Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Haiku ma ponad 700-letnią tradycję, zostało zapoczątkowane przez poetów japońskich. To oni zachwycali się pięknem natury, ulotnością chwili i dostrzegali każdy przejaw życia człowieka w powiązaniu z odwiecznymi prawami przyrody. Ich środki przekazu były nacechowane prostotą, to spowodowało, że ta forma poezji stała się w kraju „Kwitnącej Wiśni” jedną z najbardziej popularnych. Długo był to gatunek sztuki zarezerwowany wyłącznie dla obywateli Japonii, dopiero tłumaczenia haiku na język angielski takich znawców orientalistyki jak Henderson czy Blyth spowodowało zainteresowanie tą sztuką ludzi zachodu. W wielu państwach powstały narodowe stowarzyszenia twórców haiku, niestety Polska należy do tych krajów, w których poezja haiku jest na etapie raczkowania. Daleko nam do obywateli byłej Jugosławii, Niemców, Rosjan, Anglików czy przodujących Amerykanów.

Haiku u zarania rządziło się swoistymi zasadami. Oto niektóre z nich:

1. Haiku odwołuje się do szczególnego wydarzenia, nie jest uogólnieniem.
2. Haiku przedstawia wydarzenia dziejące się w chwili obecnej, a nie przeszłości.
3. Uwzględnia niektóre przejawy natury.
4. Haiku składa się z siedemnastu sylab ułożonych w trzech wersach – 5, 7, 5.
5. Powinno być obiektywne, wyrażać tak mało osobowości poety, jak tylko jest to możliwe.
6. Powinno unikać takich środków poetyckich jak porównanie, personifikacja i rym, (ponieważ samo haiku może być metaforą).
7. Powinno zawierać odniesienia do poszczególnych pór roku.

Od samego początku przedmiotem sporu pozostaje kwestia formy. Są zwolennicy schematu 5-7-5, istnieje też grupa utrzymująca, że norma powinna wynosić mniej niż 17 sylab. Jednak większość optuje za „wyzwolonym” haiku i z zasady rezygnuje z liczenia sylab. Ci ostatni mogą na swoją obronę przywołać fakt, iż około 5 procent klasycznego japońskiego haiku nie mieści się w kanonie 5-7-5, a procent współczesnych utworów jest jeszcze większy.
Od lat również istnieją w poezji współczesnej kontrowersje wokół problemu obiektywizmu i subiektywizmu w haiku, nie do końca rozstrzygnięto sprawę różnicy miedzy haiku a senryu, otwarta zostaje też sprawa rozciągliwości gatunku.
Większość angielskojęzycznych haiku łamie nie tylko zasadę siedemnastu sylab, ale zdarzają się różne inne odstępstwa od kanonów sztuki haiku. Jeśli formy rodzime przenoszone są na obszar języka obcego, eksperymentalne podejście jest nieuniknione. Wynika to z charakterystycznych cech języka japońskiego. Długość sylab w języku japońskim jest inna niż w każdym innym – żadna sylaba nie może posiadać więcej niż jedną spółgłoskę, zaś długie spółgłoski liczy się jako dwie sylaby. Dlatego 17-zgłoskowe japońskie haiku posiadać będzie w języku angielskim połowę sylab. Patrząc z drugiej strony, 17 zgłoskowe haiku angielskie będzie wydawało się czytelnikowi japońskiemu nadzwyczajnie długie. W rezultacie angielskie haiku kieruje się zasadą „jak najmniej sylab”, aby wierniej uchwycić ducha krótszych tłumaczeń japońskiego oryginału.
Początkowo pisanie haiku przez innych poetów ( nie japońskich ) w większości przypadków było naśladownictwem. Pociągało to za sobą stosowanie się do wszystkich reguł gatunku. Począwszy od przestrzegania wzoru 5-7-5 onji, który przekładano na wymagana liczbę sylab w linijce, do czynienia z haiku wiersza o przyrodzie. Każdy wiersz zawierał odniesienie do pory roku kigo.
