Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Linie papilarne (dzieje Agaty i Pawła) 13-ta


adam sosna

Rekomendowane odpowiedzi

Czwartek był dniem spotkania z pozostałymi kierownikami z piramidy zorganizowanym przez Ryszarda (wolał określenie „piramida” od „psiarnia”). Musieli go poznać zwłaszcza szefowie działów, z którymi miał ściśle współpracować: śledczego – ogólnego oraz zabójstw. Cóż. W przyszłym tygodniu zacznie poważnie węszyć, rozwiąże problem z Agatą, mniejsze problemy. Cieszył się z przydzielenia do jej dyspozycji służbowego samochodu oraz miejsca na parkingu – podnosiło to rangę sekretarki, było także niebagatelnym dodatkiem ekonomicznym.
Mimo napawającej optymizmem wizyty u szefa szefów bał się, że sen zakończy się, jak się zaczął - nagle. Że obudzi się bez samochodu, bez przyjaciół, bez pracy.
Otworzył oczy, zobaczył pilota samochodu – jego osiągnięcia nie były snem, Agata też. Czyżbym był zakochany? – pomyślał. Niemożliwe. A może...
Ruszył do pracy wiedząc, że ją tam spotka – impulsywną, profesjonalną, gotową do zadań: dzisiaj, jutra, następnych dni. Jedno pewne – zależy mi na niej – przyznał. Garaż – kod bezpieczeństwa odebrał w windzie – czekał w kopercie, która wysunęła się ze szczeliny w ścianie. Brakowało mu wejścia po schodach, wejścia przez recepcję. Jakieś żywe dusze wiedziałyby przynajmniej, że wszedł do gmachu, że jest. Przeszedł do swojego gabinetu – Agata gospodarowała w „kuchni” przygotowując normalną herbatę, zwykłą kawę w wielkich termosach, talerze z poczęstunkiem dla spodziewanych gości. Skinął jej głową.
-Gdzie ma się odbyć uroczysta intronizacja? Zapytała.
-Lepiej w sekretariacie – większy. Stół i siedziska?
-Pomaga mi pani Grażyna jak zwykle. Za chwilę będą bo nie wiedziałyśmy ,w którym pomieszczeniu postawić.
Usiadł za biurkiem; namacał pilota samochodu w kieszeni – mogę przecież odesłać pojazd do garażu sprzed budynku, mogę przywoływać przed budynek – pomyślał. Od jutra będę korzystał ze schodów, poręczy oraz głównego wejścia – postanowił. Nie wtrącał się do przygotowań wiedząc, że Agata doskonale poradzi sobie ze wszystkim. Zastanawiał się, czy Ryszard będzie punktualny, czy spóźni się jak zwykle.
Rozważania przerwała mu sekretarka, oznajmiając przez wewnętrzny system komunikacji, że chociaż nie ma w zwyczaju, szef strzelnicy zaszczyci ich swoją obecnością.
-Powiedział, że nie opuści swego najlepszego zawodnika w potrzebie i zaprasza na trening po spotkaniu.
-Świetnie. Lepiej przypomnę mu, że nie przyjdę sam.
-Przyjdzie pan z pieskiem?
-Tak jakby.
-Nie przegadam go – usłyszał westchnienie.
-Nie – zgodził się z nią natychmiast.
-Przepraszam.
-Nie szkodzi. Do wszystkich pani zalet dopiszę „mówienie do siebie”.
Wyłączył wewnętrzny. Znalazł kartkę papieru oraz coś do pisania – rozpoczął planowanie czynności związanych bezpośrednio z jego zadaniami w firmie. Nawet nie poczuł upływu czasu – zbliżyła się dziesiąta i trzeba było przenieść się do sekretariatu. Wstał, w tym momencie usłyszał dźwięk sygnalizujący wezwanie z wewnętrznego komunikatora – sekretarka przypominała mu o spotkaniu.
-Wiem, wiem. Już idę. – powiedział zmęczonym, tak mu się zdawało, głosem.
