Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia jednej ręki


Rekomendowane odpowiedzi

Nazywała się Ręka. Prawa. Tymczasowo mieszkała w Dolnej Górze. Tak jak każdy inny młody, choć trochę ambitny członek planety Ludź, Ręka studiowała. O tak, filologie polską. Od poniedziałku do piątku. Codziennie o siódmej dziesięć – dzynk, dzynk, i już przestawiała budzik na siódmą czterdzieści. Co to dawało? Niewiele. Pół godziny dłużej, zawsze coś. Przed śniadaniem zawsze rozprostowywała kości na poduszce formatu A-cztery. Ciepła herbata, papieros i obowiązkowe wc poranne. A potem spacer wzdłuż pokoju, z osiem długości. Brała torbę, taką na ramię i schodziła po schodach. Niby nic, a jednak siedemnastostopniowa otchłań zakończona podejrzanie wyglądającymi drzwiami. Później jak najbardziej starówka, autobus, i bilet za złotówkę. Potem wykład. Ha, bo i jeden? A i ćwiczeń nie zabraknie. Homework i dalej gładko, ale żeby nie za, to trzy potopy i krzyżyk na drogę. Ciężkie jest życie skowronka.
Ręka była oryginalna. Miała nawet specjalne er wpisane w kółeczko za uchem. Była, była. W nikt temu nie przeczył, nawet w Bułgarii. Piła i bekała jak prawdziwy mężczyzna. Czasami to nawet wierszyk jakiś napisała. Tylko z pierdzeniem jakoś nie za bardzo. To prawdziwy samotnik był. Myśliciel wielki. Tylko myśli i myśli jej w głowie. Fu. Nieprzyzwoite. W nocy to tylko klik klik w el ordenador. Że niby uduchowiona, bo tam światło widziała. Ja tam tylko w filmach o tym świetle słyszałam. W necie też nic nie pisali. W dzienniku mówili, że w kuchni dużo siedziała. Sprawdzałam. Eee.. Jakieś bazgroły zostawiła, coś „tylko łoskot ciężarówki mknącej po wzburzonym asfalcie za zasłoną” albo „nie dam, nie dam r..”. Z tym R to się dopiero afera zrobiła. Mówili, że nawet Da Vinci mniej tajemniczy był. No. Wybitni specjaliści do tej pory kłócą się czy chodziło o raka, rewolwer czy co jest najbardziej prawdopodobne, o rakietę do tenisa.
Ręka cierpiała na bezsenność. Od północy aż po świt. I wagary w łóżku. Kiedy tak cierpiała wpatrzona zwykle w sufit, bo czasami też w zazębione żaluzje, przepływała morza wspomnień. Zwykle panował na nich sztorm. Czasami jednak udawało się jej na chwilę dobić do spokojnej przystani i stworzyć własny słodkowodny świat. Świat, w którym gwiazdy pełzają po suficie, a księżycowe wargi wykrzywiają się w szczerym uśmiechu. Świat, w którym mogła niewidzialna wspinać się na dachy zardzewiałych kamienic i piać w tonacji D-dur albo z całej siły łaskotać grzbiety traw, by na koniec paść bez tchu między ściany krecich ołtarzy. Czasami, kiedy nad ranem niespodziewanie pod powieki zadarł się sen zdziwiona poddawała się pędowi codzienności. Rozmawiała, śmiała się, płakała. Żyła. A potem bach. Delete. Dzienny stan zawieszenia był najgorszy. Parogodzinna poczekalnia do świata iluzji tworzonej przez bezsenność i realny sen życia. Poczekalnia, która z dnia na dzień stawała się coraz większa męką.
Ręka to cholernie impulsywna była. Wszystkim się wkurzała. Ponoć kochała. Jakiś przystojniak. Mózg czy jakoś tak. To chyba miłość była, bo zawsze się kłócili a ciągle byli razem. A i Ręka bez niego mizerniała. Taka wrażliwa była. Nie raz widziałam jak głaskał ją po kościstych palcach, kiedy paliła. Nazywał ją kopciuszek. Nie żeby ładna była. Standard europejski. Na szczęści od jakiegoś czasu i Polki się standaryzuje.
Kiedy zegar w zawieszeniu upatrywał północy, ubrana tylko w nabrzmiałe powieki przemierzała labirynty zdartych kamienic. Pudełkowe domy, kartonowe chodniki, na których od czasu do czasu jakiś kasztan zapałkami przekopywał sterty bladoburych liści. Półmrok oświetlany co siedem metrów elektrycznym blaskiem wgryzał się namiętnie w szczeliny wypłowiałych dachówek. Pomimo bezchmurnego nieba przez rozchylone okiennice co jakiś czas wypływały śnieżnym haftem utkane mary. Oddech nocy gęstniał w znużonych nozdrzach odprawiając zmysły nieco dalej, niż było sądzone. Nieco dalej. W głąb siebie.
Ręka, jak to się mówi, złapała los w swoje ręce. I już nie puściła.