Pomimo tego, że bez wysiłku dałoby się znaleźć odstępstwa od proponowanych wymogów na przykładach klasycznych japońskich haiku, wielu piszących i oceniających tę formę wiersza w swoich rodzimych językach uważało przestrzeganie kryteriów za konieczne. Po jakimś czasie okazało się, że naśladowcy z Zachodu tworzyli swoje haiku w manierze daleko bardziej japońskiej, niż sami Japończycy. Wkrótce niektórzy poeci adaptowali haiku zgodnie z ich osobistymi upodobaniami poetyckimi, wymogami danego języka i kontekstem kulturowym. To oznaczało poszerzenie gamy tematów poza krąg związany z naturą, poeta jako podmiot mógł pojawiać się w wierszu, a podział sylabiczny 5-7-5 przestał być świętością. Obecnie możemy zetknąć się na świecie z różnorodnymi szkołami i stylami haiku. Wskazuje to na dojrzewanie tej formy w różnych językach i tradycjach kulturowych.
W 1999 roku globalne drogi rozwoju haiku stały się tematem dwóch bardzo interesujących konferencji. Pierwsza było sympozjum w Tokio zorganizowane przez Gendai Haiku Kyokai (Współczesne Stowarzyszenie Haiku). Wielu poetów z Europy, Ameryki wymieniło tam poglądy z czołówką poetów japońskich. Jeden z wniosków tego sympozjum tyczył się kluczowych słów określających porę roku, uznano, że nie są one konieczne w wierszu, ponieważ nowe kluczowe słowa mogę mieć większe znaczenie dla globalnego haiku. Za nowe słowa o ogromnej sile oddziaływania uznano chociażby takie jak: „matka”, „morze”, „miłość”, „góra” i tym podobne. Podważałoby to znaczenie kigo, elementu niezbędnego w tradycyjnym japońskim haiku.
Innym znacznie dalej idącym wnioskiem, było stwierdzenie, że „w żadnym języku rytm wiersza nie powinien jedynie służyć zachowaniu określonej formy. Koniecznym jest wykorzystanie analiz lingwistycznych poszczególnych języków, określających długość brzmienia zgłosek, ich twardość i miękkość w danym języku, celem stworzenia rytmu doskonałego do treści wiersza”. Naturalnym dla japońskiego haiku rytm 5-7-5 onji, w innych językach uległ zachwianiu i tu różnice mogą być znaczne.
Najważniejszą konkluzje tego sympozjum zostawiłem na koniec, mówi ona, że w „ globalnym haiku największą wagę należy przykładać do oryginalności poetyckiej”.
W kilka miesięcy później w miejscowości Matsuyama ( tam urodził się i mieszkał Shiki ) odbyło się spotkanie poetów z całego świata omawiających podobne kwestie co sympozjum tokajskie. Sformułowano tam deklarację, w której ogłoszono, że wersyfikacja 5-7-5 własciwa japońskiemu haiku, w innych językach nie musi przynosić podobnych osiągnięć.
„Wszystko we wszystkim” to ustalono i w Tokio i w Matsuyamie, forma i technika literacka mają być podporządkowane poetyckiej ekspresji i dążeniom twórców , a nie odwrotnie.

Wielu współczesnych praktyków haiku, wypracowało własny pogląd na to, czym jest ten rodzaj wiersza. Robert Spiess czołowy autor anglojęzycznej odmiany haiku podaje taka oto definicję:
Wolę myśleć o haiku w języku angielskim jako o WIERSZU, który zwykle składa się z dziewięciu do dwunastu słów estetycznie rozmieszczonych w trzech linijkach. (…) Haiku w języku angielskim jest wyjątkowe przez to, że wykorzystując zasoby i geniusz naszego języka, i środki naszej poetyki dla odtworzenia zjawiska przy pomocy słów i pauz, wymaga właściwej japońskiemu haiku podwyższonej świadomości, bezpośredniej percepcji, prostoty i zwięzłości, aluzji i niedomówienia, a przy tym wszystkim konkretu i szczegółu, poetyckiej naturalności.
Hackett traktuje haiku raczej jako „sposób życia” niż literaturę. W swojej książce z roku 1969, The Way of Haiku pisze on: Jestem przekonany, że najlepsze haiku powstają z bezpośredniego doświadczenia natury i że to intuicyjne doświadczenie może być wyrażone w każdym języku. W zasadzie uważam haiku za doświadczenie egzystencjalne, a nie literackie.
W książce Haiku In English Henderson przeciwstawia się podejściu Hacketta. Cytuje utwory twórców, którzy akcentują czynnik wyobraźni, role poety jako twórcy, i w ten sposób bliżsi są temu, co w tej dziedzinie prezentował Buson.
