Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

pamiętasz mnie?

jaki byłem mały (jeszcze
wtedy) nie wiedząc co to rtęć
dorosłości nie czułem
w żadnym stopniu

za duży na głupotę
z premedytacją później
odczuwałem
sine zmrożenie kończyn
ze wstydu jak „miarka się przebrała”
ciężko było zbić gorączkę
może trzeba w pysk

nieważne czy coś się zmieniało
wiedziałem że
w inny (częstszy) sposób
ja i one
cztery infekcje i ich temp.
pod pachami nieba – szara rzeczywistość

nie tylko młodzież słupem rtęci – wybucha
w codziennych zajęciach

*

już mnie nie pamiętasz ?

przecież wciąż dorastam w twoich
pod-wiązkach chronologii
naturalna dziwko czasu
sam muszę dorównywać twojemu spadkowi
cofając się do wspomnień
gdzie płakałem jak tatuś
nie chciał wziąć mnie na kolana

ciśnienie poszło w górę
jak mamusia (do tej pory przez
wszystkie pory) chce mnie wychować
na dobrego
ustawionego w pionie
człowieka samodzielnej nauki
o życiu podczas życia


... masz racje nie mogę
stać w miejscu jak zepsuty termometr

ta czerwona linia po coś jest

Opublikowano

A ja Cię podenerwuję. ;-)

Treść - tak. Przyjmuję, gryzę. Zgadzam się, albo nie. Ale świetnie uderza w struny. Co z tego skoro bardziej uderzają mnie w struny niedoróbki formy.
Z wszystkich znaczków jedynie gwiazdka pośrodku znajduje uzasadnienie.

Na jakiego diabła te pytajniki?
Do czego ma służyć ten cudzysłów - wyróżnia cytat, czy też, jak w taniej prozie ma wyrazić ironię.

Zamiast nawiasów popracuj nad wersyfikacją. Używaj ich tylko wtedy gdy niczym ich nie potrafisz zastąpić, gdy czujesz, że są absolutnie niezbędne.

Wielokropek - niepotrzebny, ale i tak ze wszystkich dość nonszalancko porozrzucanych znaków interpunkcyjnych, najmniej irytujący.

No i koronne: "cztery infekcje i ich temp." A cóż to jest "temp." i co on robi w części, która zaczyna się słowami "jaki byłem mały". Od kiedy to taki mały ma infekcje z "temp." zamiast po prostu "z temperaturą".

Podsumowując: pisząc wiersz proponuję się wcześniej zastanowić nad formą, być w niej skrupulatny i konsekwentny. Nawet wprowadzając poczucie chaosu, trzeba mieć świadomość, że zburzy cały efekt, jeśli czytelnik zwątpi w to, że autor zrobił to celowo.
Myślę, że mógłbyś spróbować bronić tych znaków przestankowych, gdybyś wprowadził pełną, poprawną interpunkcję - ale osobiście uważam to za niepotrzebne.

Sugestia - zostawić gwiazdkę - zakładam, że jest niezbędna dla pewnego efektu dyptyku. Ewentulanie zastanowić się nad ostatnim wielokropkiem, choć dla wielu wielokropki w wierszach są sprawą bardzo drażliwą. Reszty interpunkcji i znaczków pozbyć się, bez najmniejszych sentymentów, uważając przy nawiasach by nie zmienić treści.

Pozdrawiam
nocny

P.S. Tak jak pisałem. Wiersz mnie poruszył, do tego stopnia, że chciało mi sie tyle tu nabazgrać. Gdybym uważał, że jest mierny, nie traciłbym czasu.
n.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




hmmm no no
powiem tak
wszystko jest
tutaj potrzebne
dla mnie
i dość długi "metr" czasu
męczyłem się nad ustawieniem
tego tworu

nawiasy są dopowiedzeniami które mają też wnosić
w treść jakąś część przekazu
pytajniki podkreślają po prostu jakby wykrzyknienie pytania
hm co mogłoby wyglądać tak ?! ale mam nadzieję że wiesz o co
chodzi

no i ten cudzysłów jest jakby opowiadaniem o danym słowie
w cudzysłowie :) co też jest potrzebne bo chcę właśnie podkreślić
ten ogół znaczenia owego słowa

dzięki za tak obszerny zapisek

bywaj
Opublikowano

przegadane aż babskie
i chaotyczne
przy czym druga część lepsza od pierwszej i to dużo
pierwsza poszarpana - wresyfikacja stwarza wrażenie przypadkowej
a nie stwarza wrażenia, że przypadkowa celowo

pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Mam takie małe pragnienie. Małe dla ludzi, którzy tego nie czują; którzy nie doświadczyli uczucia płynącego w głowie nurtu, eksplozji pomysłów i myśli zdających się być tak błyskotliwymi, jak u najwybitniejszego artysty. Dla mnie pragnienie to jest olbrzymie, przytłaczające i przygniata mnie tak w środku, jak i na zewnątrz. Dusza pragnie nowego tworu, mózg zaś krzyczy... nie, on wrzeszczy, wrzeszczy tak, że gdyby był słyszalny po tej fizycznej stronie, pękałyby szyby, szklanki i bębenki uszu. Drze się jak opętany, jak popapraniec w delirium. Wmawia mi, że nie dam rady, że nie napiszę ani słowa, a nawet jeśli cudem przekopię się przez jamę bez światła, do której mnie wrzucił, to ten tekst nie będzie nic warty. Żałosny, odpychający i partacki niczym dziecięce bazgroły. Cztery miesiące. Cztery ciągnące się jak drętwe nauczanie wypalonego wykładowcy, któremu uciekło sedno miesiące. Mnóstwo nędznych prób poprowadzenia jakiejś pisaniny, która już na początku odbierała poczucie sensu. Czasem wpadł jakiś pomysł, lepszy czy gorszy, nieważne, bo i tak nie miał prawa zaistnieć, skoro brakowało sił nawet na podniesienie się z łóżka. Zgasł płomień w sercu wzbierający z każdym napisanym słowem. Pewność w swoje zdolności odeszła wspierać kogoś innego; kogoś, kto być może ma szansę zbudować coś pięknego.

      Najpierw był smutek. Dziecięcy płacz i nieświadomość, skąd ta wstrętna podłość od ludzi, którzy mieli być oparciem i otaczać opieką.

      Potem się trochę dorosło, pojęło pewne sprawy. Były próby łagodzenia napięcia, wpasowania się w tłum, a z wolna znajdowało się środki, w założeniu mające pomóc osiągnąć te cele. Dawały takie uczucie... nie, nie szczęście. Coś, czego nie dało się pojąć, ale rozumiałam, że tego stanu poszukiwałam całe życie.

      Piętnaście lat. Pierwsze wizyty u psychologa, próba ratowania się przed zatonięciem w substancjach. Z początku szło dobrze, a potem przychodziły koleżanki i mówiły "Chodź, zarzucimy coś". I jak tu odmówić?

      Szesnaście lat. Szósty grudnia. Pierwszy gwałt.

      Następna była czystość. Z przerwami, co prawda, bo dalej obracałam się wśród ludzi wychowanych na dewiacjach, ale z rzadka się to zdarzało. Pierwsza miłość, motywacja do zmiany dla kogoś, o kim myślało się jakoby o rodzinie, bliższej nawet niż matka. Nawet za tym nie tęskniłam.

      Wtedy jeszcze to było tylko zabawą. Byłoby to zbyt bajkowe, by mogło trwać dłużej. Odeszłam od Niego dla kogoś Innego. Oddałam serce, ciało, wszystkie pieniądze. W zamian dostałam przemoc, której nie sposób tu opisać. Odebrał mi plany, nadzieję na dobrą przyszłość i ucieczkę z gówna, w którym topiłam się od urodzenia. Zabrał pasję, zdrowie, jak również najsłabsze poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Próba zabójstwa. Gwałty. Bicie. Poniżanie. Odbieranie wartości. Stałam się szmatą, plugawym odpadem i niewolnikiem czegoś, co nazywałam dozgonną miłością. I z zupełną szczerością przyznam teraz - nigdy nie kochałam nikogo mocniej, dlatego bez znaczenia było, że bez wzajemności. W końcu uciekłam.

      Dziewiętnaście lat. Wpierw za granicę, na zarobek, później do większego miasta po lepsze życie. I znów wciągnęło mnie to, co do tej pory nazywałam zabawą.

      Substancja opanowała mnie do szpiku. Czułam się jak heros z powieści, człowiek o niebywałym talencie i mądrości, jakiej wielu ludziom brakuje. I to nie tak, że sobie pochlebiam. To słowa ludzi, których poznałam, a którzy na koniec mnie zniszczyli. Wciągałam, połykałam, piłam i pisałam bez przerwy z niebywałą radością. Z czasem to przestało wystarczać, lecz substancja dalej mną władała i wyszeptywała mi, że bez niej jestem nikim.

      Kolejna ucieczka. Mamo, błagam, pomóż. Wróciłam do domu i do tej pory tu jestem, w malutkim pokoiku, gdzie przeżywałam najgorsze katusze, choć nie mogę zaprzeczyć, że to mój mały światek i jedyne miejsce, gdzie mogę się podziać.

      To ścierwo dalej mną rządzi. Rzuciłam to. Prawie. Szukam czegoś na zastępstwo, bo już nie umiem być trzeźwa. Będąc na haju przynajmniej łagodzę syf wypełniający mój popieprzony łeb. Poza tym, znów mam przed czym uciekać. Zdrada. Niejedna. Od osoby, która dała mi tak wiele miłości, że trudno było w nią uwierzyć. Przebaczenie to jedna z najgłupszych decyzji, jakie podjęłam, ale taka jest miłość. To nie pochlebstwo, a czysta prawda - mało kto potrafi kochać tak, jak ja. I świadomość, że nigdy nie spotkam osoby, która miłowałaby mnie podobnie, rozrywa mnie od środka.

      Po drodze psychiatryki, szpitale, próby odwyku, bitwy toczone z matką, samotność. Nie wiem, czy z Tamtym nie byłam w lepszym stanie, niż teraz. Zakończę ten tragiczny wylew popularnym i nierozumianym klasykiem: obraz nędzy i rozpaczy.

      Gorące pozdrowienia z Piekła, 

      Allen

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...