Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Świat inny niż nasz...


Rekomendowane odpowiedzi

Ines leżała na piaszczystym brzegu strumienia, rozleniwiona i rozmarzona nie usłyszała, że ktoś skrada się za drzewem, pod którym leżała.
-Cześć! – wykrzyknął tajemniczy osobnik za plecami Ines. Dziewczyna podskoczyła przestraszona.
-Zwariowałeś?! Chcesz, żebym umarła na atak serca? Czy wiesz ile w dzisiejszych czasach kosztuje pogrzeb?!
-Przepraszam, już nie będę... – po tych słowach zza drzewa wyłonił się chłopak, chociaż lepszym określeniem byłoby mężczyzna. Niezdarnym ruchem ręki odgarnął długie, kruczoczarne włosy, które opadały mu na zielone oczy.
-Pojeździmy? – zapytała dziewczyna i spojrzała w kierunku fryzów, które pasły się po drugiej stronie strumienia.
-Z chęcią! – wykrzyknął mężczyzna.
-To chodźmy – rzekła z uśmiechem i zaczęła ściągać buty.
-Co robisz? Przechodzisz na drugą stronę? Przecież nie masz siodeł.
-Założymy się? – zapytała Ines i mrugnęła łobuzersko okiem. Wskoczyła do strumienia, przebrnęła przezeń z łatwością, ponieważ było mało wody. Stojąc na drugim brzegu wykrzyknęła:
-Adam!!! Idziesz? – i zaczęła się śmiać. Młody mężczyzna, gdyż liczył sobie dziewiętnaście lat, zaczął ściągać swoje buty i wskoczył do wody.
-Z-z-z-z-i-i-m-m-n-n-o-o-o!!! – wykrzyknął, szczękając zębami.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
-Z czego tak rechoczesz?!
-Z ciebie – powiedziawszy to pokazała mu język. Adam nie mógł puścić jej tego płazem, więc wyskoczywszy ze strumienia, zaczął ją gonić. Jednak złapanie jej nie było takie proste. Dziewczyna była zwinna jak łania i omijała wszelkie doły. Gdy dobiegła do najbliższego konia dała mu marchew, którą miała w kieszeni, i wskoczyła na jego grzbiet.
-Teraz spróbuj mnie złapać! Wio!!!
-Ej! Czekaj, nigdy nie jeździłem na oklep!
-Kiedyś musi być pierwszy raz!
-Ale buty zostawiliśmy nad strumieniem! Na boso?
-A co to za różnica? – po tych słowach ścisnęła konia łydkami, a ten ruszył galopem przed siebie. Adam nie chcąc wyjść na tchórza, dobiegł do karego diabła, wskoczył nań i także ugodził konia piętami. Lecz ten, ani myślał ruszyć się z miejsca.
-Co jest? No głupia szkapo, ruszaj się!!! – krzyczał młody mężczyzna – Wiooo!!!
Klacz jakby tylko czekała na to słowo. Ruszyła przed siebie galopem, zostawiając swego jeźdźca za sobą. W tym samym momencie, Ines odwróciła się i widziała upadek towarzysza. Zawróciła konia i podjechawszy do Adama, który zdążył się już podnieść, zsiadła z wierzchowca i rzekła:
-Nie spodziewałeś się tego, co? – wybuchnęła śmiechem.
Adam spojrzał na nią spod byka.
-Nie... Ale... i tak cię dorwę, za ten twój język! – po tych słowach rzucił się na nią i zaczęli łaskotać się nawzajem.
-Dość już tych igraszek na trawie!!! – dał się słyszeć głos za ich plecami – Miałaś posprzątać w stajni, a podrywasz chłopaka z miasta?
-Ale tato...
-Żadnych, ale!!! Marsz do stajni, zająć się końmi, jeszcze ogiery są do wyczyszczenia. A ty młodzieńcze... Jeśli jeszcze raz zobaczę cię z moją córką... – przerwał swoją groźbę i ruszył za dziewczyną, która już przechodziła przez strumień.
-Stary zgred – mruknął Adam pod nosem.
-Co powiedziałeś? – zapytał pan Smith.
-Powiedziałem, że już nigdy mnie pan nie zobaczy.
-Też mam taką nadzieję.
Adam odwrócił się na pięcie i poszedł po swoje obuwie. Idąc nad strumień, widział w dali dwie oddalające się sylwetki.