Max Verhart pisze: „ Osobiście uważam, że duch haiku, jego istota są nieuchwytne. Dlatego ujęcie tego, co duchowe w akceptowaną przez wszystkich definicję, nie jest możliwe. Każdy znajdzie swoją definicję haiku , ja ją znalazłem przez porównanie istoty haiku z postacią stracha na wróble. Stracha na wróble można określić jako materialną konstrukcję, sprawiającą wrażenie osoby nającej wystraszyc ptaki, może ona mieć wiele postaci, ale tworzy je sugestią. Podobnie haiku, jest skromną konstrukcją słowną mającą wiele postaci, ale tworzy je sugestia”.

Jak widać wiele dróg prowadzi do odkrycia tajemnicy haiku. Moim zdaniem każdy z autorów musi sam na sobie eksperymentalnie dopracować się swoistego stylu. Warto czerpać wzorce zarówno z tradycji japońskich mistrzów jak również ze współczesnych utworów. Trwając jedynie w zaklętym kręgu kanonu 5-7-5 polscy autorzy dalej będą wlekli się w ogonie nie tylko światowego, ale i europejskiego haiku. Bo to przecież nie reguła 17 sylab mówi nam o tym czy napisany przez nas wiersz jest czy też nie jest haiku, każdy może spróbować przetłumaczyć (np. na angielski) i wysłać swój utwór do edytora znanych żurnali internetowych zajmujących się tematyką haiku, jeśli zakwalifikuje się do wydania znaczy to, że obrana przez nas droga jest tą właściwą.
OCZYWIŚCIE najważniejsze jest pisanie w naszym ojczystym języku i prezentacja chociażby na łamach takiego forum jak TO. Mamy tu możliwość zaprezentowania swojej twórczości jak również wysłuchania rad ludzi już jakiś czas zajmujących się haiku( chociażby jako pasja czy hobby). Moi drodzy: DO PIÓR!!!



*Opracowane na podstawie dostępnych źródeł i własnych przemyśleń.

Opublikowano

Do pewnego momentu jest ok. Najbardziej śmieszy mnie to powoływanie się na anglojęzyczne haiku i łamanie form, starych zasad. W imię tego, że większość coś łamie, mamy robić to samo? "wysłać swój utwór do edytora znanych żurnali internetowych zajmujących się tematyką haiku, jeśli zakwalifikuje się do wydania znaczy to, że obrana przez nas droga jest tą właściwą." To nie droga, kolego. To utwierdza nas w przekonaniu, że NA DANYM FORUM nas akceptują, nic więcej. Nie wyolbrzymiajmy naszej akceptacji. Zasada jest taka: jesteś dobry, jeśli pokazują Ciebie tam, gdzie ludzi są tysiące, a warunkiem pokazania Ciebie są jedynie wygrane konkursy z nagrodami, bądź udział w forach haiku z odpłatnością w innej walucie. Na mniejszych stronach haiku nie ma zbyt dużej konkurencji, stąd łatwo Nam wszystkim z czymkolwiek się pokazać. Mówię tu również o stronach angielskich. Taka jest prawda. Ale powtórzę po JackuM: "do piór !" Tylko, ostrożnie....

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





Co do kryteriów, tego kto jest dobry, a kto nie mogę polemizować. Dziwi mnie forma forum na którym za publikację dobrego wiersza należy zapłacić. Jeśli zapłacenie za publikację mam być wyznacznikiem tego czy utwór jest dobry czy też nie to ja dziekuję za takie forum. O sukcesach indywidualnych nie wypada mówić --więc przemilczę, wstydzić nie mam się czego.
Ja również nie namawiam do łamania zasad, pokazuję tylko alternatywna drogę i to autor ją wybierze a nia ja. Ja czytając utwór oceniam go pod względem indywidualnej wrażliwości piszącego, czy utwór jest w pewien sposób nowatorski, czy jest w stanie zmarszczyć moje szare komórki, czy po przeczytaniu powiem sobie : tak widziałem to ( przeżyłem) jakie to proste i piękne. Sprawę ilości sylab uważam za drugorzędną, i jest to mój subiektywny sposób patrzenia na haiku. Poza tym czytałem ogrom nagrodzonych "wierszy haiku" zwłaszcza w polskich konkursach, które łamią nie tylko zasadę 17 sylab, ale dla mnie znacznie bardziej ważne (ale to przemilczę).

