Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

"n" e.e. cummings


Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Bitwy z p. Barańczakiem ciąg dalszy ;-)

e.e.cummings

"n"

n
OthI
n

g can

s
urPas
s

the m

y
SteR
y

of

s
tilLnes
s


Wersja Barańczaka:

"b"

b
EzrucH
b

ywa

m
ilcZący
m

ale

n
IezróW
n

anym

m
istEriu
m


Wersja moja:

"n"

n
IeprzenikniO
n

ym z

w
ymIaró
w

jest t

a
JemniC
a

zwana

m
ilczEnie
m


I już myślałem, że chwyciłem p. Barańczaka za nogi. Powyższe tłumaczenie wg mnie dostatecznie wiernie oddaje treść oryginału. Jeśli chodzi o formę - niestety podupada w dwóch aspektach formalnych, które zauważyłem dopiero po zrobieniu tego tłumaczenia. Spójrzmy na strukturę liter w oryginale (główne "zwrotki"):

1
4
1

(...)

1
5
1

(...)

1
4
1

(...)

1
7
1


Czyli: parzyste przeplatają się z nieparzystymi, tak, żeby w przypadku parzystych kapitaliki okalały wers, a w przypadku nieparzystych - żeby kapitalik znajdował się w środku wersu. Moje tłumaczenie tego nie spełnia.

Druga sprawa - użycie "s" w drugiej i czwartej "zwrotce", jako litery okalającej. Nie wiem czy to cummingsowi wyszło przypadkiem, czy nie - w każdym razie Barańczak to zachował w tłumaczeniu. Osobiście nie uważam tego szczegółu za istotny, bo nic nie wnosi do misternej struktury tego wiersza. Wg mnie zachowywanie "s" w postaci tej samej litery okalającej jest lekką nadinterpretacją. Mimo wszystko wzięła mnie ambicja, więc w drugiej wersji mojego tłumaczenia zachowałem i ten szczegół (schemat: "parzystość-nieparzystość" również).


Wersja druga (moja):

"n"

n
IespóJ
n

ą mgłą

i
ntegrAlnośc
i

jest t

a
JemN
a

natura

i
neRcj
i


Wiem, że w tym wypadku znaczenie trochę po-dupa-da, ale biorąc pod uwagę formę - zgadza się. Najlepiej byłoby połączyć jakoś obie wersje; -) Cóż, tłumacz też jest tylko człowiekiem... Zresztą, wersja Barańczaka też przecieka; nawet formalnie. Spójrzcie np. jak analogicznie wyglądają wersy między tymi "okalonymi" (tzn. "g can", "the m", "of") w tłumaczeniu Barańczaka a moim. Albo np. jak wygląda rozłożenie wyrazów, tzn. gdzie się zaczynają, a gdzie kończą. W moich wersjach bardziej się zgadza. Że też nie wspomnę o tytule, który u Barańczaka jest inny, a w sensie pragmatycznym (tzn. wg prof. Lukszyna "wierszopisaniopraktycznym" :-) ), jest to niewygodne, bo jak np. znaleźć ten wiersz w oryginale, skoro tytuł po polsku brzmi inaczej? U mnie jest taki sam tytuł.

Słowem - jeśli zechcecie, temat ten może stać się początkiem dyskusji o teoretycznej (nie)przetłumaczalności wiersza. Jak daleko może się posunąć tłumacz? Czy praktyczność jest jedynym kryterium tłumaczenia? Itd.

Opublikowano

Hmm, mnie się nie podoba żadne z Pańskich tłumaczeń. Oczywiście pod względem formalnym to drugie jest w porządku, ale proszę zastanowić się nad treścią obu:

Nieprzeniknionym z wymiarów jest tajemnica zwana milczeniem.

