucie, musiałeś gruchać z tą laską? Gdyby nie wy, siedzielibyśmy dalej w naszej loży!- wykrzyczała Oliwia w momencie, gdy Daniel rozłączył się.
-Ej, spokojnie. To one nas zagadnęły. My tylko staraliśmy się być uprzejmi.- tłumaczył się.
-Ty Pawełku taż powinieneś oberwać.- powiedziałam groźnie i zwróciłam się do Oliwii.- Te, a widziałaś jak Paweł zgrabnie odsunął się, gdy tamten laskojad przewracał się na niego? Zrobił unik jak dystyngowana damulka.
Ściągnęłam usta w ciup, machnęłam pedalsko dłońmi i powiedziałam wysokim głosem:
-Uważaj na kogo lecisz, mała. Jeszcze mogłabyś mnie ubrudzić swoim plugawym szkieletem. Ha! Ha! Ha!- zaczęłam wyć.
Oliwia i Daniel podobnie jak ja zwijali się ze śmiechu. Tylko Paweł zaciął wściekle usta i patrzył na mnie ze złością.
-Mam tego dosyć. Wracam do domu.- oznajmił, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł.
-A pewnie, uciekaj!- krzyczałam za nim.- Spierdalaj, gdzie pieprz rośnie, panie obrażalski.
Daniel także spoważniał.
-No nie. Teraz ten będzie fochy urządzał.- przewróciłam oczami.
-Nie mam zamiaru. Chciałem tylko zapytać Oliwię, czy jedziemy dziś do mnie?- odpowiedział z przygłupim uśmiechem.
-Jasne!- rzuciła zbyt szybko.
-No to chuj...- powiedziałam do siebie wbijając wzrok w zachmurzone niebo.- To ja spadam do jakiegoś klubu. Nie mam zamiaru wracać teraz do domu: za wczesna pora.
Oliwia już otwierała usta, aby zmienić swoje plany na wieczór związane z Danielem, ale nie dopuściłam jej do słowa:
-W porzo, Olif, wy macie swoje sprawy, a ja dam sobie radę sama. Tylko tak się zastanawiam, gdzie chciałabym się zabawić? Oliwia, gdzie dawno nie byłyśmy, a jest fajnie?
-No nie wiem.- zamyśliła się.-Może Midnight albo Moonlight?
-Mam! Skoczę do Darkwater!- wydedukowałam.- Podrzucicie mnie do domu? Przebrałabym się szybciutko i wzięła kluczyki od mojego auta.
-Nie weźmiesz taksówki?
-Nie znoszę taksiarzy.
Oliwia i Daniel pojechali w swoją stronę, a ja w wielkim podnieceniu ściągałam z siebie ciuchy i rozrzucałam części mojej garderoby po całym mieszkaniu. Zależało mi na tym, żeby wyglądać szalenie elegancko więc włożyłam biały, satynowy top z ogromnym dekoltem na plecach¬ ( pod który nie mogłam założyć stanika) u dołu opatrzony ładnym wzorem koronki, srebrne biodrówki na krój szwedów z atłasu. Całość od Blumarinne. Do spodni założyłam jeszcze połyskujący łańcuszek. Zostałam w swoich szpilkach i kurteczce. Nie zmieniałam nawet makijażu. Jedynie przeczesałam włosy szczotką i zostawiłam je rozpuszczone. Znalazłam kluczyki od mojego nowego Renault Megane Kabriolet i wybiegłam z domu.
Byłam szalenie podekscytowana. Po drodze zatrzymałam się przy bankomacie, aby wziąć z niego trzysta złotych, gdyż w portfelu zaczynało mi brakować gotówki.
Zaparkowałam nieopodal klubu. Przed wejściem ludzie tłoczyli się jak mrówki. Odrzuciłam włosy do tyłu i zbliżyłam się do kolejki. Nagle ktoś stojący przy bramkarzu zaczął do mnie wołać.
-Pati! Pati! No chodź.
I machał na mnie ręką. Obejrzałam się, czy na pewno o mnie chodzi.
-Tak, ty! No chodźże wreszcie.
Więc poszłam. Pierwszy raz na oczy widziałam tego gościa, ale przynajmniej nie zapłaciłam za wstęp i nie marzłam stojąc w kolejce. Przeszłam obok niego i nie miałam najmniejszego zamiaru wdawać się z nim w pogaduszki.
-Hej, poczekaj!- zawołał za mną.
Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę.
-O co chodzi?- spytałam sennie.
Przypatrywał mi się już od pewnej chwili. Kątem oka widziałam jak jakaś dziewczyna stojącą w kolejce gorączkowo macha w naszą stronę. Aż się zdziwiłam, bo była naprawdę podobna do MNIE. Obrzuciłam ją krytycznym wzrokiem: miała na sobie tandetne ciuchy z drugogatunkowych materiałów (zapewne zakupy dokonane na miejskim bazarze).
