Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Świat inny niż nasz cz.5


Rekomendowane odpowiedzi

„Świat z góry wygląda tak pięknie…”
„Tak, szkoda, że nie wolno nam stąpać po ziemi”
„Masz rację, może pewnego dnia, ktoś nam pomoże?”
„Marzenie każdego wyrzutka…”
„Pamiętaj o przepowiedni”
„Pamiętam, pamiętam...”
Wielki ptak zaczął pikować w dół. Drugie ptaszysko poleciało za nim. Po całym ciele rozchodziły się przyjemne zimne dreszcze. Ziemia była coraz bliżej. W ostatniej chwili poderwały się ku górze i wzleciały wysoko.
„Właśnie dlatego chciałem zostać orłem. Te emocje i przeżycia…”
„Proszę cię, zamilcz…”

*

-Naradę czas rozpoczać. Frank, zaczynaj – powiedział Miran.
Młodzieniec opowiedział pokrótce swoje przygody, a gdy dotarł do momentu, w którym usłyszał piękną melodię, przerwała mu elfka.
-Już wiem, dlaczego Magnus był taki wściekły!
Zgromadzeni przy stole popatrzyli na nią ze zdziwieniem.
-W kotlinie naprawdę nie ma jednorożca, tylko jest rakfioł! – wykrzyknęła zadowolona z siebie – czemu tak na mnie patrzycie? Zresztą wysłuchajcie Franka, to się dowiecie.
-Eee… - zająknął się młodzieniec.
-Co jest? – elfka spojrzała na niego krytycznie – Chyba nie powiesz mi, że…
-Nie pamiętam nic więcej. To chyba od tego zaklęcia, którym czarodziej mnie łupnął.
-Cholera! – krzyknął Miran.
-A co to za rakfioł? – zapytała zdziwiona Ines.
-Nie ma czasu, żeby tłumaczyć. Zwierz ten jest bardzo rzadki. Co pół wieku zmienia się czarodziej, który go pilnuje. Jeśli rakfioł da nogę, mag zostaje skazany, wygnany, ale nie pod swoją postacią. Jeszcze żadnemu czarodziejowi nie udało się wykonać misji i wygląda na to, że Magnesowi też się nie poszczęściło.
-A co my mamy z tym wspólnego?
-Legenda głosi, że ten kto zaopiekuje się rakfiołem po jego ucieczce, dowie się gdzie znajduje się wejście do równoległego świata. Dlatego tak ważne jest, aby mag dopilnował tego zwierza.
-Legenda? Legenda?! Mamy opierać się na jakiś bzdurach wyssanych z palca? Chyba nie lałaś! Kobieto! Zastanów się co mówisz.
-W każdej legendzie jest ziarno prawdy. Gdybyśmy odnaleźli rakfioła mogłoby nam to bardzo pomóc – rzekł spokojnie Miran.
Zebrani spojrzeli uważnie na Mirana.
-Jaki jest cel tej wyprawy?
-Wyprawy? To my się gdzieś wybieramy? – zapytał zdziwiony Adam.
-Tak. Do kanionu, jutro o świcie. Musimy odnaleźć rakfioła, zanim zrobi to ktoś inny. Teraz zabawmy się, póki możemy. – odrzekł Miran.
-Marita, przynieś dla każdego rumu! – krzyknął Mad a Sparrow.
-Frank. Dziękuję. Bardzo przydała się nam twoja pomoc. Wznieśmy toast za tego dzielnego młodzieńca!
-Zdrowie! – powiedzieli wszyscy zebrani.
-Dziękuję. Zrobiłem się śpiący, pójdę już. Do jutra.
-Długich dni i przyjemnych nocy, Frank – odrzekł Miran. – A teraz opowiedzcie coś ciekawego.
Elfka zrobiła zamyśloną minę i po chwili odrzekła:
-Biały rogacz został bardzo silnie pogryziony przez wilkołaka.
-Kur zapiał! Jak to się stało?
-Jeden z elfów przechadzał się po puszczy. Król ma już słaby wzrok i chciał przepędzić sprzymierzeńca, gdyż myślał, że to jeden z intruzów. Gdy do elfa dołączył jakiś przyjaciel, Biały Jeleń zwolnił, a z krzewów wyskoczył wilkołak. Podobno nie ma pewności, czy król przeżyje. Rany są głębokie i nie chcą się zasklepić.
-Nie wiesz, kto był wtedy w lesie?
-Niestety…