Za dużo tutaj nadinterpretacji. Milczenie = stillness? Mmm, nie bardzo. Poza tym wdarło się coś na kształt niepotrzebnego powtórzenia: "nieprzeniknionym" i "tajemnica". Chyba takie trochę masło maślane. I nazwanie milczenia wymiarem - możliwe, że myślą jest to blisko oryginału, ale nie wolno tego nazwać po imieniu - toż to kawanaławizm :)

Niespojną mgłą integralności jest tajemna natura inercji.

Ponownie: inercja = stillness? Chyba Pan zasugerował się tłumaczeniem Barańczaka: "bezruch". Ale tutaj ten bezruch właśnie odnosi się do tego stanu ciągłości, trwania, niekoniecznie jest nacechowany pejoratywnie - tak jak jest to w przypadku inercji (bardziej bezwład niż bezruch).

Mgła intergralności? Nieee.

Owszem zachował pan w drugiej wersji schemat, ale mnie osobiście to nie satysfakcjonuje. Ale jest Pan bardzo spostrzegawczy i kreatywny, więc prosze próbowac dalej.

Pozdrawiam serdecznie :)

Opublikowano

Oj, zastanawiałem się nad znaczeniem i to niejedną noc. Jeśli chodzi o znaczenie tego wiersza, to jest ono drugorzędne (!). Tak naprawdę w tym wierszu chodzi o formę - w tłumaczeniu musi ona tak samo oddziaływać na polskiego odbiorcę, jak oryginał na Anglika. Oczywiście nie oznacza to, że znaczenie można sobie odpuścić, ale ja dopuściłem pewną dowolność, stąd dopuściłem się tych odchyleń :-) Muszę przyznać, że przy tym tłumaczeniu poległem, ale starałem się zachować honor:

Wersja pierwsza:

Jak zatem powinna wyglądać wersja polska? Wg p. Barańczaka (z czym się zgadzam), powinna to być sentencja, mówiąca na ten sam temat, jak oryginał i wywołująca te same myśli, ten sam tok rozumowania. Barańczak, w wymienionej już gdzieś przeze mnie książce, wręcz nawołuje do przyznania tłumaczowi większej swobody, ale nie chodzi tu o całkowite zerwanie z oryginałem, tylko o uwspółcześnienie go (w przypadku starszych dzieł) lub dopasowanie go do wyjątkowości języka przekładu tak, aby był zrozumiały dla współczesnego czytelnika, nawet kosztem odchyleń semantycznych. Genialnym przykładem są Barańczakowskie tłumaczenia Szekspira, ale to dyskusja na co najmniej cztery piwa... Krótko mówiąc - są różne wymagania wobec tłumaczenia, różne cele tłumaczenia. Więc np. nawet tłumaczenie dosłowne (np. piosenki) jest dopuszczalne, pomimo zupełnego braku wzięcia pod uwagę jej melodii, akcentów i w ogóle bycia wierszem tonicznym, bo jego celem jest przekazanie tego, co niosą słowa, a nie zaśpiewanie tego tekstu. Inna sprawa, gdy chcemy zaśpiewać takową piosenkę, wówczas tłumaczenie musi zawierać wszystkie w/w konstanty idealnie odwzorowane (doskonały przykład - moje tłumaczenie na polski "Shape Of My Heart" Stinga, jak chcecie, to mogę podać link lub zamieścić je tu). Dobra, odbiegam od tematu. Wersja polska tego wiersza ma być w formie taka, jak w oryginale, a co do treści - ma to być enigmatyczna sentencja i ma znaczyć mniej więcej to samo. To już kwestia osobistej interpretacji czy za daleko odszedłem od oryginału pod względem znaczeniowym. Cóż... wg mnie nie :-) De gustibus non est disputandum, inaczej możemy się spierać bez końca.

Mimo to wdam się w polemikę, ale zapewne masz inne zdanie.

