Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

miasto w którym oślepłem
strefa złamanych kręgosłupów
grzybów atomowych
przetrąconych skrzydeł piaskownic
na miejskiej starówce
ułożona troskliwie między blokadami
nerka Afrodyty
serce już porwane
w strzępach lamp ulicznych

miasto w którym ogłuchłem
Saul i Dawid jego harfa
jak jęk tramwajowych szyn
potrzaskane szkło
świst strun gardłowych
król śpiewa królowi
policyjną syreną psalm
rwanych z jabłoni czaszek
owoce już dawno
uschnięte w kanałach

miasto w którym zamilkłem
drenaż gzymsów
pociemniałe aorty uliczek
dlaczego mam krzyczeć
tajemnica ciemności
pozostanie tajemnicą
po co mi Platon
i wyciągnięty do nieba
paliczek u ręki cienie w jaskini
tyle co noc wieczna
z czarnego sukna
oto miasto białe od śmierci
szron tutaj sypki jak mąka
Praga stępionych nożyc
Praga senna jak zbrodnia

22.06.2006r.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Z tym wyrównywaniem wersów moga byc hece - ostatnio się wynurzyłem, ze za dużo wersów, a okazało się, że podręcznikowi prawie poeci maja wersy długie na metr - a jest to jak najbardziej poprawne. Np. jeden wers ma 21 zgłosek, kolejny - 3 :)
Opublikowano

Michale, nie chodzi mi o jakąś zasadę - "długich wersów pisać nie wolno i basta",
ale o długie wersy w tym konkretnym utworze; otóż moim zdaniem Autor ułatwił
by Czytelnikowi odbiór, gdyby wprowadził wersy o optycznie mniej więcej zbliżonej
długości. Dla pewnej ilustracji i dodatkowych argumentów polecam zarówno panu
Karolowi, panu Michałowi, jak i każdemu innemu człekowi lekturę wiersza pt.
"Węgrom" Z. Herberta (który prócz tego, że jest niezły, to na dokładkę również
traktuje o historii najnowszej). Pzdr!:)

Opublikowano

Wg mnie lepiej, tekst chyba nabrał jeszcze więcej dynamizmu, a może dramatyzmu?
Nie pamiętam jak było wcześniej, ale też ostatnie cztery wersy są dzięki temu dobrze
wyeksponowane - choćby dlatego było warto:) Ja mam jeszcze jedno pytanie do Autora,
a pytam zupełnie poważnie: co pana skłoniło do wybrania tego tematu? Liczę na odpowiedź,
może być tutaj, może i na privie. Pzdr!

Opublikowano

Wydarzenia z Pragi z 1968 roku są jednymi z najbardziej tragicznych historii XX wieku. Uważam, że powinno się je nieustannie przypominać. Przede wszystkim ku przestrodze. Taki jest cel tego wiersza i innych moich tekstów – refleksja i ostrzeżenie. Jestem młodym człowiekiem – praska wiosna dla mnie jest przede wszystkim elementem historii, miałem to szczęście, że nie przeżywałem namacalnie ponurej rzeczywistości lat 60.

