Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Samotny biały kamień


Rekomendowane odpowiedzi

„Nie poznała mnie. Nie poznała...” – myślał Piotruś odchodząc z miejsca, w którym spotkał Barbarkę. „Nie poznała mnie, ani mojej ręki, ani blizny po haku...” – szeptał a głowa opadała mu coraz niżej i niżej.... Kiedy już była zupełnie nisko podbił ją najpierw lewym kolanem potem prawym i lewym i prawym.... i tak podbijając szedł w stronę niedaleko zaparkowanego samochodu. Nagle stanął i i uderzył się dłonią w czoło, aż hałas obudził Gajowego Maruchę, śpiącego za górami, koło hipermarketu.

„Wiem już dlaczego mnie nie poznała. Zapomniała o mnie. Piotruś Pan już nie jest jej potrzebny. Nikomu nie jest potrzebny.... A ja tak chciałem się z nią zobaczyć, porozmawiać, usiąść ramię w ramię i posłuchać milczenia....jak kiedyś” – mówił do siebie omijając ostrożnie krowie placki.

Po pierwsze to nie chciał sobie pobrudzić butów a po drugie to wiedział, że w każdym placku mieszka ptaszek w otoczeniu swojego dworu muszek. A wiadomo jak to jest z ptaszkami. Nie chciał Piotruś mieć żadnego na sumieniu.

Ostrożnie dotarł do parkingu, przystanął i spojrzał na swoje lakierki. Były nieco przybrudzone, więc wyciągnął z kieszeni chusteczkę i wytarł czubek lewego buta. Chusteczka była niedawno używana ale udało mu się wyczyścić powierzchnię, aż lśniła jak jabłko Adama. Gdy zabierał się za drugiego buta, poczuł, że coś go uwiera w mały palec prawej nogi. Rozwiązał sznurówki, stanął na lewej nodze i ściągnął but. Prawą nogę, w czarnej skarpetce, pełnej nadziei na cebulkę, postawił na lewa stopę. I stał tak podobny do bociana albo jakiegoś mistrza wschodnich sztuk walki. Piotruś nie zastanawiał się zbyt długo nad tym tylko sięgnął do środka.

„Gdzie z tymi łapami!!!!!!” - zaryczało ze środka – „ Co to za macanki??! To że razem chodzimy nie znaczy, że możesz sobie pozwalać na zbyt wiele!!!!!!!” – ze środka dochodził wściekły glos.

Piotruś szybko wyciągną rękę, aż stracił równowagę i przewrócił się niezdarnie. Na szczęście upadł na trawę. Za kilka godzin miał spotkanie z kluczowym klientem w sprawie zwiększenie sprzedaży i gdyby upadł na zakurzony plac parkingowy, nie wyglądałby profesjonalnie. Prowizję pewnie szlag by trafił i w dodatku musiałby znowu gonić target.

Tak więc Piotruś szczęśliwie upadł na trawę, tuż koło krowiego placka a upadając upuścił but z tym strasznym głosem. Ze środka wytoczył się mały kamień – otoczak. Piotruś popatrzył na niego, na but na niego, znowu na but....nic, cisza. Wziął do ręki swojego lakierka, włożył rękę do środka i znowu nic. Ani głosu ani nic, co mogłoby go uwierać w mały palec. Podniósł go do oczu i zajrzał do środka ale nic nie zauważył.

„Długo będziesz się tak gapił na tego swojego buta za trzy stówy jeden? Może go jeszcze powąchasz, co? Zapewniam Cię, nic ciekawego. Mam to na co dzień”.

Piotruś szybko rozejrzał się, kto to mówi. Popatrzył na drzewa, na najbliższą chmurę, na gorejący krzak, pleniący się perz, aż zauważył obok placka wpatrzonego w siebie otoczaka.

„O! Bystrzacha, wreszcie mnie zauważył!!! Hurraaaa” – drwił kamień z Piotrusia.

Piotruś się zdenerwował. Nie lubił gdy ktoś z niego żartuje zwłaszcza, że poszukiwania właściciela głosu przeprowadził starannie i metodycznie. Od samej góry do ziemi. Od nieba do placka. Nie było w tych poszukiwaniach przypadkowości tylko starannie zaplanowane działanie. Przecież nie bez powodu jest najlepszym sales managerem w korporacji. Właśnie ta systematyczność, konsekwencja i ciężka praca sprawiły, że został się number one w ostatnim kwartale. Nawet w intranecie o nim pisali. A teraz stoi w jednym bucie i wysłuchuje jak kpi sobie z niego jakiś kawałek kamienia. Żadnego szacunku. Zdenerwował się Piotruś nie na żarty i już brał rozmach, aby kopnąć kamień i posłać go Panu Twardowskiemu na księżyc, żeby ułożył go w swoim ogródku.

„No już dobrze Piotrusiu, przepraszam, nie chciałem Cię urazić. Jesteś najlepszym repsem w korporacji” – mitygował się otoczak.

„Nie repsem tylko najlepszym managerem” – poprawił wściekły jeszcze Piotruś.

„O, przepraszam, tak, tak, najlepszym sales managerem na świecie” – poprawił się otoczak – „Najlepszym, najlepszym” – żarliwie zapewniał.

„No już dobrze, dobrze – rzekł Piotruś zadowolony, że go chwalą – nie wykopię Cię ale jeżeli jeszcze raz okażesz się nielojalny, to wiesz co Cię czeka...”

„Wiem, wiem – odparł kamień i zadumał się. Oparł się o łodygę ostu i zamyślony patrzył w niebo na bawiące się w berka chmury.

Piotruś tymczasem wyczyścił swojego prawego buta, założył na nogę i zasznurował. Wstał, otrzepał się z trawy i rozejrzał dookoła.

„Jaki piękny dzień” – powiedział do siebie.

„Piotrusiu, kim Ty jesteś?” – odezwał się nagle kamień.

„Jak to kim? Najlepszym sales managerem w korporacji” – odrzekł natychmiast Piotruś i ruszył energicznie do swojego samochodu służbowego. I odchodził coraz szybciej i szybciej...

„Czy Barbarka o tym wie?!” – wołał za nim kamień – „Czy wie o tym Ołowiany Żołnierzyk, któremu obiecałeś sprowadzić Dorotkę do domu?! Kim Ty teraz jesteś, Piotrusiu, że Barbarka Cię nie poznaje, że nie słyszysz śpiewu placków i nie potrafisz odczytać wiadomości wypisanych w blasku księżyca...? Dlaczego nie wracasz do domu, do przyjaciół, którzy na Ciebie czekają i tęsknią!!! Tęsknią!!!!! Za Tobą!!!!!!!!!!!!

I czemu mnie opuszczasz, Piotrusiu Panie... – zakończył cicho i smutno mały otoczak

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...