Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

przedmioty martwe płaczą

krzesła tęsknią za dotykiem silnych dłoni
gdy pokornie odsuwałeś je lub cierpliwie
odstawiałeś na miejsce pozostawione na środku
czekają targając przestrzeń

stół nie może zrozumieć czemu nie ma rąk
które uratowały życie na powrót darowały nogę

szuflady pozornie spokojne nie potrafią
pojąć gdzie jesteś wspominają tylko
energiczne ruchy gdy z zawrotną szybkością
otwierały się całe i spokój zamykania ich o świcie
bezgłośnie

lustro nie może się doczekać kiedy znów
ujrzy odbicie a niesforne krople zroszą
zmęczoną taflę

ręczniki szukają zapachu nikt go już nie nosi

nawet ścierki kiedyś złe
że znowu brudne dziś
czekają na cud

i tylko wycieraczka zdziwiona
czasem wciąż czuje ślady butów

gdy stajesz przed drzwiami i słuchasz

Opublikowano

bardzo fajne
no i puenta ;)

pomajstruję

///////////////////////////////\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\

przedmioty martwe płaczą.

krzesła tęsknią. za dotykiem silnych dłoni
gdy odsuwałeś lub cierpliwie
odstawiałeś na miejsce. pozostawione na środku
czekają targając przestrzeń.

stół nie może zrozumieć. czemu nie ma rąk
które uratowały życie. na powrót darowały nogę.

szuflady pozornie spokojne. nie potrafią
pojąć gdzie jesteś. jedynie wspominają
energiczne ruchy jak z zawrotną szybkością
otwierały się całe. i spokój zamykania ich
o świcie.

lustro nie może się doczekać. kiedy znów
ujrzy odbicie. niesforne krople zroszą
zmęczoną taflę.

ręczniki szukają zapachu. nikt go już nie nosi.
ścierki. kiedyś złe, że znowu brudne dziś
czekają na cud.

tylko wycieraczka zdziwiona
czasami czuje ślady butów.

gdy stajesz przed drzwiami. słuchasz.


///////////////////////////////\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\

bywaj

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Julio,
wiersz rodem z poetyki noblistki, a więc staraj się pisać naprościej, najzwyklej, bez inwersji, udziwniania skladni i tych obrzydliwych kropek (to taka ponowoczesna maniera, ktorej efekt jest do uzyskania w 'tradycyjnej' interpunkcji, ale jeśli już w to się bawić, to naprawdę w sposób przemyślany!).
Trochę poprzestawiałem, powykreślalem, powstawiałem (słów - propozycji), połamałem wersy.
Ale to Twój wiersz - do pracy.
I skracać, skracać - nie ma nic gorszego niż przegadanie ;)
pzdr. b
PS. te pochylenie i podkreślenia znaczą tylko miejsca zmian!
Opublikowano

Bezecie dzięki wielkie;
właśnie tych kropek też nie byłam pewna, tylko, że "zwykłej" interpunkcji nie chcę stosować, ale zbaczymy, muszę pomyśleć;
niedługo pojawi się tu nowa wersja tego rekstu (jak tylko znajdę chwilę i chęci, aby siąść i się pomęczyć :)

jestem bardzo wdzięczna za komentarz
pozdrawiam serdecznie

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
    • @Dagna tym się nie stresuj. Dobry psychiatra wyprowadzi cię z tego. Jeżeli nie.......to już Tworki. Bay, bay.     A tak w ogóle to po co mnie prowokujesz? Nie znamy się, za emocjonalne słowa przeprosiłem, a ty ciągle swoje. Dlaczego ?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...