Pozdrawiam
Jacek
  • 11 lat później...
  • 1 miesiąc temu...
  • Mateusz przypiął/eła ten utwór
  • 3 miesiące temu...
  • 7 miesięcy temu...
Opublikowano (edytowane)

Natomiast (według mojej oceny) wielu z nas powiela podstawowe błędy, uznając swój tekst za haiku. Oto "wzorcowy" przykład owych błędów.


~~~~~
"antyhaiku" 

chłopiec w gumowcach 
przebiega po kałużach 
- myje obuwie


W żaden sposób autor - rejestrator obrazu - nie może określać "po jaką cholerę" ten chłopiec wlazł do kałuży, na podstawie obrazu, zauważonego w mgnieniu oka.

Zamiast bowiem 
- myje obuwie - mogłoby zaistnieć
- sprawdza głębokość 
- sprawdza ich szczelność 

- (czy coś podobnego...) 

Ostatni wers może zatem wybrzmieć dla uzupełnienia haiku: 
- deszcz nadal pada 
- (lub coś podobnego)
.

Edytowane przez musbron45
znaki interpunkcyjne (wyświetl historię edycji)
  • 1 miesiąc temu...
  • 6 miesięcy temu...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

Wg mnie zdecydowanie nie. Jeśli będziemy godzić się na wszystkie "wariacje" (można to nawet odczytać matematycznie:)) - można się zagubić. Mętna woda i  popłuczyny to nie to samo, co krystalicznie czysta woda źródła.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Takie i podobne teksty to specjalność klasycznych limeryków - haiku sam osobiście rezerwuję bardziej dla naturalnej przyrody

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

moim zdaniem, gdyby człowiek nie założył opon na koła, dalej jeździlibyśmy dyliżansami.

A już najgorzej, kiedy chce się wrócić do tego, który koło w ogóle wynalazł, być mądrzejszym i radykalniejszym od samego twórcy i to jeszcze na siłę ;)

To teraz uwaga:

 

pchły wszy
mój koń szczający
obok mojej poduszki

 

Ten wiersz napisał Basho - twórca haiku. Ale to nie oryginał powiedzą niektórzy obrońcy konwencji. To prawda.

To przekład Czesława Miłosza, dość ułomny moim zdaniem również (mój, mojej :\), bo jeszcze nie z oryginału, tylko z jęz. angielskiego. Nie dyskutuję - Noblista. Główna myśl jednak w przekładzie została zawarta, a ładnie czy nieładnie kwesta gustu, albo wyrozumiałości.

Wracając do konkretów - jak widać Basho nie robił sobie problemu z wyrażaniem odczuć, nawet najbardziej "przyziemnych" i myśli paskudnych, choćby to było wulgarne. Efekt osiągnął. Przynajmniej dla mnie, nawet wersja Milosza powoduje, że czytając czuję niemal, jak mnie coś gryzie i parujące odpryski na własnej szyi.

;p

Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

Janie, zacytowany przez Ciebie utwór Basho nie należy do wyżyn jego twórczości moim nieskromnym zdaniem. Oczywiście, że poezja ewoluuje, zmieniają się formy, dyliżans zamienił się w auto, którym codziennie jeździmy do pracy, ale czyż takim dyliżansem nie chciałbyś np. pojechać do ślubu? 

I teraz pisze się wiersze odświętnie, zachowując staranność, nadal także często o rym i rytm (by zachować coś z pierwotnej pieśni).

Ja piszę jak piszę, ale dbam o stworzenie specjalnej atmosfery, wyciszam komórkę, zapalam świecę, też chcę doświadczyć magii, jaką ofiarowuje poezja. 

A jeśli wiersze mają przynosić tylko jakiś przyziemny efekt w postaci fizycznego odczucia, że coś mnie gryzie w szyję - to jako dziękuję za taką poezję :)

Opublikowano

Pozostawmy wybór samemu twórcy - nieważne, jak zdolnemu. Ja z całą stanowczością opowiadam się zarówno w przypadku haiku - jak i limeryków - za poszanowaniem ich klasycznych form. Na dodatek - według mnie - pomijanie zasad klasycznego haiku, to po prostu niechlujstwo powodowane pójściem "na skróty" chociażby w niedochowaniu wymaganych 17 sylab w tekście (5+7+5) haiku, lub 31 w tanka (5+7+5 ... 7+7).

