Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Równomierny stukot pociągu uspokajał powoli mój oddech i chęć płaczu. Ludzie w przedziale przyglądali mi się z wyraźnym zaciekawieniem, ale nikt się nie odezwał.
Do czasu. Podszedł do mnie chłopak, na oko dwudziestokilkuletni.
- Dlaczego anioły płaczą? – Spojrzałam zaskoczona na niego. W oczach świeciły mu się iskierki radości i powagi.
- Bo muszą znowu czekać.
- Chłopak?
- Cały mój świat.
Poczęstował mnie papierosem i spojrzał wyczekująco. Wytrzymałam to spojrzenie, kiedy on nagle krzyknął cicho i sięgnął do torby.
- Wiem!
- Cieszę się.
- Ja pisarzem jestem. Pani opowie, ja spiszę. Pasuje?
Uśmiechnęłam się do siebie. Paradoks, pisarz pisarza spisywać będzie. Ciekawe.
- Pasuje.
- To dajesz.
Sięgnęłam po butelkę z sokiem i rozsiadłam się wygodniej, na 6 godzin jazdy jednak.
- Pierwszy dzień. Masakryczna pobudka, przed piątą rano. Tata podwiózł mnie na dworzec, bo ten Piękny jednak z prawie drugiego końca Polski. Nie powiem, pietra miałam jak nic, pierwszy raz w życiu miałam zobaczyć kogoś, komu od pół roku wyznawałam miłość. Pan się nie krzywi, panie pisarzu, bo ja też dusza artystyczna, ale o tym później. Nie trzeba kogoś dotykać, całować, widzieć żeby kochać. Takie jest moje zdanie. Na dworcu to już nogi miałam jak z galarety, kupiłam paczkę papierosów, choć wiedziałam, że Jemu się to nie spodoba. Cały czas mózg mi chodził, jak go mam przywitać. I przywitałam. Do dziś mam ochotę się za to w dupę kopnąć. Pan tej „dupy” nie pisze. Widzę Go z daleka, podchodzę i mówię: „bu”. No co za osioł mógł takie coś wymyślić, chyba tylko ja. Trochę się uśmiechnął, ja byłam już przekonana, że chce uciec powrotem. On. Pojechaliśmy do mnie. Poznał moją siostrę, wypił kawę. O dziesiątej poszliśmy na spacer. Ani razu się nie dotknęliśmy. Chciało mi się płakać. Wróciliśmy do mnie. Strasznie chciało mi się spać, i jakoś tak zdrzemnęłam się z głową opartą na kolanach. I usłyszałam: „Jak słodko. Kocham cię”. A serce to mi mało z piersi z radości nie wyskoczyło. Ale siedziałam dalej z trzy metry od Niego. Potem oprowadziłam go po domu. I jakoś tak w moim pokoju stanął za mną. A ja sobie myślę, „one kozie dead” , przesunęłam się do tyłu i oparłam głowę o Jego ramię. Objął mnie i pociągnął na fotel. Pierwszy raz w życiu płakałam ze szczęścia, pan zna to uczucie? Ale wyglądało, że na tym się skończy, wróciła moja siostra i jakoś się znowu drętwo zrobiło. Siedziałam obok Niego, i odchyliłam głowę do tyłu. Hehe, pierwszy pocałunek nasz i znowu się modlę w myślach: „schowaj te zęby”. No, ale nic. Było super. Poprosiłam Go, by został na noc. Został. Nie nudzę?
- Nie, bynajmniej. Ładnie pani mówi, tak z emocją.
- Bo ja cała emocją jestem. W pracy mi to pomaga.
- A pani jest…?
- Poetką.
- O, może znam?
- Nie sądzę.
- Zdradzi pani nazwisko?
- Później może.
- Dobrze, proszę kontynuować. Dopiero Lipce.
- Więc został na noc. Dziwnie się spało, czekaliśmy na siebie pół roku i noc spędzamy oddzieleni zimną ścianą i bacznym uchem moich rodziców. Rano tata szedł do pracy. O szóstej dostałam esemesa. Że czeka na mnie. Poszłam do Niego, a strasznie mi się wciąż spać chciało, więc tylko się obok położyłam i zasnęłam. Poczułam jak mnie obejmuje. Mama wyszła na targ. Jakoś zaczęliśmy się całować. To drugi dzień już, zapisał pan?
- Ledwo nadążam.
- Sam pan chciał.
- Oj, po co ten cynizm? Przecież się nie skarżę. I do niczego nie zmuszam.
- No dobrze, przepraszam. Będę już miła.
- Zobowiązan.
