Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Marcin Gałkowski
BUCIK

Obudziłem się grubo po południu, w końcu była sobota, toteż mogłem pozwolić sobie na taki luksus. Ziewnąłem przeciągle, zaspanym wzrokiem spojrzałem na zegarek – 14:23 – i przewróciłem się na drugi bok. Nie zamierzałem spać zbyt długo, gdzieś tak do 15. No, może do 15:30, ostatecznie do czwartej. Przyłożyłem głowę do poduszki i zacząłem podśpiewywać pod nosem:
My buddy said (that) I lost my mind
I don’t care ‘bout that!
Don’t wanna kill anybody tonite
Gonna stay in bed*
- Wstawaj!- czyjś chropowaty głos wyrwał mnie z krótkiej drzemki. Przerażony zerwałem się z łóżka. Przecież mieszkałem sam.
- K…kto to powiedział? – wyjąkałem.
- Twoje łóżko – całkiem poważnie odparł głos.
- Kto? – spytałem z niedowierzaniem. Nie lubię, jak ktoś robi sobie ze mnie jaja.
- Twoje łóżko – głos mówił zupełnie spokojnie. Głośno przełknąłem ślinę i skierowałem się do kuchni. Może to z powodu zaspania? Tak, na pewno, nie ma innego wytłumaczenia.
- Hej, stary, uważaj jak chodzisz! – warknął ktoś z dołu. Jego głos był wyższy i zdecydowanie przyjemniejszy dla ucha niż głos łóżka. O, przepraszam: Łóżka.
Z pewną obawą spojrzałem pod nogi. Nie myliłem się:
- No rusz się, nie stój tak! – Dywan był wyraźnie czymś zdenerwowany.
Pokręciłem głową, widocznie nie obudziłem się jeszcze do końca. No bo jak inaczej wytłumaczyć gadające sprzęty?
Wszedłem do łazienki i spojrzałem w Lustro. Wyglądałem potwornie, ale wcale nie gorzej, niż zwykle. Chwyciłem Pastę.
- O mój Boże… - jęknęła Szczoteczka do Zębów.

Jakoś dobrnąłem do wieczora, zdążyłem nawet zaprzyjaźnić się z Gazówką, Stołem i kilkoma Szklankami, z czego dwie były bliźniaczkami. Starałem się za to unikać Dywanu. Parkiet też chyba niespecjalnie za mną przepadał. Podobnie zresztą jak Gitara, choć już na przykład taki Telewizor zachowywał neutralność.
- Nie martw się – powiedziała jedna ze Szklanek. – Przejdzie mu.
- Komu? – zdziwiłem się. – Co przejdzie?
- No Dywanowi – do rozmowy włączył się Stół. – Czasami miewa gorsze dni, ale tak poza tym, to kochany człowiek. Znaczy się, kochany dywan. – roześmiał się. Mnie jakoś niespecjalnie się chciało.
- Tylko, – znów odezwała się Szklanka – strasznie nie lubi swojego imienia. Każe do siebie mówić: Ambroży. Dziwak. Ale kochany – zaśmiała się słodko.
- Nie Ambroży, tylko Wieńczysław, ty idiotko! – z pokoju dobiegł głos Dywanu.
Jezus Maria, co ja wyprawiam? Czy normalny człowiek spędza wieczory na rozmowie ze Szklanką, Stołem i Dywanem? Raczej nie. Czy to oznacza, że jestem debilem? Idiotą? Tak. Nie. Nie, na pewno nie. Kurwa mać! Tak, to właśnie to oznacza!
Zerwałem się z Krzesła i – nie zważając na oburzone głosy sprzętów domowych wszelakiego rodzaju – wybiegłem z domu. Winda stanowczo zaprotestowała przeciwko wciskaniu Guzików. Nie było rady, musiałem iść po Schodach. Na dole wypatrzyłem swój samochód. Stał spokojnie na miejscu parkingowym, tak jak zawsze. No, może nie do końca „jak zawsze”, bo kilka razy był już odholowywany przez Straż Miejską, ale nie wdawajmy się w szczegóły. Grunt, że mój kochany fiacik, ten cholerny złom, stał, gdzie stać powinien. Może chociaż on był normalny. Wsadziłem klucz w zamek i odetchnąłem z ulgą. Żadnego „delikatniej”, czy „z czuciem proszę”. Fiat milczał jak… jak fiat. Zadowolony wsiadłem do środka.
- Jezu, spokojnie! – krzyknęło coś pode mną. – Ty nie ważysz pięciu kilo.
Tak, nie mylicie się, to było Siedzenie. Jak oparzony wyskoczyłem z auta, czy też może: z Auta, wszak nie wiem, jaka jego część była ożywiona; i rzuciłem się od ucieczki.
Biegłem przed siebie, nie zwracając uwagi na krzyki Płytek Chodnikowych, Asfaltu, Bloków czy Sygnalizatorów Świetlnych. Po jakichś czterystu metrach wpadłem na Joannę. Szlag, zauważyła mnie i to w takiej sytuacji.
- Cześć – uśmiechnęła się na mój widok. – Uprawiasz jogging?
- Tak, właśnie tak – ucieszyłem się, że sama wymyśliła mi wytłumaczenie.
- Znowu się spociłeś… - warknęła moja Koszulka, postanowiłem jednak nie zwracać na nią uwagi.
- Co u ciebie? – Aśka z zawziętością stuletniego dozorcy waliła pytanie za pytaniem, pastwiła się nade mną jak poganie nad świętym Wojciechem. Czy to sprawiało jej jakąś przyjemność? Miałem ochotę powiedzieć jej, żeby się najzwyczajniej w świecie odpierdoliła, ale jakoś nie mogłem się na to zebrać. Skąd mogła wiedzieć, że niespecjalnie mam nastrój do rozmowy? W efekcie potulnie odpowiadałem na kolejne tortury.
- Boże, niech mi ktoś pomoże! – krzyknęło coś z dołu.
Spojrzałem w tamtym kierunku, krzyk powtórzył się. To był Lewy But Joanny. Przejechałem dłonią po twarzy.
- Dlaczego nie patrzysz mi w oczy? – spytała. – Coś się stało?
Super, wpadła na to. To możeby tak teraz łaskawie ruszyła się i poszła swoją drogą? Tak, żebym ja mógł pójść przeciwną. Ale nie, gdzieżby.
- Widzisz, zacząłem, muszę już się zmywać…
Spojrzała na mnie z zatroskaną miną. Fajnie, że ktoś się o mnie martwi. Naprawdę miło. Ale, do kurwy nędzy, czy ktokolwiek byłby w stanie pomóc mi w takiej sytuacji? Szczerze wątpię.
- Człowieku, ratuj mnie! – darł się jej But gdy oddalałem się w bliżej nieokreślonym kierunku. – Powiedz jej coś! Niech mi przestanie wsadzać palec do oka! Nie odchodź tak! Ratunku!
Poczekałem, aż zniknęła za zakrętem i ponownie zacząłem biec.
- Ty idioto – warknął w moim kierunku Kosz na Śmieci.
- Nieczuły gnój – krzyczała za mną Latarnia.
Wbiegłem do pierwszego lepszego wieżowca i – nauczony przez windę w moim domu – wdrapałem się na najwyższe piętro po Schodach. Gaśnicą rozbiłem - chyba niezbyt zadowoloną z tego powodu - Szybę i stanąłem na Parapecie. Miałem tego dosyć, to było już za wiele.
- To nie jest najlepszy pomysł – mruknął Parapet.