Nie poznał sekretariatu. Długi stół zastawiony jedzeniem, krzesłofotele, przede wszystkim Grażyna – wszystko stanowiło nowość w tym pomieszczeniu. Mógł domyślić się, że Agata nie skorzysta z cateringu oraz, że sekretarka Ryśka ochoczo włączy się w przygotowania imprezy. Panowie schodzili się punktualnie – w ciągu dwu minut przyszli wszyscy. Zwalisty (a jakże) wygłosił mowę powitalną. Szef dochodzeń gospodarczych powitał nowego kolegę „na próbnych numerach” jak się wyraził. Wyprowadził go z błędu – dalej wszystko przebiegało planowo – zamieszanie spowodowało pojawienie się „naczelnego psa”, który przyszedł w czasie spotkania, podziękować za pomysł kiwania gabinetem. „Gospodarczego” zatkało ze złości, zwalisty był widocznie zadowolony, szef strzelnicy uśmiechnął się promiennie. Omówił z „kryminalnym” oraz „zabójczym” współpracę, przedstawiając swoje pomysły, prosząc, by pomogli w skonstruowaniu sensownego planu wspólnej pracy. Skarżył się na brak doświadczenia. Otrzymał zapewnienie o współdziałaniu, o przyjacielskiej atmosferze w pracy, o wsparciu poczynań – wszystko czego chciał. Zauważył kątem oka, że Rysiek kiwa delikatnie głową, aprobując jego słowa. Znał ich w końcu dobrze, wiedział co się podoba co nie. Zgodnie z przewidywaniami Pawła „gospodarczy” wyszedł pierwszy; po nim pożegnało się jeszcze kilku. Wyraźnie ociągał się z wyjściem szef działu kryminalnego, kierownik wydziału zabójstw zapewniał go, że ma kilkanaście spraw na już, kilka na wczoraj. „Strzelec” nic nie mówił – jadł, zerkał od czasu do czasu na Pawła i na Agatę. W końcu powiedział, że obecność Pawła znacznie wzmacnia drużynę, Agacie zaproponował prawdziwe strzelanie, mówiąc, że zapoznał się z jej wynikami i jak na dziesięć lat przerwy, są doskonałe. Trochę treningu – będzie lepsza od swojego szefa. Odrzekła, że to niebezpieczne ale spróbuje.
-Przyjdą państwo zaraz po zakończeniu spotkania?
-Nie. Muszę przypilnować mojego przełożonego, żeby posprzątał. – Agata jak zwykle była szybsza i złośliwa.
Zbliżało się południe; na stole zostało niewiele. Ostatni biesiadnicy z żalem, jak zauważył, wychodzili. Grażyna została, jako domownik. Kiwnął paniom głową, poszedł do gabinetu żeby nie przeszkadzać. Spokój u niego nie mieszkał długo – po kilkunastu minutach komunikator wezwał go do sekretariatu. Właściwie wezwała go pani Agata, chcąc jak najszybciej znaleźć się na strzelnicy.
-Idziemy? – spytała.
-Pilno pani mnie zastrzelić. Rozumiem.
-Nie. Jeśli pan się spóźni, będzie na mnie. Jeszcze mi zabiorą samochód i miejsce na wewnętrznym parkingu.
-Idziemy. Taka kara byłaby dla pani nie do zniesienia.
Tym razem mogli skorzystać z szatni, oraz otrzymali od razu prawdziwą broń. Mieli do dyspozycji mniejszą, boczną strzelnicę oraz nieograniczoną ilość amunicji. Agata zwróciła mu uwagę na pozycję, którą trzeba zajmować w czasie strzału, by ten był celny.
Rada była dobra – pierwsza seria dziesięciu strzałów dała mu wynik lepszy od wczorajszego. Agacie też poszło bardzo dobrze – gdyby nie „ósemka” zaraz na początku strzelania, byłaby bezbłędna. Następne serie też były znakomite. Szef, gdy zobaczył ich wyniki, orzekł, że na siódme piętro zapuszczał się będzie w przyjaznych zamiarach. Poprosił by w jego obecności oddali po serii. Paweł - chociaż trzęsła mu się ręka z emocji – uzyskał dobry wynik. Agata Trzy razy zaliczyła „dziewiątkę”.
Umawiamy się na jutro – dowódca strzelnicy klasnął w ręce.
-Pan panie Pawle powinien poćwiczyć z ciężarkiem na nadgarstku – dam panu. Pani Agacie trzeba ćwiczeń z obciążeniem fizycznym, psychicznym czyli publicznością – zasili pani naszą kobiecą drużynę? Z tego co widzę, będzie pani liderką.
-Nie wiem – była wyraźnie zaskoczona.
-Ale ja wiem. Sposób strzelania, uzyskiwane wyniki, każą w pani widzieć talent. Znam się na tym. Jutro domawiamy szczegóły.
-Zgoda. – Paweł skinął głową.
-Chwileczkę. Ja to już nie mam nic do powiedzenia? – musiała się wtrącić.
-Widzi pan – jeszcze wczoraj opowiadała, że nieszczęśliwa, że też chce strzelać, a teraz narzeka.
-Niech pan uważa. Pani ma broń.
-Ostateczny argument w dyskusji między mężczyzną i kobietą. Przyjdzie pani jutro ze mną? – zapytał grzecznie.
-Przyjdę.
-Słyszał pan. Przyjdziemy oboje jeśli pani Agata mnie nie zastrzeli.