*

-Nie… - postać nachyliła się nad białym ciałem. Sierść, która jeszcze przed kilkoma minutami była śnieżnobiała, teraz naznaczona była szkarłatnymi plamami.
-To moja wina…
„Nie elfie.”
-Królu… żyjesz! – wykrzyknęła postać. – Zabiorę cię stąd. – Elf położył jedną rękę pod zad rogacza, drugą pod szyję i wrzucił na niedźwiedzia.
-Lekki jesteś jak na takiego byka, królu – odrzekł elf poufale.
„Pogoń za tobą była wyczerpują, Yopi” – elfka usłyszała w głowie śmiech Władcy.

*

-Morty!!!
-Co… Gdzie… Ehe…
-Spójrz Morty, cała ta ziemia opromieniona słońcem to nasze królestwo.
-Co ty nie powiesz?
-Czas panowania każdego króla jest jak słońce. Wschodzi i zachodzi. Kiedyś, Morty, słońce panowania Pihutra zaszło i już nie wzeszło dla nikogo.
-Dlaczego?
-Nadchodzą czasy ciemności i zacofania. Wszelaki postęp jaki uczyniła ludzkość… cóż… wrócicie do epoki kamienia łupanego, jeśli do święta Belatane na tronie nie zasiądzie prawowity władca.
-A kim on jest, Kustorze?
-Taką wiedzę posiada tylko Wielki Mag Tassen.
-To w czym problem?
Kustor przewrócił oczami.
„Ta dzisiejsza młodzież…” – pomyślał, jednak na głos powiedział:
-Ponieważ on nie żyje, czego was uczą w tych szkołach? Historii świata?
-Noo… nie uczą nas sztuk walki, ani historii magii. Człowieku! Eee… to znaczy się… Bizonie… mamy dwudziesty pierwszy wiek!
-Ten świat jest jakiś porąbany… - szepnął zwierz.
-Że co powiedziałeś?
-Że wasz świat, za bardzo się rozwinął.
Fabian prychnął gniewnie i rozejrzał się wokół.
Stali na skraju przepaści, za nimi rozpościerała się wielka równina. Przed nimi znajdował się kanion. Spojrzał w dół. Dostrzegł strumień, płynący na dnie, wydawał się szerokości cieniutkiej nitki.
-Czy my mamy zamiar przedostać się na drugą stronę? – szepnął przerażony blondyn.
-Taaa…
-Zejście na dół i wdrapanie się na górę zajmie nam całe dnie.
-A kto mówił o schodzeniu w dół? – po tych słowach Kustor cofnął się, rozpędził i skoczył. Odległość dzieląca ich od drugiego brzegu wynosiła dziewięć metrów.
-Nie damy rady!!! – przy odbiciu wykrzyknął Morty.
Pierwszy raz nie mylił się. Kustor doskoczył do krawędzi, jednakże tylko przednie kopyta dotknęły ziemi. Bizon runął w dół. Jednakże kilka metrów niżej znajdowała się półka skalna, na którą spadli.
-To się nie uda… Słyszysz? Zaraz się oberwie i polecimy w dół. A tam… strach się bać… - ostatnie słowa były już ledwo dosłyszalnym szeptem przerażonego Fabiana.
-Hej, hej! – wykrzyknął bizon.
-Po co się drzesz stara krowo? Chcesz wywołać lawinę i skrócić nasze męki?
-Zamknij się durny człowieku! On żyje dłużej niż Ty, poza tym… nie jesteś w swoim świecie. – syknęła pchła, obudzona nagłymi krzykami.
-Jak to nie je…
Łup.
Ogromy kamień, który obsunął się z góry, uderzył Morty`ego w głowę.