-Mnie nie zobaczy, jej też nie... – po tych słowach uśmiechnął się.
*

Wychodząc ze stajni usłyszała dziwny dźwięk, jakby koń kopał w ścianę boksu. Chcąc wiedzieć, co zaniepokoiło ogiera, weszła z powrotem do stajni. Wszystkie konie stały spokojnie. Stukot powtórzył się. Dziewczyna zaczęła zmierzać ku końcowi stajni, gdyż stamtąd zdawał się dochodzić dziwny odgłos. Doszła już do końca, lecz żaden koń nie był zaniepokojony. „Cóż to może być?” – pomyślała. Jakby w odpowiedzi stukot znów się powtórzył. Tym razem z jej lewej strony. Podeszła do ściany. Zastukała takim samym rytmem, jaki usłyszała. Odpowiedziało jej pukanie. Zrobiła to samo. Nagle… łuuup!!! Leży na ziemi, a nad nią pochyla się nieznajomy. Ines widzi tylko jego twarz. Niebieskie oczy, długie blond włosy, mały nos… „Ja go chyba skądś znam… Tylko skąd?” – zastanawiała się. Na głos jednak rzekła:
-Kim jesteś? Skąd się tu wziąłeś i dlaczego oberwałam w głowę?
-Spokojnie, nie denerwuj się – nieznajomy uśmiechnął się łobuzersko – O tym, kim jestem powiem przy okazji. Skąd się tu wziąłem? Przyszedłem. Dlaczego oberwałaś? Bo… to nie ty miałaś dać mi znak na wejście.
-A niby, kto inny mógł dać ci ten znak?
-Nasz wspólny znajomy, a teraz skoro pokrzyżowałaś mi plany, musisz iść ze mną – jego głos już nie był tak uprzejmy.
-Ile masz lat, żeby mi rozkazywać? Kto pozwolił ci to robić?
-Wystarczająco dużo! A teraz chodź! – po tych słowach złapał ją za włosy i zaczął szarpać w kierunku bocznego wyjścia ze stajni.
-Człowieku, co ty wyprawiasz? Puszczaj!!! Aaaaaa…
-Widzisz to? – powiedziawszy to, wyciągnął z kieszeni nóż.
Ines od razu się uspokoiła, wolała mieć głowę na karku.
-A teraz bez problemów musimy wydostać się z posiadłości twego ojca. Idziemy!
Puścił jej włosy. Trzymając dziewczynę za ręce, wyszedł ze stajni. Rozejrzał się dookoła, czy aby nie ma gdzieś pana Smith`a, i szybkim krokiem ruszył w kierunku strumienia. Bez przygód dotarli nad strumień. Stały przy nim trzy wierzchowce. Lecz nie było widać żadnego jeźdźca.
-Wsiadaj! – rozkazał nieznajomy, wskazując na jednego z fryzów.
-Czy to są klacze ojca?
-Nie zadawaj tylu pytań!
-Kto jeszcze będzie jechał?
-Powiedziałem, żebyś nie zadawała tylu pytań! Nikt, bo pokrzyżowałaś nasze plany!
-A czy… - prask… nieznajomy blondyn uderzył ją ręką w policzek.
-Jak śmiesz! – po tych słowach Ines zamierzyła się na mężczyznę. Nie uderzyła go jednak, gdyż coś innego przykuło jej uwagę.
-Już wiem skąd cię znam…
Blondyn udawał zdziwionego, lecz wiedział skąd dziewczyna go zna.
-Ty jesteś… - nie dokończyła, gdyż oto nadbiegł Adam.
-Co wy tu robicie? Miałeś być w stajni! Przychodzę, a tam nikogo nie ma.
-Ona mi przeszkodziła – blondyn spojrzał spod byka na dziewczynę i poprawił sobie włosy. Nie mogła tego dłużej znieść. Przywaliła nieznajomemu jak najmocniej mogła. Miała wolne ręce, gdyż blondyn puścił ją widząc Adama. Blondyn zachwiał się i usiadł na ziemi.
-Ej! Co ty wyprawiasz? – wściekał się Adam – wskakuj na klacz i siedź tam.
Ines zdziwiona zrobiła to, co powiedział. Siedząc na wierzchowcu, nie mogła usłyszeć, o czym tak zawzięcie dyskutowali mężczyźni. Adam podszedł do niej.