Do gabinetu wracali w milczeniu, w dobrych humorach.
-Panie Pawle.
-Tak?
-Upoważniłam na stałe Grażynę i Ryszarda do wchodzenia do nas. Jak pan chce, pokażę jak się upoważnia oraz cofa upoważnienie.
-Chcę.
-Proszę usiąść obok mnie – w menu głównym jest pozycja „UPOWAŻNIENIA”. Wystarczy wybrać, jest lista, wskazać kogo się upoważnia. Listę można modyfikować znając odciski palców i wzór siatkówki. U mnie w górnej szufladzie biurka jest skaner odcisków oraz oka. Może tam być?
-Tak. Zapamiętam. Dzięki.
-Niech pan pamięta o ciężarkach – to ważne.
-Pani niech do mnie nie strzela – ważniejsze. Zbieramy się do wyjścia?
-Tak. Dzięki samochodowi mogę być szybko w domu.
-Ja nie mam nic wspólnego z samochodem ani miejscem w garażu.
-Ma pan. Wybrał mnie pan, jest pan jaki jest. Do jutra.
-Do...

Następny dzień – przygotowywali się do właściwej działalności.

Agata była niespokojna, jakby chciała mu coś powiedzieć.

Dopiero w samochodzie przypomniał sobie, że umówił się z Zygmuntem. Wskazał w menu „ZYGMUNT – praca”; łupina pękła, był na miejscu w szpitalnym garażu o dwadzieścia minut za wcześnie. Zaskakiwała go ciągle szybkość przemieszczania się. Postanowił poczytać w czasie jaki mu został do spotkania – musiał nadrabiać brak wiedzy. Miał komputer, zwinięty w rulon ekran do przyklejenia do ściany, spis fachowej literatury. Nie kupował drukarkoskanera i innych urządzeń – Karol twierdził, że postęp jest tak szybki, że zanim doniesie je do domu – sprzęt będzie przestarzały. Ocknął się gdy usłyszał łomot w dach a siedzenie obok ugięło się pod lekarzem.
-Jestem. Co się stało?
-Potrzebne mi coś na słuch, bo jakiś facet tłucze pięścią samochód. – parsknął śmiechem.
-Drobiazg. Zobaczę – może mam w torbie. Mnie z kolei potrzebne jest coś na oczy po ujrzeniu koloru jaki wybrałeś. Dobra. Ze środka nie widać. Jedziemy?
-Chciałeś powiedzieć: skaczemy, lecimy, udajemy się. Bo z jazdą nie ma to wiele wspólnego.
Paweł poprawił się nieco na kanapie i powiedział „Zygmunt – dom”. Lekki trzask zamykania, niemal natychmiast szelest otwierania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

