Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Tyrs

Tyrs

 

Czytałem Johna Cage’a i przypomniałem sobie

gnoja pytanie – czemu nie dzielisz wersów i oto

dotarło do mnie, że podział jest formą istnienia –

zdzielił mnie w twarz drab na ulicy argumentum

ad personam i zastygł - tacy sobie stawiają pomniki

za życia, cokoły pustoszeją. Coraz większy

rozdźwięk społeczeństwa, coraz większy upadek.

Coraz mniej w telewizji do obejrzenia. Przyszło

mi żyć na pustkowiu. Fraternizacja z tłuszczą

wychodzi mi bokiem jak grot po niedźwiedzim

tłuszczu (stąd biorą się nazwy – panie docencie,

doktorze - całe uczone słowotwórstwo, zniknął

człowiek w plażowym ubiorze). Skończyłem

pisać rozdział książki, odłożyłem to, co miałem

wypić na później – za rok, może dwa, ile lat przede

mną, za - szafą, czymkolwiek wspartym o ścianę

znajdzie ktoś o imieniu nieznanym – z ang. NN,

NoName - niedopitą szklankę (koniecznie jak

u Brodskiego), zabierze do muzeum –

cokoły pustoszeją, sami sobie stawiamy pomniki

w narcystycznym zachwycie. Przy wtórze

pochlebców, pociotków, pobratymców –  wyjców.

Czytałem Kennetha Kocha –  wspomina o Kantorze,

mój ojciec cenił Cricot, parasol w muzeum –

na obrazie i ten, który zostawił przez roztargnienie

w jakiejś mniej artystycznej spelunie - obaj nie żyją.

Żyję na pustkowiu. Czytałem Johna Cage’a i jego

opowieść o przekraczaniu rzeki przez Hindusa

i Japończyka – i przypomniałem sobie gnoja, który

mi mówił, że tak się nie pisze. Czy tylko dlatego,

że się nie chodzi po wodzie, mam schodzić na

mieliznę? Chciałbym, by znaleziono wyżej

wspomnianą - ww. (tylko tak się to pisze) szklankę

na Manhattanie. Choćby w podrzędnym hotelu.

 

Tyrs

Tyrs

 

Czytałem Johna Cage’a i przypomniałem sobie

gnoja pytanie – czemu nie dzielisz wersów i oto

dotarło do mnie, że podział jest formą istnienia –

zdzielił mnie w twarz drab na ulicy argumentum

ad personam i zastygł - tacy sobie stawiają pomniki

za życia, cokoły pustoszeją. Coraz większy

rozdźwięk społeczeństwa, coraz większy upadek.

Coraz mniej w telewizji do obejrzenia. Przyszło

mi żyć na pustkowiu. Fraternizacja z tłuszczą

wychodzi mi bokiem jak grot po niedźwiedzim

tłuszczu (stąd biorą się nazwy – panie docencie,

doktorze - całe uczone słowotwórstwo, zniknął

człowiek w plażowym ubiorze). Skończyłem

pisać rozdział książki, odłożyłem to, co miałem

wypić na później – za rok, może dwa, ile lat przede

mną, za - szafą, czymkolwiek wspartym o ścianę

znajdzie ktoś o imieniu nieznanym – z ang. NN,

NoName - niedopitą szklankę (koniecznie jak

u Brodskiego), zabierze do muzeum –

cokoły pustoszeją, sami sobie stawiamy pomniki

w narcystycznym zachwycie. Przy wtórze

pochlebców, pociotków, pobratymców –  wyjców.

Czytałem Kennetha Kocha –  wspomina o Kantorze,

mój ojciec cenił Cricot, parasol w muzeum –

na obrazie i ten, który zostawił przez roztargnienie

w jakiejś mniej artystycznej spelunie - obaj nie żyją.

Żyję na pustkowiu. Czytałem Johna Cage’a i jego

opowieść o przekraczaniu rzeki przez Hindusa

i Japończyka – i przypomniałem sobie gnoja, który

mi mówił, że tak się nie pisze. Czy tylko dlatego,

że się nie chodzi po wodzie mam schodzić na

mieliznę? Chciałbym, by znaleziono wyżej

wspomnianą - ww. (tylko tak się to pisze) szklankę

na Manhattanie. Choćby w podrzędnym hotelu.

