Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wesołe przygody konia Mieczysława: Kreskowatość


Rekomendowane odpowiedzi

Margałski - Cinkov

Z CYKLU „WESOŁE PRZYGODY KONIA MIECZYSŁAWA”:

KRESKOWATOŚĆ


Ranek był zimny, jak to już zazwyczaj bywa z grudniowymi porankami. Śnieg padał nieprzerwanie od miesiąca, temperatura oscylowała w okolicach minus dziesięciu, w porywach nawet minus piętnastu stopni. Czy ja, do cholery ciężkiej, wyglądam na pingwina? Morsa? Chyba nie za bardzo. Nic to, uroki klimatu Europy Środkowej.
Wygramoliłem się z wyrka, wszak, jak powiedział Jimmy Hendrix, „staram się wstawać codziennie”. A Hendrix przecież też był koniem. Parsknąłem cicho i pokłusowałem do łazienki. Wyszorowałem zęby, odkręciłem wodę do niezbyt wielkiej wanny – nie wiem, dla kogo oni je robią, dla chomików? – i zacząłem dokonywać ablucji.
Nagle mój wzrok przykuły dwie kreski, a właściwie pęknięcia na kafelkach. Pęknięcia te jednak były tak idealnie równoległe i, w swej pękniętości, tak kreskowate, że wydało mi się to podejrzane. Jeszcze raz niepewnie spojrzałem na ów dziwny znak i udałem się w kierunku kuchni. I tu zrobiło się mniej wesoło: podobny do łazienkowego wzorek znalazłem na kanapce, w jajecznicy na owsie, na patelni i w szufladzie. Być może był to przypadek, ale jeśli tak, to bardzo dziwny. Zarżałem – to przecież było tak oczywiste. To musiał być symbol. Tylko czego? Galopem wybiegłem z domu.

Pierwszą osobą, jaką spotkałem na zewnątrz była siostra Eulalia, pingwin. Zakonnica.
- Witaj mój chłopcze – uśmiechnęła się dobrodusznie na mój widok.
- Pochwalony… - mruknąłem.
- Piękny mamy dzisiaj dzień, nieprawdaż? – zagaiła. Miała niebywałą łatwość nawiązywania kontaktów.
- Co? A tak, tak… Widzi siostra, mam pewne pytanie…
- Słucham.
- Co mogą oznaczać dwie kreski?
- Krzyż – odpowiedziała bez zastanowienia.
- Nie, to nie to… - energicznie pokręciłem łbem. – Równoległe kreski.
Siostra Eulalia spojrzała na mnie spod dzioba.
- Nieumiejętnie zbity krzyż – roześmiała się w końcu. – Może po prostu padał deszcz i gwoździe…
- Dobrze, rozumiem – powiedziałem i niby od niechcenia spojrzałem na zegarek. Pojęła aluzję.
Nie do końca satysfakcjonowała mnie jej odpowiedź, postanowiłem odwiedzić Mruczjana.

Mruczjan mieszkał niedaleko i był kotem. Chociaż to nie jest zbyt trafna charakterystyka, bowiem wszystkich starał się przekonać, że jest jeleniem. Niższy podatek, czy coś w ten deseń. W każdym bądź razie miał swoje powody.
- I jak? – spytał prezentując mi skręcone z drutu poroże przyczepione do głowy taśmą samoprzylepną.
- No cóż… - wciąż wyglądał jak kot. I doskonale o tym wiedział.
- Kurwa mać… - miauknął z rozgoryczeniem. – Nie jestem nawet prawdziwym jeleniem…
- Racja, jesteś kotem.
- Weź ty, Mietek, nie pierdol – żachnął się. – Jestem jeleniem! – jeszcze raz zaprezentował swoje poroże.
- No… dobra, nieważne, mam pytanie.
- A gdyby tak… z drewna poroże wystrugać, hę?
- Nie wiesz, co oznaczają dwie kreski?
- Albo z masy solnej…
- Równoległe kreski.
- A może bym tak jakiegoś prawdziwego jelenia zaciukał?
- Ty mnie nie słuchasz! - zdenerwowałem się.
- I bym sobie wtedy jego poroże pierdolnął…
Pokręciłem łbem i wyszedłem, chyba nawet nie zauważył. Wciąż zastanawiał się, jak zjeleniowacić swoją kotowatość. Idiotyzm, przecież kot nigdy nie będzie jeleniem. I na odwrót. I nie pomogą mu żadne rogi, czy tam poroże. Choćby się nawet podpakował trochę to i tak zawsze będzie kotem... Nie rozumiem, dlaczego każdy wciąż chce być kimś innym. Tylko nie sobą. Czy to grzech być na zewnątrz po prostu takim, jakim się jest wewnątrz?