Przesyłam serdeczne pozdrowienia,

Karol Samsel

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Jacek_Suchowicz Widzę,że wyobraźnia Ci też pracuje...
    • Autobus wolno posuwał się po szklistej powierzchni jezdni. Zima jak zwykle zaskoczyła pod koniec października, więc piaskarki wyjechały z opóźnieniem. Mimo trudności pogodowych pięknie wyglądały niewysokie oszronione drzewka przypominające teatralną dekorację.                Kobieta dobiegająca trzydziestki z rozczuleniem przyglądała się bajecznej scenerii, która przypominała szczęśliwe dziecięce lata u boku rodziców. Kilka dni wcześniej przeglądała rodzinne albumy. Znalazła tam zdjęcia z pierwszej imprezy choinkowej organizowanej przez miejsce pracy ojca. Spoglądała nieco z lękiem na Mikołaja ubranego w czerwono biały strój z kapturem na głowie obszytym białym futerkiem renifera.                W tym wieku wierzy się święcie w nadprzyrodzone wydarzenia. Za pośrednictwem mamy zdradza się pragnienia i nadzieje na prezenty w Wigilię. Ten dziadek mróz okazał się nieco spóźniony, spotykał się z dzieciakami w obcej przestrzeni, ale rozdawał worki z czekoladowymi cukierkami, które dziewczynka ubóstwiała. Nawet zbytnio nie grymasiła przy obiedzie, gdyż na deser mama podawała smakowity sernik z pianką i kompot truskawkowy. Pilnowała, aby na jej szklankę przypadało najwięcej owoców.                Pomimo późnej pory jechała na Ursynów, gdyż jej przyjaciółka z uczelnianego seminarium definitywnie żegnała się z krajem i znajomymi. Aneta podziwiała koleżankę z jednej ławki za podjętą decyzję. Sama nigdy nie potrafiła zdobyć zaproszenia na dłuższy pobyt we Francji. Na wszystko musiała rzetelnie zapracować, nieco lenistwa zawsze kończyło się niepomyślnie.                W Deauville nie umiała nawiązać kontaktu z rodowitymi Francuzami ani sprzedać z korzyścią wyszukanych wyrobów. Z kursu językowego powróciła do domu, ale bez szansy na ponowny wyjazd.                Mariola zaś zdobyła sympatię rówieśnicy z Paryża i lato spędzała we Francji. Praca fizyczna nie była jej obca, ale rozkoszowała się w wolnych chwilach zwiedzaniem i nawiązywaniem nowych przyjaźni, co zaowocowało nowymi perspektywami urządzenia życia na obczyźnie w uwielbianym kraju o pięknie brzmiącym języku, szczególnie w piosenkach i poezji.                Aneta pragnęła nieustannie podróżować, ale powroty do domu stanowiły wspaniałą okazję, aby poczuć się fantastycznie w domu, powitać rodziców i opowiadać o świecie, którego nigdy nie poznają.                Minęła Mokotów, miejsce spotkania z Mikołajem w karnawale, zbliżała się do Ursynowa, dzielnicy młodych, za którą nie przepadała. Szerokie arterie przecinały obszar dzielnicy, a po bokach zamiast mniejszych uliczek, dominowały osiedla z domami porozrzucanymi dookoła bez ładu i składu. Podobne wysokościowce nie tworzyły miłego klimatu, łatwo można było zagubić się w fantazyjnie wytyczonych ulicach, które nie przebiegały po linii prostej, gubiły się w zakrętach i przewężeniach. Nowy układ dzielnicy nie miał nic wspólnego ze starannie rozpracowanym planem miasta. Dla oka brakowało punktów zaczepienia aby rozróżnić poszczególne ulicy. Jedynie sylwetka kościoła nadawała okolicy swoistą atmosferę.                Nagle pojazd zatrzymał się z hałasem na przystanku na żądanie, wsiadło kilka osób. Aneta nie obserwowała już drogi z lekko zamglonego okna, gdyż wielopasmowa droga pozbawiona była roślinności.                