Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

gdy czeka się w nie-wiedzy
na coś co ma nastąpić
w pamięci obraz mglisty jawi się w żywych nie-nazwanych barwach
wyczekane wydaje się być gdzieś w miejscu dla nas nie-dostępnym

patrzący w niebo czekający człowiek
szuka w nim szlaku planet,gwiazd lub ptaków
które pokażą drogę aby już nie błądził
i buty wędrowca zamienić mógł
na ciepłe domowe bambosze

i jest ból w sercu czekającym
którego uleczyć pod niebiem nic nie zdoła
boli doskwiera i dręczy nie-wiedza
sprawczyni nie-pokoju i głupoty tłumów

a ja nie-wiedzę moją z zaprzyjaźnionym czekaniem
nocą witam w milczącym często oknie
i czasem w tajemnicy przd światem proszę
by pozostała do końca nie-spełnieniem

bo póki czekam wiem, że trwa życie

Opublikowano

a ja wbrew wszystkim, powiem, że mnie zaciekawił, bo cholera jasna od czego są poeci ( ludzi, którzy rzekomo widzą więcej, czują..itp itd ), właśnie, żeby słuchać o życiu i marzeniach " biednej dziewczynki".
Blee...zaczyna denerwować mnie to forum, coraz więcej osób, które chcą tylko więcej więcej..słabe wiersze nadrabiają "dopracowanymi" ( czyt. złośliwymi) komentarzami.
A przecież sama nazwa mówi : forum dla początkujących
pozdrawiam serdecznie

Opublikowano

Mi także się podoba, bardziej niż Twój debiut... nieco mnie denerwowała pisownie "nie-", ale po przeczytaniu całości dostrzegam w tym jakiś sens. "ciepłe wełniane domowe" - może trochę tego za dużo, możnaby się ograniczyć do ciepłych domowych, albo ciepłych wełnianych... zakończenie ciekawe.

Może i dosłowne, ale może też ktoś pamięta, że tak lubię.

pozdrawiam ciepło /Arek

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Regino tu kazdy jest nauczycielem i kazdy uczniem, wiec nauczmy sie tej prostej zasady a kazdemu bedzie latwiej.kazdy z nas jest i był poczatkujacym w tym dziale, wiec kazdy chce kazdemu pomoc, jesli widzi bledy. od czegos jest warsztat, a skoro jest sie bezgranicznie przekonanym o wlasnej poezji, ze nie wiadomo jaka ona jest, to przepraszam, ale ...
wiersza nie doczytalem do konca, bo zdenerwowalo mnie to dzielenie wyrazów "nie-wiedzy" - czytac umiem i nie trzeba mi dzielic wyrazow. przechodze wiec obok obojetnie.
Opublikowano

podział wybranych wyrazów troszeczkę razi, jeśli mówimy o wizualnej stronie wiersza. Do treści się nie ''czepiam'', bo to jest sprawa osoby piszącej .Jestem na pół plus [to takie moje określenie] pozdrawiam. E.K

