Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wykopując cebulki


Ja Centy

Rekomendowane odpowiedzi

Już drugi miesiąc ciężko pracował. Zwykle wyrzucali go po tygodniu, najdalej po dwóch, a tu proszę, już dwa miesiące i nic. Uwzięli się, czy co... Nie płacili za wiele ale dorabiał sobie jeszcze gdzie popadło. A to pomagał przy przeprowadzce, zrzucał węgiel do piwnicy, albo robił zakupy w zamian za obiad. Zawsze wpadało parę dodatkowych groszy... Niewielka pensja nie wystarczała do życia na poziomie. Piętnastego wziął wypłatę, wypił z kolegami na do widzenia i ruszył do domu. Ostatnie kilkadziesiąt metrów musiał przejść koło gęstych zarośli. W poprzednim tygodniu, na innym osiedlu właśnie w podobnym miejscu, napadnięto kobietę. Nic się nie stało, tak wrzeszczała, że zbiegli się ludzie spod pobliskiego sklepu, złapali gościa i zatłukli butelkami piwa. Chyba „Żywcem”. Nie chciał przeżyć/nie-przeżyć czegoś takiego, więc szedł powoli, oglądając się na boki. W końcu puścił się biegiem, nie czekając, aż ktoś w krzakach się poruszy i wyskoczy nagle na drogę. Spocony dobiegł do klatki ale nie wszedł do środka. Stanął z opuszczoną głową, ciężko oddychając...
Postał chwilę, podniósł głowę, obejrzał się w prawo, w lewo, do góry i sprawdził okna. Nikogo. Żaden sąsiad nie liczył przelatujących przed blokiem ptaków, nikt nikogo nie wołał na kolację, nawet pies na pierwszym piętrze nie wylegiwał się na poduszce....Obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku ogródków działkowych. Jedna z altanek należała do niego. Nigdy nie interesował się uprawianiem czegokolwiek. Nawet teraz co chwilę jakiś sąsiad klął na niego i mówił, że jest zakałą działkowców. Nie przejmował się tym, bo co to kogo obchodzi. Kochał za to hodować. Kiedyś miał królika ale gdy dorósł, matka zrobiła z niego obiad. Znienawidził ją za to. Później znalazł na ulicy psa – kundla. Przyprowadził do domu, wykąpał i nakarmił. Codziennie rano, przed szkołą wyprowadzał na spacer. Do południa pies zostawał sam w domu. Kiedyś ojciec wrócił wcześniej z delegacji i pies nie chciał go wpuścić. Bronił domu. Ojciec skopał go na śmierć i wyrzucił przez okno na chodnik. Leżał tam a dookoła stały dzieci i gapiły się na stygnącą krew. Znienawidził ojca jeszcze bardziej niż matkę. Po kilku latach kupił sobie rybki ale najmłodszy brat wlał do akwarium gorący krochmal i rybki zdechły. Jego nie znienawidził, bo był mały. Wybił mu tylko dwa zęby. Po jednym za każdą rybkę. Wtedy obiecał sobie, że dopiero zacznie coś hodować, gdy zacznie żyć sam. Żadnej rodziny, gości, znajomych, sąsiadów, kolegów i koleżanek....
Gdy stwierdził, że już czas, wyjął walizkę, z którą jeździł na kolonie, wrzucił do niej trochę ubrań, bochenek chleba, kilka zielonych ogórków, słoik dżemu, ręczniki i oszczędności jakie matka chowała na półce z bielizną. I jeszcze ten stary sygnet, chowany zwykle w lewej miseczce jednego z tych szarych, znoszonych biustonoszy. Prawie byłby o nim zapomniał... Wyjechał z miasta, trochę podróżował, imał się różnych zajęć, różnie zarabiał, aż postanowił wrócić. Znalazł mieszkanie na drugim końcu miasta wraz z ogródkiem działkowym. Obejrzał dokładnie altankę, rzucił okiem na rosnące kwiaty, jakieś warzywa, drzewka owocowe, krzaki czarnych porzeczek. Od tego czasu minęło już wiele wschodów i zachodów słońca... W altance zamurował wszystkie okna, wstawił solidne drzwi, zamek „Gerda” i dwa skoble. Dach pokrył nową papą termoizolacyjną, naprawił rynnę i przykleił do ścian duże płyty styropianowe. Zostawił tylko mały otwór wentylacyjny ale osłonił go małym daszkiem ze styropianu. Do środka nie wpadał już żaden promień światła. Wyrzucił stare łóżko polowe, drewniane krzesła i mały stolik a łopatę, grabie i konewkę dał jakiemuś przechodzącemu mężczyźnie. Wyszorował podłogę i zaprosił rodziców. Sąsiedzi - działkowicze byli dumni z ich syna, że tak troszczy się o altankę ich dawnego kolegi. A ponieważ w ogóle nie zajmował się uprawami, zaczęli mu systematycznie je podbierać. Na początku się krępowali ale gdy zobaczyli, że nie zwraca na to uwagi, kradli na całego. W biały dzień owoce, kwiaty, warzywa... A w nocy wykopywali z ziemi cebulki i młode drzewa. Nie chciało im się nawet zagarniać ziemi na grządkę. Pakowali wszystko do worka i szybko odchodzili, żeby natychmiast u siebie wszystko posadzić. Szedł teraz, rozgniatając grudki ziemi. Nawet mu się to podobało. Czuł się jak Cyklop, gdy rozgniatał towarzyszy Odyseusza. Jeden krok – jeden towarzysz, dwa kroki – dwóch towarzyszy, trzy kroki...Nie pamiętał ilu ich tam było, ale i tak doszedł już do wejścia. Wyjął z kieszeni klucz, włożył do zamka i przekręcił dwa razy. Pogrzebał w drugiej kieszeni i znalazł dwa lizaki w czerwonym opakowaniu. Na jednym był napis „Pamiętaj o mnie”, a na drugim „Uśmiechnij się”. Odsunął skoble, wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Cicho. Niczego nie słyszał, żadnego dźwięku, szmeru, szelestu... Nie zaskoczyło go to. Tak było już od miesięcy...
Do ciemności nie musiał się przyzwyczajać. Doskonale wiedział, w którą stronę iść. W jednym rogu, tym na prawo, zostawił lizaka „Pamiętaj o mnie”, drugiego położył po przeciwległej stronie i ostrożnie wrócił do drzwi. Gdy je zamykał powiedział: dobranoc matko, dobranoc ojcze...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nieco olewasz interpunkcję, ale nie przyczynia się do gorszego odbioru tekstu. Główny bohater dobrze wykreowany. Kilka frapujących zdań. Tekst pobudza do refleksji. Prosta historia, ale wiele w niej haczyków, które zatrzymują. Nawet można jakąś paralelę między głównym bohaterem a przywołanym Odyseuszem znaleźć (wędrówka trochę tułaczki).
żywiec - to jest świetne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Nim słońce rozjaśnia mrok 

