Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

co to jest flecht??


m_nika

Rekomendowane odpowiedzi

Witam:) Mam prośbę...czytałam ostatnio wiersz Bursy "Fiński nóż" i zastanawiałam się co to jest flecht (albo raczej flechty??). Zauważyłam, że jeden z piszących tu poetów również użył tego słowa. Bardzo nie lubię czegoś nie wiedzieć. Może to słowo jest istotne dla interpretacji? Jeżeli ktoś ma jakieś informacje na ten temat, proszę o wyjaśnienia. Z góry dziękuję

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ano owszem, pan Leszczyc użył "flechtów" :
http://www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=30152

Może jego trzeba zapytać? :)

Ale podobny kontekst jest u Bursy:

"we flechtach krew tętniła",

co u Antka:

"we flechtach tętni płotom" (nawiązanko?;) )

Jeśli chodzi o te "flechty" to ja bym szukała wyjaśnienia w języku niemieckim:

flechten- splatać, wić, pleść;
Ponadto, cząstka: Flecht- wskazuje na wykonanie przedmiotu z wikliny.

Ale zobaczymy, co ma do powiedzenia sam autor wiersza (mam na myśli Antka Leszczyca, nie Bursę oczywiście ;) ).

Oczywiście krew może tętnić w żyłach; tutaj - w splotach?
A płotom gdzie może tętnić? ;)

Nic to, pożyjemy - zobaczymy. O ile użycie tego słowa nie było bezmyślnym odwołaniem do Bursy. Albo jakąś czczą stylizacją. Chociąż wątpię :)

Pozdrawiam, również zaciekawiona "flechtami".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Juz pisałem m_nice na PW, ale i tu powtórzę :)

Flechty to i dla mnie jeden z bardziej zagadkowych - obok świerzopu - wyrazów w polskiej poezji. Też miałem problemy z jego interpretacją; co wyinterpretowałem zaraz przedstawię.

Flecht to po niemiecku, jak napisała pani Kasia, porost, a flechten to splątywać się, pleść. Jak można to odnieść do noża, miecza, żelaza? Cóż, wydaje się, że może chodzić tu o jakieś, nieco metaforyczne, splątki metalu, właśnie swoiste żyły noża. Kanaliki, w których pulsuje krew bawoła będąca swoistą, ukrytą siłą życiową, energią, wewnętrznym, pulsującycm życiem metalu. Coś takiego może pulsować i w słupkach metalowego płotu, zwłaszcza w tak tajemniczej porza jak noc.

Jest jednak i druga możliwość: wydaje mi się, że słyszałem, jak ktoś flechtami nazywał wcięcia na nożu, takie rysy pełniące rolę kanalików odprowadzących krew. Gdyby tak było, to krew mogłaby w nich u Bursy pulsować dosłownie,a w rysach na słupkach płotu pulsowało, tętniło światło latarni, schwytane jakby przez te rysy na płocie i transportowane wzdłuż kanalików. I tu, i tu jest to jakaś siła witalna.

Wychodzi więc jasno, że mam dwa pomysły na znaczenie flecht: tak u Bursy, jak i u siebie, acz oba sprowadzają się do jakiejś elen vitale płynącej przez ten metal i - tym samym - ożywiające go nieco. Acz: mimo, że mam dwa pomysły na fragment własnego wiersza chciałbym od razu odrzucić zarzut, że nie wiem co mówię. Rozważyłem obie możliwości i obie, moim zdaniem, pasują do wiersza i do opisu, który chciałem przekazać. Koniec końców: we wierszu mówi peel, który nie musi wiedzieć co dzieje się w sztachetach płotu, w tej "gęstej jak syrop mikroliryce materii". : )

Mam nadzieję, że pomogłem nieco :)
Pozdrawiam, Antek (a właściwie to Michał)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Mhm, no ja przyjęłam już to wszystko do wiadomości. Tylko drobna uwaga, wynikająca z mojego czepialstwa: elan vital (dobrze, że Bergson nie widzi). Bardzo ciekawa ta teoryja o płocie z (po)pędem ;)

Pozdrawiam.

Acha, i jeszcze PeeS: Proszę nie "paniować", bo obawiam się, że "pani" Kasia okazałaby się młodsza od pana Michała :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Flecht Ale według mnie chodzi o bebechy, czyli flaki, czyli jelita. Stąd krew na nożu, który ktoś komuś wepchnął w brzuch.Buch!.
Może być taka interpretacja?
Miniencyklopedia Pana Tadeusza (nazwiska nie podano) :(
Wg Stanisława Pigonia chodzi o ognichę, chwast kwitnący na żółto. Inna interpretacja mówi, że pod nazwą świerzopa kryje się rzepak mający również żółte kwiecie.
Wg Encyklopedii portalu Interia.pl (dziękuję za przysłanie linka Pani Magdalenie Śleszyńskiej): regionalnie używana nazwa na określenie rzodkwi świrzepy (gł. na Litwie), także nazwa gorczycy polnej i gatunku koniczyny; nazwa ś. pojawia się w inwokacji Pana Tadeusza A. Mickiewicza (chodzi prawdopodobnie o gorczycę).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Sytuacja jest patowa,ujmę to najprościej, przed snem lepiej film obejrzeć o "Królowym Moście" Pozdrawiam Adam
    • siedzimy na błoniach popijając jogurt   to jest ten moment kiedy widać jednocześnie słońce księżyc i gwiazdy   Julek mówi że początek to było jedno Wielkie Pierdolnięcie jest z technikum i wie co mówi ale ja czuję że było zgoła inaczej   byliśmy tam wszyscy na samym początku ktoś coś powiedział ktoś się nie zgodził i tak się zaczęło    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...