A jak podchodzą do tego zagadnienie inni - niech sami zdecydują, co jest bardziej warte.

Opublikowano

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Szczerze? To chyba nie, nie różnię się w tym chyba zbytnio od innych facetów i wolałbym jednak powozić, ipiii ;)

Ale przyznaję, taki dyliżans, czy kareta z czasów Ludwika, to już jest COŚ. Ale wiesz i Ty i ja, że nie o to chodzi. Zmienia się przecież wszystko wokół i chcemy tego, czy nie, to i tak nieuchronnie nastąpią zmiany. Piszesz o staranności i niemalże celebracji podczas pisania wierszy. I dobrze, pochwalam, zwłaszcza staranność. To bardzo dużo w czasach, kiedy SMS powoduje zanik umiejętności pisania w ogóle. Wszędzie, jak makiem zasiał, szerząca się dysortografia i inne dyskomplikacje. Syndrom czasów, czy może dobrze przemyślana asekuracja? Jeszcze jeden Unijny wymysł? Bo po co przemęczać musk, jak dyscośtam ratuje tyłek w szkole, na uczelni, a może i wysokiego rangą urzędnika, który "Polaką" wstawia kit? Nie piszę tego bezpodstawnie - znam kilka przypadków, gdzie wystarczyło na 3 dni zabrać telefon, aby jórz stało się już. :)

I żeby nie było - nie twierdzę, że problemu nie ma. Jest, ale nic, albo nie za bardzo chyba coś się z tym robi, traktując ulgowo. Błąd, wiel-błąd, bo stąd się bierze niestaranność, bylejakość, gównowatość. Dlatego może i wiersze takie też są potrzebne?

 cóż, być może to nawet nie wina Basho, tylko Pan Miłosz miał zły dzień - albo wręcz przeciwnie - dobry, że się udało tak obrazoburczo to "ująć" :) Co w takim razie powiesz o wielu naszych Autorach, a wspomnę tylko dwóch. Przeczytaj "Gadkę" Kochanowskiego, bo mojego ulubionego J.Tuwima na pewno znasz i jego "Upadłość", "Wiosnę", czy "Całujcie mnie wszyscy w dupę". :D

Pozdrawiam serdecznie.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Janek, ok, niech kto chce rzuca mięsem w wierszach a kto chce, niech to czyta. Ale tu tbrozda zadał pytanie, czy haiku można łączyć z wulgarnością. Haiku to haiku, a nie rzeźnia. Mam swój tekst o wulgarnościach w wierszach, wkleję, ale nie dziś i nie jutro, bo to nie ten czas. Zdrowotnie

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

i co ja mam więcej powiedzieć od tego, co powiedział Basho - twórca haiku? Moim zdaniem on dylematu takiego nie miał. Ja tez nie mam, żeby poczytać np. Tuwima, albo posłuchać: O k...a, ja p...lę wygłaszanego co i rusz przez Kondrata w "Dniu świra". Podstawa, to czy "użycie" było na tyle uzasadnione, że nie wadzi". Jeśli nie wadzi - ja nie mam nic przeciwko.

Mówiąc szczerze nie wiem, czy umiałbym użyć w haiku (krótka, wymagająca treść) wulgaryzmu tak, żeby nikogo nie zraziło. Wzajemnie :)

Edytowane przez jan_komułzykant (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • piękny dzień  słowo Ciałem się stało    niebo otworzyło świt  przyszedł na świat  Bóg człowiek    Jego słowa  światłem  światłem  wskazującym drogę    mamy  prawdziwą wolność  możemy Go przyjąć  lub nie  nasz wybór    bez Światła… łatwo pobłądzić   12.2025 andrew  Boże Narodzenie   
    • Czym jest miłość, gdy zaczyna się kryzys? Co się czai, by zranić, by zabić jak tygrys? Gdy chcesz pogadać, lecz pustka w głowie. Zapytasz „co tam, co robi?” i po rozmowie. Albo przemilczysz i nie napiszesz słowa, wtedy powstanie wielka brama stalowa, którą będziecie próbować otworzyć, by szczęśliwe chwile od nowa tworzyć. No chyba, że żadne kroku nie zrobi — wtem brama się zamknie i kłopotów narobi.
