Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Nie lubię sprzątać. Wiem jednak, że czasem warto zrobić coś, czego się nie lubi.
Z tą myślą zabrałem się pewnego dnia do sprzątania. Podjąłem kolejną próbę przeczesania papierowej dżungli biurka, szuflad, szafek, półek i schowków, ujarzmienia celulozowej entropii. Krótkie i niedbałe notatki na luźnych kartkach, obszerne notaty z historii i filozofii, kserówki z języków obcych, nuty, stare zeszyty, wydruki komputerowe, rękopisy wierszy, nawet stare bilety - wszystko to, zmieszane w przedziwnych proporcjach, stosami piętrzyło się na każdym fragmencie płaskiej powierzchni. Oto miałem stać się demiurgiem, który z nieokreślonej materii stworzy idealny ład.
Porządkowanie takiego chaosu przypomina pracę archeologa. Zasada jest identyczna: to, co tkwi głębiej, jest starsze. Nie chciałem tracić czasu na zgłębianie niedalekiej przeszłości wierzchnich warstw - chciałem od razu odkryć szczątki jakiegoś nieznanego dinozaura, odcisk trylobita czy choćby ślady jakiejś prastarej ludzkiej cywilizacji.
Szuflada! Dolna, zapomniana szuflada biurka, do której nikt nie zaglądał zapewne od czasów paleolitu! To był idealny początek sprzątania! Drżąc z ciekawości na samą myśl o tym, co mogę tam znaleźć, powoli zajrzałem do środka. I nie zawiodłem się.
Na wierzchu leżał podręcznik gry na fortepianie. "Szkoła na fortepian"! Grę na tym szlachetnym instrumencie zarzuciłem dobrych kilka lat temu, a ów pierwszy podręcznik przerobiłem być może nawet dziesięć lat temu, a zatem jeszcze w XX wieku! Dziesięć lat było dla mnie niebagatelnym okresem czasu, gdyż stanowiło większą część mojego ziemskiego życia. Nietrudno zatem wyobrazić sobie tę niemal lubieżną ciekawość odkrywcy i badacza, z jaką wziałem do rąk moje znalezisko.
Na jednej z pierwszych stron, przy ćwiczeniu numer sześć (o ile ćwiczeniem można nazwać tych kilka nut na krzyż), coś było nabazgrane ołówkiem. Jako napis było zupełnie nieczytelne, przypominało raczej szlaczek przedszkolaka. Ale wystarczyło, żeby odświeżyć mi pamięć.

***

Był wrzesień, początek roku szkolnego. Chodziłem wtedy do trzeciej klasy podstawówki. Świeciło ciepłe, jesienne słońce. Trzymając w ręku zieloną teczkę z nutami, szedłem na jedną z pierwszych lekcji fortepianu.
Mieszkanie profesora było małe i ciemne. W niewielkim pokoju większą część zajmował fortepian. Stał przy nim wysłużony, obrotowy taboret pomalowany brązową farbą. Za grubymi, brudnobrązowymi zasłonami rozciagały się rzędy półek, na których stały stare książki z nutami, kasety i winylowe płyty.
Profesor był niskim, zaawansowanie łysiejącym, pękatym człowiekiem o czerwonej twarzy. W niczym nie przypominał typowego pianisty: chudego, bladego, o bujnej czuprynie i długich, smukłych palcach. Po mieszkaniu chodził zawsze w wełnianej kamizelce i rozdeptanych kapciach. Jednak pewien jego nieodłączny atrybut sprawiał, że w moich oczach wyglądał dostojnie i poważnie, mimo postury i stroju. Był to ołówek.
Pamiętałem tego typu ołówki z wczesnego dzieciństwa: twarde, o okrągłym przekroju, z małymi, kolorowymi zwierzątkami na białym tle, zakończone ciemnoróżową gumką, która bardziej brudziła niż ścierała. Ołówki takie były jedną z niewielu rzeczy, które - jak się zdaje - pamiętałem z okresu PRL.
Kiedy chodziłem do szkoły, wszyscy już używali "kapitalistycznych" ołówków - o przekroju sześciokątnym, kolorowych, z białą gumką. Ale nie profesor - on zawsze (a chodziłem do niego na lekcje jeszcze przez kilka lat) korzystał z tego starego, peerelowskiego ołówka. Co wiecej - zdawało mi się, że ołówek ten wcale się nie skraca, że ciągle jest długi, przy czym był zawsze ostro zatemperowany. Zwykle spoczywał na podstawce pod nuty. Ilekroć profesor chciał coś w nutach zaznaczyć, chwytał go za koniec, też przy gumce, i niedbale kreślił zupełnie nieczytelne litery i cyfry, przypominające raczej przypadkowo ułożone kreski, niż znaki jakiegokolwiek alfabetu.
-Ce-dwa-trzy-cztery, de-dwa-trzy-cztery, e-dwa-trzy-cztery - liczyłem głośno, według zaleceń profesora, grając kolejne dźwięki.
Wreszcie doszedłem do dźwięku gie. Klawisz gie uderzyć miałem piątym, czyli najmniejszym, palcem prawej ręki. A ów najsłabszy piątry palec to zmora wszystkich początkujących.
Jedną z pierwszych rzeczy, jakich uczy się młody adept fortepianu, jest odpowiednie ułożenie dłoni. "Tak, jakbyś trzymał jabłko". Palce nie mogą być proste, muszą być zaokrąglone. Nie stanowi to wielkiego problemu i łatwo daje się opanować po kilku godzinach ćwiczeń - za wyjątkiem właśnie nieszczęsnego palca piątego. Mój najmniejszy palec nie miał dość siły, by uderzyć - uderzyć, a nie przycisnąć - pożółkły klawisz starego fortepianu profesora. Zmuszony byłem popełnić karygodny błąd techniczny, polegający na przycisnięciu klawisza wyprostowanym palcem, niemal całym bokiem swojej małej dłoni.
Dźwięk gie zabrzmial matowo i cicho - nie mogło to ujść uwadze profesora. Chwycił za koniec swego ołówka i nabazgrał coś obok nut, nad ćwiczeniem numer sześć, mówiąc:
-Palec piąty okrągły!
Uśmiechnąłem się na widok profesorskich gryzmołów:
-Na pewno tego nie odczytam.
-Nie szkodzi - odparł profesor. - Jak zobaczysz, to ci się przypomni.