- Jak do Niego o szóstej przyszłam, tak o jedenastej wstaliśmy. Nie, do niczego nie doszło. Ja mam zasady. Przynajmniej do tamtego momentu miałam. Potem poznał moje koleżanki i uprosiliśmy mojego tatę, żeby pozwolił mi do Niego jechać. Dziesiąta wieczorem był pociąg. A też mieliśmy przygody, ale to już jak się trzeci dzień zaczął. Dlaczego tak te dni liczę? Potem panu wyjaśnię. Okazało się, że część wagonów była odczepiana, i jechaliśmy nie w tą stronę, co trzeba było. Jakiś Nasielsk, ale co to za wieś jest. Z tego całego Nasielska dopiero do Warszawy, z Warszawy na drugi koniec Warszawy i z drugiego końca Warszawy jakimś pekaesem do Jego miasta. Czemu nie chcę powiedzieć? A po co? I tak każdy by pomyślał, że to fikcja literacka, a tego nie lubię. No i jak do tej Jego mieściny dojechaliśmy, to już ósma była. Poznałam Jego mamę, fajna babka, choć ciut za żywa i wścibska. Nie ubliżając, ciekawska taka. Trochę położyłam się spać. Poszliśmy na spacer i wróciliśmy. I być może popełniliśmy błąd, być może osiągnęliśmy kolejny etap, ale poznaliśmy siebie na wskroś, tak to nazwę. Nie, nie uprawialiśmy seksu. To było coś innego. Spontaniczne, zalęknione, głodne, wystraszone, niecierpliwe dotyki, pocałunki, jakbyśmy chcieli w tą chwilę nadrobić cały stracony nasz czas, stracony na marzenia i domysły. Nie zapędziłam się?
- Nie, to bardzo ładne, co pani mówi. Cały przedział już słucha.
- Na zdrowie.
- I znowu cynizm.
- Bywa. Po tym wszystkim nie mogłam Mu spojrzeć w oczy. Nie mówię o tych kretyńskich myślach, które oczywiście mnie prześladowały, w stylu „co on sobie o mnie pomyśli”, ale po prostu wstydziłam się siebie, swoich reakcji, bałam się, że go zraziłam w jakiś sposób. Ale znów mi wyznał miłość. I znów poszliśmy na spacer, już w nocy. Obojga nas przygnębiała myśl o moim jutrzejszym wyjeździe. Kiedy wróciliśmy do domu, poszliśmy do pokoju przeznaczonego mnie na mój pobyt tam. I leżeliśmy obok siebie do wpół do pierwszej wsłuchani we własne oddechy. Metafizyka. Potem On poszedł do siebie i tak sennie nastało rano. Dzień czwarty. Ostatni. Przywołałam Go do siebie jeszcze przed siódmą. Ostatni wybuch pożądania, ostatnie zawstydzone spojrzenia. Sprawdzenie pociągu, spakowanie. Nerwowe śniadanie. Najsmutniejsza podróż w całej mojej karierze. Niewiele pamiętam z tamtego dnia, przygnębienie rzuciło mi się na mózg jak płaszcz Tuxido Mask. To z „Czarodziejki z Księżyca” postać. Na dworcu planowaliśmy przyszłość. Nie tylko kolejny przyjazd, ale i biały domek, psa i ilość dzieci. Ja wiem już, proszę pana, że ten, albo żaden inny. Potem przyjechał pociąg. Ten co to w nim siedzimy. I wie już pan, że nie potrafiłam powstrzymać łez. I że On też. Resztę wszystko pan już wie.
- Szybko.
- Wszystko działo się szybko.
- I wszystko szybko spisałem. Dziękuję. - Przedstawił się, Tadeusz jakiśtam.
- Miło mi.
- To zdradzi mi pani teraz, dlaczego tak pani liczy te dni?
Podszedł do nas jakiś młody chłopak.
- Przepraszam, pani Gabriel? Pani dostała ostatnio nagrodę Nike? Czy ja mogę dostać autograf?
Ani się spostrzegłam, a tu już moje miasto. Szybko podpisałam kartkę chłopakowi, uśmiechnęłam się do zaszokowanego pisarczyka i wręczyłam mu inną kartkę.
- To te dni. Do widzenia.
A peron mój wyglądał bez Niego bardziej smutno niż zwykle.

Zastanawiacie się, co było na tej kartce?
Odpowiedź jest prosta, moje „dni”.

Opublikowano

Nawet ciekawe zakończenie. Nie podoba mi się tytuł (główna myśl). Wydaje mi się trochę pretensjonalny i średnio ciekawy fabularnie. "Pisarz pisarza będzie spisywał..."? Zrezygnowałbym z tego ciągłego zauważania "cynizmu". bo traci on przez to na wartości. Styl nieźle oddaje pociągowe rozmowy. Tadeusza Makowskiego lubię. Jako malarza :)
Pozdrawiam.

  • 3 tygodnie później...
Opublikowano

Wiesz, bardzo mi się Twoje opowiadania podobają. Masz lekką rękę, tekst dobrze się czyta. W zasadzie, to czułam się poniekąd jakbym była jedną z pasażerek tego wagonu. Lekkie, a jednocześnie ma w sobie powagę... Pogodne, azarazem w melancholię wprowadza... Bardzo mi się podobało. Oby więcej takich tekstów.
Powodzenia
I pozdrowienia cieplutkie :)
M.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...