Jej wzrok zatrzymał się na twarzy przystojnego mężczyzny o ciemnoblond włosach i zielonkawych oczach, które w sztucznym oświetleniu przypominały kota z babcinej działki. Patrzył spokojnie przed siebie, nie zdradzając emocji.                Kiedyś opowiadał o wizycie w gabinecie lekarskim kwalifikującym na przyznanie prawa jazdy na zawodowego kierowcę. Jednym z elementów było sprawdzenie reakcji na niespodziewane bodźce. Doktor uderzył kandydata w kolano, Marcin nawet nie zareagował. Wykazał się nieprawdopodobnym opanowaniem, co zadziwiło medyka. Nigdy nie spotkał się z podobną odpornością na nieoczekiwane ciosy.                Nie drgnął ani jeden mięsień na twarzy czterdziestolatka. Wysoko trzymał rękę na uchwycie aby utrzymać równowagę, gdyż autobus nieco chybotał się na oblodzonej jezdni. Kilka dziewczyn przyglądało się urokliwemu brodaczowi, w jego oczach nie zarysowało się zainteresowanie dziewczynami okutymi w kożuchy. Oparł się widokowi dawnej przyjaciółki, której nie udało się zapanować nad sobą. Anetę nadal hipnotyzowały te błyszczące oczy, które ignorowały jej obecność.                Rozstali się kilka miesięcy wcześniej. Przed nimi nie istniała wizja nieograniczonej szczęśliwości. Przez wiele dni Aneta akceptowała rolę tej drugiej w cieniu nieprzeciętnie samorealizującej się za granicą małżonki. Ona nie cechowała się sprytem ani sympatią wśród pracodawców. Szukała wciąż pracy, która przyniosłaby jej zadowolenie. Marzyła o dniu, kiedy rano wstanie bez złości, aby udać się na osiem godzin do biura. Lubiła być zajęta, wtedy mniej doskwierała nuda i ból pleców, koszmarna dolegliwość nękająca urzędników.                Relacje pomiędzy nimi układały się zadziwiająco dobrze, pomimo że nie budowali razem zamków na piasku. Pierwotne zauroczenie wciągało coraz bardziej Anetę. Każde spotkanie z ukochanym wyzwala w niej nową energię, trywialne sprawy odkładała na bok. Marcina, praktykującego katolika, coraz częściej dopadały wyrzuty sumienia, kiedy obserwował beztroskę i radość w zachowaniu partnerki. Ostrzegał, że nie zrezygnuje z małżeństwa. Ona nie wymagała takiego posunięcia, nadal radośnie uśmiechała się na jego widok                Oddalili się od siebie przez przypadek i chwilę złości, w którą nieoczekiwanie wpadła Aneta. Zamierzał pozostawić ją samą na lodzie, gdyż spotkał przyjaciół, w gronie których często spotykali się z żoną. Aneta kiwnęła potakująco głową, ale po chwili wymówiła jedno zdanie, które oznaczało zerwanie.                — Popatrz, machają również do ciebie inni koledzy. Zostań z nimi, ja usuwam się już w cień. Nie będziesz się wstydził się relacji z podejrzaną istotą. Pozostań wierny, tej której ślubowałeś. Będę szaleć na lodzie bez twojego towarzystwa. Baw się dobrze, kochanie!                W trakcie jazdy na Ursynów powrócił ból, jaki odczuwała, wracając do domu. Łzy, chlipanie nosem i najgorszy uraz, jakim jest poczucie winy, nie opuszczały jej od tamtego czasu. Z jednej strony, rozpadł się związek skazany na niepowodzenie, z drugiej ciało domagało się pieszczot i pocałunków.                Wyobraźnia podsuwała te same obrazy, wycieczki w rejon Puszczy Kampinoskiej, okolice Wilanowa i zabawa w berka wokół świerków w Łazienkach. Uwierał brak dotyku i obecności mężczyzny, do którego ciągle wzdychała.                — Czyżbym ja sama sprowadziła go telepatią na spotkanie? Na jego twarzy nie widać cienia smutku, a ja nie jestem w stanie opanować drżenia rąk i wypieków na policzkach. Ogarnia fala gorąca, której nie mogę zdusić. Powinnam wysiąść na trzecim przystanku, dalszą trasę odbędę piechotą.                