Nieprzeniknionym - dlaczego tajemnica może być nieprzenikniona? Rozumiem, że jest to pewien rodzaj pleonazmu, ale przecież babrzemy się w glinie, zwanej poezją, a jest to pole, na którym wiara w "szkiełko i oko" bardzo często zawodzi :-) "Nieprzeniknoinym" jest to część sentencji - pewien paradoks, który ma skłonić do myślenia. Poezja ma m.in. takie zadanie, dajmy odbiorcy użyć szarej materii! Nieprzenikniony wymiar tajemnicy milczenia? Ok, rozumiem - milczenie jest tajemnicze, to oczywiste. Hmmm... tajemnica, milczenie jako wymiar? Ciekawe, bo przecież jak inaczej określić "tajemnicę" albo "milczenie" - stan, oczekiwanie, brak? No dobra, ale zaraz - nieprzeniknionym? Przecież tajemnica sama w sobie jest nieprzenikniona! Ej, czyli wg podmiotu lirycznego są tajemnice, które da się przeniknąć. Bo... da się je przeniknąć, bo da się z nich czegoś dowiedzieć, bo nie są takie, jak milczenie. Co niby można wywnioskować z milczenia? Nic. Chyba że np. rozbiłem wazon, a mama stoi nade mną i znacząco milczy. Ale wiersz nie ma kontekstu. Mówi o milczeniu w ogóle. Bo tak naprawdę nigdy nie da się go przeniknąć. A może mama myśli: "poudaję, że denerwuję się na syna, bo mi zależy na wazonie; a tak naprawdę chrzanić wazon, kupię nowy i tak chciałam go wyrzucić; chcę przecięz wychować syna, żeby nie wyrósł na zbója; poudaję, pomilczę". Nie wiem, o czym mama myśli. A samo milczenie bez kontekstu to już w ogóle jest niepoznawalne, najbardziej nieprzeniknione ze wszystkiego... Ahaaaaa, nothing can surpass... czyli to właśnie tajemnica milczenia jest "najbardziej nieprzenikniona". O, taki właśnie tok rozumowania chciałem uzyskać :-) O taki odcień "stillness" tutaj chodzi - o tę jednostajność w braku, niepoznawalność czegoś, czego nie ma, co nie komunikuje żadnych bodźców, z których można wnioskować. Tu chodzi o operowanie słowami na najwyższym poziomie abstrakcji. Tak ja czytam ten wiersz.

z wymiarów jest tajemnica - nazwanie tajemnicy wymiarem ma zaskoczyć czytelnika, jest tym czymś w sentencji, co sprawia, że nie jest tylko zdaniem twierdzącym.

zwana milczeniem - wiem, że to nie to dokłanie samo, co "stillness" (pisałem już wyżej, o jaki odcień tego słowa mi chodzi), ale pamiętajmy, że najgorszą zbrodnią jest tłumaczenie dosłowne, gdy mamy do czynienia z metaforą. A tu z takową mamy do czynienia, choć enigmatyczną, nie dającą jasnej odpowiedzi o co chodzi. "Stillness" zatem może być to "bezruch", "cisza", "milczenie", "spokój" lub nawet "bezwład." Tu chodzi nie o spieranie się czy słownikowe "stillness" zgadza się z tłumaczeniowym. Ono ma pełnić tę samą funkcję. Poezja bardzo często zahacza o idiomatyczność. Właściwie nadaje wyrazom idiomatyczny charakter. I ta "stillness" jest idiomatyczna. Dlaczego w afrykańskich chrześcijańskich Bibliach Jezus jest czarny, w eskimoskich jeździ na białym nieźdzwiedziu, zamiast na osiołku i nie je manny, tylko cały czas rybę? Bo "Jezus", "osiołek" i "manna" to też wyrażenia idiomatyczne!

Wracając, w wersji Barańczaka jest "bezruch", który jest milczący - a niekoniecznie bezruch musi być milczący. Można przecież mówić, nawet krzyczeć, będąc zamartym w bezruchu. No chyba, że przyjmiemy, iż Barańczak chciał uwydatnić zjawisko synestezji - przenoszenia jednych wrażeń zmysłowych na inne zmysły, ale tego nie ma w oryginale!

