Jeden po drugim rwę płatki stokrotki.
Zdaje mi się, że sama nic nie powiesz.
Trzeci po czwartym rwę stokrotki płatki.
Zza horyzontu wyjawia się człowiek,
Wygląda tak obco jak ja - ujadam.
On zaś przemawia moim, ludzkim głosem.
Rysuje się w jego słowach obawa.
Zakładam opaskę na śpiące oczy.
Stokrotki płatki spadają na ziemię
Coraz to wolniej, im bliżej do końca.
Ta rozjeżdża się w nogach - kuleje,
Rozchwiana iskrami mdlejącego słońca.
I o wszystkim chce mi się zapominać.
Nie jestem pewny czy cię oskarżyłem,
(siódmy po ósmym płat stokrotki zrywam),
Czy chwilę temu nazwałem cię kurwą.
Stanąłem z kwiatem obdartym ze skóry
Przed miejscem, które leżało odłogiem.
Nic nie znaczy jego sąd ostateczny.
Liczyć skończyłem w procesu połowie.
Zjednoczył się z nim w swoim obszarpaństwie.
Zaczął wtem tłuc w mojej klatce piersiowej.
Zapytałem go - jak zabić Goliata?
Odrzekł, że nic się nigdy nie wyjaśni.
