Słów się nie nazywa, więc ich się nie rozumie,
Badając ostrze znaczenia w nabrzmiałym szumie,
Oglądając tylko strukturę nagiej plamy
Wokół piksela drżącego w barwie gamy.
Znak nie mówi — odarty już z kształtu — on mruga,
Frazą, cięciem, przepycha się jak czarna smuga,
Androgenicznych warg w soczewce nieboskłonu,
Które oślepło, jak pęknięcie w czaszce dzwonu.