Nazywała się Ręka.
Prawa.
Z planety Ludź.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czizas kurwa ja pierdolę jak mawiał Adaś Miauczyński, ależ debiut!!!!!!!!
ten język

ten styl

ta ręka

Błędów bardzo niewiele. Czekam na kolejne teksty - nie zawiedź mnie, bo jak na razie to biję pokłony i wcale nie mam kaca. Czad! Zapraszam do czytania i komentowania moich tekstów.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I pomyśleć, że wstyd było mi je umieszczać. To dopiero moje trzecie opowiadanie, więc doświadczenie raczej nikłe. Nie jestem pewna czy to mój przedział, ale to się jeszcze okaże. Nie pamiętam, kiedy słyszałam (czytałam) coś równie miłego. Oby zasłużenie;) Dziękuję.


Pozdrawiam
jm

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Bardzo wdzięczne. Tylko to na górze mi nie pasuje...
    • Inna wersja dawnego wiersza       tekście ty mój kochany niech nikt cię nie nęka stracić ciebie o zgrozo to wielka udręka juści dla mnie   zostań proszę ślę słowa ku tobie na tym literackim pulsującym łonie   chociaż różne ludy mogą szemrać dziwnie żwawo stanę do boju z członków zryw wycisnę orężem literki tudzież drukiem dusze na tej ziemi ojców bronić będę z hukiem   tutaj ciebie kładę pośród zbóż złocistych trochę mniej cię rzuca ten wiatr porywisty na modrakach leżysz płatkach mokrych rosą gdzie maki ojczyste czerwienią migocą   choć kuszą jabłonki złudną słodką wonią uśmiechem ekranu obdarzasz zieloność strumyczki szemrzące nurtem wciąż wytrwale tekstem tulisz pszczoły pachnące nektarem   trzykrotka łodyżki kołysze jak łódką tu w bajce magicznej możliwe wszyściutko za chwilę w promieniach złotawy już powiew dziś lśnieniem jutrzenki twój ekran ozdobię    
    • @andreas nr 4 - najlepszy  
    • Pięknie i tak  magicznie. Pozdrawiam.
    • @Tyrs Dopóki oddycham mam nadzieję... Motto które z perspektywy czasu staję się pytaniem bez odpowiedzi.. Część o "czekoladzie" przypomniała mi mój smak "zakazanego towaru" . Co prawda dostęp miałam z mniej "ambitnych" powodów. Moja Matka była kierowniczą w sklepie spożywczym - w regale w iście PRL- owskim stylu nasz barek z kluczykiem był swoistym sezamem skarbów... Dzieląc się z koleżankami "dobrami" miałam "moc" (wtedy jeszcze nieświadomej niezamierzonej) ..... Szacunku, uznania, atrakcyjności... Z wiekiem mój głupi umysł zaczął pojmować więcej... Człowiek i jego "oferta dla świata" jest niczym - końcówką zera po przecinku ... Dobrodziejstwa i znajomości dzierżą władzę pomimo iż człowiek jest tego panem. "Końcowa faza" - (choć nie ma sprecyzowanego określonego czasu tu i teraz) staję się refleksją poniewczasie.  Trudny tekst z morałem od samego początku

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...