Ciemna ulica, na której znajdowało się kilka rozrzuconych latarni, nie sprzyjała wędrówkom. Mrugały światła samochodów, gdzieniegdzie pojawiały się pojedyncze sylwetki mieszkańców. Snuła się samotnie podobnie jak w pamiętny wieczór pod Torwarem.                Niektórzy topią zmartwienia w alkoholu, w przypadku Anety tę rolę odgrywały samotne spacery. Pokonywała spore odległości w mieście, wyznaczając różne cele, poznawanie warszawskich pałaców i pomników. Pracoholizm też pozwalał jej zapomnieć o przeżyciach, które naderwały jej psychikę.                Szła prosto przed siebie torturowana przez wspomnienia. Odżyło pragnienie fizycznej bliskości. Pamięć nie ogranicza się jedynie do słów, rejestruje również inne bodźce, dotyk i zapach. Pragnęła wziąć za rękę dawnego partnera i usłyszeć ciepły głos wymawiający fragment zwierzeń „A ja zawsze, panie Marcinie, byłam niezwykle poważna, nie traktowałam życia z dystansem”.                Powiew wiatru osuszył łzy. Zimno wyrwało zdesperowaną kobietę ze wspomnień. Znalazła budynek, do którego zmierzała. W windzie poprawiła makijaż i wtarła grubą warstwę pudru w zaczerwienione policzki.                Nikomu nie wspomniała o nieoczekiwanym spotkaniu. Umiejętności kulinarne koleżanki poprawiły nastrój. Pochłonęła sporą ilość smakowitych bez ze śmietaną. Jak za dawnych lat ciastka wyzwalały swoją moc, otępiały ból, który nigdy nie zaginie. Z czasem nauczy się tolerować istnienie przykrych wydarzeń.                Nie wyrzuciła fotografii Marcina, zrozumiała, że minął szczęśliwy etap jej życia. Właściwości pamięci nie przestają zadziwiać ludzi. Wiadomości, które chcemy opanować, natrafiają na pustkę w głowie, a pewne epizody tkwią na stałe w szarych komórkach oporne na wszelkie ataki i zapomnienie. Uczuciowy zawód wpisuje się w ciemną stronę mózgu niezależną od woli. Oboje oddalili się jedno od drugiego, ale w psychice Anety pozostała skaza. Pogardzała sobą za naiwność i sprzeniewierzenie się zasadom zdrowego rozsądku. Ta kaleka miłość doskwierała na każdym kroku. Nie idealizowała Marcina, wady maskowała czułość i serdeczność, jakiej nigdy nie zaznała.                Zetknęli się ze sobą jeszcze dwa razy. Aneta dzwoniła do szefa w sprawach służbowych, a wykręciła numer dawnego ukochanego. Rozpoznała głos, ale szybko odłożyła słuchawkę. —  Czyżby dążyła do ponownego nawiązania kontaktu? – bezwiednie zadawała sobie to pytanie.                Rozważna strona natury podpowiadała, że łatwo pomylić cyfry na klawiaturze i nie należy w tym geście poszukiwać ukrytego znaczenia. Druga strona charakteru wbrew logice dopatrywała się tęsknoty, której nigdy nie zwycięży niepamięć.                Innym razem otrzymała pismo z administracji upominające o zapłacenie czynszu. Urzędniczka popełniła błąd, gdyż Aneta zawsze terminowo regulowała wszelkie opłaty. Należało interweniować. Pod monitem widniało nazwisko małżonki Marcina. Z ciężkim sercem przystąpiła do działania. W lusterku odbijała się pobladła twarz zwykle o ciemnej karnacji. Z trudem wydobywała głos, który brzmiał jak wypowiedź dziecka. Pod nieobecność naczelniczki wyrażono ubolewanie za zaistniałą sytuację. Wyraźnie los bawił się jej przeszłością i ciągle przypominał o grzechach młodości.  
    • Gdy słońce znajduje się w zenicie,cienia brak.Ale to w tropikach.Pozdrawiam.
    • @andreas nie będą wnikał co tobie robi story domysłów zasnuły rozum choć szlafrok z pokus kibić jej zdobi jak robi dobrze zostawiam spokój :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...