Miał rację. Po dziesięciu latach - choć od dawna nie gram już na fortepianie - na widok profesorskich bazgrołów przypomniałem sobie o odpowiednim ułożeniu najmniejszego palca.

Opublikowano

Przy okazji doklejam swój tekst, w kontekście którego napisałem "Ołówek profesora", na wypadek, gdyby to komuś pomogło w odczytaniu tekstu ;)

ŚLAD I

w starym notatniku znajduję historyczne wzmianki
"piątek - sprawdzian z fizyki - akustyka"
"za tydzień geografia fizyczna afryki"
"autobus 20:53"

bezskutecznie usiłuję szukać w sobie odpowiedzi
ile wynosi próg słyszalności fali
jak nazywa się najwyższe wzniesienie wyżyny abisyńskiej
dokąd miał mnie zawieźć autobus

zniechęcony poszukiwaniem przechodzę do pytań ważniejszych
czy byłem wtedy szczęśliwszy niż jestem
jakie nosiłem buty
jaką czytałem książkę

nic.

czy byłem wtedy sobą
brak dowodów

gdy odkładam stary notatnik na półkę
odzywa się we mnie nieśmiało
poczucie winy

nie powinno się przecież czytać nie swoich notatników.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ten tekst nie jest tylko wierszem. To głos duszy, która ma dość świata pełnego iluzji, pogoni za pieniądzem, wojen, granic i religijnych kłamstw. To manifest duchowej rewolucji — dla tych, którzy czują, że obecny system nie ma już sensu. Dla tych, którzy wiedzą, że czas się obudzić. Jeśli czujesz podobnie — nie jesteś sam.   MANIFEST DUCHOWEJ REWOLUCJI do tych, którzy czują, że świat zwariował   Nie jesteśmy tu, by się poddać. Nie przyszliśmy na ten świat, by milczeć, gdy kurwy są na piedestale, a świętość duszy zakopana w błocie złota.   Dość. Koniec iluzji. Koniec pogoni za pieniądzem, który nie nakarmi duszy. Koniec władzy, która łamie kręgosłupy i sprzedaje sumienia. Koniec siły, która bije z lęku. Koniec dumy, która przykrywa pustkę. Koniec materializmu, który czyni z człowieka przedmiot.   Koniec wojen. Koniec granic. Koniec narodów, które uczą nienawiści pod flagą pokoju. Państwa? Systemy? To tylko złote klatki. Nie ma “mojego” i “twojego” — jest wspólna ziemia. Planeta — matka, nie towar. Nie kop jej wnętrza, nie truj jej nieba, nie pal jej lasów. To żywa istota. Czuje. Woła.   Słyszysz?   Nie jesteśmy ciałem bez znaczenia. Nie jesteśmy robotami na kredyt. Mamy dusze. Każdy czyn, każda myśl — wraca. Prawo karmy jest starsze niż religie. Reinkarnacja to nie bajka — to przypomnienie. To światło, które prowadzi przez ciemność. To wiedza, która przetrwa wszystko. To droga, która nie kończy się w trumnie.   Religie? Zostały wypaczone. Zamiast łączyć — dzieliły. Zamiast dawać światło — straszyły ogniem. Zamiast prowadzić — ogłupiały. Czas zakończyć spustoszenie świętości.   Nie jesteśmy przeciwko ludziom — jesteśmy przeciwko iluzji, która ich więzi.   Nasza rewolucja nie ma karabinów. Nasza rewolucja nie ma prezydentów. Nasza rewolucja ma serca, które nie chcą już kłamać. Mamy oczy otwarte. Mamy sny, których nie da się sprzedać.   Wzywamy tych, którzy czują, że coś jest nie tak. Tych, którzy widzą przez szkło ekranów prawdziwe twarze kłamstwa.   Dość snu. Dość ciszy. Czas obudzić się i zacząć żyć naprawdę.   Rozwój duchowy. Świadomość. Empatia. Miłość. Planeta jako świętość. Człowiek jako istota światła. Reinkarnacja jako wieczne przypomnienie, że wszystko, co czynisz — czynisz sobie.   To jest nasza droga. To jest początek. Nie jesteś sam.    

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • nie bój  sie  marzeń smutku ani nadziei   nie bój się myśleć że jutro bedzie lepiej   nie  bój  się grzechu oraz nocy i jej cieni   nie  bój  się  siebie jesteś tylko sobą   nie bój sie płakać łzy to uczucie   nie bój się bać tego co nie ma racji   nie bój się świata to on twoim sensem   który wie że to ty jego spełnieniem
    • Całość mi się bardzo podoba, choć czytam bez przymiotnika w przedostatnim wersie, bo jest wystarczająco poetycko.  Pozdrawiam.
    • @Claire Dziękuję za tak sympatyczną, budującą recenzję. Miłego dnia.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Claire dzięki za refleksję. Rzeczywiście te dwie  strofy " oddzielone wersem " spadam" mogłyby być odrębnymi miniaturami:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...