Szukałem balsamu — na blizny,
na echo dawnych ran;
nostalgia, jak woda w starych kadziach,
rozlewa się po grudniowym niebie.
Chłód spuszcza głowę,
rozkłada woal szronu,
szepcze do siebie po cichu
i nie patrząc w przód — idzie dalej.
Na parapecie czarny kot
jak przecinek w zdaniu dnia,
straszy sikory drżeniem ogona,
jakby bronił tajemnicy zimy.
Bo czasem najgłębsze ukojenie
znajduje się dopiero wtedy,
gdy odczytasz własne rany
jak mapę powrotu do siebie.
Wiesz kiedy nasze dłonie
spotkają się w pół drogi,
zgaśnie ciężar zim
lecz błogi rytm nigdy nie wróci.
I co wtedy ? Czy już bez lęku
przyjmiemy swoje słowa,
jakby bliskość była pieśnią,
nową prostą formułą - zostań.
Boję się odpowiedzi,
bo może nie będzie w niej gwarancji
może bliskość nie być hymnem
lecz zgodą na brak melodii.
Dwadzieścia lat w ciemnym lochu.
Dwadzieścia lat odbijania się niczym
Piłka od krat i stalowych wrót.
Ocierania się o szare betonowe ściany
Na spacerniaku, jak na wybiegu dla psów.
Klawisz na klawiszu brzęczał głośno,
Choć nie było tam pianina ni akordeonu.
Dzisiaj siedzę na kamieniu polnym,
Sama jak palec u ręki, łzy leję, łkam
Na widok słońca, które chowało się
Przede mną ze wstydu przez tyle lat.
Nawet teraz, gdy rzucę okiem wokoło,
Nie widzę swego cienia, nawet śladu,
Jakby mnie nie było; czy zostałam duchem
Niewidzialnym, nocną zjawą, marą?
Dłubię patykiem w ziemi, rozmyślając
Co dalej, jak wstać na nogi, gdzie iść?
Świerszcz w trawie dla mnie nie zagra,
Kundel ze wsi wyszczerzy tylko kły.
Powlokę się przed siebie, mocno trzymając
Swoje łachmany, nim odbierze je złośliwy wiatr,
A błotnista ziemia wessie drewniane chodaki.
Mój cały dobytek zebrany w te stracone
I przespane dwadzieścia ostatnich lat.
@infelia Inspiracją - serialowa Pati.