-Ty nie jesteś Patrycją.- oświeciło nagle chłopaka.
-Pewnie, że nie jestem.- wzruszyłam ramionami.- Ale tam w kolejce...- wskazałam głową.- To jest chyba twoja Pati.
Chłopak spojrzał w tamtą stronę. Zaczerwienił się gwałtownie i sięgnął do kieszeni. Patrzyłam na niego chłodno i czekałam, czy coś jeszcze powie.
-Tak, to musi być ona; nowa dziewczyna mojego kumpla, który śpi przy stoliku. Prosił, żebym po nią wyszedł. Jesteś do niej bardzo podobna.
-Chyba to ona jest podobna do mnie.- poprawiłam go szorstko.- Postałabym sobie z tobą, ale spieszy mi się. Na razie.- rzuciłam bez wyrazu i chciałam go wyminąć.
-Ale... Sorki, zapłaciłem za ciebie myśląc, że jesteś nią... Mogłabyś mi zwrócić kasę?
Ogarnął mnie pusty śmiech. Chłopak patrzył na mnie zdziwiony i nie wiedział o co chodzi.
-Ha, ha, ha... Jeju, ale jesteś śmieszny...- chichotałam.- Wiesz, zrobię ukłon w twoją stronę i oddam ci forsę.
Sięgnęłam wielkodusznie po portfel.
-Ile za ten wstęp?- spytałam.
-Eee...- zająknął się.- Dwadzieścia złotych.
Zajrzałam do kieszeni, w której trzymałam banknoty.
-Oj...- jęknęłam z udanym żalem.- Niestety, nie mam drobnych. Przykro mi. Oddam innym razem. Pa!
Zrobiłam minę słodkiej idiotki i odeszłam nie słuchając, czy mówił coś więcej. Być może nie miał pieniędzy by zapłacić za ową Patrycję, ale co mnie to obchodzi? Gdyby to ode mnie zależało, pocięłabym jej buźkę tłuczonym szkłem chćby za to, że jest do mnie podobna, a ubiera się tak dennie. Nie chciałam jej w tym klubie.
Zostawiłam kurtkę w szatni i wzięłam na nią numer. Poszłam dalej do klubu. Niechętnie rozglądałam się po twarzach. Przy barze wypiłam 50-tkę i wzięłam sobie „God’s Child”: Amaretto, śmietanka, cukier puder i wódka podawane w kieliszku koktajlowym. Muszę przyznać, że jak dotąd ocet sprawdzał się idealnie. Tego wieczora wypiłam już dość sporo i absolutnie nie czułam działania alkoholu. Stwierdziłam, że będę robić tak częściej.
Postanowiłam znaleźć sobie jakieś miejsce siedzące. Mijając jakieś lustro zerknęłam, by upewnić się, czy mój wygląd jest nadal idealny. Zwracałam na siebie uwagę. Męskie spojrzenia wodziły za mną gdziekolwiek się nie pojawiłam. Uśmiechałam się złośliwie pod nosem i myślałam sobie, że najchętniej bym kogoś zasztyletowała.
Znalazłam jakiś prawie wolny stolik. Prawie, bo siedziała tu jakaś panienka: Niezbyt urodziwy chujociąg z wymalowaną mordą. Nie pytając jej o pozwolenie usiadłam naprzeciwko niej. Spojrzała na mnie przelotnie, po czym odwróciła gębę w drugą stronę i przeżuła gumę. Była paskudna! Gdy widzę takich ludzi zaczynam się zastanawiać, że aborcja powinna być jednak dozwolona, choć ogólnie brzydzę się czymś podobnym. Brzydzę się, nienawidzę i nie chcę pamiętać. Niech no dostanę w swoje ręce jebanego doktorka, który zniszczył we mnie ostatnie ludzkie odczucia. Już dawno poprzysięgłam na nim zemstę, ale gabinet, w którym wtedy przyjmował został zamknięty. (A propos aborcji: gdy miałam dziewiętnaście lat zostałam zgwałcona przez ochroniarza z akademika. Było to jeszcze zanim poznałam Oliwię. Owocem tego rozboju była moja ciąża i ogólna niechęć do facetów. Nie chciałam dziecka z tym obleśnym skurwielem. Nie udało mi się zebrać pełnej sumy na zabieg, dlatego lekarz, którego znalazłam niezbyt się postarał i spierdolił coś podczas skrobanki.)
Wzięło mnie na wspomnienia... Oj, niedobrze. Musiałam pójść po kolejnego drinka. Opuścił mnie imprezowy nastrój. Zanim złożyłam zamówienie, przeszukałam starannie moją torebkę, ale nie znalazłam w niej nic co by mnie interesowało.
