Cały jestem —
ulepiony,
trochę z gliny,
trochę z gumy.
Nie do końca,
bo się kleję.
Uszy odstające —
każdy z nich się śmieje.
Cały na bakier,
trochę z gliny,
trochę z gumy.
A do tego nos —
przypieczony
jak halloumi.
Nie do końca
ulepiony,
jedynie serce —
na tyle bijące,
by żyć,
by trwać,
by móc kochać.
Taką samą,
nie do końca
ulepioną,
całkiem świeżą,
do ust się klejącą
jak papieros,
czy fifka.
Czasem przesadnie
lepiącą się
do wszystkiego —
jak przepocona koszula,
jak dziwka.