      Słychać ruch na skraju lasu.

      Podąża za krokiem krok, 

      Pradawny zaklinacz czasu.

      Chce uwiecznić piękne chwile,

      które wspomni kiedyś w grobie. 

      Jest malarzem - po to żyje,

      by zostawić coś po sobie. 

       

      Tutaj wielki kasztanowiec 

      Rozkłada w niebie ramiona.

      Kasztanku artyście powiedz,

      czy Twe dziecię ujrzeć zdoła?

      Ono w cieplutkim okryciu

      przetrwało wiosenne mrozy.

      Zaraz da początek życiu,

      lotem piórka wśród przestworzy.

       

      Lecz nim trafi nań spojrzenie,

      po cichu uschnie korzonek. 

      Śmiertelnie spadnie na ziemię

      bezsilny drzewa potomek.

      Zostanie tylko po nim ślad, 

      część zielonego kapturka. 

      Będzie on niesionym przez wiatr

      znakiem, że nie ma już jutra…

       

      I tak wygląda koniec tego,

      co się nigdy nie zaczęło.

      Ktoś wymarzył sobie dzieło,

      naszykował barwne plamy, 

      a to tak spadają kasztany.

      @Kordi

      Dzień dobry. Dopiero rozpoczynam swoją przygodę z pisaniem wierszy. Chciałbym jednak w tym kierunku (amatorsko) rozwijać się. Dlatego mam do Państwa pytanie, jakie aspekty w moich utworach mogę poprawić? (na przykładzie tego utworu). Co można w nim jeszcze dopracować, żeby był lepszy? Każda wiadomość zwrotna będzie dla mnie cenna. 