 

Tyrs

Tyrs

 

Czytałem Johna Cage’a i przypomniałem sobie

gnoja pytanie – czemu nie dzielisz wersów i oto

dotarło do mnie, że podział jest formą istnienia –

zdzielił mnie w twarz drab na ulicy argumentum

ad personam i zastygł - tacy sobie stawiają pomniki

za życia, cokoły pustoszeją. Coraz większy

rozdźwięk społeczeństwa, coraz większy upadek.

Coraz mniej w telewizji do obejrzenia. Przyszło

mi żyć na pustkowiu. Fraternizacja z tłuszczą

wychodzi mi bokiem jak grot po niedźwiedzim

tłuszczu (stąd biorą się nazwy – panie docencie,

doktorze - całe uczone słowotwórstwo, zniknął

człowiek w plażowym ubiorze). Skończyłem

pisać rozdział książki, odłożyłem to, co miałem

wypić na później – za rok, może dwa, ile lat przede

mną, za - szafą, czymkolwiek wspartym o ścianę

znajdzie ktoś o imieniu nieznanym – z ang. NN,

NoName - niedopitą szklankę (koniecznie jak

u Brodskiego), zabierze do muzeum –

cokoły pustoszeją, sami sobie stawiamy pomniki

w narcystycznym zachwycie. Przy wtórze

pochlebców, pociotków, pobratymców –  wyjców.

Czytałem Kennetha Kocha –  wspomina o Kantorze,

mój ojciec cenił Cricot, parasol w muzeum –

na obrazie i ten, który zostawił przez roztargnienie

w jakiejś mniej artystycznej spelunie - obaj nie żyją.

Żyję na pustkowiu. Czytałem Johna Cage’a i jego

opowieść o przekraczaniu rzeki przez Hindusa

i Japończyka – i przypomniałem sobie gnoja, który

mi mówił, że tak się nie pisze. Czy tylko dlatego,

że się nie chodzi po wodzie mam schodzić na

mieliznę? Chciałbym, by znaleziono wyżej

wspomnianą - ww. (tylko tak się to pisze) szklankę

na Manhattanie. Choćby w podrzędnym hotelu.

 

Tyrs

Tyrs

 

Czytałem Johna Cage’a i przypomniałem sobie

gnoja pytanie – czemu nie dzielisz wersów i oto

dotarło do mnie, że podział jest formą istnienia –

zdzielił mnie w twarz drab na ulicy argumentum

ad personam i zastygł - tacy sobie stawiają pomniki

za życia, cokoły pustoszeją. Coraz większy

rozdźwięk społeczeństwa, coraz większy upadek.

Coraz mniej w telewizji do obejrzenia. Przyszło

mi żyć na pustkowiu. Fraternizacja z tłuszczą

wychodzi mi bokiem jak grot po niedźwiedzim

tłuszczu (stąd biorą się nazwy – panie docencie,

doktorze - całe uczone słowotwórstwo, zniknął

człowiek w plażowym ubiorze). Skończyłem

pisać rozdział książki, odłożyłem to, co miałem

wypić na później – za rok, może dwa, ile lat przede

mną, za - szafą, czymkolwiek wspartym o ścianę

znajdzie ktoś o imieniu nieznanym – z ang. NN,

NoName - niedopitą szklankę (koniecznie jak

u Brodskiego), zabierze do muzeum –

cokoły pustoszeją, sami sobie stawiamy pomniki

w narcystycznym zachwycie. Przy wtórze

pochlebców, pociotków, pobratymców –  wyjców.

Czytałem Kennetha Kocha –  wspomina o Kantorze,

mój ojciec cenił Cricot, parasol w muzeum –

na obrazie i ten, który zostawił przez roztargnienie

w jakiejś mniej artystycznej spelunie - obaj nie żyją.

Żyję na pustkowiu. Czytałem Johna Cage’a i jego

opowieść o przekraczaniu rzeki przez Hindusa

i Japończyka – i przypomniałem sobie gnoja, który

mi mówił, że tak się nie pisze. Czy tylko dlatego,

że się nie chodzi po wodzie mam schodzić na

mieliznę? Chciałbym, by znaleziono wyżej

wspomnianą - ww. (tylko tak się to pisze) szklankę

na Manhattanie. Choćby w podrzędnym hotelu.

 



×
×
  • Dodaj nową pozycję...