-Jedź z nim i rób, co ci każe, spotkamy się za kilka dni. Dobrze?
-Ale, czemu mam wyjeżdżać? Tata wie?
-Nie zadawaj tylu pytań. Jedź.
Blondyn podszedł, wsiadł na konia i zapytał:
-Gotowa?
Dziewczyna odpowiedziała skinieniem głowy. Ruszyli, zostawiając Adama za sobą.
-Mogę zadać jeszcze jedno pytanie? – zapytała niepewnie blondyna.
-Możesz…
-Nazywasz się Fabian?
-Tak – odpowiedział.
-Fabian Morty?
-Tak – rzekł z dumą.
Ines nic już nie powiedziała, ale zaczęła bardzo intensywnie myśleć. O czym? Któż to wie… Jechali przed siebie, łąkami, lasami… Nic nie zakłócało ciszy. Nawet ptaki nie świergotały. Nie zatrzymali się przez kilka godzin, do czasu gdy Fabian doszedł do wniosku, że konie nie dadzą rady iść. Postój nastąpił o zachodzie słońca. Panna Smith rozglądając się za drogą ucieczki zauważyła, że przez łąkę, na której się zatrzymali, płynie szeroka rzeka.
-Przywiąż konie do tego drzewa nad rzeką, aby mogły się napić. Ja pójdę pomiędzy krzaki i poszukam drewna na opał. Tylko nie myśl o tym, aby uciec.
-Yhmmm… - powiedziała dziewczyna bez przekonania.
Fabian popatrzał jeszcze raz na nią i poszedł w kierunku gęstwiny. Młoda kobieta przywiązała klacze i rozsiodłała je. W jukach przy swoim wierzchowcu znalazła zgrzebło, więc wyczyściła oba fryzy. Gdy kończyła Morty wyszedł spomiędzy krzaków i wyciągnąwszy zapałki z kieszeni, począł rozpalać ognisko. Już po kilku minutach dało się słyszeć trzaskanie ognia.
-Podaj mi mój plecak, proszę – poprosił Fabian.
Dziewczyna zrobiła to. Blondyn wyciągnął niego dwie kiełbasy, nabił je na przyniesione przez siebie patyki. Jeden z nich wręczył towarzyszce.
-Nie chcę – rzekła.
-Musisz coś jeść, w przeciwnym razie nie dojedziesz do celu naszej podróży.
-A co nim jest?
-Już mówiłem, nie zadawaj tylu pytań.
Nie chcąc się narażać na gniew, nie zadawała więcej pytań.
-Jedz.
-Nie dopóki się nie dowiem, dlaczego mnie porwałeś…
-Ja? Ja cię porwałem? Dobre sobie! – rzekł to i wybuchnął donośnym śmiechem.
Oburzona dziewczyna odpowiedziała:
-Tak! A co? Może sama kazałam się porwać? Hę? Może jeszcze mi wmówisz, że sama sobie groziłam nożem? – na te słowa Fabian dał tylko jedną odpowiedź. Śmiech.
-Co w tym jest śmiesznego? – odparła oburzona.
-To… że… hahahaha… no, nie mogę… że… ten nóż… hahaha… wcale… ale to jest śmieszne… taka naiwna… haha…
-Co z tym nożem? – zaczęła się dopytywać zniecierpliwiona Ines.
-On nie był prawdziwy – rzekł Morty na jednym wydechu i znów parsknął śmiechem.
-Nie? – rzekła zaskoczona.
-Nie!
-To znaczy, że mogłam nie dać się porwać… Oj, ja głupia, ja nieszczęsna… - zaczęła użalać się nad sobą.
-Tak jest maleńka. A wiesz co? Mam na coś ochotę. A ty pewnie też. W końcu jesteśmy tu sami. We dwoje. Nikogo na odległość kilku kilometrów…
-Nie!!! Odczep się, zboczeńcu! – zaczęła krzyczeć, gdy Morty zaczął się do niej zbliżać.
Fabian znów zaczął się śmiać.
-Uwierzyłaś, że mógłbym to zrobić? Hahahaha… ale ty jesteś naiwna …
Dziewczyna rozpłakała się. Nie mogła dłużej znieść tych pogard i wyśmiewania się z niej. To było ponad jej siły. Nagle w ciszy nocnej, daje się słyszeć tęten końskich kopyt.