*

Ciemna bezksiężycowa noc.
Krzyk orła.
Pikujące w dół dwa ogromne cienie.
Obydwa lądują na wielkim, wiekowym dębie.
W dole stoją, siedzą i leżą przeróżne zwierzęta. Węże, myszy, konie, jelenie, wilki i wiele, wiele innych. Wszystkie stworzenia patrzą w jednym kierunku. Na wschód.
-To stamtąd nadchodzi nasza nadzieja…
-Tak… prawowity władca musi zdążyć przed świętem Belatane.
-Musimy mu pomóc ze wszystkich naszych sił. Zgadzacie się ze mną?
-Tak! – wykrzyknęli wszyscy zebrani.
-Więc do roboty. Musimy pilnować portalu.
I ruszyli. Ptaki niebem, reszta po ziemi i pod nią.

*

-Tak więc, wiecie już, że musimy dotrzeć do portalu i odnaleźć Wielkiego Maga. – zakończył Miran.
-Nie rozumiem tylko co nam da odnalezienie wybrańca. – rzekł Adam.
-Jeśli zasiądzie na tronie przed świętem Belatane, siły ciemności nie opanują światów.
-Siły ciemności? Czyli co? – zapytała Ines.
Miran spojrzał na nich i nie odpowiedział na zadane pytanie. Sięgnął za pazuchę i wyciągnął kawałek zmiętolonego pergaminu. Rozłożył go z namaszczeniem i powoli położył na stole przed zebranymi. Na rycinie narysowany był przebrzydły stwór. Utrzymywał pozycję pionową, lekko zgarbioną. Ręce długie i nie proporcjonalnie wielkie. Miał na sobie potargane łachmany, okrywające biodra i klatkę piersiową. Na głowie miał hełm, który zakrywał twarz. Po bokach wystawały dwa krowie rogi. Ines przyjrzała się skórze stwora. Była pokryta wrzodami i różnymi paskudztwami.
-Bleee… dobrze, że nie widzę jego twarzy.
-Masz rację Ines. Jego oddech śmierdzi padliną, a wzrok paraliżuje. Walka z nim jest bardzo niebezpieczna. Nie ma nikogo kto stanąłby z nim do walki i wyszedł z niej żyw. – wyjaśnił Miran.
-Czym walczy? – zapytał Adam.
-Rękami, nogami, głową i zębami.
-A jakiego jest wzrostu?
-Zależy od wieku. Większość tych, które widziałem była niższa niż człowiek, jednak jest kilka okazów, które sięgają trzech, czterech metrów.
-No to może być gorąco… - szepnęła Ines.
-I to bardzo…
Drzwi tawerny otworzyły się gwałtownie, a do środka wkroczył…
-Javier!!! – wykrzyknęła Ines.
Mężczyzna wyciągnął prawą nogę przed siebie, lewą lekko zgiął i dygnął. Ines podbiegła i w ostatniej chwili powstrzymała się od rzucenia mu się w ramiona. Przecież był to obcy człowiek! Wyciągnęła rękę, Javier uścisnął ją stanowczo. Dziewczyna spojrzała na twarz Michałowowi i dostrzegła liczne zadrapania.
-Co się stało? – zapytała.
-Młodzieńcze, usiądź z nami – zaoferował Miran.
Javier skinął głową i pokuśtykał do stołu.
-A teraz powiedz nam kim jesteś i co cię do nas sprowadza.
-Kime trua barrentroix, ka keume triase parrane! Kurrande putrioce guante pakane!
-Mirane, mirane... – szepnął Miran.
-Mirane? it was joke? Bardzo zabawne.
Zebrani spojrzeli po sobie nic nie rozumiejąc.
-Ten oto Javier jest kolejnym towarzyszem waszej podróży. Będzie waszym przewodnikiem po tym świecie.
-Loko! Loko! – wykrzyknął Javier.
-Proszę cię uspokój się. Marita!
Barmanka podeszła do rudzielca.
