Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

2148 (Część wstępna - 1.)


Rekomendowane odpowiedzi

Przez okno mojego mieszkania wpadły promienie światła. Ktoś odsłonił zasłonkę. Przez moment, oślepiony i zdezorientowany, nie wiedziałem co się dzieje. Zawsze kiedy bywałem w takim położeniu... Położeniu... Właśnie leżałem na ukochanym barłogu. Więc położenie miałem co najmniej horyzontalne. Sam nie wiem. Zdaje się, że spałem. Aż do tej chwili, gdy Stachu kopnął mnie w przyżebrze. Wkrótce poczułem ból nie tylko w przyżebrzu, ale też w podbrzuszu i nadudziu. Cios za ciosem. Codzienny budzik.
- Ludwiczku! Wstawaj!
- Daj mi spać... – wycedziłem obolały – Odwal się!
Bodaj biłby mnie tam bez końca gdybym w końcu nie zerwał się i nie dźgnął go prosto w to pryszczate pijackie czółko. Co prawda nic nie miałem do jego czółka, ale wkurzył mnie.
- Ludku! Zobacz co mam – pokazał na zawiniątko, które trzymał w dłoniach.
- Ty gnojku! Coś tu znów przytargał. Dobrze wiesz, że nie mieszam interesów z życiem prywatnym...
Stachu najwyraźniej nie skumał, o co mi chodziło, bo dalej wydzierał się nad moim uchem.
- Stachu, fruwaj stąd! Nie interesuje mnie co tu masz. Chcę spokojnie pospać. –wybełkotałem.
- Schlałeś się Ludwik! Świnio nie myta! Schlałeś się! Wiesz kim ty jesteś? – zaczął się zanosić – Wiesz kim? Przyjacielem myślisz? Ty jesteś...
Nie skończył. Wiedziałem co miał na myśli. Obiecałem mu, że dziś zabalujemy razem. Ale ja nie wytrzymałem. Musiałem napić się przed śniadaniem, choć łyka, dwa...
- Ja harowałem od rańca samego, po to, żeby było... fajnie żeby było. A ty mnie Ludku tak załatwiasz?! Schlałeś się...
- Stachu. Stasieńku...
Ale Stachu już nie reagował. Widziałem tylko jak zaczął się rozmazywać, by po chwili całkiem zniknąć z moich oczu. Stachu, mój najlepszy przyjaciel, zostawiony na lodzie... Wsłuchiwałem się, podparty na łokciu, w równomierny, milknący gdzieś tam stukot wózka, który teraz był jedynym towarzyszem Stacha. Poszedł na robotę...
Zaległem, by dalej rozkoszować się snem. Ale nie była to już rozkosz. Miałem koszmary.

Kiedy się obudziłem słońce zachodziło. Bolała mnie głowa. Nie od koszmarów. Niemiłosierny kac przeszywał mi łeb. Cóż to dla mnie! Miałem czas się przyzwyczaić. Wiem jak go leczyć i robię to zawsze skutecznie. W końcu nie każdy może się pochwalić mianem samowystarczalnego żula-lekarza. Bo ja jestem żulem i nie wstydzę się tego. A co mi mogą zrobić ludzie? Żule przecież mogą wszystko. Na nic już nie mogą liczyć, nawet na zbawienie. Więc wszystko jest im obojętne. Ale mogą się w życiu wielu ciekawych rzeczy spodziewać. Na przykład, że w ryj oberwą. Dzieje się tak, bo sami zbyt wiele się rzucają. Ta ich beztroska (i gorzała) uderza im czasem do głowy. W ryj nie trudno dostać. A ja nigdy nie dostałem! Bo jestem innym żulem, niezwykłym nadżulem. Jestem wybrańcem. W głębi zawsze gdzieś to czułem. Jestem gdzieś tam jednym z wielu tych co odegrać mają rolę w całej tej machinie świata. Ja – dziecko świata. Jedyny, wśród żulerstwa. Dlatego nie boję się powiedzieć sobie: „Ludwik! Jesteś kretynem. Schrzaniłeś sobie życie. Ale to twoje życie i kiedyś pokażesz im na co cię stać!” Teraz zwątpiłem w swoją pijacką świętość. Teraz, gdy tak zraniłem mojego najlepszego kumpla.
Wstałem, by usiąść na skraju łóżka. Coś zdenerwowało moją brudną, obsikaną stopę, coś zimnego. Na podłodze leżało małe zawiniątko, przyniesione przez Stacha... Zawinięte w starą folię aluminiową, którą Stachu zdjął najpierw z resztek kurczaka z rożna, a potem owinął kanapkę znalezioną w śmietniku. Przeżywaliśmy kryzys. Nie stać było nas na Jacka Podrzędnego, więc owijaliśmy żywność nawet skarpetkami, bo one też nieźle sprawowały się w roli przenośnej lodówki. Łatwo można coś wpakować, wyjąć, przetransportować. Nic się nie psuje. Podniosłem delikatnie aluminiową paczuszkę, po czym starannie odwinąłem folię.

© 2005

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no i gdzie przerwałeś? ;)) pewnie tak specjalnie na zachętę.
dobry sposób narracji, naprawdę dobrze się czyta, niezły język.
zastrzeżenia mam do początku, konkretnie tych myślników.
imie Ludwik rzuca się w oczy, nie przesadzaj w przyszłości :), ja kiedys nazwałem bohatera Dzidosław to potem mi się obrywało jeszcze jakiś czas :)))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...