Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Mister Koks z Amerykańskiej Kotłowni


Rekomendowane odpowiedzi

Nazywam się Travis Ivory. Mam 20 lat. Jest noc. Mglista i przeszywa chłodem. Stoję ubrany w wełniany sweter i sztruksy na pomoście, nad ogromnym jeziorem. Daleko od domu. Już nawet dalej niż mi się wydaje. I jeszcze dalej niż wy sądzicie.
Nie żyję od 25 lipca 2003 roku. Ale nic nie szkodzi. Ludzie zauważą to dopiero za kilka lat, gdy moje serce przestanie bić.
Na razie wciąż wydaje mi się, że działa. Widać, ma powody. Zapalam papierosa. Ostatniego. Przedostatniego w paczce, ostatniego tutaj. Jest ze mną mój zegarek. Compostela postanowiła mi go oddać. Pada bowiem deszcz. Jak niegdyś.
Wszyscy myśleliście, że jestem waszym przewodnikiem. Że poprowadzę was ku czemuś jaskrawszemu. Przewodnikiem. Chyba, że rezonansu akustycznego.
Stoję tutaj tak, bo postanowiłem na chwilę się oddalić i coś wam opowiedzieć. O nas. O tych, których głosy dochodzą mnie z niedaleka.
Tak. To przyszłość. Zapowiadam ją. To się jeszcze nie wydarzyło. Tu, na pomoście mam już więcej niż 20 lat. Patrzę w tą otchłań w nocnych głębinach i zastanawiam się czy miałem rację. Czy istotnie wolność mieszka poza krawędziami świata. I czy tam mija smutek w nas.
Nieważne. A więc po kolei. Dawno już temu straciłem przytomność w tramwaju. Uzewnętrzniłem swój ból na niewinnych pasażerów. Pewna przemiła koleżanka obdarowała mnie chustką. Jak podczas ukrzyżowania Chrystusa. Byli też inni. Jednemu z nas nie spodobał się film produkcji polskiej i też zrecenzował go szczerym „Błeeeeeeeeeeeerrrrrrrrrchhhhhhh!!!!!!” drugi koleś powiedział: „W sumie uważam, iż mój przedmówca miał rację co do tego obrazu. Również jestem zdania, iż ten film „Błeeeeeeeeeeeerrrrrrrrrchhhhhhh!!!!!!” I wyszli jak gdyby nigdy nic.
Wiele miesięcy później pan w okularach był zdania, że prędzej zginie cały świat niż on utraci trzeźwość umysłu. Obstawał przy swoim, nawet gdy przegrał. To się nazywa bronić swego stanowiska. Zresztą chyba mu uwierzyli bo pozwolili mu spać w korytarzu udostępnionym dla całej załogi wycieczki. Pamiętne słowa : „Najpierw się odlejemy, a potem go pozbieramy” śmieszą mnie nawet teraz, gdy to wszystko jest tylko wspomnieniem.
Bywały też przypadki, że owa wybawczyni, która wspomogła mnie chustką, założyła się, że zje katedrę. Zostały jej już tylko zabytkowe drzwi, gdy będąc pewną siebie, wyrzuciła z siebie wszystkie cegły na podłogę. Nie chciała by to widzieli, więc zamknęła się z tymi cegłami w pomieszczeniu służącym do tego. W tej zresztą melinie, nie tylko ona miała przygody z autopilotem. Pewien przemiły jegomość łapał się drzew, niedługo po tym jak podał mi numer do swego ojca na komórkę. Chciał zadzwonić i powiedzieć, że nie wróci na noc. Numer brzmiał 504 126 889 576 345 234 787 556 120 503 12 81. Jakoś tak. Sami rozumiecie, że nie mogłem nic zrobić. Wzywał potem imię swej ukochanej. Szkoda, że mnie z nią pomylił. W ogóle zdarza mu się mnie albo nie poznawać, albo mylić z innymi. Wołał mnie kiedyś po całym lesie i ciągnął za rękę bym pomógł mu mnie szukać. Swoją drogą w tym lesie to działo się nie jedno. Rozładowywanie stresu przed maturą, przed ważną świętą wojną zwaną POLSKA – ANGLIA. I inne. Rosyjskie produkty, które są tanie lecz szumią. Był nawet ten co to zawsze nawija przez telefon. Nawija i nawija. I zawsze wraca do domu przed świtem. Nosiło się już każdego. Ten z kolczykiem w brwi, chciał chyba coś powiedzieć ale układ oddechowy pomylił mu się z pokarmowym i zademonstrował nam swoją kolację, która w pewnym klubie, zwanym chyba tramwaj czy pociąg, wylądowała na nogawce tego, co jako pierwszy zrecenzował film, wiele miesięcy wcześniej. Takie to były akcje.
Papieros mi się kończy. Dochodzę do filtra. Gwiazdy tak błyszczą jakby wstawili im nowe stu watowe żarówki.