Ale rozumiem Twoje niezadowolenie :-) Po prostu tłumaczenie tego wiersza albo będzie idealne, albo beznadziejne - trzeciego wyjścia nie ma. Albo jest, ale ciężkostrawne.

Wersja druga:

Męczyłem się strasznie - "inercja" nie jest najbardziej fortunnym rozwiązaniem. Ale cóż... w języku polskim, jak na tanslatorską złość, wszystkie wyrazy, które zaczynają się na "i" oraz które w dopełniaczu również kończą się na "i" (a takiego potrzebowałem, żeby zmieścić się w formie ostatniej zwrotki), przejawiają wnerwiającą tendencję do posiadania parzystej ilości liter.

idei, iluzji, indukcji, impresji, indolencji, informacji, idylli, immanentności (wyjątek :-), impas-u (pasowałoby naciągając, ale to -u...), izolacji

Więcej takich słów w języku polskim nie ma - przewertowałem cały słownik języka polskiego pod literą "i" :-) A jakie znaczenie niesie ze sobą inercja? Słownik języka polskiego PWN, 1982 - "bierne poddawanie się czemuś, niechęć do czynu, bierność, bezwład". Słownik języka polskiego, wyd. Wilga: "postawa odznaczająca się biernością, niechęcią do działania; poddawanie się losowi, biegowi wypadków; bierność, bezwład" 2. fiz., to samo co bezwładność w zn. 2.". Słownik wyrazów obcych, wyd. Europa: "(łc. inertia ‘bezczynność, lenistwo’) 1. bierność, marazm. 2. fiz. niezmienność ruchu ciała materialnego; bezwładność."

Sto razy bardziej wolę wersję pierwszą, wg mnie znaczeniowo dopasowaną (co starałem się powyżej udowodnić). Szkoda, że nie spełnia reguł formy...

Wybacz przydługaśność i ten stream of conscioussness, ale bronię swojego standpointu :-)

Opublikowano

Dobrze, przyjmuję to wszystko do wiadomości. Cały Twój tok myślenia wskazuje na fakt, że pracowałeś nad tym tłumaczeniem, że każde słowo było wielokrotnie przemyślane, że tłumacząc to w ten sposób, miałeś jakąś koncepcję.
Ale -
mnie, niestety, ciągle te tłumaczenia się nie podobają :)

W tym wypadku chyba wolę Barańczakowy "bezruch". Pochwalę Cię jednak za pełną świadomość swoich tłumaczeń :)

Pozdrawiam serdecznie.

  • 1 rok później...
Opublikowano

Muszę się zgodzić z krytyką poprzedników - za dużo kombinacji w tym krótkim wierszu. Tu nie chodzi o to żeby wymyślić nie wiadomo jak wyrafinowaną formę, przynajmniej według mnie. Czy nie lepiej było by przetłumaczyć wiersz tak po prostu? Wtedy forma wyjdzie nam sama. I nie zgodzę się, że znaczenie jest tu drugorzędne. To właśnie znaczenie gra tu główną rolę. Forma to jakby szczęśliwy wypadek przy pracy.

Gdy ja tłumaczyłam wiersz tak właśnie się stało. Skupiłam się na znaczeniu a forma pojawiła się sama. Oczywiście trzeba było troszkę rzeczy pozmieniać, żeby bardziej przypominało to oryginał, ale przesłanie zachowałam:

„n”

n
iC
n

ie mo

ż
e Przey
ż

szyć

m
iSteRiu
m

z

a
wieSzeni
a


Choć muszę się przyznać, że to zawieszenie nie przemawia do mnie do końca. Wolałabym tu wstawić "bezruch", "ciszę", ale nie wyglądało by to zbyt dobrze v
bezr
u
ch
u



×
×
  • Dodaj nową pozycję...