Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

w ciszy dźwięków, tygrys
skrada się pośród gęstwiny
wypatrując zdobyczy

tak ponętnej powabnej
wylegującej się na
nieskazitelnej miękkości pościeli

atak, myśli, zmysłów, pragnień
szał, szaleństwo rozpędzonych ciał
oddech ponadzmysłowy
niewyobrażalny gorąc wnętrzności
zachwycające odczucie euforii

stan kulminacyjny
uderzenia talerzy
smyczki skrzypiec jak skrzydła ważki
w szybkości dźwięków
ponaddźwięcznych

(po kilkunastokrotnym przesłuchaniu utworu)

Opublikowano

Ja zamiast "skradania tygrysa" w początkowej fazie utworu wyczuwam raczej powolną wspinaczkę na szczyt góry, gdzie mieszka ów Król. Ale każdy wyobrażą sobie inaczej, więc może to być na równi skradanie tygrysa jako zanimizowanego szału, jak na przykład zbliżanie się fali do brzegu. Dlatego ten utwór "muzyczny" jest ok.

Opublikowano

"Wiersze napisane w uniesieniu wywołanego przez piosenkę czy film najczęściej wychodzą kiepskie" -pisze Pan z własnego doświadczenia, czy takie są prawidła literackie. Pytam bom laik i dziwne jak dla mnie stwierdzenie.. A z czegóż czerpać natchnienie jak nie z Klasyki

Opublikowano

Hm, można by pochwalić Peela za wyobraźnię i wrażliwość, pozachwycać się, ile to on obrazów wychwycił z jednego utworu.

Jednak chciałabym zwrócić uwagę na pewną rzecz. Suita "Peer Gynt" Edwarda Griega, z którego pochodzi "W Grocie Króla Gór", została napisana na zamówienie Henryka Ibsena, który chciał wystawić swój dramat ("Peer Gynt"). Sam fragment " w Grocie Króla Gór" ma nawiązywać do mrocznych sag skandynawskich, pełnych opowieści o trollach, gnomach i innych stworzonkach, których pełne są baje rodem z Norwegii, ojczyzny Ibsena. Istotki te lubują się w prześladowywaniu Peer Gynta (tytułowego bohatera) za uwiedzenie córki Króla Gór.

To bardzo ładnie, że Peel widzi tam skradającego się tygrysa (bo w zasadzie te istoty molestujące biednego Perr Gynta mogą się skradać, a następnie rzucać na niego) i oczywiście nie odmawiam Peelowi innych interpretacji tego fragmentu i innych wrażeń, niż to było zamierzone, ale zaczęłam się po prostu zastanawiać, czy czasem pan Ibsen, no i w szczególności pan Grieg, nie przewracają się w grobach, gdy tu zostaje wychwycony chociażby "niewyobrażalny gorąc wnętrzności".

Noo, abstrahując już od genezy i kwestii muzycznej, wiersz jest słaby.
Pojedyncze obrazy, strzępki myśli zostały tu oddzielone od siebie poprzez zapis graficzy - wielkie litery na początku wersów, mimo że utwór Griega tworzy przecież spójną całość - wydaję mi się, że podobnie powinno być z wierszem. Poza tym wyrażenia typu " szybkość dźwięków ponaddźwięcznych" czy "stan kulminacyjny" do mnie osobiście nie trafiają.

Pozdrawiam :)

Opublikowano

Dziękuje Kasiu za rzeczowe podejście do sprawy. Niemniej śmiem stwierdzić, iż kwestia interpretacji jest rzeczą zindywidualizowaną i nie sądzę aby pan Grieg miał z tego powodu przewracać w grobie. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam

  • 6 lat później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • Nie ma to jak turkus morza:)
    • @Robert Witold Gorzkowski To będzie dla mnie przyjemność :) Zawsze piszę wiersz na kartce. Pomazana moim myśleniem :) Póżniej czytam z kartki do notesu samsunga. Poprawiam wariactwa i dopiero wklejam. Kartkę z tworzenia mam. Jest Twoja.   Pewno, że z przyjemnością "wezmę" coś Twojego. Tylko daj adres na priv. Dziękuję.  
    • Odeszła, zanim przyszła. Zeszła z mojego istnienia jak światło gasnące za horyzontem, jak oddech, który znika z powietrza. Nie zostawiła blizn - tylko ciszę, której nie można dotknąć. Byliśmy snem, który się nie zaczął, a jednak obudziłem się z jej śladem na policzku. Byliśmy krwią, w której nie zamieszkało żadne serce, a jednak moja nabrała koloru jej subtelności. Całowaliśmy się w języku, którego nikt nie znał. Teraz gryzę litery rozsypane na portalu, kwaśne, jakby alfabet umarł w moich ustach i wziął ze sobą wszystkie możliwe „przepraszam”. Paragon za nadzieję leżał obok - wyglądał jak wspomnienie. Rozstaliśmy się bez słowa. Jakby ktoś przeciął powietrze żyletką i kazał nam iść w przeciwnych kierunkach we wnętrzu tej samej minuty. Milczenie - ostatnie zdanie. Zostały po niej okruchy, z których nie da się złożyć chleba: ciemne pęknięcia w świetle poranka, guziki z koszuli, której nigdy nie miała, zapach, który pachnie jak zbyt późne pytanie - „czy to coś znaczyło?” – wypowiedziane w próżnię. I włos - kasztanowy, zatrzymany w futrynie światła, jakby cień jej nieobecności miał kolor. I niebieski odblask jej oczu w lustrze, który nie był moim spojrzeniem, ale patrzył na mnie z wyrzutem. I cytryna w lodówce - przecięta, sucha, uśmiechnięta krzywo jak stary żart, którego nikt już nie opowiada, ale wszyscy pamiętają śmiech, bo echo bywa głośniejsze niż głos. Kiedyś wydawało mi się, że w jej głosie słyszę „do zobaczenia”, ale echo powtarzało tylko: „nigdy, nigdy, nigdy”. Czuję się jak jezioro, w które wrzucono skałę - a żadna fala nie powstała. Jak skóra, która pamięta dotyk, choć nie było dłoni. Jak Persefona, która nie wróciła na wiosnę - a ziemia zamilkła na zawsze. A ja - z ziarnem granatu rozgniatanym językiem w ustach pełnych żalu. Zegar tyka, ale wskazówki stoją. Czas oddycha – nie rusza się z miejsca. Chwile gonią się nawzajem, a ja - w tym wszystkim – znowu umieram w rozpaczy. Chodzę po pokoju jak niedokończona modlitwa. Moje mysli - jak koty bez właściciela: gryzą, drapią, miauczą w rytmie rozpaczy. Kładę się na podłodze jak porzucona metafora. Ściany są zrobione z jej spojrzenia, a sufity - z tego, czego nie powiedziała. Kochaliśmy się przez skórę duszy, a teraz moja dusza ma wysypkę z małych, czerwonych „gdyby”. I wtedy pękła szklanka. Nie spadła. Po prostu pękła na stole - jakby nie wytrzymała tego wszystkiego za mnie. Zostało mi echo jej oddechu, rozsypane w głowie jak tabletki LSD w kieszeni po końcu świata. A niebo? Cholerne niebo - ciąży nade mną jak zasłona bez gwiazd, zimna, ciężka, nieprzenikniona. Cisza rozdziera czas na strzępy. Migotanie bez światła. I nikt nie odpowiada.
    • @Berenika97 Bereniko. To Twoje komentarze są przepiękne. Dziękuję uśmiechami :):):)     @Alicja_Wysocka Al. Oj, potrafisz, potrafisz :) Ty jestes literacką bestią :)  W najlepszym tego słowa znaczeniu !!! Dziękuję za uroczy komentarz :) Polne słoneczniki Ci kładę u stóp :)     @Annna2 Aniu. Tak jest. Jak drzewo ! Dziękuję Aniu.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...