-Late Mistral i Vodka Collins.- rzuciłam barmanowi.
Nerwowo zaczęłam dudnić palcami o blat baru. Nie mogłam skupić wzroku na jednym punkcie. Błyskawicznie wychyliłam Spóźnionego Kochanka, a że zwolnił się taboret, usiadłam sącząc powoli kolejnego drinka. Musiałam jeszcze kupić papierosy. Nie mieli nic poza L&Mami, które ostatnio strasznie się spieprzyły.
Bez Oliwii było strasznie nudno. Że też zachciało mi się samej przyłazić na dyskotekę. Ale gdybym się tutaj nie zjawiła, pewnie umierałabym w domu nudząc się jak mops. A tak, siedziałam sobie przy barze, piłam drinki i czułam się zupełnie trzeźwa, co zaczęło mnie już wkurwiać!
-Hej Sara!- ryknął jakiś debil i zaczął iść w moją stronę z drugiego końca baru.
Podniosłam spojrzenie na... No pięknie. Jeszcze tego tu brakowało.
-O, Szymon...- zaćwierkałam, a jednocześnie zaczęłam kombinować jak i którędy uciekać.
Bałam się tego chłopaka. Znaliśmy się z uczelni. Studiował chyba oceanologię i był na ostatnim roku. Jego widok napełnił mnie strachem, bo wyłącznie przy nim czułam się bezsilna i głupia jak but. Nie wiem skąd to się we mnie wzięło. Szymon mnie onieśmielał i dlatego go nienawidziłam i chciałam uciekać. Z drugiej strony marzyłam by znaleźć się w jego silnych ramionach i mieć orgazm za orgazmem. Ale to było głupie.
-Jesteś sama?- spytał całując mnie na powitanie w policzek.
Dreszcz przebiegł mi po plecach. Nagle zapomniałam języka w gębie. Skinęłam tylko głową.
-Gdzie zgubiłaś Oliwię?- pytał uśmiechając się słodko i nie patrząc na mnie, to znów zerkając znad szklanki piwa, to znów przyglądając się uważnie.
Zadawał masę pytań, a ja czułam, że kurczę się do rozmiarów Calineczki na tym taborecie. Moje odpowiedzi wyrażały się w skinieniach głową albo wzruszaniu ramionami. Nawet nie wiem, kiedy skończył się mój drink.
-Mogę postawić ci coś do picia?- nie dawał za wygraną.
-Jezu, człowieku, idź sobie.- mruczałam pod nosem.- Nie, dzięki.- bąknęłam zwracając się do niego.
Przewiercał mnie na wylot tymi brązowymi ślepiami i uśmiechał się strasznie sympatycznie. Rety, jaki on jest QL... Jak na mój gust, to aż za bardzo.
-Black Bird, poproszę.- rzekłam do barmana i podałam mu dwadzieścia złotych.
Starałam się nie patrzeć na Szymona. Myślałam, że może sobie pójdzie, gdy nie będę wykazywać chęci do rozmowy z nim.
-Sara.- przybliżył się do mnie.- Wydajesz się bardzo spięta.
-A co? Chcesz mnie rozluźnić?- palnęłam zaczepnie.
Zmieszał się.
-No wiesz...- jąkał się.
-Eh, chyba się domyślam o czym zaraz pomyślałeś. Wam, facetom, tylko jedno w głowie. Nie muszę ci się tłumaczyć, prawda?
-Oh, no... Oczywiście, że nie.
Sięgnęłam po swojego drinka i kolejnego papierosa.
-Nigdy nie widziałam, żebyś paliła.
-Doprawdy? Więc mało musiałeś mnie widzieć, bo palę już od bardzo dawna.
-Aha... Co byś powiedziała, gdybym zaproponował ci spotkanie?
Prawie zakrztusiłam się dymem.
-... Już od dawna chcę się z tobą umówić, ale nigdy nie można cię spotkać samej. Pewnie powiesz, że to żadna nowość, bo nie raz już coś takiego słyszałaś, ale jesteś bardzo piękną kobietą i podobasz mi się niesamowicie.
Spojrzałam na niego z dzikim przerażeniem, zupełnie jakbym zobaczyła ducha którejś z moich ofiar. Nie spuszczając z niego oczu wrzuciłam do torebki papierosy i (nie wiem czemu) podstawkę do drinka.
-Ciebie do reszty pojebało.- powiedziałam i uciekłam stamtąd.
Jakichś dwóch imbecyli zaczęło wyć, gdy wsiadałam do auta więc nawrzeszczałam na nich i odjechałam wkurwiona jak diabli, klnąc na głupotę wszystkich facetów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...