    • @Rafael Marius wróciłam do domu jak dama nowej generacji toyotą corollą, mam tyle systemów bezpieczeństwa. Gdyby ktoś usnął przy jeździe, zatrzymałaby się sama w punkcie zero. Dłuższy sen, weekend odpoczywam w domu:)
    • - Witaj, Rzeszowie - powiedziałam na głos, gdy wysiadłam z piątego wagonu pociągu ekspresowego Pendolino po przemierzeniu trasy z Gdańska. Działo się to późnym wieczorem 23. Grudnia, kilka minut po 23.00 . Cóż: zbieżność daty z godziną po typowym, jak wiedziałam, ponad półgodzinnym opóźnieniu tego właśnie pociągu. Kolejna zbieżność, tym razem odwrócona względnie naprzemienna: trzydzieści dwa. Ano, co zrobić. PKP, emocje nie pomogą. Rozejrzałam się odruchowo, poprawiwszy plecak ujęłam uchwyty walizek dużej i małej, po czym szybkim krokiem ruszyłam w prawo, w kierunku ruchomych schodów.    - Dawno tu nie byłam - kontynuowałam myśl. - Czas to nadrobić, pobyć w twojej przestrzeni chociaż raz na rok. Chociaż teraz, z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Tak zwanych Bożego Narodzenia, poprawiłam się. Wszak Wszechświat odnawia się austannie w każdej żywej istocie, od najbardziej skromnej rośliny poczynając na najbardziej imponującym wiedzą, światowym obyciem, majątkiem czy fizycznością człowieku kończąc.     Westchnęłam ciężko.    Nasza przedwyjazdowa rozmowa - w znaczeniu moja i mojego mężczyzny nie była zbyt miła. Wiadomość, że chcę pojechać do dawno nie odwiedzanej rodziny na święta przyjął spokojnie - trudno zresztą, aby było inaczej. Ale gdy zapowiedziałam, że przez cały ten czas nie znajdę dlań ani chwili, poczuł się urażony.  Z tonu jego słów i wyrazu twarzy, pomimo zachowywanego spokoju, przebiło się wspomniane poczucie urazy.     - Chwilę - zaczął powoli. - Po twoim ponadrocznym zniknięciu bez słowa wyjaśnienia schodzimy się na powrót pod warunkiem, że będziesz dokładać więcej starań niż za pierwszym razem. Tymczasem w dwa miesiące po naszym drugim początku dajesz mi do zrozumienia, że nie dość, że podjęłaś decyzję o wyjeździe beze mnie, to jeszcze oznajmiasz mi, że nie będziesz miała wtedy czasu nawet na rozmowę, bo - jak to określiłaś - potem na pewno będziemy mieli go wiele? Nawet nie zaproponowałaś, abym z tobą pojechał - zaciął usta w sposób, którego nie lubiłam i którego trochę się obawiałam.     Dłuższą chwilę zbierałam się na odwagę. Przyszło mi to wbrew pozorom tym trudniej,  że pozostał opanowany, czego zresztą mogłam być prawie pewna: przy mnie zawsze bardzo mocno kontrolował uzewnętrznianie swojej mrocznej strony.     - Nie zaproponowałam - zaczęłam powoli odpowiadać, ze słowa na słowo coraz szybciej - wiedząc, że i tak pojedziesz tam ze mną. Chociażby po to, aby być blisko mnie. Co zresztą jest całkowicie logiczne także z emocjonalnego punktu widzenia. Po co miałbyś tkwić sam na drugim końcu Polski? - spróbowałam uśmiechnąć się lekko. Wyszedł mi ten uśmiech jak zwykle w podobnych sytuacjach. W reakcji uśmiechnął się tyleż lekko jak ja, a trochę od swojej strony - krzywo.     - Chyba lepiej, że proponujesz mi to późno niż wcale - odparł. - Ale czy zmienia to fakt, że sytuacja ta nie powinna mieć miejsca? Spójrz na to od mojej strony, wyobrażając sobie, że to ty zgadzasz się dać mi drugą szansę pod określonym warunkiem, tymczasem ja daję ci do zrozumienia, że ty i ten związek nie jest dla mnie tak ważny, jak cię zapewniam.     - To nie tak... - spróbowałam spojrzeć mu w oczy. Nie udało mi się. Odruchowo spuściłam wzrok, odwracając po chwili głowę. Wiedziałam, że w pierwszym odruchu chciał wyrzec z przekąsem, że dokładnie taki mój ruch był do przewidzenia. Jednak po chwili ciszy usłyszałam inne pytanie.    - A jak? - spojrzał na mnie, pozostając tam, gdzie stał i krzyżując ręce, po czym powtórzył trochę głośniej: - Jak?    Chciałam podnieść wzrok i spojrzeć mu w oczy. Nie zdołałam. Kotłowało się we mnie do tego stopnia, że przestałam być zdolną wykonać jakikolwiek ruch, o wypowiedzeniu jakiegokolwiek słowa nie wspominając. Przeklęte emocje! Przeklęte wspomnienia! Nie byłam gotowa powiedzieć mu o tak wielu sprawach z przeszłości. Gdy spotkaliśmy się i zaczęliśmy być ze sobą po raz drugi, obiecałam sobie - solennie na wszystko, co dla mnie ważne - że tym razem będę wobec niego w porządku. Że nie popełnię żadnego błędu. Że koniec z przerwami w komunikacji, z zamykaniem się, wycofywaniem i milczeniem. Z osobnym spaniem wreszcie, chociaż akurat przy spaniu w jednym łóżku nie upierał się twierdząc, że chrapie, a nie chce, abym chodziła ciągle niewyspana. Skończyło się tak, jak się obawiałam. W miarę upływu tygodni strach zapanowywał nade mną, coraz bardziej wpływając na moje postępowanie. Zmianę w moim zachowaniu i milczące "odstawanie" od złożonych deklaracji zauważył od razu. To, że początkowo przyjmował to w ciszy, ciążyło. Gdy zasugerował, abyśmy o tym porozmawiali, poczułam się przybita jeszcze bardziej.    - Znów zaczyna się dziać ze mną jak wtedy - spostrzeżenie to, a jeszcze bardziej to, że dzieje się tak właśnie - nie dawało mi spokoju. - Ale jak mam przyznać mu się do strachu? Do rozdźwięku pomiędzy uczuciem i chęcią bycia z nim a lękiem przed wspólną przyszłością?    Starałam się przerwać ten napierający na mnie od wewnątrz tok myśli, ciągnąć za sobą walizki międzyperonowym korytarzem do hali dworcowej, po przejsciu której zamierzałam złapać taksówkę. Nie wychodziło. Przemieszczały się po owalnej linii wewnątrz mojego umysłu, to przyspieszając, to zwalniając przy pytaniu "Pędzimy jak chcemy. I co nam zrobisz?" Po czym gasnąc i przekształcając się w pobrzmiewające jego głosem pytanie. Które zadał mi sięgając po moje ręce, biorąc za dłonie i przyciągając do siebie, ale zatrzymując krok przed nim tak, aby musiała popatrzeć mu w oczy.    - I co ja mam teraz z tobą zrobić?      Rzeszów, 25. Grudnia 2025   
    • Rzekli mu bracia: – „To dziś bracie!” – „Następne dziecko dla mnie macie.” – „Tak dziecko, ale nie następne! Tysiącleć wpraw szlaki tu błędne, Weź duszę Zbawiciela na świat! Choć wątpliwe czy będzie mu rad? Widzisz z nami wszystko…: krzyż i śmierć, Na Boga, tak ma być, bierz i leć!” Wziął czarnoskrzydły dziecko-słońce I spadł pociech szepcząc tysiące, Zdumion, a szczęśliw kogo niesie… . . . – „Panie magu, patrz tam: Kometa!” – „Choć, zda mi się piękna, to nie ta, Co się wśród dal kosmosów niesie… Siodłaj koń! Anioł niósł tam dziecię.”   Wszystkim dobrym duszom z życzeniami wszystkiego najlepszego na Święta Bożego Narodzenia.   Ilustrował „Grok” (pod dyktando Marcina Tarnowskiego), grafiką „Anioł niosący duszę Jezusa na ziemię”.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...