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tego nie słychać kiedy serce pęka. Zimne ukłucie, jakby w środku coś się zerwało. Nie widać nic, lecz oczy ciemnieją. Ciężki oddech. Głos słabnie. Czas i powietrze staje. Co ty robisz. Noc. I tylko cień zaczyna mówić w twoim imieniu. Jak mogłeś! Bracie. No jak? A ty, dlaczego mu na to pozwalasz - Dlaczego?
    • Sąsiedzkie smaki tianguis między blokami rodzinny piknik grają w Dobble ona wierci ognistym ciałem madrytczykom za trzy lata umrze jej matka na pogrzebie wpatrzę się w jej przyschniętą twarz resztkami melona na Kijowskiej ulicy czy mam współczuć wiedząc jak żyła ojciec trząsł się kładąc wieniec na kratę jest mi przykro że cierpisz powiem tak każdemu szpikulcowi bo to broń przeciwko sobie a ksiądz niech się lepiej już zamknie nie ma ładnych pogrzebów.
    • oglądam nieśmiałe  dawne marzenia  które nie ujrzały światła dziennego    gdyby… tak czasami myślę    jaka byś była  w bliskim spotkaniu    tam wtedy  czarowałaś  byłaś niezachodzącym  słońcem  a ja  ja chmurami na niebie    bawiłaś się  moim cieniem    6.2025 andrew 
    • w niej masz drogi mleczne pokłosiem wydeptane - tu historia z korzeni w niepewność wyrasta. w niej masz ścieżki dopiero co w rosie skąpane - nie minie nawet chwila, a czas je zawłaszcza.   jest tak wyjałowiona (krucha, ślepa, głucha) monokulturą pragnień i błędów tętniących, pusta leży w bezruchu, milczy i nie słucha cichych szeptań i krzyków w koronach szumiących.   choć tak bardzo zmęczona, zasnąć nie potrafi, wciąż zakochana w niebie, z gwiazd wzroku nie spuści, będzie mu czule śpiewać przyziemne piosenki - może ją pokocha, tym marzenie jej ziści.   podszyta marzeniami bladoróżowymi, jedwabnymi nićmi i słodkim wiciokrzewem, użyźni swe zmysły, rozsieje uczuciami, odurzy zapachami i wilgotnym ciepłem.  
    • (Ojcu)   Wiesz, stoję tutaj. W tej trawie wysokiej. W słońcu. W tym rozkwieceniu bujnym i tęsknym.   W tej melancholii rozległej jak czas. W tym ogromie cichym sen głęboki otwiera powieki. I śnię tym snem potrójnym zamknięty. Tą duszną godziną upalnego lata.   Chwieją się wiotkie gałęzie. Łodygi. Źdźbła łaskoczące łydki.   I wszystko to szumi, gęstnieje. Oddycha niebem rozległym. Kobaltowym odcieniem przeciętym smugą po odrzutowcu i z białą gdzieniegdzie chmurą, obłokiem skłębionym …   W powietrzu kreślę tajemne symbole, znaki. Lgnę ustami do kory drzewa. Całuję. Namiętnie. Jak usta kochanki niewidzialne, drzewne. Liściastą boginię miłości.   Wnikam w te rowki słodkawe i lepkie od soku, czując na końcu języka tężejące grudki.   Układam zdania zapadnięte do środka, zamknięte a jednocześnie przeogromnie rozległe jak wszechświat. Jak unicestwienie. Zaciskam powieki. Otwieram… Mrugam w jakimś porywie pamięci.   Widzę idącego ojca, poprzez odczuwanie w nim tej powolności elegijnej (taką jaką się odczuwa we śnie)   Idzie powoli w wysokiej trawie. W łanach rozkołysanego morza z dłońmi złączonymi mocno i pewnie.   I rozłącza je nagle w mozaice szeptów, rozsuwając w tym złotym rozkłoszeniu zbożność i wiatr. I znowu w słońcu, i w cieniu. Za tym dębem, za kasztanem.   Za samotną w polu topolą. Chwieją i smukłą. jak palec na ustach Boga.   Idzie powoli, odchodząc. I pojawia się na chwilę, by zniknąć znowu za jakimś krzewem, co mu zachodzi znienacka drogę.   I znowu, ale w coraz większym oddaleniu. Za kępą pachnącą, za tym drżącym ukołysaniem maleńkich kwiatków, które mu spadają na głowę białym deszczem. Za jaśminem, który tak kochał za życia.   Twarz przesłaniam dłonią, szczypiące oczy, bowiem uderza mnie oślepiający promień słońca. Znienacka.   Otrząsa się w prześwicie z szeleszczących liści w powiewie. Lecz po chwili robi się duszno i cicho. Jakoś tak tkliwie. Ojciec zniknął, zapadł się. Rozpłynął, gdzieś w rozkojarzeniu sennej melancholii.   Na piaszczystej ścieżce pociętej cieniami gałęzi. A jednak był tu kiedyś i żył jeszcze. I żyje...   Jestem jedynym świadkiem tej manifestacji. Tego przemknięcia niematerialnego zrywu zakamuflowanego przed światem.   I mimo że jestem bez miejsca i przeznaczenia, notuję każdy błahy kształt. Każdy nawet zarys, który jest w czyimś zamyśle jedynie nic nieznaczącym szkicem.   W chmurze spopielałej. W nadciągającym snopie deszczu.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-06-24)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...