Myślę sobie o tej ławce na największej nekropolii w mojej okolicy. O leżącej przy niej przyjaciółce. Bogowie! Nawet jej nigdy na oczy nie widziałem. Taki ze mnie matoł wiejski. I o tych zielonych, śpiewających butach mojej Hiszpanki. Nosiła wełniane spodnie zanim kupiła sobie sztruksy. Podobne do moich. Pamiętacie drugą część najpopularniejszego filmu animowanego? Wkurzało mnie to, że miałem na płycie kopię nagraną w kinie. I te śmiechy małych dzieci. Zwłaszcza jak ten cholerny osioł pyka w karecie z kalarepy. Taka dygresja. Zapomnijcie o tym. Po prostu myślę sobie, jakim trzeba być beztroskim, żeby się z tego śmiać.
Ja już wiem, że to wszystko minęło. Nie przerywajcie mi. Nie zaprzeczajcie, nie kręćcie głowami.
Z kobietami to nie jest tak, że ja wcale ich nie rozumiem. Niejedna, która tak naprawdę albo wcale mnie nie zna albo nie zdaje sobie sprawy z zaszczytu bycia kobietą powie, że jestem baranem wsiowym i nie potrafię się obchodzić z kobietami. Jak traktować kobiety...Cała magia nie polega na tym, żeby otwierać im drzwi od samochodu i puszczać przodem w każdym głupim korytarzu. Można to robić z zasady. Ale kobiety! Czy czujecie się naprawdę docenione, gdy facet zrobi to co przeczytał w Savoir vivre? Moim zdaniem magia leży daleko od tych tradycji Windsoru. Wszystko chowa się gdzie indziej. W tym, że wiesz, że najadła się gdy spędzała z tobą popołudnie, w tym, że nie było jej zimno. W tym, że poznałeś po jej uśmiechu, iż dobrze się bawiła, że nie zmarnowałeś jej wieczoru. W tym, że raduje ją, że przeżyła coś nowego. W tym, że zwróciłeś uwagę, że specjalnie dla ciebie ułożyła inaczej włosy. W tym, że zapiąłeś jej spinkę, a ona nie poczuła najmniejszego pociągnięcia. W tym, że potrafisz docenić jej możliwości, zwłaszcza te typowo męskie, jak na przykład kilka wypitych piw, czy piłka kopnięta nie z czuba...W tym, że dla niej poświęcisz się i nie będziesz spał od ściany. W tym, że będziesz się szczerze cieszył, gdy zrobi ci jakąś długo planowaną niespodziankę. To doceń szczególnie, bo rzadko im się zdarzają takie pomysły...W tym, że powiesz, że ładnie wygląda, zwłaszcza wtedy, gdy się nie wystroi. Jest jeszcze milion istotnych szczegółów, ale kim jestem ja, żeby was pouczać próżni czytelnicy. Pytacie o łóżko?! Czy słyszę te żądne głosy z dalszej trybuny?! Łóżko to tylko przenośnia. Klasyczny symbol rytuału ludzi bez wyobraźni albo bez innych perspektyw, a tych drugich niestety jest więcej. I tam też, jak zawsze, wyobraźnia jest najważniejsza. Wszystko inne pracuje dla ciebie. Nie ma schematów, nie ma zasad. Ile kobiet, ile różnych pomysłów, tyle doznań, tyle przeżyć, tyle magii. Podobno niewidome kobiety kochają się z mężczyzną każdym centymetrem ciała, każdym porem na skórze. Odważnie powiem, że nie trzeba być wcale niewidomą kobietą. Jasne, że można to zrobić RACH CIACH, zwłaszcza gdy napięcie i żądza bierze górę nad całą ceremonią, ale można też uczynić z tego coś więcej. Próżny, męski czytelniku! I nie tylko męski! Zawsze bądź oddany. Egoizm to jedyna cecha obu płci, która prowadzi do nieporozumień w łożu. I nie tylko tam, jak mawia kocia wróżka. Wszystko inne jest poznaniem, zrozumieniem, empatią, wyczuciem, zaufaniem....nie wiem, może i miłością, za głupi na to jestem. Każdy sam wie chyba jak sobie na to odpowiedzieć. Mam pewnikiem za mało tej wyobraźni, pewnie ci obdarzeni większą jej ilością będą mnie uczyć miłości i jej praktyki. Ja wiem jak by to mogło wyglądać w Buongoherze, tej wyśnionej, gasnącej krainie spełnionej miłości, wielokrotnych orgazmów lub, jak kto woli to nazywać; wszechświatów i żądzy przeogromnej, którą można zawsze zastąpić kimś na kim nam zależy. Nieważne, nieważne. Compostela nie chciała słuchać. Nigdy. I umarła w przekonaniu, że mężczyźni mogą tylko dwie godziny. Dlaczego naszło mnie to właśnie teraz, tutaj?!
Co z tego, że stoję tutaj nad tym jeziorem? Przecież i tak będę musiał tam wrócić. Tam, gdzie nikt nie widzi, że od ponad roku nie żyję. Wiem, że to tylko wspomnienia. Las, ruskie napoje. Miski, chustki. Czasem jeszcze próbujemy przywołać te czasy. Ale wszyscy jakoś szybciej zasypiają. Chodzą do domów, mniej pieniędzy wydają. Gitary nie grają. Recenzent nie ma mnie zatem za co bluzgać od szmat.