koment skomentuję:

ad 1) słusznie
ad 2) tak
ad 3) i bardzo słusznie
ad 4) ?
ad 5) masz rację
ad 6) j.w.
ad 7) zmieniłem
ad 8) na początku opili, podlałem winem - ale nużące zdało mi si podnoszenie kielichów
ad 9) trochę zmieniłem
ad 10) no
ad 11) tak
ad 12) zmiana
ad 13) yes
ad 14) jak zwykle

Tak, tak, tak...
Twego "marudzenia" mi brak

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @violetta Dziękuję! :)
    • @Rafael Marius Dziękuję za czytanie i pozdrawiam! Miejmy nadzieję, że jednak lasy będą trwać.
    • Ginąca w półmroku mdłego światła palących się świec wielka, zimna, wyłożona kamieniem, ponura sala. Gryzący w nozdrza stęchły smród grzyba i wilgoci. I stojący pośrodku niej chudy, pochylony mężczyzna w czarnym habicie i naciągniętym na głowę kapturze. Stojący w tej upiornej scenerii godzinę, a może kilka godzin... Niemy i nieruchomy, jak gdyby w letargu na coś czekał. Aż nagle z hukiem wielkim nastała wielka jasność i tuż przed nim, nieco powyżej jego głowy pojawiła się wielka kula niemal oślepiającego światła. Mnich padł na kolana i wielkiej pokorze i strachu dotknął głową brudnej, wilgotnej posadzki z kamienia.    - Witaj, Panie Światów! Witaj, mój panie! Jam twój sługa uniżony, na każdy twój rozkaz! Na długą chwilę zapadła cisza. Klęczący pośrodku jasnej od blasku, wirującej w powietrzu kuli światła, struchlały ze strachu mnich i złowrogi pomruk, który wydobył się z wnętrza kuli. A potem głos. Silny, donośny, chrapliwy, zniecierpliwiony, w którym jednak przede wszystkim wyczuwało się wielką pogardę.    - Nadzorco, czy nie ja dałem ci ten świat w zarząd, byś dbał moje plony?    - Ty, Panie! - potwierdził szybko mnich odruchowo bardziej jeszcze przyciskając głowę w kapturze do brudnej posadzki.    - To dlaczego plonów z tego świata dostaję coraz mniej?! Dlaczego ofiar i tak potrzebnej mi energii z tego świata dostaję coraz mniej...?! Czy nie ty jesteś za to odpowiedzialny Nadzorco...?! - ryknął głos z kuli, a mnich skulił się jeszcze bardziej czując, jak pomimo zimna po twarzy zaczyna spływać mu pot.   - Panie Światów, mój Panie! Jam twój sługa uniżony!- zaczął głośnym, acz wyraźnie drżącym ze strachu głosem - Wyznawcy twoi, trzoda twoja, zaczęli odwracać wzrok i uszy od pradawnych tradycji. W pysze swej i grzechu zaczęli patrzeć dalej i nie chcą już składać ofiar, gromadzić się tak tłumnie jak kiedyś, by oddawać ci cześć i energię swoją, której tak łakniesz. - dodał lękliwie nadal bojąc się podnieść wzrok.    Kolejny raz zapadła cisza, tym razem jednak znacznie krótsza.    - A więc zaczęli widzieć... - zasępił się płynący z kuli światła głos. - Ale czy właśnie nie od tego mam ciebie, Nadzorco?! - ryknął zaraz, a wściekłość jego zgasiła ostatnią z palących się świec. - Czy nie ty masz pilnować, aby energia trzody mojej nieprzerwalnie do mnie płynęła?! Czy kolejny raz mam was uczyć, tępi Nadzorcy tego świata, co macie robić?! - krzyczał wściekły, a głos jego odbijał się złowrogim, chrapliwym echem od zimnych ścian. - A może nadszedł twój czas i pora, bym zabrał twoje nędzne życie i duszę...?! Do więzienia na planecie Lupars, gdzie wieczny ogień i męki, dla takich jak ty, którzy nie ze mną i nie dla mnie...?! - ryczał rozjuszony.   - Jam twój wierny sługa, Panie światów! Czyń, co wedle woli twojej, a przyjmę w pokorze... - odziany w czarny habit mnich płaszczył się na kamiennej, cuchnącej wilgocią podłodze czując, że oto właśnie nadchodzi jego koniec. Nędzny i podły.    - Wstań, Nadzorco! - ton płynącego z kuli światła głosu złagodniał nagle. - I posłuchaj, a co rzeknę ma być wykonane, bo słowa moje są święte, a energia trzody mojej mi i innym ze świata mojego jak tobie chleb, wino, ziemia i powietrze. Skoro zaczęli widzieć, znajdziesz im nowego wybranego, nowego mesjasza. A ten będzie cuda czynił, jak to robią wybrani, o jakich ten świat jeszcze nie słyszał i jakich nie widział. Po niebie będzie latał, uzdrawiał chorych i wracał życie martwym, gasił spojrzeniem największy ogień, tchnieniem swoim nowe źródła do życia budził, a wszystko w moje imię. A inni pójdą za nim. I znów zaczną składać ofiary w imię moje i oddawać mi swoją energię, jako że są własnością moją i moją trzodą. A wy mówcie im o mojej łasce wielkiej i nagrodzie dla nich. I sami pomyślcie czego łakną, to im kiedyś ode mnie obiecajcie. A tym którzy za Wybranym nie pójdą i czci, jako energii swojej oddawać mi nie będą, mów o gniewie moim i zsyłce na męki w ognie i wody, by się przerazili i służyli mi w strachu. I daję ci na to sto waszych lat. By wrócić i rozliczyć plemię Nadzorców z tego zadania. By energia trzody mojej znów do mnie i braci moich popłynęła jak życie i jak moc.    I choć jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nastał nagle mrok i cisza, mnich nadal nie ośmielał się poruszyć, unieść chociażby głowy. Pot nadal kapał mu z czoła, a serce biło niczym anatuliański dzwon. Zawiódł, a jednak przeżył, nie odebrano mu życia i duszy, co było cudem i szczęściem wielkim. A jednak nadal drżał, tak  wielkim przeżyciem było dla niego spotkanie z Panem Światów. Ten świat, którym w imieniu Pana zarządzał ród Wybranych, był jednym z wielu, wielu... Stworzony przez Pana, by ten mógł wraz z innymi żywić się jego energią. O czym jednak trzoda jego nigdy nie mogła się dowiedzieć.  Nadzorca wstał. Świece znów zapłonęły i można było w ich mdłym blasku dostrzec jego twarz: wyblakłe od upływającego czasu oczy i zapadłe policzki. Twarz na co dzień przybierającą surowy i zimny wyraz, a jednak w tej chwili jaśniejącą od wielkiej radości. Oto w tej chwili w górach Malaut narodził się nowy Wybrany. Mesjasz... A imię jego Salu. I za lat dwadzieścia wszyscy mieli poznać jego moc i pójść za nim w imię Pana Światów.    Odautorskie wyjaśnienie: Rzecz dzieje się na planecie farmie Ouns, gdzie min. żyją  humanoidy.  Pan Światów - pasożytniczy byt i władca z galaktyki Ansir. Nadzorca - zarządzający zasobami żywymi i przepływem życiodajnej energii z jednej z planet farm - Ouns - do galaktyki Ansir.              - Wybacz, Panie mój, mnie grzesznemu i głupiemu... - 
    • @Łukasz Jasiński koniec żarcia.
    • Witam - ciepły wiersz tak lubię -                                                                   Pzdr.uśmiechem.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...