Obudziłem się na ziemi, jak każdego dnia. Odetchnąłem z ulgą, cóż za idiotyczny sen. Na szczęście z powrotem byłem… byłem… Dobry Boże! Lewym Butem Joanny!

(raczej nie za bardzo) happy END

____________________________
* Acid Drinkers: „There’s So Much Hatred in the Air” (album: „Broken Head”).

Opublikowano

technikalia:
- No Dywanowi... ale tak poza tym, to kochany człowiek - Dziwne. Martwe przedmioty chcą awansować do ludzkiej kategorii czy po prostu tak sobie po prostu mówią w śnie?
To możeby tak teraz łaskawie ruszyła się i poszła swoją drogą - może by

Czemu schody nie przemówiły a inne martwe przedmioty, konstrukcje itp, tak??
Zastanawiam się czy istnieje jakiś klucz wedle któego dobrałeś "mówiące i nie mówiące elementy opowiadania". poetyka snu niby umozliwa brak konsekwencji i logiki, ale...

Napisałeś w ramach odciążenia od dłuższych kawałków i tak to chyba trzeba traktować, jako lekki tekst. Choć mnie niestety nie przekonał.

pastwiła się nade mną jak poganie nad świętym Wojciechem - to jest dobre

Opublikowano

kochany człowiek - Stół zaraz poprawia się na "kochany dywan".

Schody być może i mówiły /pewnie tak, skoro są z dużej litery/, ale po prostu nie przytoczyłem ich wypowiedzi.

klucz nie istnieje. po prostu nie wszystkie przedmioty miały coś do powiedzenia, a jakbym rozpisał dialogi dla np. wszystkich atomów, to skończyłbym za jakieś trzy tysiące lat. może.=)

tak, to jest taki lekki kawałek, odskocznia. nie przekonał? no trudno, co ja poradzę=)

pozdr

Opublikowano

chyba są trochę większe, fakt. ale to chyba dobrze. pod warunkiem, że ktoś potrafi przyjąć krytykę, wyciągnąć wnioski i nie zniechcęca się od razu. bo jeśli ktoś naprawdę chce być dobrym pisarzem, musi się przygotować na krytykę, a im wcześniej się z nią zetknie, tym lepiej dla niego. owszem, takie coś może załamać, potem się człowiek zatsanawia "po ki ch*** ja w ogóle piszę?', ale po jakimś czasie zaczyna się to doceniać. ja mam łatwiej, bo wiem, że dobrym pisarzem nigdy nie będę=). ale dla mnie najważniejsza jest muzyka, pisanie jest na drugim miejscu=).

