Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Alleluja!
a wnętrze ciągle jeszcze biczowane...
chcesz, Panie, aby każda brzydka pisanka
rozbita zastawa zbędna myśl
wbijały się w moją brzydotę

niech się wpijają-miejsca starczy
na wszystkie-niech się zamienią
w tęczówki dziecka
motyla na szkle malowanego nowym
łykiem powietrza
...i wtedy będzie to ciche
prawdziwe Alleluja

Opublikowano

Z jednej strony negacja tradycji, z drugiej, sama trydycja i pytanie o jej sens. Ale pytanie przez pryzmat podmiotu, zatem ten hałas dobiegac może z zewnątrz. Tylko, że wtedy jest to raczej dialog z samym sobą. Faktycznie, jest tutaj myśl.
Pozdrawiam.

Opublikowano

uff...a już zaczyanłam myśleć, że to na prawdę taki gniot, że nikt nie skomentuje:) ale potraficie podnieść człowieka na duchu:)

Piaście, miło, że chcesz z czymś takim spać:) mam nadzieję, że wrócisz i skrobniesz coś więcej:)

Ewo, dziękuję serdecznie za tego plusa, owszem obrazy jak najbardziej się przenikają i jeden bez drugiego straciłby sens:)

Michale, ty to potrafisz kombinować:) negacja- tak, ale nie czepiajmy się jej, bo właśnie w tym sens, że hałas dobiega z zewnątrz. tak więc to nie peel neguje. kombinujcie:)

dzięku wielgachne za poświęcenie czasu!!!
pozdrawiam wiosennie!!
ER

Opublikowano

Ja to rozpatruję w sposób trochę inny, a mianowicie, co następuje, iż peel siedzi sobie i myśli tak:

Chciałabym dążyć do doskonałości, by wszystko, co mnie otacza było coraz lepsze i doskonalsze, także i ja sama. A tu pisanka, pieczołowicie malowana, nie jest wciąż piękna, a tu zastawa, która miała być ozdobą przyjęcia, rozbija się na kawałki i oto staje się zwykłymi skorupami, a tu, o zgrozo, myśl nawet dopadła podła i nieprzyjemna, choć chwila akurat miła była i wzniosła...

Ale co tam... Przecierpię i to, przyjmę wszystko na swoje barki, jako pokutę za grzechy i winy moje. Inni przecież większych katuszy od życia doświadczają. Cierpienie to trampolina, od której człowiek odbija się ku doskonałości. Każda trudna chwila, każde cierpienie dodają mocy i siły... A wtedy wiele rzeczy stanie się jasnymi i prostymi i szczerymi jak oczy dziecka, które świat postrzegają optymistycznie, bo chuchając na szybę - oczywiście zamarzniętą - malują świat w kwiaty i motyle. A wtedy co tam mróz i szyba zamarznięta, skoro można tyle pięknych rzeczy namalować...

I wówczas swiat się zmienia, słonko błyska zza chmur gradowych, ptaszki swoje trele zaczynają, kwiaty nabierają kolorów, i taki peel myśli sobie dalej tak:

A co tam pisanka - zwykłe jajo przecież, nikt się nie zorientuje, że ona nie wyszła, tylko, że taki był zamysł artysty i, ani chybi, w głos podziwiał będzie...
A co tam zastawa - rzecz nabyta przecież, szepnę moim przyjaciołom, że się zbiła, a imieniny moje niebawem, i... oto miałam jedną, a mam trzy, w dodatku(o zgrozo!) wszystkie takie same - czyli trzy w jednym...
A co tam myśli - tyle jest rzeczy przyjemnych, upiekę serniczek, zaproszę Piasta i wypijemy lampkę jedną, albo piwko jakie i już się humor poprawi...

...i rozbłyśnie wszem i wobec zorzą jasną to prawdziwe ALLELUJA !!! To dusz naszych zmartwychwstanie i serc naszych spokój błogi - takie nasze MIŁOWANIE !!!

Pozdrawiam serdecznie Piast

Opublikowano

Pani Stasiu, cieszę się, że się podoba:)

Piaście, chyba porządne z tym spałeś:) psycholog jesteś? właśnie z takiej myśli zrodził się ten twór, a jak zaczęłam nad nim pracować to wyszło cośśś....
a co do lampki, czy piwka, to jak nie chcesz być ścigany za rozpijanie nieletnich to musi serniczek wystarczyć:)
a Ewa ma racje, realizujesz się świetnie w każdym pisaniu:)

dzięki wszystkim za odwiedzinki!!!!
pozdrawiam wiosennie i cieplutko(bo u mnie chłodek nastał:)
ER

Opublikowano

dzięki Dzie wuszko, hmm..właściwie brzydota podwójna była zamierzona, peel myśli tak: brzydka pisanka, a to kawałek mojego wnętrza (no bo trochę się napracowałam), a więc i wnętrze brzydkie' do tego ani rozbita zastawa, ani zbędne myśli nie są ładne.
nadmiar słów? mnie też bryka. ale jakoś tak, nie chciałam tego obcinać "na łyso":)
końcówka od kołysania ma odstawać, no bo spójrz: takie wewnętrzne biczowanie, bach, brzydka pisanka, bach-zastawa poszła, bach- nawet myślę to, czego nie powinnam,
i zaczyna się peel zastanawiać, co mu to przyniesie- brzydkie jajo, w jakieś ładne oczko dzieciątka, idziemy stopień wyżej, skorupy- rysunek na szkle,w końcu i złe myśli, i wtedy jest już spokój, przychodzi to prawdziwe Zmartwychwstanie, nie dyktowane datą z kalendarza, ale to, na które się czeka. jest spokojnie, nie ma kołysania.
mam nadzieję, że te (zamierzone) "usterki" nie rażą przy czytaniu za bardzo, ale dzięki, następnym razem obiecuję poprawę!!!

i dzięki za poświęcenie czasu
pozdrawiam cieplutko śląc wiosenne buźki!
ER

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...