Rozkazałem odnaleźć
i ściągnąć tu Twoje ciało.
Wygraliśmy bitwę
a przegraliśmy wojnę.
Leżysz na stosie tak cichy i blady.
Bracie! Weź i mój topór w odmety, świętego, ofiarnego ognia.
Zabierz go do Asgardu.
Trenuj nim pod okiem Bogów
aż do dnia ostatecznej bitwy.
Wiernie będzie Ci służył.
Dziś ścieżek przeznaczenia
nie prostują Bogowie.
A w wojnie nie szukaj
honoru ani wiecznej chwały.
Wróg nie stanie z Tobą
oko w oko w szranki.
Zabije bez chwili zwątpienia,
dronem czy samolotem.
Wiem jak samotny tam będziesz Bracie.
Po kolejnej bitwie,
zapewne dołączę do Ciebie.
Duch mój
pod bramy Asgardu podejdzie.
Mój czas także do końca się zbliżył.
A jeśli widzą mą żałobę i żal.
Niech stwierdzą zgodnie,
że to jeszcze nie czas.
I niech zwrócą iskrę życia
w Twe piersi i oczy.
Runy i gwiazdy
są nam przychylne i łaskawe.
Twoja dusza wraca
przez mroki Helheimu.
Żagiew dla stosu,
zamienimy w miecz
z zaklętą potęga ojców.
Żagiew śmierć i proch.
Miecz nieśmiertelność i władze wróży. Cóż oprócz łez i ryku żałości,
może wyjść z mojego serca środka. Czas pożegnać ten świat.
Złamać i spalić tarczę
z zaklętą w niej
siłą, mądrością i honorem.
W agonii trwającego Ragnaroku. Spłonąć jak krzak.
Dzikiej, białej róży.