-Si?
-Zawołaj mi tu Jaspisa.
-A co ja jestem? Służąca twoja czy co?
-Myślę, że co, a nie służąca – odparł ironicznie Miran.
Barmanka fuknęła gniewnie i szybkim krokiem udała się w kierunku zaplecza.
-Kim jest Jaspis? – zapytał Mad a Sparrow.
-Zobaczycie – rzekł z kamienną twarzą Miran, choć kąciki ust lekko mu drgały. Wyciągnął zza pazuchy fajkę i nabił ją tytoniem. Zapalił, a z ust wydobywały się kółeczka dymne. Pykał spokojnie fajeczkę, reszta przyglądała mu się z zaciekawianiem, gdy z furią na twarzy do środka wbiegła Marita.
-Znaleźć tego gówniarza nie będzie łatwo. Powiedziałam Billowi, żeby go odszukał.
-Najlepiej zrobić wszystko samemu – mruknął gniewnie Miran.
-Co powiedziałeś? Masz jakieś pretensje? Coś się nie podoba? Bo jak tak, to wynocha z mojej karczmy, ale to już, do stu biesów! Pierony siarczyste by cię pochłonęły, u kaduka!
-Mirana, kotku, spokojnie, po co te nerwy?
-Ja wcale się nie denerwuje, stary pierniku! I nie mów do mnie kotku, bo poczujesz na twarzy moje kocie pazurki!
-Kobiety… - mruknął rudzielec.
-Coś chcesz jeszcze dodać? – krzyknęła Marita i spojrzała gniewnie na Mirana.
-Nie, już nic.
-No to twoje cholerne szczęście, że nie. A teraz może byś mi pomógł, co? Rusz swoje szanowne cztery litery. W kuchni jest pełno jedzenia, które czeka, żeby ktoś je zjadł.
Miran wstał i powlókł się w kierunku zaplecza, na którym była kuchnia. Marita poszła zaraz za nim, dalej wyżywając się na nim.
Ines spojrzała na Javiera. Nie przyszło jej do głowy, że jeszcze kiedyś go spotka. Cieszyła się, że go widzi. Wiedziała, że nie powinna odczuwać, aż tak wielkie radości, przecież kocha Adama. Ale czy jej luby nie zostawił jej na pastwę losu? Czy…
Trzask!
Drzwi do tawerny trzasnęły. Do środka wszedł mały chłopiec, o bardzo poważnej twarzy. Można by było przypuszczać iż jest to dorosły mężczyzna, aczkolwiek o wzroście dziecka.
-Niziołek – szepnął Adam.
Ines spojrzała na niego podejrzliwie. Wiedział o całym tym zwariowanym świecie już wcześniej i nic jej nie powiedział? „Kiedyś mi za to zapłaci, nikczemnik jeden.”
Z zaplecza wyszedł Miran niosąc trzy półmiski, pełne mięsiwa i innych frykasów.
-O! Jakże się cieszę, że cię widzę, drogi Jaspisie.
-Ja nie. Mój pachołek znalazł to, czego szukałeś. Jego koń stoi w stajni tejże tawerny, on sam znajduje się w moim domu i nabiera sił. Odnaleźliśmy przy okazji twego szpiega. Ledwo żyw. Także jest w moim domostwie, Brundygidylla pieczołowicie się nim zajmuje. Do dziś leży nieprzytomny i zajmuje moje łoże! – spojrzał z wściekłością na Mirana.
-Dziękuję ci przyjacielu, może zechcesz zasiąść z nami do wieczerzy?
-Nie mam zwyczaju jadać z ludźmi. Bywaj. – odwrócił się na pięcie i zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, wyszedł trzaskając drzwiami.
-Dziwny gość z tego Jaspisa. – rzekł Miran.
-Racja, racja. – przytaknął Javier patrząc z żądzą w oczach na mięso, które Miran wciąż trzymał.
-Mój drogi może dasz im w końcu jeść? – rzekła rozgoryczona Marita.