Opublikowano

no, może przesadziłem z tym "nigdy", chociaż - jeśli już - to na pewno nieprędko /kwestia kilkudziesięciu (-set?=) lat myślę/. ale, jeśli jest jakaś szansa, to własnie dzięki krytyce. kiedyś mnie to wkurzało, że ja tu siedze, męcze się, a ktoś potem po tym jedzie. ale nie ma wyjścia, nie można głaskać po główkach, bo dojdziemy z literaturą do poziomu polskiego radia, gdzie beztalenciom wmawia sie, że są muzykami. najpierw wierzą beztalencia, potem motłoch, a na końcu zaczynają wierzyć w to krytycy. i w ten oto sposób Dody, czy inne Myslovitz zostają weteranami "rocka", a szczytem artyzmu w muzyce są bracia SiStars. jeśli kogoś tym wpisem uraziłem, to przepraszam=).

Opublikowano

Ja nie będe krytykował. Mnie się tekst podobał. Lekki, przyjemny i zabawny. Chociaż mam wrażenie, że to zapach nogi Joanny spowodował, iż Bucik wyobraził siebie, jako człowieka. Ale żeby z bucika spać do poziomu ludzkiego - smutna historia :)
Pozdrawiam ;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Alicja_Wysocka Niezmiernie mi miło:))
    • @Gosława 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Odmówiono Im minuty ciszy... Tak jakby nigdy nie istnieli, Zakłamane europejskie elity, Uznały Ich tragedię za aspekt nieistotny…   Wielki butny europarlament, Zjednoczonej Europy głoszący idee, Gardząc głośnym przeszłości echem, Pamięci o pomordowanych europejczykach się wyrzekł…   Na z dalekiej przeszłości cichy głos Prawdy, Europosłowie pozostając głusi, Zaślepieni frakcyjnymi walkami, Rzucili się w wir pisania nowych dyrektyw.   I nie zrozumiał podły świat, Ogromu tragedii zapomnianego ludobójstwa, Woli ciągle tylko się śmiać, Gdy na europejskich salonach króluje zabawa…   Odmówiono Im minuty ciszy... By nie była lekcją pokory Dla światłych europejskich elit, Zaślepionych ułudą nowoczesności,   A przecież tak do bólu współcześni, Eurodeputowani z krajów zamożnych, Tak wiele mogliby się od Nich nauczyć, Szacunku do ojców swych ziemi.   Na styku kultur na kresach dalekich, Sami będąc ludźmi prostymi, Całe życie pracując na roli, Całym sercem ją pokochali,   Na każdy kęs białego chleba, Pracując wciąż w pocie czoła, Wszelakich wyrzeczeń poznali smak, Niepowodzeń i gorzkich rozczarowań…   Odmówiono Im minuty ciszy... Jak gdyby była ona klejnotem bezcennym, Ważyła więcej niż całego świata skarby, Znaczyła więcej od kamieni szlachetnych.   A przecież krótka chwila milczenia, Nie kosztuje ni złamanego eurocenta, Wobec zakłamania świata zwykle jest szczera, A rodzi się z potrzeby serca.   Przecież milczenie nie ma wagi, Skrzyń po brzegi złotem wypełnionych, Skąpanych w złocie królewskich pierścieni, Zdobiących smukłe szyje diamentowych kolii.   Przecież krótkie zamilknięcie, Tańsze jest niż znicza płomień, Kosztuje tylko jedno śliny przełknięcie, Gdy znicz całe dwa złote…   Odmówiono Im minuty ciszy... Tak jakby jej byli niegodni, By pamięć o Nich odrzucić Obojętnością Ich cieniom nowe zadać rany…   Po ścieżkach Pamięci, Nie chcą wędrować dziś ludzie butni, Zapatrzeni w postęp technologiczny, Zaślepieni ułudą europejskości,   Po co dziś tracić czas na Pamięć, Rozdrapywać rany niezabliźnione, Lepiej śnić swój irracjonalny o Europie sen, Historię traktując jako przeżytek…   Lecz choć unijne elity, Odmówiły czci duszom pomordowanych, My setkami naszych patriotycznych wierszy, W skupieniu oddajemy Im hołd uniżony…      
    • muszę znaleźć przyjemność w oczach ciemniejszych niż porzeczkowa słodycz tak mówiłeś dotykając Lanę której piegi rozlewały się na brzegach powiek krew po utraconych dzieciach zaschła cichym dźwiękiem rwanej pajęczyny płosząc myśli zapraszasz do łóżka miły niebo źle znosi zdrady w płatkach liliowych bzów dusznych majowych porankach nie będzie zadośćuczynienia to już ostatni list ostatnie do widzenia
    • Jakoś tak posmutniałam  Dla mnie to nawet siłaczka  Pozdrawiam serdrcznie 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...