Moją ostatnią nadzieją był Józef Azorowicz Mordacki, szalony naukowiec ze wschodu. Mieszkał na totalnym odludziu za miastem a jego dom otaczał sporych rozmiarów poligon. Był dziwakiem, ale ja, na całe szczęście potrafiłem z nim rozmawiać. Przynajmniej takie miałem wrażenie. Rozejrzałem się niepewnie i wkroczyłem na jego teren. Raz koniowi śmierć.
- Uważaj! – szczeknął ktoś z mojej lewej strony. Odruchowo padłem na ziemię a olbrzymi pocisk rakietowy przeleciał nad moją głową. Podniosłem się i ujrzałem Józefa. Był to owczarek niemiecki w średnim wieku, o wiecznie brudnej i posklejanej sierści. Nosił okulary, a w tej chwili także nieco za duży na niego hełm wojskowy.
- No Mieciu, bracie… – zaczął i westchnął. – Ilem mówił, że jak testy prowadzę, to masz nie przychodzić? A? Chyba, że ci twoje końskie życie niemiłe.
- Ale ja tylko tak przelotem – zmieszałem się.
- Wal – warknął krótko i wyszczerzył kły w uśmiechu.
- Nie wiesz, co mogą oznaczać dwie równoległe kreski?
- Hmm… - Azorowicz sapnął i zaczął chodzić w kółko. – Może to być podwójne wiązanie… oczywiście jedno pi, drugie sigma, ale co, same dwie kreski?
- No same.
- To jak same to ja wiem… - uchylił się przed powracającym pociskiem - armata może… rakieta jaka… kałach…
Podziękowałem i pożegnaliśmy się. Wersja, a raczej wersje Mordackiego wydawały mi się niezbyt prawdopodobne.

Zdesperowany, ale też i coraz bardziej ciekawy rozwiązania tego łamiłebka wróciłem do domu i z zakurzonej półki ściągnąłem „Słownik symboli”. Dowiedziałem się między innymi, że dwie kreski są symbolem: niewinności, poddaństwa, systemu feudalnego, życia na Marsie, wody, nieumiejętnie zbitego krzyża, gwiazdy porannej, Szatana, szlafmycy, kwiatu dzikiej róży rwanego na cmentarzu o północy przy pełni Księżyca, podwójnego wiązania, gamy Cis-moll, co ósmego źdźbła trawy, kałacha, jedzonego o poranku ogórka, odwiecznego dążenia do poznania natury bytu, świni, psa i warchlaka. Oprócz tego: pocisku rakietowego, wódki, stokrotki, rusztowania i jeszcze czegoś tam. Długo by wymieniać.
Wiedzieliście to wszystko? A to tylko drobne.

Mimo to, wszystkie te znaczenia nijak miały się do pęknięć, czy też kresek w mojej łazience i żadnego z nich nie mogłem przyporządkować do mojej obecnej sytuacji. Bo czy ja trzymam tam kałacha? Czy moja łazienka jest suwerennym państwem, w którym do dzisiaj panuje system feudalny? Czy jestem świnią, psem albo warchlakiem? I tak dalej, i tak dalej. Odpowiadam od razu: nie.
Zmęczony trwającymi cały dzień poszukiwaniami odpowiedzi, rozsiadłem się w fotelu i postanowiłem o niczym nie myśleć, chociaż przez jakiś czas. Olśnienie przyszło do mnie samo. Nie wiem, jakim cudem nie wpadłem na to wcześniej. Otóż dwie równoległe kreski są po prostu symbolem zbliżającego się końca:

KONIEC

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hmm, ciekawy pomysł i przemyciłeś trochę mądrości życiowej ( ach, ten kot, który chciał byc jeleniem... jakie to prawdziwe!), ale liczyłam na lepszą końcówkę. Mimo to chwalę, bo uśmiechnęłam się czytając i nie był to uśmiech kpiarski czy też szyderczy.

pozdrawiam, malarka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

heh, milo, żeś wpadła=)

na nic się nie siliłem. to nie miało być filozoficzne. owszem, trochę dalem przemyśleń, ale raczej nie za wiele (chyba tylko o jeleniowaceniu kotowatości i wszechsymbolizmie (to zresztą główny motyw) =). nie chciałem też na siłę wsadzać humoru. jeśli coś mi wyszło, to naturalnie. jak ktoś odczytuje to jako coś wymuszonego to już wina moja i mojej osobowości=(. i rzecz raczej nie do przeskoczenia=(.

stylistycznie dużo rzeczy do poprawy - no fajnie, tylko jam laik i niezbyt wiem co=)

dzięki za koment
pozdr=)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...