      @Kordi Może jeszcze dodam, że w zamyśle wiersz miał mieć jedno główne przenośne znaczenie - życie (jakże inne od oczekiwań) osób młodych. Ale chciałem go napisać w ten sposób żeby nie sugerował nikomu głównego tematu, żeby każdy mógł zinterpretować wiersz po swojemu (np jako wiersz o przemijaniu, o niespełnionych marzeniach czy o poezji). Mam jednak wrażenie że trochę to się nie udało i że wiersz nie jest domknięty 

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach

  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nim słońce rozjaśnia mrok  Słychać ruch na skraju lasu. Podąża za krokiem krok,  Pradawny zaklinacz czasu. Chce uwiecznić piękne chwile, które wspomni kiedyś w grobie.  Jest malarzem - po to żyje, by zostawić coś po sobie.    Tutaj wielki kasztanowiec  Rozkłada w niebie ramiona. Kasztanku artyście powiedz, czy Twe dziecię ujrzeć zdoła? Ono w cieplutkim okryciu przetrwało wiosenne mrozy. Zaraz da początek życiu, lotem piórka wśród przestworzy.   Lecz nim trafi nań spojrzenie, po cichu uschnie korzonek.  Śmiertelnie spadnie na ziemię bezsilny drzewa potomek. Zostanie tylko po nim ślad,  część zielonego kapturka.  Będzie on niesionym przez wiatr znakiem, że nie ma już jutra…   I tak wygląda koniec tego, co się nigdy nie zaczęło. Ktoś wymarzył sobie dzieło, naszykował barwne plamy,  a to tak spadają kasztany. @Kordi Dzień dobry. Dopiero rozpoczynam swoją przygodę z pisaniem wierszy. Chciałbym jednak w tym kierunku (amatorsko) rozwijać się. Dlatego mam do Państwa pytanie, jakie aspekty w moich utworach mogę poprawić? (na przykładzie tego utworu). Co można w nim jeszcze dopracować, żeby był lepszy? Każda wiadomość zwrotna będzie dla mnie cenna.  @Kordi Może jeszcze dodam, że w zamyśle wiersz miał mieć jedno główne przenośne znaczenie - życie (jakże inne od oczekiwań) osób młodych. Ale chciałem go napisać w ten sposób żeby nie sugerował nikomu głównego tematu, żeby każdy mógł zinterpretować wiersz po swojemu (np jako wiersz o przemijaniu, o niespełnionych marzeniach czy o poezji). Mam jednak wrażenie że trochę to się nie udało i że wiersz nie jest domknięty 
    • List do człowieka.   I nawet kiedy milczysz i robisz to nazbyt skromnie, wiem co czujesz, co myślisz i daleko Ci do mnie. I oddaliłeś się już.   Chciałbym tak po prostu wiedzieć, czy mój świat Twoim jest wciąż. I zrobić z tym nic nie mogę. Dzieli nas boska dłoń, Ty milczysz wciąż.   Jesteśmy z jednej gliny - to przyznam i Ty wiesz. Życiowe koleiny wytarły prawdy treść. I uśmiech swój zgubiłeś. Za dużo wokół zła. Już nie umiesz byś miły. Nie chcesz. Mówisz - nie warto tak, nie wartościując. Wsłuchujesz się w marzenia, a przecież nie ma ich już. Szukasz własnego cienia i wciąż nie czujesz nic.   Zbyt wiele smutku obok. Granice zniszczył czas. Zamykasz się na ludzi. Nie lubisz wtedy nas. I milczysz.   Tylko ten kot ci wierny, choć mówią, że swoimi ścieżkami chadza wciąż. On siedzi przy twej nodze i patrzy bez refleksji. Skąd taki człowiek się wziął…miau
    • @iwonaroma Kto niby pisze wiersze na siłę? Przecież z tego tylko wychodzą gnioty.
    • -Mistrzu, wiedz, że mam wszystko, co chciałem osiągnąć, a nie wiem czemu szczęścia nie zaznałem dotąd. - Wielu tak ma i myślę, że może ze względu, że Pan Bóg im poskąpił do szczęścia talentu*.   *wg W. Tatarkiewicza "O szczęściu"  
    • @agfka podoba, pozdra! (daję ci pomimo serducho)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...