-Ach tak, tak… - Miran położył półmiski na stole. Marita podała talerze i widelce.
-Proszę, jedzcie, smacznego – rzekła już nieco cieplejszym tonem.
Wszyscy rzucili się na półmiski tak jakby nigdy niczego nie jedli. Po nasyceniu się i opiciu rumem, zaczęli opowiadać różne dziwne historie, które im się przydarzyły. W tak wesołej atmosferze czas spędzili do północy, a następnie prawie wszyscy udali się do swych łóżek. Prawie, gdyż Miran zasnął przy stole.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Srebrne nitki zaplótł księżyc na ciemnych dachówkach. Spadły gwiazdy, by z tej przędzy garstkę mrzonek utkać. Cienie się powydłużały, rozlały w kałużach, zakołysał się świat cały, bokiem przeszła burza. Deszczu spadło parę kropel, wiatr znienacka ucichł, furkot skrzydeł i nietoperz ciszę ciut zakłócił. Kocur który miał się z pyszna jest gamoń i gapa, bo gdy myszka hasać wyszła, ten już dawno chrapał. W leśnej kniei kilka debat, bo trzeba coś czynić, lecz istota się rozmyła o wdzięki Maryny. Niedostępny kwiat paproci, lecz garść słów wśród książek. Gdyby nawet je pozłocić nic to nie rozwiąże. Więc już możesz słodko zasnąć - niczym pszczółka Majka. Do poduchy gołosłowna mała lulubajka.
    • 1.Mea culpa mea culpa   parafia wkurza księdza z Wieliczki bo brak w niej choćby jednej grzeszniczki on intymnych chce spowiedzi więc nad dietą pań się biedzi może w nich skruchę wzbudzą winniczki   2.Dwie sprawy   choć lewicuje działacz z Wieliczki w życiu prywatnym woli prawiczki raz na lewo poszedł z jedną lecz miał w sądzie sprawę pewną też u dziewicy starej prawniczki   3.Nić Ariadny   szydełkiem dzierga Zośka w Wieliczce w zbyt luźnej z ciąży starej spódniczce gdy listonosz przyniósł paczki kłębek wpadł za pas biedaczki więc pan do niego trafił po nitce   4.Letniczki z Krakowa   Zdzich jest zdziwiony gdy do Wieliczki zjeżdżają w lipcu śliczne twarzyczki bo w kaplicy Świętej Kingi dają sobie ściągnąć stringi i są gorące choć to letniczki
    • @Łukasz Jasiński jeszcze nie jestem wirtualna aż tak, bo nie wrzucam całego swojego życia do sieci, jak inni, trochę podróżuje, chodzę na spacery, do kawiarni, do sklepów. Sama wszystko naprawiam, remontuję:)
    • Teatrzyk kukiełkowy?   miał sztuczną lalę Wit z Ciechocinka mówiła o tym cała mieścinka zawstydzony naturalnie lecz nie ufał żadnej pannie rolę przejęła zręczna pacynka   Udany zabieg?   gryzł się albinos spod Ciechocinka że go nie pragnie żadna Murzynka więc przyciemnić biel chciał troszkę lecz się życie stało gorzkie gdy oczerniła go cud-blondynka   Pozdro.
    • Mówisz, że prawdziwa miłość powinna mieć swój początek, a nie być przypadkowym ,co się nawinie". Ile wstrzymań w obu rękach Ładne to. Życie ludzkie jest ledwie krótkie na jedną miłość, w istocie. Sen mocy, to tylko młodość. 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

             
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...