Nawołują mnie z namiotów. Słyszę ich zmęczone, nieświadome kresu głosy.
Myślę też co tam słychać u Noela. Co tam sobie teraz czyta. I czy Compostela czasem wspomina mój zegarek. Co rano wkładała go na nadgarstek, więc pamiętała. A teraz? I siostry miłosierdzia? Czy idą dalej tym wyboistym szlakiem? Czy ta, która gotowa okłamywać cały świat żeby się udało, da radę bez swojego mistrza pisać fałszywe świadectwa przeciw bliźniemu, matki, swemu? Jest ich trochę. Może królowa snów nadal jest taka zdystansowana, a Pantera ciągle ma w palecie tylko odcienie różu i błękitu. Jakoś mi się mydli ta granica aryjskości z Buongoherrą. Jeszcze mi żal tych, których powołałem do życia i brak mi tchu żeby ich przez nie poprowadzić. Te moje dzieci, które mnie potrzebują. Jallen, Salyhay, Castilliana, Esteban, Simon, Christine. Oni siedzą tam i czekają aż pióro znów zapuka do ich drzwi.
Jeszcze widzę wszystkie liczące się twarze, które wynurzają się spod powierzchni wody, by mnie ocalić. Pijąca wina ze swym facetem cetem etem. Mała drobna kobiecina, opisana przeze mnie jako postać w koszulce z antykoncepcją na 6! I oni wszyscy, którzy tam byli i to widzieli. Te dwie, co mnie odwiedziły tu, na tym pomoście i pytały co tu robię. Tak wiele razy tu byłem. Tysiące razy. Tak uwielbiam tu być. To moje dzieciństwo, moja młodość, moja beztroska, moja radość. Moja pamięć i moje wspomnienia. Moje niebo. Moja wieczność. Te deski, tamte głosy w nawiasie, czasem słońce, czasem deszcz. To miejsce nad jeziorem jest moją stolicą Grecji. A ten pomost tymi zabytkowymi schodami, na których upadłem, ciągnąc Compostelę za brzeg czarnej sukienki.
Nadciąga burza. To tylko przedsmak tego co was czeka. Zostajecie tu. Z moimi zdjęciami. Z całą stertą moich zdjęć. I pustymi butelkami. Nie do końca zapisane kartki, ubrania w szafie, bilety z odbytych podróży. Masa płyt. Kilka książek. To wszystko co mnie reprezentuje w moim życiu beze mnie. Zdjęcia, płyty, kartki i słowa i miliony myśli tych, którzy mnie spotkali. I na swój sposób zapamiętali. Inni tylko z fotografii, niektórzy z cytatów, czynów i z min. Recenzent na pewno zapamięta moją twarz gdy wszedłem w marcu do piwnicy najokrutniejszego szefa świata.
Trudno. Zapalam ostatniego papierosa z paczki. Głosy ucichły. Nie chciało im się tak długo czekać i poszli spać beze mnie. Wracam zaraz. Do mojego domu pośredniego na Oruni. Jutro już nie będzie tych gwiazd. Odlecą i zamienią się z innymi. Ta woda jutro rano będzie przejrzysta. Ja zniknę gdzieś w tłumie. Nie odwiedzi mnie ani ta uszczęśliwiona w życiu tylko raz, o 22:52:17 w pewną niby zwyczajną sobotę, ani ta, która już nie chciała pamiętać o mnie co rano, gdy witała się z Jakiem. Ani ta, która się już mnie nie boi. Ani ta, której nigdy na oczy nie widziałem. Kurczę! Aż tyle ich było! Chyba muszę rzec, że byłem najszczęśliwszym młodzianem jakiego znam. Szczęśliwi czasu nie liczą. Żegnaj Jake! Spoczywaj w pokoju na dnie tego jeziora!
Dobra już, dobra. Wracam. Jeszcze o was trochę pomyślę. Nie mogę zapomnieć. Zawsze są zdjęcia. One nie potrafią się zmienić. I zawsze się do nas uśmiechają. Więc gaszę papierosa i wracam do pracy. Jeszcze trochę szablonów do wycięcia i Ekodent do zmontowania we Wrzeszczu. I już tylko tydzień do wypłaty. Sekunda do szarości. Krok do codzienności. Odległa o 500 mil przyjaciółko! Raz w życiu swym tylko radosna i wzruszona! Uczyń głośniejszymi swe kroki na korytarzu, nocą. Wyprzedź znów dla mnie wschód słońca. Ścigaj twarz księżyca. Zaskocz mnie czymś. Bo wciąż jestem tłumem. Tumultem. Hałasem. Chaosem. Statystą. Człowiekiem. Śmiertelnikiem.
Stoję sobie na pomoście nad ranem, gdy mgła mija się ze słońcem i ćwierkaniem ptaków.
Nazywam się Travis Ivory. I mieszkam, jak sądzę po tych dziwnych chmurach w Londynie...


15.11.2004
Travis Ivory Gortat

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...