-Adam??? – zadaje cichutko pytanie, zapłakana Ines.
Morty skoczył w kierunku dziewczyny. Przyłożył rękę do jej ust, aby nie krzyczała i zaczął biec w kierunku krzewów. Przykucnęli i czekali na jeźdźca. Wydawało im się, że czekają wieki. Wnet z ciemności wyłonił się wierzchowiec wraz z jeźdźcem.
-Tfatfa? – dziewczyna usiłowała coś powiedzieć.
-Zamknij się – syknął blondyn – Chyba nie chcesz, żeby nas znalazł? Ciii…
Jeździec podjechał do ogniska, lecz na taką odległość, aby koń nie spłoszył się. Fabian wraz z zakładniczką mogli ujrzeć jego twarz. Był to pan Smith. Fryz zastrzygł uszami i zarżał. W odpowiedzi odezwały się klacze przywiązane nad rzeką.
-Przeklęte szkapy – wściekł się Morty.
-Wiem, że tu jesteście! Córko, zmądrzej, wracaj do domu. W tej chwili! Adam, nędzniku wypuść ją!
-Chodź… - szepnął Fabian do ucha porwanej. Nie mając innej możliwości poczęła skradać się za blondynem. Bezszelestnie zbliżyli się do rzeki. Wrzucili siodła na grzbiety fryzów i powoli ruszyli z biegiem rzeki.
-Tylko, żeby nie rżały, bo je pozabijam… przejdźmy na drugą stronę.
Gdy przeszli przez wodę, usłyszeli przed sobą tęten końskich kopyt. Zatrzymali się i zaczęli szukać schronienia przed zbliżającym się zwierzęciem. Niestety nie znaleźli.
-No to po nas. Szybko, zaciągaj popręg i galopem!
Siedzieli na klaczach, gdy z ciemności wyłoniło się zwierzę, które tak ich przestraszyło. Biały koń, promieniujący blaskiem, zatrzymał się przed Fabianem i dziewczyną. Stworzenie patrzyło na nich czerwonymi oczami. Dopiero gdy zwierzę załopotało olbrzymimi, pokrytymi piórami skrzydłami, dostrzegli, że nie jest to koń. Stwór stanął dęba na tylnich nogach. Przednimi łapami, które równie dobrze mogły należeć do lwa, uderzył wierzchowca Fabiana. Koń powinien paść na ziemię, a z rany powinna płynąć krew. Lecz tak się nie stało. W miejscu, gdzie miał być otwór w końskiej skórze widniało znamię. Była to litera „T”. Jednak to nie był koniec dziwnych zjawisk. Z ciemności, dostojnym krokiem, wyłoniła się biała jak śnieg, klacz. Także promieniowała dziwnym blaskiem.
-Co… co… t-t-t-o??? – zapytał przerażony Morty.
-Wydaje mi się, że czekały na nas… - odparła dziewczyna.
Stworzenia popatrzały na ludzi. Klacz podeszła do fryza panny Smith. Spojrzała czerwonymi oczami w oczy fryza i odwróciła się. Zaczęła odchodzić. Dziwny zwierz koniopodobny ruszył za białą klaczą. Wierzchowce wraz z jeźdźcami także szli za śnieżnym koniem.
-Jak myślisz, dokąd one idą? – odezwał się Fabian.
-Sądzę… zresztą nieważne. Jak dojedziemy, to zobaczymy. Przypuszczam, że nie będziemy długo czekać, aby się dowiedzieć.
Jechali w całkowitej ciemności. Chmury zakryły księżyc, nie widzieli niczego oprócz końskich łbów i dziwnych stworzeń, które poruszały się przed nimi.
Wkrótce dojechali na skraj lasu. Dziwne stworzenia, poczęły podążać ścieżką, której ani dziewczyna, ani Morty nie zauważyli. Dookoła panowała cisza, którą, od czasu do czasu, przerywał jakiś szmer. Wszystkie dzikie zwierzęta pochowały się, przed nocnymi gośćmi. Jadąc tak przez puszczę, Ines zauważyła w głębi lasu blask ognia. Szturchnęła Fabiana łokciem – gdyż jechał blisko niej – i wskazała miejsce, w którym widziała blask.
c.d.n.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...